- Naruto, długo jeszcze? - mruknęłam, siląc się na nieznudzony ton.
Leżałam na łóżku w gabinecie Yane już dwadzieścia minut, a Uzumaki zdążył dopiero zdjąć stare opatrunki i prawie skończył smarować moje plecy maścią. Nie miał w tym takiej wprawy jak Yane i ciągle mamrotał pod nosem: ale czy to na pewno nie boli, Sakura-chan? Więc z racji, że wszystko wykonywał powoli, ponieważ nie chciał mi sprawić bólu, przyjęłam za dobrą kartę i grzecznie leżałam, czując jak maść daje mi przyjemne uczucie chłodu.
- No. - Klasnął w dłonie wyraźnie zadowolony. - Niech tylko to wyschnie i wtedy już wszystko pójdzie z płatka.
- Dziękuję - odparłam, lekko unosząc się na łokciach oraz jednocześnie przytrzymując bluzkę, aby nie odkryć piersi.
- Ładnie się to goi, powiem ci.
Naruto podszedł do zlewu i zaczął metodycznie myć dłonie.
- Zostaną blizny? - spytałam, mając cichą nadzieję, że Yane postawiła wcześniej błędną diagnozę i wyjdę z tego bez większego szwanku.
- Niestety. - Potwierdził skinieniem głowy. - Ale nie jakieś wielkie, nie musisz się martwić. - Posłał mi szeroki uśmiech, mrużąc delikatnie oczy. - Twojemu mężczyźnie nie będzie to przeszkadzać.
- Mam nadzieję, że Sasuke nie przywiąże do tego jakiejś ogromnej uwagi - mruknęłam, nie przestając go obserwować, gdy odwrócił się bokiem i wycierał ręce.
- Jeśli będzie to Sasuke… - odmruknął, a mojej uwadze nie uszedł jego półuśmiech.
- Sugerujesz coś? - spytałam, jakby nieświadoma tego się działo.
Zresztą co Naruto mógł wiedzieć?
- Nie, nie, dattebayo. - Podrapał się po karku, robiąc przepraszającą minę. - Nie miałem nic na myśli.
- Bo zabrzmiało to trochę inaczej.
- Ślubu nie wzięliście. - Wzruszył ramionami, lecz byłam prawie pewna, że nie miał złych intencji. - Kto wie, co przyniesie życie.
Zdjął fartuch Yane i podpadł ręce na biodrach.
- W sumie kobieta, którą pokochałem, ma męża, a zrobię wszystko by z nim nie pozostała, więc ślub też nie daje gwarancji.
- Przerażająca perspektywa - odparłam szczerze.
- Tak, jak najbardziej. Trzeba się kochać, a nie zawierać umowy bez pokrycia. Sprawa jest prosta. Jak kogoś kochasz, to zdrada nawet nie przejdzie ci przez głowę, a trwanie w związku bez miłości to strata czasu. - Zamyślił się na moment, wpatrując się w podłogę, a ja nie chciałam mu przerywać. - Miłości nie da się zdradzić, jak dla mnie.
Jakby zadowolony z siebie, że powiedział coś tak mądrego, spojrzał na mnie pewnie.
- Dobre to było, nie?
Skinęłam głową, nie chcąc się odzywać, aby chociaż trochę nie zająknąć się w odpowiedzi.
- Zaraz wrócę, bo umieram z pragnienia. Akurat maść wyschnie.
Naruto podszedł do drzwi, ale czekał na moją odpowiedź.
- Nie ma sprawy.
I tyle go widziałam.
“Miłości nie da się zdradzić, jak dla mnie.”
Po głowie kołatało mi się jedno pytanie. Czy to, co łączyło mnie z Sasuke mogłam nazwać miłością? Było mi wstyd, bo gdyby tak wyglądała prawda, nawet przez chwilę nie zastanawiałabym się nad odpowiedzią. A teraz? Teraz potrafiłam jedynie stać przed lustrem w rogu i patrzeć w swoje odbicie, próbując przezwyciężyć strach przed spojrzeniem na swoje plecy, żeby odciągnąć uwagę od bolesnych myśli czymś jeszcze bardziej beznadziejnym.
- Jeśli ci powiem, że jesteś piękna, wciąż będziesz chciała się odwrócić i spojrzeć?
