22.05.2017

XVI - ARE THERE SOME ACES UP YOU SLEEVE?


Mgliste wspomnienia ostatniej nocy kołatały mi się po głowie. Nie rozróżniałam do końca snu i jawy. Nie wiedziałam, co dokładnie zdarzyło się wczoraj. Pamiętałam tylko tyle, że po zobaczeniu zakrwawionej kabiny kierowcy zemdlałam, a Kirito złapał mnie w ostatnim momencie. Potem długo mną potrząsał, ale miałam wrażenie, że oglądałam wszystko z boku - nie mogłam nawet zareagować.
Ocknęłam się dopiero w karetce z maską wspomagającą oddychanie. Moje stopy tętniły bólem, czułam jak po skórze lała się krew. Wnioskując po minach ratowników nie było za ciekawie. Mimo to, gdy tylko się obudziłam sprawdzili podstawowe bodźce i kontynuowali swoją pracę. Z jakiegoś powodu karetka nie ruszyła od razu.
Z tępym bólem głowy uniosłam się delikatnie na łokciach, aby zobaczyć, co działo się na zewnątrz. Oślepiły mnie niebieskie światła lamp policyjnych wyróżniające się spośród mroku rozświetlonego wcześniej jedynie bladym blaskiem księżyca. To, co zobaczyłam, wyglądało jak scena masakry. Radiowozy, technicy, transportowiec i teren dookoła niego odgrodzony taśmą. Krzyki policjantów, zgiełk - ogólny rozgardiasz, który wręcz spowodował ucisk w mojej piersi.
Strach uderzył mnie ze zdwojoną siłą. To przez Sasuke się tu znalazłam, czy raczej przez jego brak. Pamiętam, że w momencie, gdy biegłam do samochodu sprawdzić czy tam był, moje myślenie po prostu się wyłączyło. Nic nie było w stanie mnie zatrzymać przed dotarciem tam pierwszej. Gdzieś głęboko we mnie siedziała świadomość, że stało się coś złego, że już na dobre wyczerpałam limit na szczęścia. I co najgorsze, nie pomyliłam się.
Setki myśli nie dawały mi spokoju. Podano mi jakieś środki przeciwbólowe, bo byłam otumaniona, miałam spowolnione reakcje oraz… nie czułam bólu, który powinien rozdzierać mnie od środka. Podobno jest tak, że gdy skieruje się cierpienie na inną część ciała, to ta pierwsza przestaje boleć. Do mózgu leci inny impuls, strata zastępuje stratę. W moim przypadku efekt był oczywisty, a nawet nie mogłam się rozpłakać.
Ze znajomych osób najpierw wypatrzyłam Kirito, który stał bokiem do mnie i rozmawiał z funkcjonariuszem policji. Był przygarbiony, na jego twarzy widziałam całą gamę emocji, których ja nie miałam odwagi pokazać. Może jego też zżerało poczucie winy? Może i on nie mógł przestać się zastanawiać, czy jeśli nasza kłótnia skończyłaby się inaczej, Uchiha nie wyszedłby z domu?
Zacisnęłam oczy, nie pozwalając sobie na łzy. Groziłam mu, że odejdę z dnia na dzień, jeśli nie przystanie na moje ultimatum, że zrobię z jego życiem to, co on właśnie zrobił z moim. Gdybym wiedziała, jak to boli, chyba nie byłabym w stanie złożyć takiej oferty ponownie.
Moje poczucie winy szybko przegonił żal. Żal za tym, że kiedy już zrozumiałam, iż jestem w stanie go pokochać, on nie dość, że zniknął, to jeszcze zabrał moje serce ze sobą. Zabrał je do niej, do kobiety o imieniu, którego nie chcę pamiętać, a które bez przerwy mi o sobie przypomina. Samoistnie. Jakby jego właścicielka zaplanowała to już dawno temu. Jakby zaplanowała jak zniszczyć mi życie.
- Proszę się rozluźnić, zabieramy panią do szpitala.
Nachyliła się nade mną blondwłosa kobieta w średnim wieku. Posłała mi delikatny uśmiech. Patrzyłam na nią z pustką w oczach, która szybko przygasiła jej entuzjazm.
- Tak jak powiedziałem, zabieracie ją do Tokio. - Nagle obok pojawił się Kirito i co najśmieszniejsze zaczął wydawać ratownikom rozkazy. - Resztą ja się zajmę. Sakura? -
Skupiłam na nim wzrok. Jedno spojrzenie wystarczyło, abym wiedziała, że nie tylko ja się zadręczałam, że mimo wszystko wciąż go kochał jak brata i na myśl, iż coś mu się stało świat trząsł się w posadach. Złapał mnie lekko za dłoń i ścisnął.
Spojrzałam po personelu karetki, lecz nim się zorientowałam zostaliśmy sami. Wychodziło na to, że nawet tutaj, na końcu świata pieniądze działały cuda.
- Zabierają cię do szpitala w Tokio, to prywatna karetka. Dogadałem się już z miejscową policją, oficjalnie nie było cię na miejscu zdarzenia.
Na miejscu zdarzenia. Na miejscu zdarzenia.
Boże, to brzmiało, jakby stało się już najgorsze.
- Przekupiłeś ich? - wycharczałam, nie spodziewając się, w jakim stanie było moje gardło.
- Tak, ale o tym potem. - Machnął ręką, ale wciąż był spięty. Wciąż, tak jak ja, cholernie się bał. - W Tokio będzie czekać na ciebie ta twoja przyjaciółka z czerwonymi włosami. Ciągle zapominam jak ma na imię.
- Tay - mruknęłam i na myśl o jej spotkaniu zrobiło mi się lepiej. Wreszcie będę mogła wszystko z siebie wyrzucić, nie bojąc się, że osąd będzie nieprawidłowy.
- Ja i Naruto wszystkim się tutaj zajmiemy. - Widziałam w jego oczach odbicie własnych uczuć. Ponownie ścisnął moją dłoń i nachylił się, po czym uniósł ją i delikatnie i przytknął do ust. - Przepraszam.
Nie wiem, może powinnam zabrać tę rękę, może nawet wyszarpnąć, ale nie miałam siły na walkę. Widziałam, że on też nie.
- Musisz wrócić do Tokio, musimy… Ustalić jedną wersję wydarzeń. - Przygryzłam dolną wargę, a Kirito puścił moją dłoń, która bezwładnie opadła na materac.
- Chyba czas powiedzieć wszystko. Koniec uciekania, Sakura. - Myślałam, że zbiera się do wyjścia, ale on tylko podszedł bliżej. - Na pewno w Tokio, gdy wydobrzejesz nie raz będziesz musiała rozmawiać z policją. Miej świadomość, że zacznie się piekło.
- Dlaczego? - Zmarszczyłam brwi, dopiero po chwili orientując się, jak głupie zadałam pytanie. Blondyn jednak zdążył mnie uprzedzić z odpowiedzią.
- Wiele ludzi chce, by Rotza padła. Itachi jest odsunięty, Sasuke zniknął. Nie wiem, co zrobi Dyara. - Kirito westchnął i przeczesał włosy palcami. Drżały mu dłonie, miał rozbiegany wzrok.
- Myślisz, że to ona?
Od razu zrozumiał, kogo miałam na myśli.
- Obawiam się, że może to być za proste, ale miejmy nadzieję, że nie ma za tym czegoś większego.
- Tylko po co miałaby go porywać? - Mój głos brzmiał głucho, bezbarwnie. Jakby wydobywał się z mojego wnętrza, gdzie przez ostatnią godzinę wszystko zdążyło umrzeć. - Do tego nie dałaby rady zrobić tego w pojedynkę.
- Był pijany.
- Ale nie na tyle, żeby dać się obezwładnić ćpunce. - Ścisnęłam szczękę, a ból w mojej głowie zacząl narastać. - Przecież nie zakładała, że będzie pod wpływem. Do tego nie mogło być z nim jakoś tragicznie, skoro dał radę tu dojechać.
Moje słowa zawisły w powietrzu. Kirito odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Sam już nie wiem, Sakura.
- Oboje nie wiemy.
Znów westchnął i wbił spojrzenie w sufit.
- Nie wybaczę sobie, jeśli coś mu się stanie - szepnął, zaciskając pięści.
- A ja się obawiam, że on doskonale wie, co robi. - Szybko odwrócił ku mnie głowę.
- Co masz na myśli?
- To czego najbardziej się boję to to, że on wiedział jak to się skończy. Nawet w takich szczegółach jak ta lokalizacja.
- Co ty chcesz powiedzie…
- Przecież transportowiec nie ma gps-a. Aby tutaj dojechać posługiwaliśmy się nawigacją z twojej komórki, a telefon Sasuke miałeś w kieszeni, gdy tu jechaliśmy.
Zorientowałam się o tym dosłownie przed chwilą. Gdy wpadłam do kabiny widok krwi przysłonił moje logiczne myślenie. Dopiero teraz połączyłam fakty.
- Co jeśli jesteśmy tylko kolejnym elementem planu?
- Sakura, to niemożliwe. Znam go od zawsze. Nie jest psychopatą.
- Prowadzi bardzo niebezpieczną grę, w której już zdążyłam ucierpieć. Ja dziękuję za dalszy udział. - Opadłam na łóżko, już wiedząc, co za uczucie tak bardzo chciało przedrzeć się przez zasłonę smutku i żalu.
Złość.
- Nie wiem. - Kirito rozłożył bezradnie ręce, mi zebrało się na płacz.
To nie miało wszystko, do cholery, tak wyglądać!
- Gdy tylko przyjadę do Tokio, zajrzę do ciebie. Może coś już się rozjaśni. Na pewno do jutra rana muszę zostać tutaj.
Właśnie wsadzał mnie w auto pełne obcych ludzi, mające zawieźć mnie setki kilometrów dalej. Nie miałam telefonu, dokumentów, pieniędzy. Nic. Byłam bez tożsamości, bez imienia i z poranionymi nogami, przez co nie mogłam nawet uciec.
Chciałam się odezwać, ale on ponownie dziś się nachylił. Poczułam jego ciepłe usta na swoim czole. Ot, muśnięcie. Nic wielkiego, a jednak spowodowało, że przestałam wierzyć w szczęśliwe zakończenia. Nie zdążył zobaczyć, jak z moich oczu lecą łzy, bo wyszedł od razu. Jego miejsce zajęli ratownicy, drzwi zamknęły się momentalnie. Auto ruszyło, mi z powrotem nałożono na twarz maskę. Ta sama kobieta w średnim wieku podeszła do mnie ze strzykawką w ręce. Zaczęła wstrzykiwać mi płyn przez wenflon. Ponownie traciłam świadomość, usypiałam, usypiałam, usypiałam…

