14.07.2017

XVII - DO I WANNA KNOW?




- Zaraz zobaczymy, czy jesteś tak odważna, jak ci się wydaje.
Czułam, że to dopiero początek, że wariacka jazda to jedna z rzeczy, które Cynthia robi spokojnie.
Przez ten tydzień, kiedy nie mogłam się skupić, nie potrafiłam normalnie egzystować, dużo czasu spędziłam nad myśleniem o tej kobiecie. Nad zastanawianiem się jaka jest, dlaczego potrafiła sterować Sasuke jak szmacianą lalką. Dlaczego on jej na to pozwalał, czy też dlaczego przed laty to właśnie ona zawładnęła jego sercem? Jedyne co teraz mi przychodziło do głowy to swoista oryginalność, która była wtłoczona w jej jestestwo niczym arogancja w Uchihę.
Cynthia na pewno była niecodzienna. Fakt, przyciągała zainteresowanie i uwagę, jednak nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Osobiście wolałabym pozostać w cieniu, niż dać się postrzegać w sposób taki jak ona. Bałam się jednak, że podoba jej się to, na co się wykreowała tak bardzo, że sama zaczęła w to wierzyć. Po wysłuchaniu Kirito i Dyary dobrze wiedziałam, że mogłam spodziewać się po niej wszystkiego, a to wróżyło mi bardzo, bardzo źle.
Zatrzymałyśmy się w dzielnicy miasta, w której byłam może kilka razy i to przejazdem. Z tego co się orientowałam to jakieś północne obrzeża. Okolica dość spokojna, choć nie roiło się tu od bogaczy. Ot co, zwykłe bloki, część z domami jednorodzinnymi. Dużo podstawówek i przedszkoli.
Ja jednak patrzyłam przez przednią szybę na wielką bramę, która rozpościerała się przed nami. Przypominała taką z horrorów, taką wybrakowaną, skrzypiącą, po której przekroczeniu nie było już odwrotu. Wręcz groteskową.
Na dworze zrobiło się ciemno, a ja jak na złość nie wypatrzyłam żadnych przechodniów. Dopiero po chwili spostrzegłam, że budynki, na które patrzyłam były opuszczone. W żadnym z nich nie paliło się światło. Część okien została wybita, części jakby w ogóle nie było. Lampy świeciły trupio, rzucając blady blask na stary asfalt.
Gdzie ja jestem, do cholery?
- Coś przycichłaś. - Cynthia westchnęła przeciągle i odwróciła się do mnie, uśmiechając się z jadem, z wyższością, którą gardziłam w jej wykonaniu.
Kim ona była, żebym czuła się przy niej poniżona? Niczym więcej niż tylko kawałkiem nieudanej przeszłości Uchihy, którą powinnam zdeptać, nawet się nad tym nie zastanawiając.
- Czy to ta szybka jazda? Choroba lokomocyjna? - kontynuowała, najwyraźniej świetnie się bawiąc.
- Uczulenie na szmaty. Milknę, jak przebywam z nimi za długo - odparłam sama zdziwiona własną odzywką. Chyba jednak lata przyjaźni z Tay w końcu zaczęły mi się do czegoś przydawać.
- Uuu, kotek pokazuje pazurki. - Zaśmiała się cynicznie i uderzyła ręką o kierownicę. - Najwyższa pora. Już się bałam, że Sasuke wybrał jakąś dziunię bez charakteru.
- Nic ci do niego i jego wyborów.
Próbowałam ją zrozumieć, jakoś, nie wiem, postawić się w jej sytuacji. Za nic jednak nie mogłam znaleźć sensownych argumentów przemawiających za jej zachowaniem. Nie było w tym nic logicznego.
- Biedna, nieświadoma, tak głupio naiwna. - Zaczęła wyliczać na palcach, ciągle próbując zrobić na mnie wrażenie. Ja jednak nie miałam zamiaru znów dać się nastraszyć. Pozwoliłam na to już wystarczająco dużo razy.
- Nie musisz mieć dla siebie tyle samokrytyki, zaufaj mi - powiedziałam lekko, spoglądając za okno z prawej. Nie widziałam przez to jej reakcji. A korciło.
- Nie fikaj tak - rzuciła wciąż pewna swoich słów. - Albo rób to, póki jeszcze możesz.
- Grozisz mi?
- Raczej obiecuję.
Zaczęły drżeć mi dłonie, więc włożyłam je do kieszeni bluzy. Musiałam coś zrobić, wymyślić plan! Problem polegał tylko na tym, że moje pole działania było lekko okrojone, ponieważ byłam zamknięta w jednym aucie z psychopatką.
A to klops.
- Miałaś zaprowadzić mnie do Sasuke.
W końcu przerwałam to denerwujące milczenie. Cynthia widocznie tylko na to czekała, ponieważ uśmiechnęła się lisio, z satysfakcją.
- Tak.
- Więc?
- Więc co?
- Zaprowadź mnie do niego, tak jak powiedziałaś.
- Powiedziałam, że to zrobię, a nie “kiedy” to zrobię.
Po tych słowach odblokowała zamki i wysiadła z samochodu. Nie ruszałam się przez chwilę, próbując uspokoić rozbiegane myśli. Dała mi wolną rękę, mogłam uciec. Tylko co wtedy powiedziałaby Sasuke? Co on by sobie o mnie pomyślał? Przegrałabym z kretesem jeszcze przed rozpoczęciem walki, a nie mogłam pozwolić sobie na kolejną porażkę.
Kilka sekund później opierałam się biodrem o maskę samochodu. Cynthia stała do mnie tyłem. Wpatrywała się w bramę, która niczym zaklęta otwierała się lekko i zamykała cicho skrzypiąc, przyprawiając mnie tym samym o ciarki. Czasem są takie miejsca, od których aż promieniuje zło. To się czuje. Odzywa się wtedy w głowie taki cichy głos, każący uciekać. Słyszałam go bardzo wyraźnie, jakby stała obok mnie żywa osoba, próbująca nakłonić mnie do zmiany zdania.
Jednak jedyne co zrobiłam, to podążyłam powoli za Cynthią, która zbliżyła się do bramy, za którą była tylko ciemność. Blade światło lamp nie docierało głębiej. Upiorne żelazne pręty przyprawiały mnie o ciarki. Im bliżej podchodziłam, tym bardziej czułam, że będę tego żałować.
- Jak się poznaliście?
Zaskoczona podskoczyłam lekko. Głos Cynthi wydał mi się bardzo głośny. Uświadomiło mi to, jak martwa była okalająca nas cisza.
- Dlaczego pytasz? - odparłam, gdy obie przekroczyłyśmy próg.
Trzymałam się blisko dziewczyny, gdyż widziałam cokolwiek tylko jedynie światłu księżyca, które delikatnie tliło się, pozwalając mi widzieć tylko kontury. Z każdym krokiem i oddechem dotkliwiej czułam własną duszę na ramieniu. Wiedziałam jednak, że czas na możliwy odwrót już się skończył.
- Czysta ciekawość - odpowiedziała po dłuższej chwili.
- Można ująć, że w pracy.
- Zabawne.
- Niby co?
- We mnie zakochał się młody chłopak gotów oddać za mnie życie. Z tobą natomiast spotyka się trochę zgorzkniały i cyniczny mężczyzna, prezes - ostatnie słowo wypowiedziała z wyraźną kpiną. - Dasz wiarę, że to jedna i ta sama osoba?
- Nie, bo nie wiem, jak ten zakochany we mnie facet mógł kiedyś spotykać się z tobą.
Prychnęła i lekko przyspieszyła.
Wyłapałam wśród ciemności wielkie trybuny. Weszłyśmy do jakiegoś przejścia, czegoś w stylu tunelu, gdzie zrobiło się jeszcze ciemniej. Szłam wręcz na ślepo, dopóki nie dojrzałam wyjścia. Odetchnęłam z ulgą z powrotem widząc niebo. Jednak to, co zaparło mi dech w piersiach zdecydowanie bardziej, to widok na przerażający, opuszczony tor wyścigowy. Teren był ogromny. To, co widziałam z zewnątrz, to była jedynie namiastka prawdziwej potęgi tego miejsca.
Oczami wyobraźni widziałam setki kibiców, ścigające się samochody. Spoglądałam na to wszystko z zachwytem. Tutaj kiedyś musiały rozgrywać się wspaniałe wydarzenia, wiele ludzi musiało tu przychodzić. Co się stało, że coś tak pięknego popadło w ruinę?
- Zaskoczona?
Na chwilę zapomniałam o obecności Cynthi. Ta jednak oczywiście prędzej czy później musiała o sobie przypomnieć. Strach z powrotem ścisnął mój żołądek, a stadion stracił swój czar. Zastąpiła go drżąca niepewność.
- Nie rozumiem, dlaczego mnie tu przyprowadziłaś - odpowiedziałam, a ona wspięła się na bandę i przeskoczyła ją, znajdując się na torze.
Spojrzała na mnie przez ramię, rzucając wyzwanie. Mogłam zostać tu sama albo za nią pójść i zobaczyć Sasuke. Nie zastanawiałam się zbyt długo. Po chwili i ja dreptałam po asfalcie.
- Jestem dość sentymentalna - powiedziała, jakby miało być to jakiekolwiek wytłumaczenie.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Nie za wiele. Zważając jednak na fakt, że uczepiłaś się Uchihy, muszę jakoś odwieść cię od bycia jego utrzymanką. - Zmroziło mnie na te słowa. Jak ona śmiała…
- Utrzymanką… - mruknęłam. - Więc tylko do tego go potrzebujesz? Żeby na ciebie zarabiał. Dlaczego mnie to nie dziwi?
- Nie wiesz, co jest pomiędzy mną, a Sasuke!
Jej krzyk odbił się echem. Ona sama zatrzymała się i podeszła do mnie, aby spojrzeć mi w twarz z bliska. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Nie mogłam jej ustąpić.
- Chyba co było - poprawiłam ją, czując, że popełniam błąd.
Byłam tutaj przez nią, moje najbliższe godziny zależały od niej. Powinnam potulnie słuchać i dać się zaprowadzić do Sasuke. Moja duma mogła pokwiczeć za taką cenę. Najpierw jednak musiałabym nad nią zapanować.
- Uważaj na słowa - warknęła.
Nawet teraz widziałam jej przekrwione oczy, drgającą powiekę. Tik, którego już się nie pozbędzie po tylu latach brania dragów. I to spojrzenie… pełne czystej nienawiści.
- Powiedziałaś, że jesteś sentymentalna. Przywiozłaś mnie tu z jakiegoś powodu. No dalej, oświeć mnie.
Spróbowałam skierować jej myśli na inny temat. Zapewne były ze sobą powiązane, ale wszystko wydawało się lepsze niż ten wzrok, który kojarzyłam jedynie z nieodpartą chęcią mordu.
- Sądziłam, że warto ci pokazać to miejsce.
Odstąpiła kilka kroków, a ja odetchnęłam, nie czując już jej oddechu na swojej szyi.
- Jest wręcz idealne na poznanie prawdy o Sasuke.
Prawdy? Jaką to ona mogła mi zaproponować prawdę?
- Sądzisz, że ci uwierzę?
- Powinnaś, oj powinnaś.
Znów ruszyła przed siebie. Musiałam więc zrobić to samo.
Tej nocy na niebie nie było gwiazd. Spoglądałam na nie, ponieważ wpatrywanie się asfalt, w swoje stopy, które pokonywały kolejne metry dołowało mnie zbyt mocno. Jednak to cisza między mną i Cynthią tak naprawdę doprowadzała mnie do szału. Z premedytacją przedłużała ten teatrzyk, abym wreszcie pękła, co niestety nieuchronnie się zbliżało.
Tęskniłam za Uchihą, tęskniłam cholernie. Nie widząc go przez tyle czasu popadłam w swoisty marazm, w coś, czego nie można nazwać życiem, a jedynie jego marną namiastką. Nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu, który zdawał się być wręcz fizyczny. Cynthia o tym wiedziała i miała zamiar wycisnąć z tego ile się dało.
- Sasuke kiedyś był inny - odezwała się po dłuższej przerwie, wyrywając mnie z zamyślenia. - Ale to pewnie wiesz.
- Tak. Słyszałam, że po urwaniu kontaktu z tobą zmienił się na lepsze.
Cholera, miałam grać w tę jej głupią grę, a nie się stawiać.
- Wychodzi na to, że nie zawiodłam się na nim tak bardzo. Jednak masz charakter.
- Dlaczego brzmisz tak, jakby twoje zdanie go w ogóle obchodziło?