Przebudzałam się kilka razy. Kojarzyłam momenty, gdy mnie przenoszono, zmieniano opatrunki, myto, czy przebierano. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło odkąd ostatni raz widziałam Kirito. Nie miałam też snów. Po podaniu środków usypiających mój umysł po prostu przestał funkcjonować. Czułam się jak warzywo, jak przekładana z miejsce na miejsce lalka bez możliwości sprzeciwu.
Wreszcie ułożono mnie w jasnej, przestronnej sali. Słońce wlewało się leniwie do pomieszczenia, nie sięgając mojego łóżka. Powoli wracała mi pełna świadomość. Jednak nim się spostrzegłam, w pokoju pojawiła się starsza lekarka. Widocznie byłam dobrze monitorowana.
- Dzień dobry, pani Sakuro. Jak się pani czuje?
Kobieta podeszła do maszyn, które mnie otaczały i zaczęła spisywać jakieś parametry.
- Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? - wychrypiałam, marząc aby móc czymś zwilżyć gardło.
- Zaraz przyjdzie do pani jakiś przedstawiciel od pana Kirito - odpowiedziała, po czym niewzruszenie kontynuowała swoją pracę.
- Zna go pani?
- Oczywiście, każdy tutaj go zna. - Gdy zorientowała się, że nie wiedziałam o czym mówi, dodała: Mamy sieć klinik w całym kraju, wspomaga je, ponieważ prowadzimy też fundację. Od razu uprzedzę pani pytanie, bo na pani miejscu, właśnie nad tym bym się zastanawiała.  - Wymierzyła we mnie długopisem, spoglądając znad drucianych okularów. - Mniej więcej nad tym, jak prywatna karetka znalazła się dość szybko w środku lasu.
- Tak, to dość ciekawa sprawa - przytaknęłam, a ona westchnęła przeciągle.
- Mamy tam oddział. Pan Kirito nalegał kilka lat temu, po śmierci żony, poza tematem, że wręcz musimy tam być.
Więc dlaczego nie kazał Sasuke pojechać tam, gdy stan jego ręki pogorszył się? Na myśl, że zrobił to z czystego egoizmu, aby spędzić ze mną więcej czasu, miałam ochotę go udusić.
- Rozumiem - odparłam, rozkładając się wygodnie na poduszkach.
- Jeśli chodzi o stan pani zdrowia, to sprawa wygląda następująco. - Rzuciła mi taksujące spojrzenie. - Plecy goją się dobrze, ktoś nimi wcześniej dobrze się zajął, ale wolę pozostać w niewiedzy, w jaki sposób się pani tego nabawiła. Nie wykryliśmy żadnych innych nieprawidłowości, prócz oczywiście paskudnie poranionych nóg. Przez najbliższe dwa dni na pewno pani nie wstanie, proszę się nie nastawiać.
Miałam ochotę uderzyć się dłonią w czoło. Teraz jeszcze zostałam przykuta do łóżka, wybornie.
- Czy może dać mi pani telefon?
- Mogę.
Skończyła uzupełniać tabelkę, którą zajmowała się przez cały czas.
- Mam też przekazać, że ma pani dwóch zapowiedzianych gości. Nie powiadomię od razu policji. Pan Kirito prosił, aby dać pani czas na, cytuję “pogaduszki i wymyślenie czegoś sensownego”, zanim skonfrontuje się pani z funkcjonariuszem.
Lekarka opuściła mój pokój chwilę później. Pozostałam sama ze swoimi myślami, a na dodatek chyba zapomniała, że miałą przynieść mi komórkę. Obok siebie miałam jednak specjalny guzik i przywołałam nim pielęgniarkę. Poprosiłam o telefon i szklankę wody.
Gdy otrzymałam oba od razu wypiłam wszystko. Potem drżącymi dłońmi wzięłam komórkę i wstukałam numer Tay. Czekałam jedynie trzy sygnały, gdy ta odrzuciła połączenie.
- Co jest? - mruknęłam pod nosem, ponawiając czynność.
Tego połączenia nie zdążyła odrzucić, bo ujrzałam ją w drzwiach szpitalnego pokoju, a uprzedził ją syk pełen nienawiści.
- Czy ty masz rozum, czy ciebie już całkiem popierdoliło?
Weszła do środka, ciskając z oczu piorunami. Miałam wrażenie, że prawie spłonę po raz drugi. Wystarczy jeśli będzie patrzeć na mnie tak jeszcze trochę, a zmienię się w popiół.
- Mi ciebie też miło widzieć - odparłam cicho i poprawiłam sobie delikatnie głowę na poduszce.
- Bez mojej wiedzy i zgody! - Wyciągnęła przed siebie palec i zaczęła machać mi nim przed twarzą. - Od początku mi coś nie pasowało! Podróż dookoła świata! Kurwa, podróż dookoła świata. Że ja się dałam na to nabrać, to aż mi słów brakuje! - Podeszła bliżej, oparła dłonie na materacu i chuchnęła mi w twarz. - Czy ty masz rozum i godność człowieka?
- No już, już… - próbowałam ją załagodzić.
- Co już?! Co już?! - Wyrzuciła ręce do góry i zaciskała pięści, jakby ostatnimi siłami powstrzymywała się od strzelenia mi lewego sierpowego. - Czy ty masz pojęcie, co mogło się stać?
- Stało się wystarczająco dużo, za więcej podziękuję - rzuciłam z przekąsem, ale tylko ją tym rozjuszyłam.
- Co ci do łba strzeliło?! On, on cię porwał praktycznie!
- Porwanie za moją zgodą, to nie porwanie.
- Chciałam ci nadmienić, że byłaś przywiązana do łóżka!
- Z nim też spędziłam sporo czasu w łóżku.
To na chwilę zamknęło jej usta. W oku zobaczyłam ten błysk, który na chwilę z wściekłości przerodził się w zainteresowanie.
- Dobry jest?
- Oj, tak - powiedziałam, ale wyczułam, jak z powrotem wraca do swojej wcześniejszej postawy.
- To nic nie zmienia! Mógłby być bogiem seksu, a ty nie powinnaś się na nic zgodzić!
- Skąd wiesz, że nie jest?
- Sakura!
- Próbuję odciągnąć cię jakoś od tematu - mruknęłam, niewinnie patrząc za okno.
Nie uszło to jej uwadze. Wykorzystując chwilowe milczenie zdjęła skórzaną kurtkę i rzuciła ją na parapet. Została jedynie w jeansach i bokserce, cała w czerni, rzecz jasna. Kiedyś, tak poza tematem, powiedziała, że będzie chodzić w czerni bądź nago. Cóż. Efekt jest jaki jest.
- Czy ty masz pojęcie, co ja przeżywałam? - Spojrzała na mnie karcąco, jakbym miała pięć lat.
- Przecież nic nie wiedziałaś…
- Właśnie! Ale wewnętrznie wyczuwałam! - Zmrużyła powieki. - Jak dorwę drania, to wypruję mu flaki, rozumiesz? Znajdę go i wypatroszę, jak największą kanalię. Wykastruję gnoja oraz...
- Chyba muszę ci wszystko opowiedzieć - przerwałam jej, a ona spojrzała na mnie czujnie.
- Miałam ci o tym przypomnieć, jak już skończę się drzeć, ale doszłam do wniosku, że pewnie będę darła się dwa razy, więc chciałam potrenować.
Tay usiadła na krzesełku obok mojego łóżka. Założyła nogę na nogę i wygodnie się oparła z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jej wzrok przypominał ten bazyliszka, a, jak powszechnie wiadomo, nie był on raczej z kategorii tych nakłaniających do współpracy.
Nie wiem, jak długo jej wszystko opowiadałam. Zaczęłam od tego, jak do nas strzelano, przemknęłam przez pożar. Moja historia była treściwa, nie pomijałam niczego - nawet tego, że Hinata pijana jak bela prawie została wzięta na trawniku za domem. Efekt tego wtrącenia miał być następujący - Tay się rozwesela, puszcza w niepamięć część moich występków, a na koniec całuje w czółko i mówi: wszystko będzie dobrze.
Cóż. Nie wyszło.
- Jesteś beznadziejnie naiwna. I głupia.
Oj tak. Zdecydowanie nie wyszło.
- No czasem nie myślałam racjonalnie i…
- Czasem? Sakura, ja pierdole, w tym nie ma nic racjonalnego!
Złość powoli z niej schodziła. Zastępowała ją irytacja i bezsilność. To ostatnie zawsze najbardziej było po niej widać. Nienawidziła tego uczucia bardziej niż czegokolwiek. Jedyne, co mogło się z tym równać, to niewiedza. Tak, bezsilność i niewiedza. Jej słabe punkty.
- A z drugiej strony co miałam zrobić? - mruknęłam, skubiąc róg pościeli. - To wszystko działo się tak szybko…
- Pozwoliłaś się szmacić przez tyle czasu, a on przy pierwszej okazji zwiał do jakiejś dziwki narkomanki. Przygód mu się, kurwa zachciało. - Jad w jej głosie nie mógł być większy. Ociekało nim każde słowo. - A to faktycznie stało się szybko. Jedna kłótnia i już go nie ma.
- Coś bardziej przeklinasz niż zwykle - zauważyłam, chcąc skierować jej tok myślenia na cokolwiek innego.
I znów poniosłam porażkę.
- Coś bardziej dałaś się omotać jak idotka niż zwykle - warknęła i potarła czoło. - Masz pojęcie, jak się czułam, gdy dzwoni do mnie ten cymbał Kirito, tak w ogóle skąd miał mój numer? W każdym razie dzwoni do mnie w środku nocy i mówi: Sakura niedługo będzie tu i tu. Musisz do niej przyjechać, bądź miła. Już z początku mi nie pasowało, że wiozą cię do jakiejś kliniki. A potem zobaczyłam, jak cię wynoszą z tej pieprzonej karetki i…
- Dobrze, że nie widziałaś mnie po pożarze - szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Było gorzej?
- W porównaniu? Teraz jestem w pełni zdrowia.
- Głupia idiotka - syknęła Tay, ale wzięła głęboki oddech.
W porządku, mijało stadium nienawiści i irytacji. Czas na tryb: reprymenda.
- Co ty w ogóle chcesz teraz zrobić? - Nachyliła się i oparła łokcie na kolanach. Dłonie splotła między kolanami i wpatrywała się we mnie uważnie.
Powoli czułam, że wszystko co krzyczące i wrzeszczące miałyśmy już za nami i na spokojnie mogłam dopowiedzieć kilka rzeczy. Na przykład to, że chyba się zakochałam, że gdyby była taka potrzeba skoczyłabym za nim w ogień jeszcze raz oraz to, że nigdy strata kogoś nie bolała mnie tak bardzo, że czuję się jakbym była bez ręki i tak naprawdę nie jestem w stanie się uspokoić, bo koniec końców już nie wiem, czy go kocham czy nienawidzę. Ciągle mam ściśnięty żołądek, moje racjonalne myślenie praktycznie nie funkcjonuje. Nie mam komu się wygadać przez tyle czasu. Jestem w kawałkach, a osoba, która zabrała cały środek zniknęła.
Wysłuchała wszystkiego. Jak zawsze. W ciszy, zrozumieniu. Mimo swojego ostrego usposobienia była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Powoli jednak, im dłużej mówiłam, tym bardziej przytłaczała mnie myśl, że zgubiłam się we własnych rozczarowaniach. Kolejny i kolejny raz miałam nadzieję, że Uchiha mnie nie zawiedzie, że to już ostatni raz. Ciągle wyciągałam do niego dłoń, robiłam o co prosił.
I jak skończyłam?
Łzy ciekły mi po twarzy. Chciałam być twarda, przyrzekam. Jednak…
Tay w pewnym momencie po prostu podeszła, usiadła obok i objęła mnie ramieniem. Dużo czasu spędziłyśmy w ciszy. Wiedziałam, że ona mi pomoże, że nie jestem sama.
- Nie wiem, co o nim sądzić.
Westchnęłam w duchu, nie wiedząc, co jej odpowiedzieć.
- Nie pokochałabyś faceta z natury złego - dodała po chwili.
- On dla mnie… naprawdę wydaje mi się, że zawsze chciał dobrze, że intencje miał czyste, tylko nie wiedział, jak czynić nimi dobro.
- Może według własnego mniemania czyni. To ty masz po prostu inny punkt widzenia.
- Jakim kosztem? - szepnęłam.
Usłyszałam dzwonek przychodzącego do Tay sms-a. Był to głośny, ale krótki dźwięk. Z racji, że rozmawiałyśmy cicho, znacznie się wybił. Przestraszył mnie.
- To tylko Kiba - odparła, nawet nie spoglądając na komórkę.
- Jak wam się układa?
Wypuściła głośno powietrze przez zęby.
- Jeden krok do przodu, dwa kroki w tył.
Rozległo się pukanie do drzwi. Tay wstała, bo z punktu widzenia kogoś obcego, to, że mnie przytulała mogło wyglądać trochę dziwnie, i usiadła z powrotem na krześle.
- Proszę - powiedziałam, a w przejściu pojawiła się Dyara.
A raczej cień Dyary, którą znałam. Schudła, była blada i nieumalowana. Ubrana w jakiś podkoszulek, który chyba nie był prasowany, stała przede mną.
- Cześć - rzuciłam, a ona przygryzła wargę.
- Cześć - powiedziała, po czym podeszła do drugiego krzesełka. Postawiła je obok Tay i usiadła na nim.
- Dyara.
- Tayuya.
Bez głębszych uczuć podały sobie ręce. Moja uwaga była jednak w całości skupiona na siostrze Sasuke, która przypomniała mi, w jakim bagnie się znalazłam.
- Kirito będzie tu niedługo. - Przerwała wreszcie milczenie. Miała jednak cichy głos, niepodobny do tego co zwykle. - A ja… ja musiałam przyjść i spotkać się z tobą osobiście. - Wciąż jedynie na nią patrzyłam. Tayuya siedziała w milczeniu. - Czy on… - Na widok zaszklonych oczu Dyary moje serce obumarło jeszcze mocniej.
- Nie wiem. Widziałam tylko krew.
Nie wstrząsnął nią szloch. Siedziała tylko obok nas, prawie niewzruszona. Zdradzało ją tylko spojrzenie. Pełne udręki i bólu.
- Czy to pewne, że ta suka jest z tym powiązana? - Uniosła głowę, jakby wcale się nie poddała. Jakby był to tylko moment słabości.
Chrząknęła.
- Sasuke powiedział, że to z jej polecenia podpalono mieszkanie. Gdy Kirito oskarżał go o kontaktowanie się z nią nie zaprzeczył, a zniknął od razu po tym, jak ona jedynie napisała sms-a - wyrzuciłam z siebie na jednym tchu.
- Od zawsze wiedziałam, że ta dziewczyna to kłopoty. - Dyara zacisnęła pięści. Spoglądała uparcie w podłogę. - Mama, mama też to mówiła. Mówiła, że ta dziewczyna pociągnie go kiedyś na dno.
Właśnie, matka Sasuke. Pierwsza ofiara tej przeklętej kobiety. Nadal nie znaleziono winowajcy, przez którego i Sheeiren wpadła w śpiączkę, a Riv prawie porwano, ale umiałam dodać dwa do dwóch. Nie miała skrupułów.
- Kiedyś Sasuke przyszedł do domu strasznie pijany - zaczęła, jakby w ogóle ignorując w pokoju obecność Tay. - Byłam młodsza i nastawiona na nienawiść każdego chłopaka w zasięgu wzroku, włącznie z nim. - Splotła dłonie i bawiła się palcami, dalej snując opowieść, która wydawała się opowiadać sama. - Ale gdy ojciec już go sprał, a matka krzyczała jak nigdy, on śmiał mu się prosto w twarz. O mało go wtedy nie zatłukł. Nie wiem, co by się stało, gdyby Itachi nie przyszedł wcześniej z zajęć. - Lekko drgnęła, jakby wspomnienia zalały jej umysł. - Nikt nie potrafił do niego trafić, prócz Itachiego. Wszystko odbijało się od niego jak od ściany, chyba, że powiedział to Itachi. W końcu jednak i on przestawał mieć siłę przebicia. Ta dziewczyna robiła z nim co chciała. Obróciła go przeciwko własnej rodzinie.
Nie miałam pojęcia, jakie słowa byłyby teraz odpowiednie. Bałam się, że żadne.
- Gdybym wiedziała, że chociaż ją widział, chyba dopadłabym ją i zabiła własnymi rękoma.
- Luz, teraz jesteśmy już dwie - odezwała się Tay, a ja nie chciałam pozostawiać im samym tej przyjemności.
- Trzy. - Uniosłam lekko dłoń, a Dyara posłała mi słaby uśmiech osoby, która dawno nie spała, która jest wymęczona, która przestała walczyć. - Potrafiła zadzwonić do niego, a on w środku nocy jechał pod wskazany przez nią adres. Powiedział mi, że z reguły była pijana albo naćpana i nie potrafiła sama wrócić. On za to jak wierny pies przyjeżdżał i jakoś się nią zajmował. Nie potrafię tego zrozumieć.
Uchiha wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. Oczami, w których jarzyła się najczystsza forma nienawiści.
- Ona próbowała się kiedyś zabić - powiedziała, nie spuszczając ze mnie wzroku - ale niestety przeżyła. - Wykrzywiła usta, wyglądała jakby analizowała to, co jej powiedziałam i składała fakty w całość. - On ją znalazł. Do tego wmówiła mu, że z jego powodu prawie umarła. A on jej uwierzył.
Nawet Tay wzięła głębszy oddech. Mi zrobiło się zimno. Jakim człowiekiem trzeba być, aby zrobić coś takiego?
- P-p-po wypadku... byliśmy przekonani, że kiedy wreszcie z nią skończył, skończyło się to co złe. I był to wielki błąd.
- Bo robiło się tylko gorzej - dopowiedziałam, a ona bezwiednie skinęła głową.
- Potem część historii jest dość enigmatyczna. Uciekał z domu, spał po jakichś ruderach. Fakt, bał się ojca, ale przecież ja i Itachi zawsze byliśmy tam dla niego. Nawet, gdy Itachi miał własne mieszkanie, bo już studiował, nie chciał u niego zamieszkać. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale w głębi serca wiedziałam, że świadomość spowodowania wypad…
- To Cynthia pociągnęła za kierownicę, to ona spowodowała wypadek.
Dyara nie chciała mi uwierzyć. Nie mogła zrozumieć zachowania Sasuke. Nic nie było dla niej logiczne, nie dziwiłam się. Siedziałyśmy potem kilka minut w ciszy. Tay podeszła do okna i obserwowała teren dookoła kliniki. Dyara jednak pozostała w miejscu.
- Przyszłam do ciebie, żebyś mi powiedziała, że to pomyłka, że to mi się przyśniło. - Obdarzyła mnie pustym spojrzeniem. - A jest tylko gorzej.
- Przepraszam - odpowiedziałam szczerze, choć nie miałam za co przepraszać.
- Straciłam Itachiego z momentem, gdy go zamknęli. Wrócił inny, zmieniony. Teraz umknął mi drugi brat. Czasem mam też wrażenie, że dawno pozbawiono mnie rodziców.
I na barkach tej kobiety miała stanąć potężna firma i cała afera ze zniknięciem Sasuke?
Wiele osób czeka aż Rotza padnie - powiedział ostatnio Kirito. Zapowiadały się ciężkie czasy i był to chyba dopiero początek problemów.
- Wybaczcie, że musiałyście tego słuchać.
Dyara wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Tay przyglądała jej się uważnie, ale bez cienia emocji. Byłam pewna, że w jej głowie też panował zamęt i jeszcze nie wiedziała, którą taktykę obrać. Kogo atakować, a kogo bronić.