- Jaką masz pewność, że nie obchodzi? - Rzuciła mi spojrzenie z ukosa. Usta wygięła w cynicznym uśmiechu.
Punkt dla niej. Nie potrafiłam jej odpowiedzieć.
- Dlaczego go w ogóle porwałaś? - Uspokoiłam głos, ujednoliciłam ton. Nie mogłam znów dać się ponieść.
- Nie poznałaś początku historii, a już chcesz, abym wyjawiła ci koniec?
- Jedyne co mnie interesuje, to to czy Sasuke nic nie jest i gdzie aktualnie przebywa. Dobrze o tym wiesz.
- Oh, wręcz doskonale. - Zaśmiała się krótko. Śmiechem, który nie miał w sobie nic z radości. - Ale gdzie w takim razie byłoby miejsce na zabawę?
- Pozwól, że nie odpowiem na to pytanie.
- To dobrze, bo teraz ja będę mówić.
Zatrzymała się. Ja zaraz za nią. Oparła ręce na biodrach i wpatrywała się w coś przed sobą. Nie czekając, też spojrzałam w tamtą stronę, jednak nie dostrzegłam nic szczególnego.
- Jak czujesz się z tym, że nic nie wiesz o mężczyźnie, z którym się spotykasz? - spytała z ironią, chcąc, żeby mnie to ubodło.
- Jak się czujesz, że nie spotykasz się z mężczyzną, którego kochasz?
- Tego akurat nie wiesz. - Uśmiechnęła się lisio, a moja pewność siebie zaczęła topnieć.
Chciałam wierzyć Sasuke. Takie przyjęłam stanowisko i zamierzałam się go trzymać, jednak trzeba było przyznać, że Cytnhia też była dobra w te klocki.
- Co takiego chcesz mi powiedzieć?
- Szczerze? Planuję cię przekonać, że Uchiha to nie materiał na chłopaka dla takiej dziewczyny jak ty.
- Kim jesteś, żeby o tym decydować?
- Kobietą jego życia.
Upór w jej głosie, pewność której ja z jakiegoś powodu nie miałam zaczynały powoli mnie niszczyć.
- Od samego początku mówisz ogólnikami. Może wreszcie czas na konkrety? - W całości skupiłam się, aby mój głos nie zadrżał.
- Ech, chciałam jakoś dawkować emocje, ale w ogóle nie umiesz się bawić. - Machnęła ręką, jakbyśmy rozmawiały o pogodzie. Zdenerwowało mnie to.
- Masz rację, dość kiepsko się obecnie bawię, przy czym… Cynthia, bądźmy poważni. Zostawił cię po tym, jak prawie zabiłaś jego matkę, powodując wypadek samochodowy, jak…
- Tak to przedstawił? - Zmarszczyła brwi, jakbym potwierdziła jakieś jej domysły.
- Wiedz, że cokolwiek powiesz, to w to nie uwierzę.
- Ale będę miała czyste sumienie, że przynajmniej miałaś możliwość poznać prawdę.
- Słuchaj, dziewczyno. Mam po dziurki w nosie twoich gierek. - Postąpiłam krok do przodu, całą siłą woli powstrzymując się przed popchnięciem jej. - Albo mówisz mi teraz wszystko, albo idę z tym na policję.
Śmiech. Usłyszałam tylko śmiech. Przeraźliwy, wręcz szyderczy śmiech. Już zupełnie nie wiedziałam co robić. Cynthia ucichła dopiero po kilku sekundach. Jej oczy lśniły, jakbym tymi słowami dała jej wielką satysfakcję. To wszystko zaczęło zakrawać o jakiś tandetny kicz.
- Sasuke wreszcie dostanie to, na co zasłużył. - Jej ton zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Całkiem jakby cierpiała na chorobę dwubiegunową. Od euforii do depresji przez agresję i radość. Naprawdę byłam w niebezpieczeństwie. - Żeby to tylko śmierć matki miał na sumieniu.
- Przecież ona nie umarła - odparłam trochę za szybko, czym tylko dodatkowo ją obruszyłam.
- Nie umarła? - Znów śmiech, tak samo ironiczny. - Ona jest warzywem, z jego winy!
- To ty pociągnęłaś za kierownicę!
- Spałam wtedy, kretynko. Spałam!
Cofnęłam się o krok. Coś mi się tu mocno nie zgadzało.
- Co? Zdziwiona? - Cynthia włożyła ręce do kieszeni, posyłając mi cyniczny uśmiech. - Gdybym to rzeczywiście była ja, to dlaczego Sasuke tego nie zgłosił? Czemu mnie nie wsadzili? Mogę powiedzieć ci jednak dlaczego nie wsadzili jego.
Mocno zaczęłam się w tym wszystkim gubić.
- Powiedział ci, że stracił panowanie, tak?
- Może.
- Prawda była taka, że ktoś wcześniej przeciął hamulce. Ktoś, komu Uchiha podpadł kilka dni wcześniej.
- Cynthia, to nie ma sensu.
- Nie ma? Myślisz, że Sasuke zawsze stronił od narkotyków? Nie bądź głupia. - Prychnęła, jakby ciesząc się z bólu jaki mi sprawia. - Całe jego życie oparte jest na kłamstwach, a ja jestem jego niewygodnym elementem.
- Nie wierzę ci. - Potrząsnęłam głową, chcąc odzyskać jasność myślenia.
- Ale to nie jest najgorsza część z tego, co chcę ci powiedzieć.
- I na taką rozmowę wybrałaś jakiś opuszczony tor wyścigowy w środku nocy? To nie sprzyja szczerości - powiedziałam cicho, próbując sobie poukładać to, co mówiła.
- Nie jest pięknie? Otwarta przestrzeń, świeże powietrze. - Nawet w jej tonie wyczułam lekkie rozczarowanie. Jakby to wszystko jednak się na niej jakoś odbiło. Jakby miało być prawdą…
- Cynthia, męczy mnie ta rozmowa. - Położyłam ręce na biodrach i westchnęłam cicho. - Powiedz co musisz i daj mi spokój.
- Tak łatwo miałabym ci odpuścić? - warknęła, a w jej spojrzeniu znów pojawiła się agresja. - Żebyś tak po prostu dostała to, o czym ja marzyłam od zawsze?
- Sama spieprzyłaś sobie życie, nie mieszaj go do tego.
- Nic nie wiesz, głupia dziewucho! Różnimy się tylko tym, że jemu udało się z tego wyjść, a mi nie!
- Więc co ja do tego mam, co? - Zacisnęłam pięści, spoglądając jej prosto w oczy.
- Masz świadomość, że jest dobrym człowiekiem. A tak naprawdę nie jest niczym więcej jak kawałkiem ścierwa, który kryje się za garniturem! Jeszcze mi podziękujesz…
- Za co mam ci niby do cholery dziękować?!
- Lepiej będzie jak obudzisz się teraz, a nie za kilka lat, bo teraz możesz jeszcze się z tego wycofać.
Szczerość w jej głosie wytrąciła mnie z równowagi. Jakby cała ta jej krzycząca otoczka zniknęła na chwilę.
- Nie zastanawiało cię nigdy dlaczego Itachi, człowiek, na którego nie można było powiedzieć złego słowa, nagle ląduje w pierdlu?
Wyprostowałam się i wzięłam głęboki oddech. Cynthia za to ruszyła wolnym krokiem przed siebie, a ja musiałam pójść za nią.
- Nie mnie oceniać, jakim człowiekiem jest Itachi - powiedziałam, gdy zrównałam z nią krok.
- Nikt nie mógł uwierzyć, gdy go oskarżyli, nikt. Tym bardziej, że przyznał się od razu, ze stoickim spokojem. Do wszystkiego.
- Wszystkiego, czyli czego?
Dziewczyna spojrzała na mnie przeciągle, krzywiąc usta w grymasie.
- Pracował wtedy w prywatnej kancelarii. Zapowiadał się po prostu bajecznie. Sasuke mniej więcej w tym czasie odziedziczył Rotzę, która była w kompletnej ruinie. Nie powiedział jednak, że ten pieprzony staruch zostawił też dużo pieniędzy. Z tym gościem było coś nie tak. Miał dwójkę dzieci, a przepisał to wszystko na jakiegoś młodego ćpuna, który spał u niego czasem w szopie - prychnęła, ale po chwili kontynuowała. - Uchiha powiedział mi tylko tyle, że te jego dzieci zupełnie się nim nie zajmowały, bo sądziły, że jest spłukany, a to Sasuke opiekował  się nim przez prawie trzy lata przed jego śmiercią. Zupełnie za darmo. Chyba go po prostu polubił. No w każdym razie Sasuke miał wcześniej kilka starć z policją, a żeby móc przejąć Rotzę musiał spełnić szereg jakichś warunków. Dlatego z pewnością nie mógł być karany za celowe nieudzielenie pomocy, za co poszedłby siedzieć.
- Co ty chcesz mi powiedzieć? - Zatrzymałam się. Nogi mi się trzęsły. Nic nie rozumiałam. Chyba bałam się rozumieć.
- Itachi siedział w pracy do późna. Pracował nad jakąś sprawą z córką szefa. Zaproponował, że odwiezie ją do domu, bo oddała wcześniej auto do mechanika. Sasuke coś się ubzdurało, że Itachi mógł zdradzać żonę, więc za nim pojechał. Dziewczyna mieszkała a świeżo wybudowanym domu jednorodzinnym. Było to szczerze mówiąc zadupie, gdzie dopiero miały powstać wspaniałe rezydencje, a ta była jedną z pierwszych. Jeszcze nieocieplona, bez monitoringu, bez sąsiadów. - Spojrzała mi prosto w oczy. - Bez świadków.
- I co dalej?
- A co? Jednak mi wierzysz? - Uśmiechnęła się, lecz nie było w tym nic z radości.
- Po prostu mów dalej - warknęłam, czując jak coraz bardziej paraliżuje mnie strach. Nawet jeśli miało być to kłamstwo, musiałam je usłyszeć.
- Sasuke pojechał za nimi. Itachi ją tylko podwiózł, nic poza tym. Sasuke jednak został. Do dziś nie wiem, dlaczego. No w każdym razie dziewczyna była chora na serce. Wchodząc po schodach zakręciło jej się w głowie. Sasuke podszedł, ona zobaczyła jakiś cień. Przestraszyła się i potknęła. Straciła przytomność, spadła.
Chyba zaczynałam jej wierzyć, przerażało mnie to.
- Sam upadek jej nie zabił. Trochę rozcięła głowę, miałaby tylko wstrząśnienie mózgu. Jednak to serce ją wykończyło, a raczej zawał, którego dostała oraz pomoc, której Sasuke nie wezwał. - Cynthia uniosła oczy, jakby sama musiała to jeszcze raz przetrawić. Nie wyglądała, jakby udawała. - Spanikował. Sądził, że spadła przez niego, że przed wejściem są kamery, że go oskarżą, bo niby jak miał wytłumaczyć tam swoją obecność? W tym wszystkim uważał, że nie dostanie Rotzy, że wszystko szlag trafi. Tu chodziło naprawdę o duże pieniądze. Dla Sasuke warte więcej niż jego brat, który wiedząc o wszystkim się pod niego podłożył.
- Nie, to niemożliwe. - Pokręciłam przecząco głową, nie chcąc tego zrozumieć.
- Że co? Że Sasuke wolał zniszczyć małżeństwo, karierę i życie swojego brata w zamian za Rotzę? Czy to, że Itachi pozwolił sobie to zrobić?
Przecież Sheeiren… Gdyby tylko wiedziała… Nie mogła mu wybaczyć tego, że pozwolił komuś umrzeć. A przecież, gdy wtedy odjeżdżał, tej dziewczynie nic nie było.
- Ojciec tej dziewczyny był jego szefem, a on musiał sobie znaleźć winnego. Nie mógł się pogodzić z tym, że nie wiedział o chorobie córki. Poruszył wszystkie wpływy, aby wsadzić Itachiego tylko dlatego, że on widział ją ostatni.
- To niemożliwe.
- Powtarzasz się - mruknęła, tym razem już bez zawiści.
Próbowałam to sobie jakoś poukładać. Mogła kłamać, oczywiście, jednak…
- To my do was strzeliliśmy w mieszkaniu Itachiego. Chcieliśmy pogonić Sasuke, bo nie chciał płacić.
- Jacy my? Co płacić?
- Co płacić? Pieniądze, za nasze milczenie.
- Cynthia, to już brzmi…
- Jak? - przerwała mi. - Nierealnie? Nie mamy na niego żadnych dowodów prócz moich słów, a mnie sąd nie uznałby za wiarygodnego świadka. Postanowiliśmy więc go zmusić do mówienia. Chcieliśmy, żeby sam się przyznał, żeby upadł tak samo nisko jak my.
- Więc postanowiłaś do niego strzelać?!
- To nie ja strzelałam - burknęła. - Zresztą to, że pocisk przeleciał tak blisko was było zupełnym przypadkiem.
- Aha, no świetnie.
- Nawet podpalenie, w którym oboje mogliście zginąć, nie skłoniło go do przyznania się do pracy. Czy próba porwania tego bachora. – Mlasnęła z przekąsem.