- Policja zacznie jej szukać, prawda? - spytałam, a Uchiha prychnęła cicho.
- Mamy tylko domysły, żadnych dowodów.
- Jest gorzej niż beznadziejnie.
- Tak. Jest o wiele, wiele gorzej.
Poprosiła, abym streściła jej co się wydarzyło. Zrobiłam to więc dziś ponownie. Będę musiała zrobić to jeszcze chociaż raz. Opowieść musiał usłyszeć policjant. Może to i dobrze, przyswoję sobie jedną wersję
Dyara przyjęła wszystko względnie spokojnie.
- Czy czegoś potrzebujesz? - Omiotła spojrzeniem mój pokój.
- Nie mam zamiaru spędzić tu dużo czasu. Mam nie chodzić tylko przez dwa dni, potem od razu wracam do domu - odparłam, ale ona zmarszczyła brwi.
- Chcąc czy nie, stałaś się elementem układanki. Cynthia wie o tobie pewnie więcej, niż ci się wydaje.
- I dlatego mam zachowywać się jak Sasuke? Uciekać i kryć się?
- Zwróć uwagę, że ona wiedziała, gdzie byliście. Moim zdaniem ukrywał się przed kimś innym. Kimś gorszym niż ona sama.
To naświetliło mi sprawę zupełnie inaczej. Kolejny czynnik, kolejne nieograniczone możliwości planu wydarzeń. Kolejna odsłona tych samych sytuacji.
- Nie podoba mi się ten tok myślenia.
- A mi? - Dyara prychnęła, jakby wykrzesała tym ostatnie pokłady siły. - Mam całą firmę na głowie. Dodatkowo część kontraktów się sypie, ugh. Nieważne. - W jednym momencie spoważniała. Po chwili również wstała. - Wybacz, ale nie posiedzę dłużej. Muszę…
- Nie ma sprawy. - Skinęłam głową i odprowadziłam ją wzrokiem.
- Miło było poznać - rzuciła Tay na odchodne.
- Nawzajem. Zdrowiej, Sakura.
I już jej nie było.
- Ona może mieć rację. - Cichy szept Tayuyi wybrzmiał głośno w mojej głowie. Nie dawał spokoju.
- Tego chyba obawiam się najbardziej.
W przeciągu godziny przyjechała policja. Przez kolejną godzinę rozmawiałam z funkcjonariuszem po trzydziestce, którego, gdyby pominąć okoliczności określiłabym mocnym osiem na dziesięć, lecz moje myśli nie odstępowały od Sasuke. Szczególnie, gdy opowiadałam to po raz trzeci tego samego dnia. W efekcie rozbolała mnie głowa i każde kolejne pytanie sprawiało mi coraz więcej problemów.  
Nie powiedziano mi jednak nic konkretnego. Sprawa ruszyła nie jako zaginięcie, a jako porwanie. Miałam wrażenie, że Kirito wykonał sporo pracy od momentu, gdy wsadzono mnie w karetkę.
Tay pojechała do mojego mieszkania po trochę rzeczy. Zostałam sama w pustej sali i już miałam jej dość. Miałam dość szpitali. Jeszcze dobrze nie wyleczyłam poprzednich ran. Mimo to znalazłam się tu z nowymi, mniej paskudnymi, ale równie irytującymi.
Szczerze mówiąc, oczekiwałam przyjścia Kirito. Chciałam go zobaczyć, chciałam, żeby mi powiedział, że wszystko będzie dobrze.
Przyszedł pod wieczór. Gdy zobaczyłam go w drzwiach, coś chwyciło mnie za serce.
- Aż tak źle wyglądam? - rzucił niby lekko, ale w jego oczach czaił się ból.
- Wyglądasz okropnie - odparłam, a on z głośnym westchnieniem usiadł obok mnie na materacu. Zgarbił się, pochylił do przodu i złapał za głowę.
- Na razie zrobiłem co mogłem.
- Nie wątpię. - Spojrzał na mnie z rezerwą przez ramię.
- Przepraszam za wszystko co powiedziałem wtedy.
Prychnęłam cicho, ale bynajmniej nie ze złości. Może frustracji? Tak, to dobre słowo.
- Oboje jesteście egoistami, z którymi nie powinnam mieć nic wspólnego. - Chyba zabrzmiałam trochę zbyt ostro.
Miałam tu dużo czasu, aby myśleć. Blondyn też się tam przewinął. Wśród wielu wniosków znalazł się ten, że Kirito, prawdę mówiąc, był bardzo samotny. Zdążyłam go trochę poznać i dobrze wiedziałam, iż to jaki był, a na jakiego starał się kreować różniło się od siebie diametralnie. Zrozumiałam też, że mimo swojego usposobienia nie miał zbyt wiele bliskich osób. Mianowicie jego grono przyjaciół stanowili Sasuke i Naruto, przy czym ten drugi wrócił do niego dopiero niedawno. Żona zmarła, rodzeństwa nie posiadał. Nie tylko mi i Dyarze w ciągu ostatniej doby zawalił się świat.
- Sakura, zrozum…
- Tu nie ma nic do rozumienia - przerwałam mu. - Nie mam zamiaru wybaczać żadnemu z was. Sasuke w szczególności.
Jego wzrok wyrażał czysty strach i to nie o siebie, a o przyjaciela.
- Ale…
- Miłość nie zawsze wystarcza - powiedziałam cicho.
Bo nie ma miłości bez zaufania.
- Żałuję, że rozpocząłem ten temat. - Smętnie zwiesił głowę, wyrażając tym zupełną rezygnację.
Przełknęłam ślinę, decydując się powiedzieć to, czego przez tyle czasu nie potrafiłam uformować w słowa.
- A ja nie. - Jego ciało spięło się w odpowiedzi na mój głos. - Wolę urwać to teraz, niż dzielić życie z kłamcą.
- Sakura, to nie jest zły człowiek, ja…
- Nie wiem czy jesteś w stanie powiedzieć cokolwiek, co chociaż trochę zmieni mój punkt widzenia - przerwałam mu, próbując ignorować jego zagubione spojrzenie.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Dlaczego nie opuszcza mnie przeczucie, że Sasuke miał świadomość, że tak się stanie? Po co pojechał tam w środku nocy? Po co jeździł po nią tu w Tokio. Dyara nie miała pojęcia, że oni się widują, ty też nie. Nikt o tym nie wiedział, rozumiesz? Nikt. Za jaką cenę to ukrywał? Co takiego ona w sobie ma?
- Sakura, ja…
- Wiem, zrobiłeś co mogłeś i dziękuję. - Przełknęłam ślinę, próbując zabrzmieć szczerze.
- Chciałbym go jakoś usprawiedliwić, ale czego nie powiem, to i tak tego nie przyjmiesz.
Kirito podrapał się po karku i westchnął.
- Obawiam się, że tak.
Uniósł wzrok i spojrzał mi w oczy. Zobaczył, że to z jakim uporem mówiłam, że Sasuke jest złym człowiekiem i nie chcę do więcej widzieć, wcale nie jest prawdą, a to, co powinno nią być.
- Muszę iść do domu, nie wiem, ile już nie spałem - mruknął, sennie przecierając powieki.
- Powinieneś załatwić sobie jakąś ochronę.
- Ty się tym bardziej powinnaś zainteresować.
- Ja nie mam za co. Przypominam ci, że nawet nie wiem, czy mam pracę, bo od kiedy szanowny pan Uchiha postanowił zabrać mnie na swoją super eskapadę, nie byłam w Rotzie.
Od razu się zreflektował, jakby musiała mu przypomnieć, że nie wszyscy wkładając rękę do szuflady ze skarpetkami tak naprawdę robią sobie loterię. O, dziś wylosowałem plik banknotów, a nie skarpetki. Niebywałe.  
- Jeśli potrzeba ci teraz pieniędzy…
- Nawet jeśli, to na pewno nie chcę ochroniarzy - burknęłam. - Skoro porwała Sasuke, dlaczego miałaby wciąż coś ode mnie chcieć? Zresztą sam fakt, że do niej pojechał powinien dość jednoznacznie mówić, że to ją wybrał.
- Sakura, nie spłaszczaj wszystkiego do wyboru między tobą a Cynthią.
Kirito wstał i wsadził ręce w kieszenie, lustrując mnie wzrokiem.
- A co według ciebie tam jest do spłycania?
- Nie wiem - odparł od razu. - Ale coś musi być, to nie może być tak proste.
- Masz rację. Przecież nie umywam się do legendarnej Cynthi…
- Przestań. - Pokręcił przecząco głową.
Dobrze wiedziałam, że przemawiał przeze mnie żal i uczucie odrzucenia. Nie dało się tego inaczej nazwać.
Kirito nachylił się nade mną i spojrzał mi prosto w oczy.
- Uwierz w niego. Jeśli my zwątpimy, to już nikt nie stanie po jego stronie.
Zacisnęłam usta, a on widząc, że nie mogę mu jednoznacznie odpowiedzieć, potargał mi lekko włosy.
- Muszę iść, ale będziemy w kontakcie. Gdyby coś się działo to dzwoń.
Drzwi zamknęły się na nim z głuchym trzaśnięciem. Słyszałam jego kroki na korytarzu. Minęła minuta, dwie, pięć, a ja ciągle siedziałam w tej samej pozycji.
Uwierz w niego. Jeśli my zwątpimy, to już nikt nie stanie po jego stronie.
Apelując do mojego sumienia Kirito zagrał bardzo niefair. Trzeba mu było jednak przyznać, że stał twardo bronił Uchihy, wiedząc przecież to co ja. A ja wątpiłam. I to bardzo.
W ciągu kolejnych dwóch dni policja zjawiła się u mnie jeszcze dwukrotnie. Podobnież znaleźli jakieś luki w moich zeznaniach lub coś nie do końca pokrywało się z innymi. Wiedziałam, że Dyara, Kirito, Naruto oraz Hinata przeszli już przez to samo. Podaliśmy im wszystko jak na tacy, a oni wciąż nie zrobili nic konkretnego.
Przy wypisie z kliniki towarzyszyła mi Tay, która przetransportowała nas do domu. Śmieszna sprawa, bo czułam się obco w drodze do własnego mieszkania. Jakbym wcale nie wracała do siebie. Mijałam znajome uliczki, weszłam na znajome podwórko, lecz ogarnęła mnie jakaś nicość, w którą wpadłam jak śliwka w kompot. Miałam wrażenie, że w niej pływam, nie widząc brzegu na horyzoncie, a wszystkie wydarzenia mnie omijają.
Moje nogi bolały już mniej niż ostatnio. Opatrunki z pleców wreszcie mogłam zdjąć. Dostałam jedynie przykazanie, aby smarować je maścią na wieczór, jednak wchodzenie po schodach przyniosło mi więcej trudu niż sądziłam.
- Tylko się nie przestrasz jak wejdziesz - mruknęła Tay, niosąc torbę z moimi rzeczami. Stanęła przed drzwiami i włożyła kluczyk do zamka.
- Czego?
- Tego.
Na pozór wszystko wyglądało normalnie. Weszłam do przedpokoju, rozglądając się.
- O co ch…
- Sakura! Wreszcie jesteś! Jak było w Tanzanii?
Zaniemówiłam na widok Ino.
- C-c-coś ty zrobiła?
- Fajny, nie? Tobie też przydałaby się zmiana image.
Ino zakręciła się dookoła własnej osi. Jej długie zielone włosy kręciły się razem z nią.
- A! Jeszcze to! - Ino uniosła bluzkę, a ja wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
Wpatrywałam się w szpetny tatuaż tuż nad jej pępkiem: kocham cię, Gary. Twoja na zawsze.
- Gary ma taki sam!
- Emmm, Sakura. Chodź zaniesiemy twoje rzeczy. - Tay popchnęła mnie delikatnie w stronę mojej sypialni, ale nie mogłam się ruszyć.
Drzwi wejściowe otworzyły się, więc obróciłam głowę.
- O, zdążyłam. - Karin stanęła w przejściu z rękoma na biodrach. - Od początku wiedziałam, że podróż dookoła świata to ściema - powiedziała, nie siląc się na przywitanie.
- Cooo? Ściema?! - Ino zrobiła zszokowaną minę. Karin natomiast z chłodnym dystansem przyglądała się nowemu lookowi Yamanaki, jakby myśląc: czy może być gorzej?
- No w…
- A nie, luz! - Zaśmiała się. - Przecież byłaś w Tanzanii, więc wiadomo, że podróż dookoła świata to ściema. - Machnęła ręką, a Tay chrząknęła.
- Wiesz, Sakura powinna odpoczywać, więc my ju…
- Odpoczywać? Ah, ta podróż musiała być męcząca! - Klasnęła w dłonie, pochylając się do przodu. - A widziałaś kangury na żywo?
- Ino, kangury są w Australii.
- No, to tam obok Tanzanii, nie?
I w tym momencie Tay już pchnęła mnie do przodu. Dała do mojej sypialni wejść jeszcze Karin, ale Ino zatrzasnęła drzwi przed nosem, mówiąc, że jej chi będzie się tu źle czuło.
- Coś mnie ominęło? - mruknęłam, siadając na swoim łóżku.
Z jakiegoś powodu dotarło do mnie, że Sasuke nigdy nie był w moim pokoju. Nie miałam ani jednej jego rzeczy, ani jednego zdjęcia. To tak, jakbym go sobie po prostu wyśniła.
- Wolisz wersję skróconą czy full? - Karin usiadła na parapecie, z ulgą opierając się o okno.
- Aż sama nie wiem.
- Skrócona brzmi tak, że Ino na którymś z castingów poznała Garego. Pamiętasz, jak już sądziłyśmy, że się wzięła za siebie i tylko udawała idiotkę, bo jednak miała coś w głowie?
- Nooo, mniej więcej.
- Byłyśmy w błędzie.
Tay usiadła obok mnie na łóżku, a Karin kontynuowała.
- Czasem się zastanawiam, czy dla niektórych nie powinni wprowadzić ujemnego wyniku iq.
- Chyba powinni - dodała Tay i rozsiadła się wygodniej.
- No w każdym razie znowu wierzy w to swoje chi i tak dalej, tylko że to jeszcze pół biedy. Poznała Garego, który jest jakimś dyrektorem w playboyu. Co śmieszne Ino sądzi, że to gazeta dla nastolatek typu bravo, a co śmieszniejsze to ten Gary naprawdę zrobił sobie taki sam tatuaż i wydaje na Ino ogrom hajsu. Nie wiem czy wiesz, ale dostała już blackberry i macbook’a oraz jakiś super stary egzemplarz książki, którą podobno kiedyś przeczytała. To chyba jedyna, jaką przewertowała kiedykolwiek.
- A ja się w jakieś pożary i porwania bawię - bąknęłam.
Bycie głupim było prostsze. Niwelowało podejmowanie wielu wyborów.
- Teraz mówi, że każda szanująca się kobieta, znajdzie w życiu swojego własnego Garego.
Halo, Gary? Gdzie jesteś?
- No właśnie. Gdzie jesteś, Uchiha? - szepnęłam, orientując się dopiero po chwili, że nie wybrzmiało to tylko w moich myślach.
- Nie ma żadnych nowych wieści od policji? - spytała Karin, przeglądając facebook’a na telefonie.
- Nie, a do tego Kirito rano napisał, że informacja o porwaniu Sasuke wypłynęła i zaraz zacznie się nagonka.
- Prezes Rotzy porwany. Czy firma, która w rekordowym czasie wspięła się na szczyt runie równie szybko? - Karin spojrzała po nas. - Nagłówek artykułu.
- Już? - Westchnęłam z rezygnacją.
- Czytaj - pogoniła ją Tay.
- Na jaw wyszła informacja, że prezes firmy Rotza Company Uchiha Sasuke został uprowadzony. Pożar w budynku firmy kilka dni temu nie był przypadkowy. Policja potwierdziła, że było to podpalenie. Co więcej na życie Uchihy czyhano już nie raz. W dziwnych okolicznościach napadnięto też na jego szwagierkę oraz bratanicę. Pierwsza z kobiet przebywa w śpiączce po nieudanym porwaniu córki. Sieć huczy od spekulacji. Największą z nich jest tajemnicza kobieta, przebywająca w jego pobliżu przez ostatni czas. Może jest związana ze sprawą? Na razie nie znamy jej tożsamości, lecz mamy zdjęcie. Jeśli ją poznacie, niezwłocznie napiszcie!
Intonacja Karin wcale nie pomagała przyjąć mi tego lepiej.
- Co to za zdjęcie? - wydusiłam, a ona pokazała mi ekran komórki.
Odetchnęłam, bo naprawdę nie było mnie tam widać. Jedynie zarys sylwetki majaczył na miejscu pasażera. Zdjęcie było niewyraźne i zrobione po ciemku. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wtedy w samochodzie znajdowały się nie dwie, a trzy osoby. Cóż za zrządzenie losu. W sumie szkoda, że kadr nie złapał nieprzytomnej Cynthi na tylnym siedzeniu.
- Ale spoko to jakiś gówno portal typu pudelek - mruknęła Karin, przewnie chcąc mnie uspokoić.
- Musisz się jednak przygotować, że oni prędzej czy później do ciebie dotrą.
Tay rzuciła mi spojrzenie: dobrze wiem, że będzie gorzej - a ja miałam ochotę schować się pod kołdrą i stamtąd nie wychodzić.
- I co zrobimy w takim razie?
- Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia - odparłam pustym głosem.
Wydarzenia ostatnich dni były dla mnie wręcz wyjęte z rzeczywistości i na myśl, że miałabym teraz wrócić tak po prostu do pracy w biurze - w biurze jego firmy, na którego biurku ostatnio prawie mnie rozebrał, aż zbierało mi się na mdłości. Nie chciałam myśleć, jak czuła się Dyara, musząc ciągnąć to wszystko pod jego nieobecność.
- Chcesz zostać sama? - Karin rzuciła mi szybkie, konkretne spojrzenie.
- Tak - powiedziałam, nie do końca pewna.
- Gdyby coś będziemy u mnie. - Tay ścisnęła moje ramię, doskonale widząc moje wahanie. Wyczuła jednak też, że zbiera mi się na płacz, a wiedziała, że w tej sytuacji naprawdę chciałam umrzeć pod własną kołdrą.
- Choć jeśli nie chcesz naszego towarzystwa, to zawsze możemy zawołać Ino.
- Nie dzięki. - Tego akurat byłam pewna.
- Na zakończenie powiem ci, że ostatnio ją uświadomiłam, iż w odkurzaczu są wymienne worki. Ten jej królik sra wszędzie takimi małymi bobkami, ale przynajmniej ona po nim sprząta. - Tay wstała i uśmiechnęła się kątem ust. - Tylko, że worek nie wytrzymał. Żaliła się, że chyba rura się zapchała, ale cóż. Sprzątała dalej, aż worek wybuchł i jej pokój przypominał scenę rodem z zakończonej rundy paintballa.
Wyobraziłam sobie to i naprawdę, nawet się uśmiechnęłam.
- Żartujesz teraz. - Okulary Karin zjechały na jej nos.
- Niestety nie. - Tay śmiertelnie poważnie pokręciła głową. - Wróciłam kolejnego dnia i zastałam obsrany od środka odkurzacz na wejściu z kartką: wybuchł, ja nic nie zrobiłam.
Aha. Nie, no super. To przecież takie normalne.
- Więc nie mamy na razie odkurzacza? - mruknęłam z przekąsem.  
- No nie mamy.
- Pamiętaj, że jesteśmy w pokoju obok. - Karin wskazała palcem na swoje oczy. - Ja wszystko widzę, pamiętaj.
- Pamiętam, pamiętam.
- Jestem na tyle miłosierna, że nawet zrobię ci jeść i pić, jak poprosisz. - Tay skinęła na mnie głową, stojąc w progu.
- Dzięki.
I znów zostałam sama. Sam na sam z moimi myślami. Kłębiące się we mnie emocje powoli zwyciężały nad zdrowym rozsądkiem. Próbowałam nawet przywołać przed oczy obraz Ino po tym małym wybuchu, ale nawet to nie dało rady odpędzić… tęsknoty. Bo cholernie za nim tęskniłam. Od czasu przyjazdu do kliniki próbowałam z tym walczyć, jednak ten artykuł napisany tak beznadziejnie prosto, tak okrojony z wielu faktów z jakiegoś powodu kazał mi wierzyć, że tak jak ludzie postronni widzieli ten zlepek słów, tak ja widziałam życie Uchihy - wyciętymi fragmentami, które on wyselekcjonował, aby mi pokazać, często niedopowiedzianymi, przez co niespójnymi i dającymi pole do popisu w kwestii domysłów. Co jeśli patrzyłam naprawdę tylko na to, co on chciał mi pokazać?