Mówiła o Riv. Chwila, chwila.
- Chcesz mi powiedzieć, że Sasuke o wszystkim wiedział?
- A co ty słoneczko, dopiero teraz się zorientowałaś?
Poczułam jak kręci mi się w głowie. Skazał nas na to wszystko świadomie? Z powodu pieprzonych pieniędzy?
- Zawsze jakoś go informowałam o tym, co się stanie. Zawsze spełnialiśmy swojego groźby, ale jego to nie ruszało. Nic go nie ruszało. W końcu powiedzieliśmy dość. Każda taka akcja mogła sprowadzić na nas podejrzenia. A on wciąż nie chciał się przyznać. - Pusty, krótki śmiech dziewczyny przyprawił mnie o ciarki. Świadomość tego, że wszystko zaczynało składać się w całość również.
Ciąg tych bezsensownych zdarzeń zaczynał nabierać sensu.
- W tym miejscu, gdzie znaleźliście samochód, tam w górach, spotkaliśmy się wcześniej raz. Przekazał mi tam część pieniędzy. Wiedział już, że go namierzyliśmy, że to kwestia czasu aż znowu coś się stanie. Wiesz, co powiedział? - Spojrzała mi prosto w oczy, w których ponownie zaczynała gościć wrogość. - Że zapłaci nam ile będziemy chcieli, ale ciebie nie możemy tknąć, że masz być od tego zupełnie odsunięta, że masz się nigdy nie dowiedzieć. - Czułam się oszołomiona, zrobiło mi się zimno. - Miał być dla ciebie tym ideałem. Bał się, że gdy się dowiesz o wszystkim, to go zostawisz, a on już nikogo nie miał po swojej stronie.
Dlatego wiedział, gdzie pojechać, aby się z nią zobaczyć. Dlatego nie potrzebował gpsu.
- Wyglądasz, jakbyś jednak mi uwierzyła.
- To wszystko jest…
- Niewiarygodne?
Cynthia zamilkła, a ja nie miałam odwagi się odezwać. Byłyśmy już w tunelu, z którego wychodziło się ze stadionu. Światło księżyca przestawało tu docierać.
- Nie, to na pewno nie tak - szepnęłam, opierając się o ścianę. - Na pewno nie.
- Coś ci nie gra? Powiedz. Wszystko ci wytłumaczę. Nie będę się plątać, bo prawda jest zadziwiająco łatwa.
- Zaprowadź mnie do Sasuke.
Musiałam z nim porozmawiać. Natychmiast musiałam z nim porozmawiać. To on był kluczem do wszystkiego, co powiedziała Cynthia.
- Już? Tak szybko?
- Jesteś tylko ćpunką, której nie wyszło w życiu, dlatego jedyne na czym się skupiasz to niszczenie życia innych.
Przerosło mnie to wszystko. Za szybko jej uwierzyłam. Pozwoliłam sobie zwątpić, a odraza do samej siebie zaatakowała mnie z podwójną siłą.
- A ty wciąż uważasz, że kłamię… - Cynthia zaśmiała się, coraz bardziej wchodząc w tunel. Już prawie jej nie widziałam.
- To jedyne co potrafisz - warknęłam, próbując skupić na niej wzrok.
- Tak sądzisz?
Zniknęła w mroku. Poszłam za nią, teraz gotowa zrobić już wszystko, aby zobaczyć Uchihę.
- Cynthia?
Zaczęłam się rozglądać, lecz jedyne co widziałam, to majaczące wyjście za swoimi plecami.
- Tu jestem.
Z lewej. Z lewej zaatakowała mnie jej pięść. Poczułam jak moja głowa odskakuje, jak na sekundę tracę równowagę i potykam się. Ustałam jednak, nie chcąc, aby trafiła mnie jeszcze raz.
- Co jest kur...
Dostałam w brzuch. Przytkało mnie na chwilę. Szybko jednak zaczęłam się cofać, aby dotrzeć do miejsca, gdzie było trochę światła. Cynthia się na to nabrała. Może i lepiej widziała w ciemności, jednak teraz na nic jej się to nie zdało. Widziałam, jak się zamachnęła. Zeszłam z toru jej ciosu i pociągnęłam za pięść, którą chciała mnie trafić. Siła, którą włożyła w uderzenie przemieniła się w impet z jakim upadła.
- Sądzisz, że wszystko będzie dobrze? Że dorwałaś księcia z bajki? - Cynthia zaczęła się podnosić. Jej długie włosy zakryły twarz. Chuda sylwetka wyglądała koszmarnie trupio, gdy się wyprostowała, patrząc na mnie z wyższością.
- To jest już mój problem - warknęłam, tym razem już trzymając gardę. Czułam metaliczny smak krwi na języku.
- Skończysz jak ja albo gorzej.
- Nic ci, kurwa, do teg…
Znów mi przerwała, unosząc pięść. Zbiłam jej uderzenie. Dziewczyna jednak od razu wyprowadziła kopnięcie, które przyjęłam na bark, w tym samym czasie wymierzając jej lewego sierpowego. Cofnęła się, dysząc. Ja wciąż powoli próbowałam się zbliżyć do miejsca, gdzie było więcej światła.
- Chcę żebyś zdechła, rozumiesz? - Znowu zaczęła się do mnie zbliżać. Z rozciętej wargi leciała jej krew. - Nie możesz go mieć, nie zaakceptujesz go. Tylko ja jestem w stanie z nim żyć.
- Jesteś dla niego niczym, czemu ty tego w ogóle nie rozumiesz?!
- To dlaczego nie zerwał ze mną kontaktu?! Czemu wiem o Itachim, o Rotzie. Dlaczego?!
Rzuciłam się na nią. Znała jakieś podstawy walki wręcz, ale były marne. Do tego była niższa i lżejsza, słabsza. Wiedziałam o tym, ale mnie to nie powstrzymało. Zbiła moje pierwsze uderzenie, ale nie widziała już kolana, którym uderzyłam ją prosto w splot słoneczny.
Cynthia zgięła się w pół. Od razu wyprowadziłam prawy hak prosto w jej szczękę. Głowa dziewczyny odleciała do tyłu. Wręcz automatycznie wyprowadziłam kopnięcie z pół obrotu, a ona upadła na podłogę.
Miałam wrażenie, ze straciłam umiejętność logicznego myślenia. Kierowałam się jedynie emocjami, których ogrom zaćmił mi umysł.
W tym amoku usiadłam na niej okrakiem. Dziewczyna wciąż zamroczona leżała na plecach, próbując odzyskać ostrość widzenia. Ja jednak nie wahałam się przed uniesieniem pięści i zdzielenia jej po twarzy. Raz, drugi, trzeci.
Czułam na rękach jej krew i poczułabym ją jeszcze raz, gdyby ktoś nie zatrzymał mojej pięści.
- Sakura, wystarczy.
Ten głos mnie otrzeźwił. Był spokojny. Smutny, ale spokojny, a co najbardziej przerażające – znajomy.
- Wystarczy – powtórzył Ichiro, wciąż nie puszczając mojej dłoni.
Gdy dotarło do mnie, co się stało, od razu wstałam i cofnęłam się o kilka kroków. Spojrzałam na swoje ręce, na zdarte kostki, na Cynthię bezwładnie leżącą na chodnikowych płytach. Wreszcie też na Ichiro, który stał przy niej, lecz to na mnie skierował swój wzrok.
- Co ty tu robisz? – wycharczałam, bo od krzyczenia zdarłam sobie gardło.
Chłopak stał przez kilka sekund i się nie odzywał. Znowu czegoś nie wiedziałam, znowu coś mnie omijało. Czułam, jak kręci mi się w głowie. Ciało Cynthi, które się nie ruszało, pojawienie się Ichiro, brak informacji o Sasuke. Tego było za dużo.
- Sakura, chodź ze mną. Wszystko ci wytłumaczę – powiedział cicho i wyciągnął dłoń, ale ja znów się cofnęłam. Poczułam za plecami zimną ścianę.
- Nie podchodź – szepnęłam, próbując się uspokoić. Jego mina wyrażała prawdziwe współczucie. Odniosłam jednak wrażenie, że w ogóle nie znałam człowieka, na którego patrzę. – C-co się stało, co ty tu robisz? Proszę, powiedz, że to jakiś żart.
- Niestety nie mogę. – Trącił Cynthię butem, a dziewczyna jęknęła. – Nic jej nie będzie.
- Ciągle tu byłeś? – spytałam, próbując uspokoić drżenie dłoni.
- Tak. – Jego głos odbił się echem po tunelu. Wszystko nagle stało się dla mnie głośniejsze, bardziej intensywne. Nawet odgłos jego kroków.
Chwila, kroków.
Uniosłam wzrok napotykając jego spojrzenie tak blisko, że wystarczyło lekko wyciągnąć rękę, aby go dotknąć. Zachłysnęłam się powietrzem i mocniej docisnęłam się do ściany.
- Sakura, chodź. Nie zrobię ci krzywdy.
- Nie wierzę ci. – Zaczęłam kręcić głową, już porzucając ostatki nadziei, że to wszystko mi się przyśniło. – Nie wierzę.
- Rozumiem.
- Gówno rozumiesz!
Pchnęłam go i rzuciłam się do ucieczki w stronę wyjścia ze stadionu. Nie wiem, ile przebiegłam. Może pięć metrów? Czyjeś obce ramiona złapały mnie w biegu. Ramiona nienależące do Ichiro.
- Oto jest i nasza gwiazda wieczoru.
Ostatnie co pamiętam to to zdanie wypowiedziane męskim głosem, który znałam, ale za nic nie mogłam przypisać mu właściciela. Potem już tylko dostałam czymś w tył głowy, a świat spowiła ciemność.
Cholernie bolała mnie potylica i obszar trochę nad nią. Ból pulsował tępo, obijając się po mojej czaszce. Nie mogłam od razu otworzyć oczu. Skupienie na czymś spojrzenia bolało za bardzo. Dopiero po kilku minutach zdecydowałam podnieść się do siadu.
- Nasze małe kurwiszcze już wstało.
Szybko odwróciłam się w prawo, za szybko. Zobaczyłam Cynthię siedzącą na krześle, po czym mnie zamroczyło.
- Nie mów tak do niej. – Ichiro.
Tym razem obróciłam się wolniej. Znajdowałam się w jakimś małym pomieszczeniu. W rogu poustawiane były szafki. Od razu skojarzyło mi się to ze sportową szatnią. Wywnioskowałam więc, że nie opuściłam terenu stadionu.
Dziewczyna okupowała krzesełko pod ścianą. Pod okiem miała dużą opuchliznę, rozciętą skroń i wargę. Potargane włosy przerzuciła na plecy, wlepiając we mnie te wielkie, piękne ślipia, na które kiedyś nie jeden facet poleciał.
- A jak powinnam ją nazywać?
Ichiro westchnął i założył ręce na piersi.
- Przepraszam, Sakura, że tak wyszło - powiedział do mnie Ichiro, ignorując Cynthię. Naprawdę wyglądał, jakby było mu przykro. Jednak przestałam w to wierzyć w momencie, gdy pierwszy raz go dziś zobaczyłam.
- Wyjaśnij mi wszystko, teraz – warknęłam, odzyskawszy już całkowicie zdolność widzenia.
- Spokojnie, kotku. Nie on jest od tego. – Cynthia prychnęła, oglądając swoje dłonie.
- Jak na tak pospolitą sukę, to coś za głośno szczekasz.
Na moje słowa zerwała się z krzesła, jednak jej twarz od razu przeszył grymas bólu. Uśmiechnęłam się w duchu na ten widok. Należało się jej.
- Spokojnie, Edona – rzucił Ichiro, na co ona przewróciła oczami.
- Mam na imię Cynthia, kretynie.
- Dla mnie długo byłaś Edoną. – Wzruszył ramionami, co tylko bardziej ją rozzłościło.
- Spierdalaj.
- Stop! – krzyknęłam, a oni od razu przypomnieli sobie o mojej obecności.
- Ichiro, słyszałeś coś? Coś jak „szczek, szczek”?
- Kurwa, Cynthia. Wyjdź stąd. – Ichiro zacisnął szczęki i wskazał drzwi. – W podskokach stąd wypierdalaj albo zacznę żałować, że powstrzymałem Sakurę, tam, w tunelu.
- Ajaj, groźnie – rzuciła, unosząc kącik ust w krzywym uśmiechu. – Weź ją na centralę. Będziemy czekać.
Drzwi za dziewczyną zamknęły się z trzaskiem. Wzdrygnęłam się, nerwowo rozglądając się dookoła. Obawiałam się, że straciłam już wszystkie opcje na ucieczkę.
- Sakura, ja…
Ichiro zaczął mówić, ale powstrzymałam go ruchem dłoni.
- Jedyne co chcę wiedzieć, to gdzie jest Sasuke? – spytałam, próbując wstać. Chłopak chciał mi pomóc, ale posłałam mu wyraźne spojrzenie, żeby się nie zbliżał.
- Jest tutaj, blisko – powiedział powoli, jakby bał się, że zrobię coś nieobliczalnego. A to bardzo dobrze, że się tego obawiał.
- Zaprowadź mnie do niego.
- Nie mogę.
- Co to znaczy: nie mogę? – wycedziłam przez zęby. Podparłam się o ścianę, aby wstać i uspokoić zawroty głowy.
- Ja tu jestem najmniej ważny Sakura, przepraszam. – Rozłożył ręce w geście bezbronności.
- Za co ty mnie ciągle przepraszasz? Co takiego zrobiłeś, co?
- Nie mog…
- Nie mogę, nie mogę, nie mogę! – zaczęłam go przedrzeźniać, nie spuszczając z niego wzroku. – Chcesz mi powiedzieć, że też o wszystkim wiedziałeś, tak? Że też, kurwa, miałeś czelność widzieć się ze mną w tym czasie. Rozmawiałeś ze mną, jakby nigdy nic!
- Sakura, ja…
- Co, nie mogłeś mi powiedzieć?
Podeszłam do niego, przepełniona żalem tak wielkim, że nie wiedząc jak się go pozbyć, z tego wszystkiego aż popchnęłam Ichiro, który nawet nie podniósł rąk. Po prostu, najprościej w świecie, dał się popchnąć. Jakby czuł, że mu się należało.
- Tak, ja…
- Ty pieprzony zdrajco!
- Mi też grożą! – Postąpił krok do przodu, na co lekko skuliłam się w sobie. – Na mnie też mają haka, rozumiesz? Tak samo jak na Uchihę!
- A więc niby jesteś poszkodowany, tak? – Uśmiechnęłam się cynicznie, tym razem już wyprostowana.
- Żebyś wiedziała. – Skinął głową i odsunął się, jakby chciał ukryć wstyd.
- Nie wierzę ci. – Uniósł na mnie spojrzenie, czekając na moje dalsze słowa. – Jak i w ogóle cię nie znam. I chyba nie żałuję, jeśli to jest ta prawdziwa wersja.
- Sakura, nic nie rozumiesz…
- Masz rację, nic nie rozumiem, bo nic, do cholery, mi nie mówicie!
- Chodź. – Podszedł do drzwi i otworzył je. – Zaraz wszystko się wyjaśni.
Przygryzłam delikatnie policzek, analizując wszystkie za i przeciw. W końcu nie miałam innego wyjścia. Wciąż miałam lekkie zawroty głowy, więc na pewno bym mu nie uciekła, a próba okupowania tej małej szatni na pewno nie przyniosłaby mi profitów.
- Jeśli coś zrobiliście Sasuke… - powiedziałam, mijając go. Przerwałam razem z trzaskiem drzwi.
- To co?
Ichiro złapał mnie za łokieć i zaczął prowadzić ciemnym, długim korytarzem rozświetlonym jedynie przez kilka starych jarzeniówek, które migały złowieszczo, wręcz przerażająco.
- To… - Co mogłam mu powiedzieć? Przecież nie spełniłabym żadnej groźby.
- Prawda jest taka, że nic nie możesz na to poradzić. Ani ty, ani ja.
Skręciliśmy w lewo. Tam już w ogóle nie było światła. Ichiro jedną dłonią dotknął ściany i szedł przy niej. Drugą ściskał teraz moje ramię.
- Ja o niczym nie wiedziałam, ale ty…
Przystanął. Nim zdążyłam zareagować przyciągnął mnie do siebie i zaczął mówić z ustami przytkniętymi do mojej skroni.
- Za to, że dałem ci spadek po ciotce mam jeszcze bardziej przejebane. Zrobiłem to tak, że zorientowali się dopiero po fakcie. Mogłem się wykupić u nich za te pieniądze, a jednak dałem je tobie. Nie skreślaj mnie tak szybko.
Serce waliło mi jak młotem. Chłonęłam nowe informacje jak gąbka, jednak ich treść była…
- Ja cię naprawdę kochałem, nie wiem, czy nie kocham nadal. Grałem przy tobie nudnego, trochę wręcz beznadziejnie przeciętnego faceta. Takiego, którego nie mogłabyś podejrzewać o to, że zarabia na boku jako diler. – Westchnął i zamilkł na chwilę. Tym razem mu nie przerwałam. – Ty za to nie kochałaś mnie wcale. Zawsze to wiedziałem. Choć z początku… Gdybym był przez cały czas taki jak na początku, to może byś się we mnie zakochała. Jednak moje problemy zaczęły rosnąć wraz z ryzykiem tego, że mogłabyś się o nich dowiedzieć. Potem zacząłem robić wszystko, żebyś uznała, że nie warto tracić na mnie czas, że jestem tylko jedną z wielu pomyłek w twoim życiu, żebyś… to ty zostawiła mnie bez cienia podejrzeń.
- O czym ty mówisz? – szepnęłam, a on objął mnie, a raczej moje sztywne z szoku ciało. Poczułam znajome ramiona, znajomy zapach, przy którym kiedyś się budziłam, lecz w głowie miałam jedynie pustkę i żal.
- Chciałem zupełnie urwać z tobą kontakt, ale nie byłem w stanie – kontynuował i z jakiegoś powodu uznałam, że mówił szczerze. Nie wiem co dokładnie na to wpłynęło, ale uwierzyłam mu. – A gdy się okazało, że twoja mama potrzebuje pieniędzy i ja mogłem ci je dać, nie zastanawiałem się ani chwili.
- Czym cię szantażują? – Nie mogłam wypowiedzieć tego pełnym głosem, więc wyszło coś w kształcie jęknięcia.
- Jeśli nie zapłacę im sumy, która ich satysfakcjonuje wsypią mnie i pójdę siedzieć za dilerkę. – Położył głowę na moim obojczyku i wziął głęboki oddech. – Mają na mnie dowody. Nie chcę pójść do pierdla, Sakura.
- Skąd mają te dowody? – spytałam, co go trochę otrzeźwiło. Wyprostował się i położył mi dłonie na ramionach. Nie widziałam jego sylwetki, twarzy. Wpatrywałam się w ciemność, która miała teraz jego oczy.
- Edona, a raczej jak się okazało Cynthia – prychnął z dezaprobatą – była podstawiona jako moja „wspólniczka”. Wszystko ukartowali. Na wszystkich nagraniach to ja jestem tym złym. Nie ma w nich mowy o Cynthi, nigdzie nie ma po niej śladu. Do tego stopnia dopracowali ten swój szpiegowski szajs, że jestem wobec tego kompletnie bezbronny.
- Jaki szpiegowski szajs?
- Ech, nie powinienem ci nic mówić – mruknął raczej do siebie. – Uznajmy, że nic ci nie powiedziałem w drodze do centrali, okej? Bo oboje za to oberwiemy. Spróbuję was stąd wyciągnąć, przysięgam. Mam już gdzieś czy mnie wsadzą czy nie. Moim warunkiem było to, aby ciebie w to nie angażować. Złamali dane mi słowo, więc teraz moja kolej. `
Nie wiedziałam co powiedzieć, a bałam się, że najgorsze dopiero przede mną.
- Musisz mi zaufać, ten ostatni raz – rzucił przez ramię i znów poprowadził mnie w mrok.
Skręciliśmy jeszcze kilka razy, zeszliśmy też po jakichś schodach. Śmierdziało tam wilgocią i stęchlizną. Z początku musiałam mrużyć oczy, aby z powrotem przystosować się do światła, gdy wreszcie dotarliśmy pod jakieś obskurne, masywne drzwi, przed którymi Ichiro się zatrzymał. Aby tu dotrzeć przedarliśmy się wcześniej przez kilka innych. Wydawało mi się, że teraz znajdowaliśmy się w jakieś części piwnicznej, może to jakiś magazyn albo coś w tym guście.
- Posłuchaj. – szepnął Ichiro i złapał mnie za dłonie. – Wiem, że chcesz zobaczyć się z Sasuke. Im szybciej przebrniesz przez to spotkanie, tym szybciej się z nim spotkasz.
- Jakie spotkanie? – Zmarszczyłam brwi, czując, jak mięśnie moje brzucha spinają się wbrew mojej woli.
- Po prostu.. po prostu z nim nie dyskutuj – kontynuował, jakbym wcale nie zapytała. – Daj mu mówić, potakuj i nie zapomnij potwierdzić, że jest zajebisty.
- Ichiro, co t…
Nie zdążyłam dokończyć zdania, bo chłopak otworzył drzwi. To co zastałam w środku przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Pomieszczenie byłoby przestronne gdyby nie sześć czy siedem komputerów, każdy na osobnym biurku. Wszędzie były monitory i kable. Wszystko oświetlały stojące lampy oraz małe biurowe lampki. Wyglądało to jak jakieś cholerne centrum dowodzenia z filmu akcji, a nie jak magazyn stadionu.
- Well, well, well! – Usłyszałam z prawej strony. Mężczyzna, który to powiedział stał pod ścianą, w cieniu, gdzie nie dosięgały światła lamp. – Kogo to ja widzę. Aż mi ciepło na sercu. Dobrze, że już jesteś. Bałem się, że się nie wyrobimy przed deadline’m.
Okej. To zakrawało już o paranoję.
- Miej chociaż odwagę się pokazać – rzuciłam w pustkę, skąd wcześniej doszedł mnie głos.
- Ja mam odwagę, ale czy masz ją i ty?
I w tym momencie przydałoby mi się krzesło. To, a raczej kogo ujrzałam było wręcz niemożliwe. Chciało mi się płakać i śmiać jednocześnie na wieść, że przyczyną problemów nie tylko moich, ale i Sasuke, Ichiro, po części Itachiego i Sheeiren był ten brzydki i pryszczaty chłopiec, którego widziałam ostatni raz w kawiarni, gdy jego mamusia zdzieliła mnie barkiem w przejściu. Ten odrażająco obleśny typ stał teraz przede mną i śmiał się ze mnie w głos.
- Hmmm, suprise? – klasnął w dłonie i podszedł do najbliższego komputera.  – Może chcesz usiąść? Wyglądasz coś blado.
W szoku skinęłam głową i podeszłam do krzesła przy jednym z biurek. Usiadłam na nim i wpatrywałam się w jeden punkt, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie tego wszystkiego.
- No w każdym razie, darling. Co cię do mnie sprowadza?
Uniosłam oczy na monitor, który miałam przed sobą. Gdy zorientowałam się co to jest aż przeszły mnie ciarki, wręcz zrobiło mi się zimno. Czując za sobą jego obecność lekko nachyliłam się do przodu. Nie mogłam jednak odciągnąć spojrzenia od ekranu, który podzielony na sześć części przedstawiał każdy z sześciu pomieszczeń w domu Sheeiren, która rozmawiała właśnie w kuchni z Itachim. Usłyszałam ciche *klik*, a film ruszył.
- Widzę, że coś cię zafascynowało – powiedział i podszedł do konsoli leżącej na biurku obok. Nacisnął jakiś przycisk, którym włączył głośniki.
-… o tym z tobą rozmawiać. Już mam dość, Itachi. Przerasta mnie to. – Imai oparła się biodrem o kuchenkę, a Itachi stał naprzeciwko niej bez słowa. – Nie ufam ci już, rozumiesz? Jak mogę z tobą żyć, skoro ci nie ufam? Jak mogę zostawić pod twoją opieką Riv? – Spojrzała na niego z żalem, aż mnie teraz ścisnęło serce. – Zrozumiałbym, gdyby to był wypadek samochodowy, gdyby nie wiem… gdyby to było cokolwiek innego, ale dobrze wiesz, dlaczego zginęła Rina. Tylko, tylko dlatego, że ktoś w porę jej nie pomógł, a mógł.
To musiało być po naszej rozmowie z Dyarą w kawiarni, lecz przed próbą porwania Riv. To nagranie zostało celowo wycięte po to, abym je teraz obejrzała. Zostało wręcz dla mnie przygotowane. Czułam się jak w jakimś matrixie, innym świecie, jakby ktoś przygotował dla mnie stacje, które muszę odwiedzić, aby na końcu ostatecznie mnie zniszczyć. Nie mogłam jednak oderwać się od nagrania.
- Więc prosisz mnie o zbyt wiele – odezwała się Imai po krótkiej przerwie. – Nie mogę powiedzieć, że cię nie kocham, bo musiałabym skłamać, ale…  
- Sheeiren, proszę. – Głos Itachiego był słabszy, cichszy. Smutny.
Dziewczyna uniosła oczy, aby pohamować łzy. Przez chwilę patrzyła jeszcze na niego, ale aby nie rozpłakać się przy nim wyminęła go, mówiąc na odchodne jedynie „przepraszam”. Potem zobaczyłam ją w korytarzu, jak zakłada buty. Nie zorientowałam się, że przy drzwiach do domu ciągle stała Riv, trzymając w ręce jakiegoś pluszaka.
Sheeiren wzięła ją za rękę i w pośpiechu wyszła. Drzwi się zamknęły, a nagranie na tym się skończyło.