Ta perspektywa zabolała mnie bardziej niż byłam w stanie sobie wyobrazić. Do tego fakt jego zniknięcia tylko spotęgował wszystkie moje wątpliwości. Nie wiedziałam komu wierzyć. Pierwszy raz wybór między sumieniem a sercem był tak cholernie trudny.
Kolejnego dnia rano Tay wyszła do pracy, Ino też gdzieś zniknęła. Karin wyszła wczoraj pod wieczór, więc w efekcie zostałam w mieszkaniu sama. Napisałam maila do Dyary, czy mam natychmiast przyjść do pracy i wrócić do regularnej roboty. Odpisała, że należy mi się odpoczynek i, że da mi płatny urlop. Prawda była taka, że nawet gdyby kazała mi przyjść, ja… nie byłabym w stanie. Prawie w ogóle nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok. Czułam, że chcę usnąć, ale mój mózg mi to uniemożliwiał.
W efekcie poruszałam się metodycznie. Z łóżka, do kuchni. Byłam nerwowa. Na zmianę chciało mi się krzyczeć i płakać. Nigdy nie przechodziłam przez taki stan. Bałam się tego, co czuję i jak się zachowuję. Nie wiedziałam co z tym zrobić. Przez kolejne dni Tay patrzyła na mnie bezczynnie. Kirito próbował umówić się ze mną na spotkanie, ale odrzucałam jego połączenia. Nie wiedziałam czemu, ale gdy przed chwilą zabrzmiał dzwonek do drzwi, instynktownie czułam, że to on.
Wydawało mi się, że wypłakałam już wszystkie łzy, jednak na jego widok wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie poraz kolejny. Na nowo przeżywałam jednocześnie miłość i odrzucenie, jakbym nie potrafiła odseparować jednego od drugiego. Kirito nie zastanawiając się za wiele rozłożył ramiona, a ja bez wahania wtuliłam się w niego i rozpłakałam, mimo że sądziłam, iż jestem na to zbyt zmęczona.
Czułam, jak delikatnie gładzi moje plecy, próbując mnie uspokoić, jednak nie potrafiłam się opanować. Szloch fala po fali wstrząsał moim ciałem. Kirito w końcu wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka, po czym usiadł obok. Nadal zaciskałam kurczowo dłonie na jego koszuli, jakby bojąc się, że on też zniknie z mojego życia, jakby go nigdy nie było, jak Sasuke.
- Sakura przestań, bo i ja się zaraz rozpłaczę - powiedział cicho z zaciśniętymi ustami, kładąc mi rękę na ramieniu.
Nie umiałam mu odpowiedzieć. Uspokajałam się jeszcze jakiś czas. Do momentu całkowitego wyciszenia minęło jakieś dwadzieścia minut. Dwadzieścia minut, które spędziliśmy w ciszy.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje - szepnęłam, bojąc się, że jeśli odezwę się głośniej, mój głos złamie się w pół.
- Ja niestety wiem. - Uniosłam wzrok, dostrzegając w jego spojrzeniu znajomy ból. - Ty przynajmniej masz nadzieję, że nic mu nie jest. Mebui natomiast prawie zmarła mi na rękach. I ja wiedziałem, że ona już nie wróci.
To faktycznie dało mi trochę do myślenia. Co prawda nigdy wcześniej nie czułam tęsknoty, która potrafi obezwładniać, jednak skoro dane mi było poczuć miłość, która podobno potrafi przenosić góry, to dlaczego i to miałoby mnie ominąć? To byłoby niefair.
- Zaglądałaś ostatnio do internetu? - spytał, pozwalając mi trzymać głowę na swoich kolanach. Potrzebowałam tej bliskości, potrzebowałam kogoś, kto był dowodem na to, że Sasuke wciąż mógł żyć.
- Nie - odparłam zgodnie z prawdą.
- Może to i dobrze…
- A powinnam?
- Po prostu już odkryli twoją tożsamość. Przyjechałem najszybciej jak mogłem, bo lada chwila będą dobijać ci się do drzwi albo czekać na moment, gdy wyjdziesz z mieszkania.
Jęknęłam cicho, zamykając oczy.
- Nie chcę ich tu widzieć nie c…
- Nawet nie wiesz, z czym muszą użerać się Itachi i Dyara - przerwał mi.
Byłam egoistką, wiedziałam to i bez jego przypominania. W końcu nie tylko dla mnie Sasuke był ważny, jednak jak łatwo jest się skupiać na własnej tragedii…
- Z czym?
- Pod domem Itachiego od kiedy ukazał się pierwszy artykuł stacjonują normalnie obozami. Razem z Dyarą mają ochroniarzy, bo dziennikarze by ich zjedli. Do tego jest problem z Riv, ponieważ znów przestała się odzywać. Wychodzi na to, że mówi tylko wtedy, gdy jej rodzice są razem.
Jak bardzo smutno to brzmiało, to nie miałam siły opisać. I to ja tutaj przeżywałam wewnętrzną masakrę? To Itachi pozostał jedynie z córką, siłą odcięty od żony i matki. Teraz i brata. Pewnie musiał zająć się firmą Sheeiren. Kirito również musiał pilnować swoich interesów. Wychodziło na to, że jedynie ja miałam ten przywilej przeżywania tego w samotności i we własnym mieszkaniu.
- Dlatego albo umawiamy się, że siedzisz w mieszkaniu przez cały czas albo przydzielam ci ochroniarzy.
- Co to za ultimatum? - burknęłam, a on westchnął.
- Straciłem na razie żonę, chyba tracę kumpla, którego postrzegam jak brata. Nie chcę stracić i ciebie.
- Ale my się ledwo znamy - odparłam szybko, jakby szukając dla siebie usprawiedliwienia.
- Z Sasuke znasz się krócej, a to jego pokochałaś - powiedział, a ja znów poczułam, jak zbiera mi się na płacz.
- Może ja jego tak, ale gdyby on mnie kochał, to nie wegetowałabym samotnie w tym mieszkaniu zastanawiając się, czy już popadłam w depresję, czy jeszcze nie.
- Ciągle nie daje mi spokoju jedna rzecz.
Uniosłam na niego wzrok. Widząc to, mówił dalej.
- Jeszcze w górach, gdy poszliśmy we dwójkę do samochodu po resztę zakupów, powiedział coś w stylu, że czasami aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich. Na cholerę jednak nie mogę sobie przypomnieć, czego to dotyczyło.
Aby coś ukryć, najlepiej robić to na oczach wszystkich.
- Gdybyś sobie przypomniał, to daj znać - odparłam po dłuższej chwili.
- Myślę nad tym od kilku dni i nie mogę skojarzyć - mruknął, a ja wyczułam w jego tonie poczucie winy.
- Wiem, że sądzisz, że to wszystko stało się przez ciebie, ale to nieprawda. Sasuke jest sam sobie winien.
Gdy wymawiałam te słowa, miałam wrażenie, że serce łamie mi się na pół. Nawet jeśli Uchiha na to zasłużył, to na pewno ja nie zasłużyłam, żeby teraz tak cierpieć z powodu jego utraty. Nikt mnie nie ostrzegał, że to tak kurewsko boli.
Kirito nie posiedział długo. Wpadł zobaczyć jak się trzymam, ale nic poza tym. Upewnił się, że jeszcze nie skoczyłam  z okna i to mu wystarczyło. Umówiliśmy się, że na razie nie wychodzę z mieszkania, a w razie czego mam do niego zadzwonić, to on pójdzie gdzieś ze mną. Przystałam na taki układ, wydawał mi się sensowny.
Dni mijały mi monotonnie aż gubiłam się we własnym rytmie dnia.
Od zniknięcia Sasuke minął tydzień. Wrzawa w mediach powoli ucichała, jednak zgraja dziennikarzy dzielnie koczowała pod moją klatką. Ino czuła się zawiedziona, gdy się okazało, że to nie jej fani, którzy chcą przeprowadzić z nią wywiad. Tay natomiast chodziła wkurzona jak osa, bo żadne jej argumenty nie skutkowały. Ekipy nie chciały się wynieść i tyle.
Nie wiedziałam, że w tydzień można tak zmizernieć. Mało jadłam, mało spałam i sama zauważyłam, iż wyglądałam gorzej niż fatalnie. Najgorsze było to, że kiedy próbowałam się czymkolwiek zająć, to moje skupienie ulatywało po kilku minutach. Gdy już się na czymś skoncentrowałam i prawie udało mi się zacząć to robić, nagle jakby ktoś wyłączał mi światło, a ja przestawałam logicznie myśleć. Moją głowę od razu zalegały tysiące obrazów z tym, gdzie mógł być Sasuke, z kim, w jakim stanie. Gdy już udawało mi się zasnąć budziłam się z krzykiem. Śniłam w kółko ten sam koszmar, kiedy dobiegam do kabiny kierowcy, ale jest już za późno. Patrzę na śmierć w czystej postaci, która powoduje, że czuję, jakbym i ja umierała razem z nim.
Przełom nastąpił kolejnego dnia. Tay jak zawsze wróciła z pracy i zaczęła robić nam obiad. Przyniosła pocztę, którą przechodząc niechcący zrzuciłam na podłogę. Podnosząc plik ulotek na pierwszy rzut oka nic nie przykuło mojej uwagi. Jednak w ostatnim momencie coś mnie tknęło.
Na widok znajomej już koperty, poczułam, jakby temperatura dookoła spadła o kilka stopni.
- Sakura, idziesz? - zawołała Tay z kuchni.
- Zaraz przyjdę! - odkrzyknęłam i schowałam się w swoim pokoju.
Usiadłam na łóżku i drżącymi rękoma otworzyłam kopertę.