- Ahhh, cute. – Znów usłyszałam ten ironiczny głos. Aż dostałam ciarek. – Wiesz, że wtedy się widzieli ostatni raz? Kilka godzin później nasza śpiąca królewna postanowiła się przespać.
- Chciałeś porwać jej dziecko, więc go broniła – warknęłam sama zdziwiona własnym tonem. – To ty jesteś odpowiedzialny za jej stan.
- Ja? A właśnie. – Usiadł na krześle obok mnie i założył nogę na nogę. Zawsze sądziłam, że faceci nie mogą tak siadać, bo im niewygodnie. On jednak wyglądał iście zrelaksowanie. – Pamiętasz moje imię? – Rzucił mi uśmiech, który w zamiarze miał być chyba zawadiacki. Był on jednak tak obleśny, że aż odwróciłam wzrok.
- Niestety zginęło wśród tysiąca innych. – Skrzywił się na moje słowa, jednak szybko z powrotem przybrał maskę pewnego siebie macho, która odrzucała mnie bardziej niż cokolwiek innego.
- Z racji, że posługuję się wieloma imionami, możesz mówić do mnie Nirs. To moje nowe ulubione imię.
- Raczej ksywka do gry RPG – mruknęłam pod nosem, choć chyba nie powinnam. Gość miał pryszcze, przetłuszczone za długie włosy i okulary, co robiło z niego wręcz typowy stereotyp nerda.
- Uznam, że tego nie słyszałem, honey. – Machnął ręką z niesmakiem. – A wracając do tematu, to twój ukochany Sasuke o wszystkim wiedział. Wina nigdy nie należy tylko do jednej osoby, więc on również jest za wszystko odpowiedzialny.
- Właśnie, Sasuke. Gdzie on jest? – Zaczęłam się rozglądać, ale widziałam jedynie monitory, monitory i monitory. Dopiero teraz spostrzegłam, że każdy przedstawiał inne miejsce. Gdy rozpoznałam mieszkanie swoje, Sasuke, biura Rotzy...  dotarło do mnie, że Nirs – jak kazał na siebie mówić – wiedział o każdym naszym ruchu. Gdy dostrzegłam nawet domek w górach, to zrobiło mi się słabo.
- Gdzie on jest, gdzie on jest? Pod twoim nosem, darling. – Pochylił się nad klawiaturą, wstukał jakiś kod, a na ekranie przede mną ujrzałam małe pomieszczenie, a w nim to, czego obawiałam się najbardziej.
- Zaprowadź mnie do niego, teraz – szepnęłam na widok Sasuke, który siedział na jakimś kocu oparty o ścianę. Jakość nie była zadowalająca, więc nie widziałam szczegółów. Nie mogłam określić, czy nie zrobili mu krzywdy. Na samą myśl o tym miałam ochotę rozerwać Nirsowi gardło.
- Już? To byłby wielki mistake  z mojej strony. – Udał urażonego.
Wstał i podszedł do największego z biurek w samym środku pomieszczenia. Nacisnął jakiś guzik, po czym skierował swoje słowa do mikrofonu.
- Cynthia, słońce, przyjdź do nas.
Miałam wrażenie, że sekundy przemieniają się w minuty. Wciąż nie odrywałam wzroku od ekranu, od Sasuke, który siedział w bezruchu. Dopiero teraz zorientowałam się, że jego nadgarstki były do czegoś przypięte. Serce mi się ścisnęło, a do oczu napłynęły łzy.
To wszystko działo się naprawdę. Cholernie, cholernie naprawdę.
- Aby nie tracić czasu powiem ci, że jesteś tu tylko i wyłącznie jako zakładnik – powiedział tonem w ogóle niewspółmiernym do powagi sytuacji. – Uchiha musi zacząć mówić. Nic wcześniej go do tego nie zmusiło. Nawet ten pożar, gdzie niechcący prawie was usmażyłem. – Wzruszył ramionami, co dla mnie w obecnej chwili było wręcz niepojęte. – Jedyne czego bezpieczeństwo miał niby zagwarantowane, to ty. Piękne i romantyczne, nieprawdaż? Miałem już nadzieję, że nie trzeba będzie się z tobą cackać, ale jednak Sasuke ma inny plan. To znaczy you know… - Nirs usiadł na obrotowym krześle i podjechał do mnie na nim, a ja poczułam się jakbym znów była w podstawówce. – On jeszcze nie wie, że tu jesteś, że wszystko wiesz. No, prawie wszystko. O czym tu Cynthia mogła nie wspomnieć, hmmm. Mówiła o tym, że Sasuke ukradł firmę, która należała się mnie? - Wstrzymałam na chwilę oddech. To była kolejna szokująca nowość. – To chyba znaczy nie. W każdym razie to ja jestem prawowitym dziedzicem Rotzy. Uchiha jedynie grał grzecznego chłopca i urobił mojego ojca całkowicie świadomy możliwych profitów. Mówiłem o tym ojcu, ale on nie chciał słuchać. Był w niego wpatrzony jak w obrazek. – Z jego głosu emanowała czysta nienawiść i to między innymi ona zaprowadziła mnie tutaj. To wszystko rozpoczęło się od tej właśnie nienawiści. – To ja powinienem odziedziczyć tę fortunę, którą ten głupi staruch chował przez tyle lat. Ja! A nie jakiś przybłęda!
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Po chwili Cynthia pojawiła się w kręgu światła i nawet opuchlizna nie pozbawiła jej suczego wyrazu twarzy.
- Co chcesz? – rzuciła do Nirsa, mi jedynie posyłając pełne politowania spojrzenie.
Nirs wziął kilka głębokich oddechów i spojrzał na dziewczynę.
- Czy jest coś o czym jej nie uświadomiłaś, a powinnaś?
- Hmmm. W sumie biedaczka nie wie, jak to się stało, że… połączyliśmy siły, że tak powiem. – Uśmiechnęła się i dołączyła do nas, siadając na kolejnym krześle. Normalnie jak na jakimś spotkaniu AA, w kółeczku.
- A im więcej jej o sobie powiemy tym bardziej zrozumie, jaki powinna mieć stosunek do Uchihy. – Nirs pokiwał głową z uznaniem, po czym skierował na mnie swoją uwagę.
– W skrócie: kiedy Sasuke dopiero dostał firmę, ta oto lady – wskazał na Cynthię – uczepiła się jego jak pies psiego ogona. Z racji, że dopiero kończyłem studia i jeszcze nie miałem funduszy na rozkręcenie własnego biznesu, obserwowałem Uchihę osobiście.
- Nawet nosiłeś lornetkę… - mruknęła Cynthia, śmiejąc się cicho.
- A ty nie nosiłaś majtek – burknął Nirs, co skutecznie zamknęło jej usta.
Może w normalnej sytuacji bym się roześmiała, jednak w grę wchodziło szpiegowanie, bądź co bądź, mojego faceta, a to już w ogóle nie było zabawne.
- W każdym razie szukałem sojuszników wśród jego wrogów. I tak oto, voila. Za to twój eks chłoptaś był mi potrzebny do niewygodnej roboty. Cynhia powiedziała, że zna jednego frajera, którego można łatwo zwerbować w taki bądź inny sposób. Koniec historii.
Oboje patrzyli na mnie wyczekująco. Wytarłam spocone dłonie o spodnie, chcąc się uspokoić.
- Zaprowadźcie mnie do niego – powiedziałam twardo, tym razem nie mając zamiaru dać się zwieść. – Po prostu dajcie mi z nim porozmawiać, a potem możecie zrobić ze mną co tylko chcecie.
- Mmm, nie kuś. – Cynthia zaśmiała się, a Nirs rzucił mi spojrzenie z ukosa.
- No nie wiem, darling.
- Skoro się z nim nie zobaczę, to po co tu jestem? – warknęłam, spoglądając na nich na zmianę.
- No jako zakładnik, darling. Myślałem, że to oczywiste.
- Dajcie mi z nim porozmawiać.
- Pozwól jej.
Zmrużyłam oczy, nie spuszczając wzroku z Cynthi.
- Co? Ty to mówisz? – Nirs poprawił się na krześle.
- Tak. Niech się przekona jak jest naprawdę. Skoro już o wszystkim wie, Uchiha jej znowu nie okłamie. Nawet on nie jest tak głupi.
Pewność z jaką to mówiła, wcale nie przemawiała na korzyść Sasuke. Moje myśli były w takim nieładzie, że ledwo pamiętałam, jak się nazywam.
- Dobra, możemy się umówić, że cię tam wpuszczę, ale wiedz, że jeśli on nadal będzie milczał, to krzywda zacznie się dziać i tobie. Zrobię wszystko, żeby tylko się przyznał i wolałbym, żebyś miała tego świadomość.
Groźba. Realna w stu procentach, na którą muszę przystać.
Kilka minut później stałam przed drzwiami w zupełnie innym skrzydle stadionu. Nirs przeprowadził mnie kolejnymi korytarzami, których kolejności już nie zapamiętałam. Nie byłam w stanie. Jedyne o czym myślałam to to, że zaraz zobaczę Sasuke. To przyćmiło wszystkie inne myśli.
- Gdy będziesz chciała wyjść, to pomachaj do kamery, czy coś w tym stylu. – Nirs uśmiechnął się obleśnie jak zawsze, po czym włożył klucz do zamka w drzwiach, przed którymi się zatrzymaliśmy. – Proszę, naciesz się nim, bo nie wiem, kiedy dam ci następną okazję.
W ciągu dosłownie chwili otworzył drzwi, wepchnął mnie do środka i zamknął z powrotem. Małe pomieszczenie, które było kiedyś jakimś schowkiem śmierdziało kurzem i znów wilgocią, a pod ścianą siedziała skulona postać, która nawet nie uniosła głowy, aby na mnie spojrzeć.
Stałam tak przez moment, nie mogąc się ruszyć. Jedyne o czym teraz pomyślałam, i co od razu zrobiłam, to zdjęłam bluzę i zarzuciłam ją na kamerę, aby mieć chociaż trochę prywatności z człowiekiem, którego myślałam, że kocham. Teraz jednak nie byłam tego taka pewna.
- Sakura?
Otrząsnęłam się na dźwięk jego głosu. Zachrypniętego, jakby dawno nie dali mu czegoś do picia. Jego twarz wyrażała najpierw szok, potem niedowierzanie, a potem coś na kształt radości. Sasuke jakby w ułamku sekundy dostał dodatkowych sił, ponieważ natychmiast się podniósł i chciał do mnie podejść. Zdążył jednak jedynie wstać i zrobić krok do przodu. Dopiero teraz zauważyłam, że obie ręce miał przywiązane do haków wbitych w podłogę. To one go zatrzymały. Sam wyglądał, jakby o nich zapomniał, naprężając liny do maksimum możliwości, żeby tylko się do mnie zbliżyć.
Patrzyłam na niego jak zaklęta. Zupełnie jakbym zapomniała jak się mówi. Stał tak przede mną, z rękami w tyle ograniczanymi przez więzy. Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć mu się dokładniej. Zauważyć sińce, przekrwione oczy czy kilka okropnie wyglądających otwartych ran. Płytkich na tyle, żeby się nie wykrwawił, a jednak bardzo bolesnych.
Spoglądałam na to wszystko, wciąż nie zbliżywszy się do niego nawet o milimetr. Bałam się, naprawdę bałam się to zrobić. Wszystko co dzisiaj usłyszałam zrodziło w mojej głowie miliony wątpliwości. Wciąż jednak jakaś część mnie nie chciała w to wierzyć. Musiałam to usłyszeć od niego, mus…
- Ty już wiesz… - Jego głos przywrócił mnie do rzeczywistości. - Powiedzieli ci… - mówił, jakby sam w to jeszcze nie wierzył. -  Chciałem trzymać cię od tego z daleka. Naprawdę, chcia… – Ponownie skupiłam na nim wzrok. Widziałam, jak nagle jego spojrzenie mętnieje, jak on sam lekko się chwieje. Instynktownie do niego podbiegłam i oplotłam ramionami w pasie. Zdążyłam złapać go w ostatnim momencie. Nie wiem, kiedy ostatnio dostał coś do jedzenia. Był wyraźnie osłabiony, blady. Ledwo ustałam, gdy wręcz położył się na mnie całym ciężarem ciała. Gdybym go nie podtrzymała, upadłby na posadzkę. Ta myśl zmroziła mnie do granic. Przecież zniknął ponad tydzień temu. Był tu przez cały czas? W takim stanie?
- Sasuke, słyszysz mnie?
Zaczęłam powoli przesuwać się z nim w stronę ściany, aby posadzić go z powrotem na kocu. Trzęsłam się jak cholera. Nie wiedziałam, że cokolwiek było w stanie mnie tak przytłoczyć i nie miałam na myśli ciężaru ciała Uchihy.
- Sasuke? – szepnęłam, odchylając jego głowę.
Ujęłam jego twarz w dłonie, próbując utrzymać go w pionowej pozycji. Już czułam pod powiekami łzy, które lada chwila zamażą mi ostrość.
- Sasuke, ocknij się, proszę. – Tym razem załamał mi się głos.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło – szepnął, zaciskając powieki, jakby każde słowo sprawiało mu ból. Jeszcze raz otaksowałam go spojrzeniem, widząc na ubraniach czy skórze zaschniętą krew. - Sakura, naprawdę nie chciałem. – Oparł czoło na moim ramieniu, ponieważ wciąż przed nim kucałam. A ja się nie odsunęłam. – Miałaś nie poznać tej strony mnie, miałem być dla ciebie czymś więcej niż to, na co właśnie patrzysz.
- A na co patrzę? – szepnęłam i usiadłam na kolanach, nie mając siły dalej kucać. Obawiałam się, że jeszcze chwila i się przewrócę.
- Gdy tylko cię zobaczyłem, zorientowałem się, że już wiesz. – Sasuke uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Ja jednak nie potrafiłam się do niego odezwać. Mogłam tylko obserwować. – Nie patrz tak na mnie. Tak, jakbym cię zdradził. Tak, jakb…
- A jak inaczej mam to nazwać?
Stać mnie było tylko na szept. Do tego tak słaby, że pewnie ledwo go dosłyszał. Byłam jakby odosobniona od tego wszystkiego, jakby jego głos dochodził zza szyby, jakbym wcale go teraz nie widziała. Nie wiedziałam, jak się do tego ustosunkować.
Ciągle trzymałam dłoń na jego klatce piersiowej. Właśnie chciałam ją zabrać, ale on chyba wyczuł moje intencje.
- Usiądź koło mnie. Przez cały ten czas odchodziłem od zmysłów, że coś ci zrobili, ja…
- A ja od nich nie odchodziłam? – spytałam beznamiętnie, jakby wcale mnie to nie obchodziło, mimo że prawda chyba była inna. Nie umiałam tego jednoznacznie określić. Czułam, jakby namacalnie tworzył się między nami mur.
Usiadłam jednak obok niego, opierając się plecami o ścianę.
Sasuke od razu wręcz położył się na moich nogach, wtulając się we mnie na tyle, na ile pozwalały mu liny. Pozostałam w bezruchu. Nie dotknęłam go z własnej woli. Nie zwracałam uwagi na krew, na brud. W środku czułam jedynie pustkę, przez którą przebijał się zawód. - Chciałem nas od tego uchronić, przysięgam.
- Ale to wszystko o Itachim to prawda?
Westchnął i jeszcze mocniej wtulił we mnie twarz.
- Jest niewinny – wyrzucił z siebie wreszcie. – To ja stamtąd uciekłem, spanikowałem. Ona upadła tak nagle. Nie pamiętam, co wtedy myślałem. Po prostu… uciekłem.
Cisza.
Próbowałam to sobie jakoś poukładać, jakoś przyswoić. Jednak i tak, to wcale nie zapowiadało się na najgorsze.
- To chyba jestem w stanie ci wybaczyć. – Usłyszałam swój głos, ale czułam, jakbym zupełnie nie miała nad nim władzy. – Ale jak mogłeś wiedzieć o pożarze, o Sheeiren i Riv. Jak mogłeś pozwolić nam, im…
- Nie mów. Proszę, nic już nie mów.
Usłuchałam. I tak nie miałam w sobie tyle siły, by dokończyć to zdanie. Jednak im dłużej trwało milczenie, tym bardziej zaczynałam rozumieć, że on nie zaprzeczy. Wreszcie to do mnie dotarło i zmroziło go granic.
- Zgubiłem się w tym wszystkim. Z początku dawałem sobie z tym radę, ale kłamstw było coraz więcej, coraz bardziej musiałem kombinować. I w pewnym momencie mnie to przerosło.
- Tak działają kłamstwa – odparłam od razu, wpatrując się w jeden martwy punkt. – Co cię łączy z Cynthią? – Nie traciłam czasu, zadając kolejne pytanie, jednak po tych słowach Sasuke podniósł się do siadu z jękiem. Jego koszulka podwinęła się, a ja zobaczyłam obite żebra, siniaki różnych kolorów, co znaczyło, że pierwszy raz pobito go od razu jak go tu wsadzono.
Uchiha szybko wyłapał moje spojrzenie i poprawił bluzkę.
- Należało mi się – powiedział z goryczą.
Patrzyłam jak powoli splata swoją dłoń z moją, jak opiera głowę na moim ramieniu, a ja mu pozwalam, choć nie idzie za tym żadne uczucie. Po chwili jednak zabieram rękę. Sasuke tego nie komentuje.
- Co cię z nią łączy? – powtórzyłam, tym razem bez cienia wahania.
- Od dobrych kilku lat nic – odpowiedział płynnie, jakby w ogóle się nad tym teraz nie zastanawiał.
- Dlaczego przyjeżdżałeś po nią, gdy tylko zadzwoniła? Skąd wiedziała o Itachim, o firmie? Czemu nie powiedziałeś, że ktoś ci przeciął hamulce, że…
- Hamulce były podcięte, to fakt, ale to i tak Cynthia pociągnęła za kierownicę – przerwał mi, delikatnie gładząc kciukiem moją skórę, jakby sam chciał się uspokoić.
Ponownie cofnęłam dłoń.
- Skąd wiedziała?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że od Hashira.
- Hashira?
- Tego syna.
- Nirsa.
- Tak ci się przedstawił?
- Tak.
- Ale przyznajesz, że wiedziałeś o podpaleniu, o próbie porwania.
- Tak – przyznał od razu.
Tak po prostu, przyznał się.
- Jak mogłeś? – Wstałam, nie mogąc znieść jego dotyku. Poczułam w klatce piersiowej wręcz namacalny ból, który sączył się do mojego serca niczym jad. A więc tak smakowała zdrada.
- Ja ci to wyjaśnię, t…
- Co chcesz mi wyjaśniać?! – krzyknęłam przez łzy, patrząc mu prosto w oczy. -  Zniszczyłeś Itachiemu życie! Stracił pracę, rozpada mu się małżeństwo i to nie tylko dlatego, że jego żona leży w śpiączce. Riv mogła stać się krzywda. Nam mogła stać się krzywda! Gdybym po ciebie wróciła, gdybym cię stamtąd nie wyciągnęła…
- Zginąłbym tam – powiedział to tonem nie znoszącym sprzeciwu. Przez ten tydzień musiał sporo myśleć o tym wszystkim. Ja jednak miałam na to jedynie kilkanaście minut, więc moje wnioski nie dość, że były impulsywne, to jeszcze wyciągnięte zdecydowanie za szybko.
- I to wszystko dla pieniędzy… - Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. – Sprzedałeś już swojego brata. Co stało na przeszkodzie, żeby sprzedać i mnie?
- Nie mów tak.
Ale ja już to powiedziałam. Na głos, i o dziwo zabolało zdecydowanie mocniej.
- Oszukiwałeś, kłamałeś, naraziłeś swoich bliskich na niebezpieczeństwo i to tylko z powodu pieniędzy!
Dopiero teraz wszystko do mnie dotarło. I przeraziło. Wreszcie zrozumiałam to, czego się tak bałam.
- Pozwól mi się wytłumaczyć.
Brzmiał i wyglądał marnie. Ja czułam, jakby właśnie ktoś postawił między nami gruby mur, jakbym mimowolnie się od niego odsuwała.
- Na to nie ma wytłumaczenia.
- Moja mam zawsze miała mnie za tego gorszego brata. – Sasuke westchnął i zamknął oczy. – Nigdy nie byłem w stanie dorównać Itachiemu. Czy w sporcie, czy w nauce, zawsze byłem tym gorszym czy słabszym. Próbowałem za wszelką cenę jej udowodnić, że nie musi dawać mi taryfy ulgowej, że jesteśmy z Itachim równi. Ale wszystkie moje starania zawsze kończyły się fiaskiem. W dzień wypadku pokłóciłem się z nią, a potem zapadła w śpiączkę, a ja już nie mogłem jej przeprosić. – Zacisnął pięść i przyłożył do ust. – Tak naprawdę całe życie byłem sam. W pewnym czasie sądziłem, że Cynthia jest osobą, której mogę zaufać, że pomoże mi tylko dlatego, że lubi, kocha mnie takim, jakim jestem. Nie wiem, czy nie była to jedna z największych pomyłek mojego życia. – Sasuke przerwał na chwilę, a ja nie miałam odwagi się odezwać. – Gdy okazało się, że mama nie obudzi się tak szybko, jak sądziłem obiecałem sobie, że gdy już to się stanie, będzie mogła być ze mnie dumna, że kiedy się obudzi nie zawiodę jej, pokażę co osiągnąłem, a ona mi wybaczy.
Nie wiedziałam co o tym sądzić. Zrozumiałam, że był zagubiony, postawiony w niewygodnej sytuacji z jakimś spadkiem w postaci firmy z długami. Potem był zastrzyk gotówki, potem wypadek. Ale  jedno musiałam mu przyznać. Wychodzi na to, że tak naprawdę ciągle był sam. O Kirito nawet nie wspomniał. Najwyraźniej inaczej niż ja rozumiał słowo przyjaźń, a jeżeli całkowicie otworzył się jedynie przez Cynthią, to nie mógł wybrać gorzej.
- Chciałem się do wszystkiego przyznać, ale ojciec mi zabronił. Tak dobrze mu się żyło, za te krwią zarobione pieniądze – warknął, jakby samego siebie się wstydził, o ojcu nie wspominając. – Ciągle też żyłem nadzieją, że już zaraz mama się obudzi, że udowodnię jej, iż jestem coś wart. Ale ona się nie budziła, a ja brnąłem dalej w to bagno pogrążając nie tylko siebie, lecz i wszystkich bliskich za sobą i… ja się po prostu boję.
Uniosłam na niego spojrzenie, napotykając parę czarnych oczu, które patrzyły na mnie z prawdziwym lękiem.
- Nigdy nikomu tego nie powiedziałem, ale ja się, Sakura, po prostu boję. Całego zamieszania z policją, z procesami, z więzieniem. Jestem pewien, że mnie wsadzą, w końcu mają za co.
- Mają – odpowiedziałam natychmiast.
Sasuke chyba zrozumiał, że nie stoję ślepo po jego stronie. Wyraz rozczarowania i urazy, który pokazał się na jego twarzy będzie prześladował mnie w snach. Czułam namacalnie, że się na mnie zawiódł, ale nawet nie wiedziałam jak na to zareagować. Odwróciłam się, i nie oglądając się za siebie, zdjęłam bluzę z kamery i podeszłam do drzwi.
- Czy z powodu matki, czy nie, pozwoliłeś, aby Itachi spieprzył sobie życie. Pozbawiłeś go wszystkiego. Oboje też mogliśmy zginąć – mówiłam spokojnie, wręcz bez emocji. Emocji, których we mnie nie było. Czułam, jakby ktoś mi je wyrwał z piersi, jakby zrobił to sam Uchiha.
Nie wiedziałam jeszcze co zrobię, jak zadecyduję. Wiedziałam jednak, że Nirs powinien myśleć, iż jestem przeciwko Sasuke, a czy w rzeczywistości było to kłamstwem, wcale nie stanowiło priorytetu.
Stanęłam w przejściu, dotykając dłonią chłodnej klamki. Musiałam wyjść, jakby zupełnie nic mnie nie obchodziło, jakbym go skreśliłam. Niby jeszcze nie zdecydowałam, ale to wciąż była przecież opcja. Nie mogłam też się odwrócić i na niego spojrzeć. Nie mogłam mu powiedzieć, jak bardzo za nim tęskniłam, jak byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko się z nim zobaczyć. Teraz, gdy już odkrył wszystkie karty, nie byłam pewna, czy było warto. Nie spodziewałam się tak na nim zawieść.
Lekko odchyliłam głowę w lewo, widząc Sasuke jedynie kątem oka.
– Nazywaj to jak chcesz, ale jedno jest pewne.
Zmarszczyłam brwi, zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę tak myślałam, że już podjęłam decyzję, a reszta zależy od niego. Wszyscy czekali aż się przyzna, a on o tym doskonale wiedział. Nie miał jedynie odwagi, aby to zrobić.
Jedyne co czułam, gdy przed wyjściem przystanęłam na moment w progu, to rozczarowanie.
- Prawda jest przykra, ale jasna. Jesteś tylko tchórzem, Uchiha.