Stęskniłaś się już? Mam nadzieję. Nasz książę czeka w wieży, możesz go uratować, kochana, jeśli tylko się skusisz. Dziś o dwudziestej podjedzie pod twoje mieszkanie czarne bmw. Chcesz zobaczyć się z Sasuke? Więc zapraszam na małą przejażdżkę. Zafunduję ci też przewodnika w cenie. To jedyna taka oferta. Uchiha nie chce współpracować. Nie wiem ile jeszcze pociągnie. Jeśli kogoś zawiadomisz, to i sama możesz go już nie zobaczyć, a on nie jest zbyt skory do mówienia. Aż nie mogę się doczekać naszego spotkania.

Twoja C.

Kartka bezwiednie upadła na podłogę. Zaczęłam drżeć na całym ciele.  
“Uchiha nie chce współpracować. Nie wiem ile jeszcze pociągnie.”
“Sama możesz go już nie zobaczyć.”
Powinnam od razu iść z tym na policję. Od razu, bez wahania. Może namierzyliby auto, przechwycili wszystko. Obawiałam się jednak, że byłby to zwykły wabik, a Cynthia po jakimkolwiek alarmie, że jednak się wygadałam, zrobiłaby Sasuke krzywdę. Wierzyłam w jej groźby. Wcześniej nie chciał pójść na jakieś jej ultimatum, to podpaliła mieszkanie. W końcu go porwała, żeby dostać to co chce, ale najwidoczniej on się stawia.
Od myślenia rozbolała mnie głowa. Wiedziałam, że to co chcę zrobić to najgłupsza ze wszystkich możliwych opcji. Potrzebowałam jednak wiedzieć, czy nic mu nie jest, potrzebowałam zobaczyć go na własne oczy nawet kosztem siebie. To jedna z tych sytuacji, kiedy oglądasz horror i główna bohaterka zbliża się do super tajemniczej szafy, w której prawie na pewno jest coś zabójczego. Siedzisz i patrzysz i wiesz, że stanie się zaraz coś nieuniknionego, chcesz się drzeć do niej, żeby tam nie szła, lecz widzisz jak bezwiednie sięga do klamki, a jedyne co potem robi to bardzo żałuje. O ile zdąży zrobić to jeszcze za życia, oczywiście.
- Sakura!
Wyszłam z pokoju, zostawiając kartkę pod kołdrą. Spojrzałam na zegarek w przedpokoju. Do dwudziestej zostały dwie godziny.
Tay niedługo po kolacji wychodziła spotkać się z Kibą, więc mogłam niepostrzeżenie wymknąć się z mieszkania. Chodziłam jak nakręcona przez ten czas, nie umiałam się uspokoić, ale przeczuwałam, że to zrobię. Byłam zdesperowana, złakniona każdej informacji. Bezczynność doprowadzała mnie do szału.
I ubrałam się tak, aby uniknąć dziennikarzy.
I wiedziałam, że źle robię, że to najgorsza możliwa opcja.
I wyszłam z mieszkania z drżącymi dłońmi, przejęta strachem na tyle, że ucisk w klatce piersiowej utrudniał mi oddychanie.
I podeszłam do głównej ulicy oraz bezwiednie, zostawiając jedynie kartkę dla Tay w pokoju, dotknęłam klamki czarnego bmw, które właśnie zaparkowało obok.
Zawahałam się. Nie spojrzałam, kto siedział za kierownicą, ale przecież zdecydowałam się, że to zrobię, że wsiądę i za ckliwą obietnicę spotkania z nim, znów wręcz wskoczę w ogień. I wskoczyłam, prosto do samochodu.
Zanim się zorientowałam, kierowca sięgnął po klamkę od moich drzwi i zatrzasnął je od środka. Szczęknęły zamki, zaryczał silnik, a auto wyrwało do przodu.
Z przestrachem spojrzałam w lewo.
Widok kobiecej sylwetki okrytej kapturem zmroził mi krew w żyłach.
- Wreszcie się spotykamy.
Przeszły mnie dreszcze, gdy usłyszałam jej głos. Jeszcze nie widziałam jej twarzy, a już ją poznałam.
Stanęłyśmy na światłach. Silnik głośno chodził w podrasowanym bmw, które sprawiało wrażenie, jakby zaraz miało wjechać na tor. Cholera. W sumie Kirito powiedział, że poznali się na wyścigach samochodowych.
W końcu obróciła się w moją stronę i zdjęła kaptur. Te same zniszczone, długie jasne włosy, szczupła twarz, zapadnięte policzki. I te oczy. Te wielkie oczy tak filigranowej dziewczyny, które wpatrywały się we mnie bacznie. Lekko skrzywione usta, nadające jej wyraz jakiegoś sadystycznego zaciekawienia. Była niska i chuda, ale jej obecność wypełniała całe wnętrze auta. Przytłaczała mnie.
Auto ruszyło dalej, a ona zaśmiała się, gdy jej nie odpowiedziałam. W jasnych oczach dziewczyny zatańczyło rozbawienie.
- Boisz się mnie? - Trąciła mnie pięścią w ramię, jakbyśmy były kumpelami.
Moją głowę zaprzątała jedna myśl, nie potrafiłam się skupić na niczym innym. A mianowicie jak tak drobna kobieta zawładnęła takim mężczyzną jak Uchiha? Jak do kurwy nędzy jej się to udało?
- Nie odpowiadasz, to chyba dobrze - kontynuowała. Jej pewność siebie wręcz dała mi w twarz. Sparaliżowała mnie jeszcze bardziej. - W każdym razie nareszcie możemy się poznać.
Stanęłyśmy na kolejnym skrzyżowaniu, a ona jak gdyby nic wyciągnęła do mnie rękę, z butą patrząc mi prosto w oczy.
- Cynthia.
Jej spojrzenie mówiło, że wsiadając do tego samochodu popełniłam największy błąd swojego życia. Ba, sama sobie to uświadomiłam.
Ja jednak wcale nie byłam tak słaba jak jej się wydawało. Początkowy szok zaczął przemijać. Chłodna wściekłość, która kotłowała się we mnie od początku dochodziła do władzy nad moim ciałem.
Przez chwilę chciałam podać jej rękę. Naprawdę. Chciałam być ponad nią, nie zniżyć się do jej żałosnego powodu.
Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy moja pięść trafiła jej szczękę. Głowa Cynthi odleciała trochę do tyłu, a na rozciętej wardze pojawiła się kropla krwi.
- Sakura.
Samochody dookoła zaczęły trąbić, bo już dawno zapaliło się zielone światło, a my nie ruszyłyśmy. Dziewczyna była przez chwilę zamroczona, choć może bardziej zaskoczona, jakby nie zakładała, że mogę zrobić coś takiego. W gruncie rzeczy dla mnie to też była nowość. Przecież chciałam podać jej rękę…
Wreszcie z powrotem uniosła na mnie wzrok. Ostentacyjnie przetarła kciukiem krew, uśmiechając się do mnie w sposób dziki, w sposób, którego się bałam, jakby rzucała mi wzywanie.
Bmw ruszyło z piskiem opon. Odruchowo złapałam się czegoś, czując jak siła bezwładności wbija mnie w fotel. Kątem oka spojrzałam na licznik. Sto, sto dwadzieścia, sto pięćdziesiąt. Ta dziewczyna była szalona. Nieprzewidywalna. Auto ciągle przyspieszało.
Cynthia odwróciła się do mnie na chwilę i rzuciła.
- Zaraz zobaczymy, czy jesteś tak odważna, jak ci się wydaje.