Po tych słowach zamknęłam za sobą drzwi, a echo jeszcze przez kilka sekund odbijało się głucho od ścian korytarza.
***
No tak, jakby... kości zostały rzucone, nie? Rehehehe.
Nie bardzo wiem, co wam powiedzieć, bo trochę obawiam się waszej reakcji, a zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to albo rozczarowanie albo satysfakcja, nic pomiędzy.
Cóż, czekam i na dobre i na złe słowa. Podobno przecież każde budują </3
Peace!

10 komentarzy:

  1. Mózg rozjebany, nocka zarwana, wracamy do żywych. Wita nocny Marek

    Tak jak myslalam, Pana C spiknela sie z jakims typem i ciul rozdaja karty. Ale!wpadla mi mysl od glowy o rodzinie tego staruszka... coz mowie nieee to zbyt proste
    A teraz mysle fuck dziewczyno zignorowalas czerwona lampke w glowie .
    Zrobilas z tego padalca goscia chorego umyslowo (bo w pogoni za spadkiem i zemsta zatracil sie w tym zapominajac o wlasnym zyciu) tego sie nie spodziewalam chociaz to az krzyczy miedzy wierszami ...
    Jestem taka zla na siebie , moj instynkt mnie nie zawiódł, ale zignorowalam wszystko .

    SS moje cudowne! (Tak wiem , zle okreslenie co do sceny) Uczucia idealnie ujete calosc przezuta i wypluta na barki Haruno, booo tak a jak inaczej, najlepiej kobiete obarczyc wszystkim a pozniej czekac na wybaczenie (?!)
    Coz jej rozerwanie i zamkniecie sie w próżni sa idelne to tej sceny.

    Nie rozwodze sie nad rozdziałem, branoc

    Ps
    Nastepny skomentuje jak mam w zwyczaju dluuuuugo ✌💪😇😹 zbieraj wene!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek jak zawsze na posterunku <3
      Czyli to jednak było całkiem przewidywalne, najgorzej ;-; ale chyba ujdzie, z tego co rozumiem, także ideolo!

      Zbieram wenę i dziękuję za komentarz, sir!

      Usuń
  2. Bardzo dobrze Sakura mu powiedziała! Tchórz jeden no! Najpierw narozrabia a potem chowa się pod spódnicę Itachiego. To takie męskie, że aż mnie skręca, ale kit tam.
    Sakura pięknie przypieprzyła Cynthii, a jak czytałam całą akcję to kręciłam się na kanapie jakby mnie tyłek swędział. Kozacka scena!
    Przez te Twoje rozdziały sama zaczęłam pisać i może nawet bloga założę, haha :D
    Bądź moją weną, buziaki:*
    PS: Niech Cynthia spłonie czy coś, ok? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "To takie męskie, że aż mnie skręca" <3
      A wiesz, że ja mimo wszystko to naprawdę lubię Cynthię? XD Serio, dużo włożyłam w tę postać.
      Zakładaj bloga, zakładaj! Fandom Naruto powoli umiera, trzeba trzymać fason! :3
      Oj nie kuś z tym paleniem XD
      <3

      Usuń
  3. Próbuję sobie przypomnieć, ale nie mogę... bo jesteś chyba jedyną osobą, która przedstawiła Sasuke nie jako poczciwego, wiecznie niewinnego, obeznanego, uczciwego, współczującego, prawego megalomana, tylko tak naprawdę jako dorosłego smarkacza, któremu sypnęło się nieco hajsu i pozjadał wszystkie rozumy myśląc, że za te pieniądze uda mu się uniknąć odpowiedzialności i wszystkiego innego, co wiąże się z dorosłym życiem. Brawo! Świetnie to rozegrałaś, bo do tej pory Sasuke sprawiał wrażenie właśnie osoby rozgarniętej i nie spodziewałam się, że będzie na odwrót. Brawo, brawo.
    Myślałam, że przewidzę ciąg wydarzeń, ale jednak nie... Powtórka z rozrywki jak z Nine Crimes �� trzymasz poziom.
    Dalej... mam nadzieję, że pogadanka Sakury okazała się być dla tego pojeba od kamer przekonująca, bo mnie przekonała i to bardzo, aż mnie ciarki na koniec przeszły ��
    Mimo, że kocham Nine Crimes to szczerze tutaj liczę na jakiś nieprzesadzony hepiendzik, ale jednak hepi �� Nie zabijaj mi już Sasuke więcej, proszę ��
    I wybacz mi te opóźnienie, ale korzystam z wakacji od świtu do świtu, tak więc pozdrawiam z płonącego Rodos i wysyłam buziaki i słońce ����
    patqie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!
      No szczerze mówiąc już mnie nosiło, że nawet jak Sasek był gdzieś o coś podejrzewany, to i tak na końcu zawsze był dobryyy. A tu... niespodzianka XD
      Ten dodatek o 9c, aj <3
      "Mimo, że kocham Nine Crimes to szczerze tutaj liczę na jakiś nieprzesadzony hepiendzik, ale jednak hepi "
      No dlaczego wszystko przepowiadają sadend? No dlaczego? Czy ja wam dałam kiedyś ku temu powody? XD
      Wybaczyć opóźnienie? Laska, ja jestem wdzięczna, że na - jak sama powiedziałaś - płonącym Rodos, dorwałaś internet dla Ferris! To takie miłe, że ojejku <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ło ja! :o

    Ej no szanuję, wiesz? xD Wyczuwałam, że będę chciała zrobić Ci krzywdę po tym rozdziale (i nawet tak było!), ale ostatecznie: szanuję.

    Pisałam Ci już, że gdy Cynthia mówiła wszystko Sakurze, miałam chwilę, w której nawet zapałałam sympatią do niej. No ale właśnie, tylko chwilę, bo potem na nowo wyszło szydło, które na parę minut skryło się w worku. Sucz. Mehehe, ja tylko czekałam, aż Sakura wykorzysta zdolności nabyte za czasów treningów! I nie zawiodłam się ♥ No jak cudownie ją położyła, jak jej mordę obiła! Kocham i szanuję ♥

    Nah, no ja po prostu czekałam, aż w tym wszystkim pokaże się Ichiro. Myślałam jednak, że okaże się sojusznikiem Cynthii, a tu proszę, jednak mają na niego haka. Nie zmienia to faktu, że na miejscu Sakury chyba trochę bym się zraziła do nastawienia "wiem, że mogłaś zginąć, ale ja nie chciałem iść do więzienia" — bo tak to w końcu wyszło. Niemniej czekam, aż spróbuje uwolnić stamtąd i Sakurę, i Sasuke.

    No dobra, co do tego, że to Sasuke jest odpowiedzialny, a nie Itachi, dało się przewidzieć wcześniej. I tu szanuję, że on naprawdę okazał się winny, i najpewniej nie wyjdzie z tego bez szwanku, a będzie musiał odpowiedzieć za swoją decyzję. Naprawdę szkoda mi w tym wszystkim Itachiego, no i oczywiście Sheeiren i Riv. To oni najbardziej ucierpieli na tchórzostwie Sasuke. No, jeszcze Rina, która zmarła przez jego bycie tchórzem. xD

    NO ALE TEGO CHŁOPCA TO JA SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM, NO KURDE. XD Zabiłaś mnie tym, gdy zdałam sobie sprawę z tego, kto był mózgiem tego wszystkiego. Bo już rozkminiałam, że "ktoś trzeci" mógł w tym wszystkim być — w końcu Cynthia, ćpunka, ze zniszczonym życiem, dałaby radę SAMA to wszystko ukartować? Owszem, po odnalezieniu narkotyków w kurtce Ichiro, dało się wyczuć, że jej jakoś pomaga, ale były momenty, że podejrzewałam ich o współpracę z kimś jeszcze. No ale ten chłopaczek, gdybym nie siedziała na krześle, chyba z nóg by mnie zwalił.

    W ogóle mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł Ci jeszcze lepiej niż poprzedni. Jakoś tak trzymał w napięciu, szczególnie pobyt sam na sam Sakury z Cynthią. Dlatego też chciałabym jeszcze zobaczyć w Twoim wykonaniu jakiegoś bloga z shinobi, bo potrafisz wprowadzić takie napięcie do historii, że o mamo. xD

    Dooobra. Czekamy na dalszy rozwój akcji! A w sumie to już jej zakończenie, tak pomału. Maaatko, kolejny blog, który uwielbiam, a który zmierza do zakończenia. No ale powiem Ci, że teraz, po tym jak okazało się, że Sasuke naprawdę jest winny, już w ogóle chcę 2 serię Ferris! To byłoby coś naprawdę ciekawego.
    Powiem Ci tyle, Imai: DO PISANIA, BO TAK BARDZO KOCHAM I SZANUJĘ. A wiem, że dzisiaj jest wtorek. Czyli masz wolne. Czyli się nie wykręcisz.

    Hehe B]

    OdpowiedzUsuń
  5. Akcja się rozpędza. Nareszcie dowiedzieliśmy się konkretów o przeszłości Sasuke. Rozmowa Sakury z Cynthią odpowiada na wiele pytań ale powoduje również powstanie wielu nowych. Jestem ciekawa ile prawdy jest w słowach Cynthia na temat przeszłości Sasuke, a ile kłamstw.
    Walka Sakury z Cythnią - świetna ;)

    Nirs to kolejna świetnie wykreowana przez ciebie postać :) Szaleniec, któremu przyświeca jeden cel: zniszczenie Uchihy.

    Rozmowa Sakury i Sasuke - pięknie napisana. Ostatnie słowa Sakury, mocne ale prawdziwe.

    Rozdział cały czas trzyma w napięciu, pusty tor wyścigowy nadaje taką "ciężką" atmosferę co jeszcze bardziej podkręca strach i niepewność bohaterki.

    Pozostaje mi jedynie życzyć Ci weny oraz czekać z niecierpliwością na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, baby takie jak Cynthia są nie do zniesienia. Ja nie wiem jak można być tak egoistycznym (chciałam przekląć, ale lepiej nie będę). Wkurza mnie jej zachowanie, to z jaką pewnością mówi, że Sasuke kocha ją ble ble ble... oczy mi zwiędną.
    Tak, tak, tak, tak... ja czułam, miałam pewne spostrzeżenia, że to Sasuke był winny
    ... kurde za dużo informacji ;/
    btw. MOCNO KIBICOWAŁAM SAKURZE!
    Ichiro! Ichiro! Mogłam się gnojka spodziewać.

    Itaś to ja patrze rozchwytywany chłop! Każda chce go dla siebie xDDD OJ BIEDNY TEN UCHIHA! Tylko zawraca w głowach blogerek xD


    Urocze spotkanie. Na swój sposób. Ale ciągle miałam nadzieję, że będzie dobrze, że da mu szansę. A tu klops. Bo takie słowa na odchodne to raczej kolejną szansą bym nie nazwała...

    Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już mają te na zabój zakochane baby :/
      Itaś jest tylko mój XD Mam nadzieję, że nikt nie będzie prostował, bo jeśli spróbuje, to musi przestać XD Racja jest tylko jedna i należy do mnie w tym temacie XDD

      Teraz już wszystko wiesz, bo nie nadążam odpowiadać, ale z twojej reakcji zrozumiałam, że raczej jesteś usatysfakcjonowana, więc mogę spać spokojnie XD

      Usuń