***
Hej!

Emmm, no. Czas na pościgi, wybuchy i akcję. Rozdział jest przejściowy, trochę dla odpoczynku, relaksu. Ale teraz zacznie się prawdziwa jazda. Trust me :3


Peace!




9 komentarzy:

  1. Witam! :D
    Przeczytałam chwilę po dodaniu, jednak postanowiłam z komentarzem nadrobić kiedy indziej, gdyż zmęczenie mnie już zwalało z nóg ^^
    no więc po pierwsze: jak mi jest szkoda Dyary! I Shee i Itasia!
    A gdzie się podział ten nieprawdomówny Sasuke? Ostatnio trochę mnie denerwował stosunkiem do Sakury, jednakże jego też mi jest szkoda.. No oby wyszedł z tego ze wszystkimi palcami :D
    Sakura, Sakura... zawsze kojarzyła mi się z delikatnością, subtelnością itepe, aż tu nagle JEB. I to jeb w twarz! <3 Mogłabym ten fragment czytać w kółko i w kółko i w kółko hahhaha :D
    Teraz się zastanawiam co tak naprawdę ma Cynthia Do Sasuke i na odwrót. Bo jakoś mi się nie wydaje, że to jest jakaś niespełniona miłość, czy coś w ten deseń. Tu musi chodzić o coś więcej :D
    Tak samo jeśli chodzi o ten cały upadek Rotzy... Czy to możliwe, żeby jedna narkomanka miała aż tak wielkie wpływy, aby rozdmuchać aż tak wielkie "przedsięwzięcie"? Jeśli nie, to kto??
    Wiem tylko, że w powietrzu wisi tajemnica wielka jak ta bomba, którą Pain zmiótł Konohę z powierzchni Ziemi. Tak właśnie wyobrażam sobie tę tajemnicę :D
    Rozdział ogólnie rzecz biorąc bardzo szybko się czytało. I oczywiście, jak zawsze, został taki swoisty niedosyt... Tak więc czekam na kolejny z nadzieją, że nie będę musiała długo czekać, o!
    Buziaczki,
    patqie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, są dwa światełka w ciemności! <3
      Sasuke zniknął, przepadł! Ale wróci... kiedyś :>
      Ten fragment z prawym prostym i mnie zaskoczył. Nie planowałam tego, samo wyszło XD
      *milczy*
      Twoje porównanie jest cudowne! :D
      Ufff, bałam się, że się bardzo dłużył, że był przegadany. Ale najwyraźniej nie wyszło tak źle :P
      Bardzo dziękuję za komentarz. Jest dla mnie bardzo ważny <3

      Usuń
  2. jestem w cholernie wielkim szoku co się stało. czytając to, miałam wrażenie że uśmierciłaś Sasuke (a wtedy ja bym Cię uśmierciłaXDDDD) no i jak mogłaś zostawić wszystkich w takiej niepewności i napięciu? za każdym razem gdy myślę o tym spotkaniu Sakury z Cynthią to po prostu od razu mam w głowie obraz że Sasuke jest przywiązany do krzesła cały poobijany a ta ćpunka walczy z SakurąXDDDDDD

    błagam, napisz ciąg dalszy jak najszybciej!♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!
      Oj tam! Jeden Uchiha w tą czy w tą! (no chyba, że Itaś). Właśnie to chyba ostatni raz, kiedy mogłam zostawić was w niepewności :(
      "Sasuke jest przywiązany do krzesła cały poobijany a ta ćpunka walczy z Sakurą" - kocham XDD oj nie kuś, nie kuś

      Dziękuję za komentarz! Aż chce się pisać <3

      Usuń
  3. Już nie mogę się doczekać akcji pomiędzy Cynthią a Sakurą. Mam wrażenie, że Cynthia jest bardzo ważną figurą w rękach króla i że tym królem jest ktoś kogo już poznaliśmy. Kogoś na kogo nie zwróciliśmy większej uwagi, bo po prostu był i tyle.
    Rozdział w ogóle nie jest przegadany, czytało się go bardzo przyjemnie. Świetnie prowadziłaś emocje bohaterów, co umożliwiło wczucie się w ich obecną sytuację :)

    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ;)
    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no jest mega 😍 końcówka zwala z nóg, reakcja Sakury wooow nie pomyslalabym xd
    Akcja jak zawsze trzyma w napięciu wzbudza wiele mega pozytywnych emocji 😍 Chce więcej!!! Kiedy next?😍

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam, skoro wprowadzilaś na poczatku watek Sakury napierdalatora na ringu to wykorzystaj go teraz! Niech skopie Cythiy zad tak, że jej sie odechce porywania kogokolwiek xD ona jest ćpunka, wiec fizycznie musi byc slabsza od Sakury, a ja chce przeczytac jakas niezła akcje, w ktorej Haruno robi pięść zagłady, blagam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Trust you... lecę z kolejnymi komciami. Bo musiałam przeczytać pozostałe rozdziały i mam taką emocjonalną karuzelę, że to aż dziwne, w sensie rzadko spotykane?
    Co to dobre SasuSaku robi z człowiekiem.
    Wracając...
    "kumpla, którego postrzegam jak brata. " No panie Kirito, nie żeby coś, ale dziewczyny kumpla to się raczej nie całuje ani nie próbuje uwieść. No nie?
    Jednak mam świadomość, że czasami i faceci zachowują się jak zazdrosne baby xD

    I doszło do spotkania z Cynthia. Och baby...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "emocjonalna karuzela" XD kocham tę grę słów XD
      "No panie Kirito, nie żeby coś, ale dziewczyny kumpla to się raczej nie całuje ani nie próbuje uwieść." - takie to ich kumplostwo, nieprzewidywalne XD <3

      Usuń