Odruchowo mocniej przycisnęłam koszulkę do klatki piersiowej i spojrzałam przez ramię. Przełknęłam ślinę, próbując opanować drżenie spowodowane zaskoczeniem oraz widokiem Kirito opartego o futrynę uchylonych drzwi ze splecionymi ramionami i zaspanym spojrzeniem.
Musiałam wyglądać jednak na pewną siebie i nieskrępowaną, więc jedynie wyprostowałam się lekko i spojrzałam na niego w odbiciu lustra.
- Tak - odpowiedziałam, ale nie speszyło go to, ponieważ zaczął iść w moją stronę, co próbowałam zignorować. W końcu nic złego się nie działo, a to ja byłam przewrażliwiona.
- Skoro tyle liczy się dla ciebie moje zdanie, to chociaż poczekaj aż wszystko się zagoi - mruknął, stając za mną.
Próbowałam udawać, że za nic miałam jego obecność, że mnie nie peszyła, czy nie tłumiła. Jego pojawienie się wcale nie pomogło mi przezwyciężyć strachu i spojrzeć na plecy. On widząc moje wahanie, z delikatnym westchnieniem, położył mi dłonie na ramionach, na co podskoczyłam lekko. Wyrwał mnie tym z zamyślenia.
- Możesz poczekać? - mruknął, a jego niski głos odbił się echem po moim ciele, docierając do każdego zakamarka.
Uniosłam wzrok, patrząc w jego oczy w odbiciu.
- Wolałabym nie.
Powoli masował nietkniętą ogniem skórę na moim karku. Czułam jak moje mięśnie rozluźniają się, jak ja sama się uspokajam. Choć coś z tyłu głowy biło na alarm, stałam w miejscu. Patrzyłam na żywy obraz siebie z mężczyzną innym niż ten, którego to podobno byłam. Pozwalałam temu trwać z powodu, którego nie umiałam sprecyzować.
Różne myśli przebiegały mi przez umysł, wiele z nich nie potrafiłam okiełznać w sposób, jaki bym chciała. Myśli egoistyczne, samolubne, trochę destrukcyjne. Te, których wolałabym nie pamiętać razem z uczuciem jego ust drażniących moją szyję, przyspieszonego oddechu w reakcji na jego dotyk.
Otrząsnęłam się nagle i postąpiłam krok do przodu.
- Nie rób tak więcej - powiedziałam zachrypniętym, cichym głosem, który przedarł się przez barierę zapomnienia i spuściłam wzrok. - Po prostu nie.
- Nie robię nic, czego byś nie chciała. - Z racji, że był wyższy, to jedynie nachylił się lekko, aby wtulić twarz w moje włosy, co sparaliżowało mnie do szczętu. Stałam spięta, nie mogąc się ruszyć. - Powtórz, a więcej tego nie zrobię.
- O, cześć, stary!
Naruto wszedł do gabinetu, a Kirito powoli się ode mnie odsunął, jakby nie został właśnie przyłapany na gorącym uczynku. Uzumaki nie zwrócił na to uwagi, ale mi to nie uszło.
- Cześć, cześć - odparł Kirito, przyjmując luźną pozę. Ręce wsadził w kieszenie szarych dresów, a ciężar ciała oparł na jednej nodze. Ja natomiast sztywno podążyłam do łóżka, gdzie szybko położyłam się z powrotem na brzuchu.
- Okej, kończmy to. - Naruto z powrotem założył biały fartuch i przemył ręce, po czym podszedł do mnie.
Nie patrzyłam jednak na jego twarz, nie widziałam jego emocji. Byłam zbyt skupiona na własnych, które rozszalałe buszowały sobie radośnie w moim wnętrzu, uskuteczniając tam istną apokalipsę. Nagle jednak zdałam sobie sprawę, że jedyne czego teraz chciałam to znaleźć się w ramionach Uchihy. Tam nic nie mogło mnie dosięgnąć, tam byłam całkowicie bezpieczna i spokojna.
Z wyjątkiem pożarów i strzelanin, of course.
- Ale ty Kirito, wyłaź. - Naruto machnął na niego ręką. - To prywatny gabinet.
- Przecież nie twój - parsknął w odpowiedzi, ale bez dalszej dyskusji podszedł do drzwi. - Sprężajcie się, i tak już mamy obsuwę.
Powiedział to tak lekkim tonem, tak jakby nic znów się nie stało. Ja tak nie potrafiłam. Męczyło mnie to, nawet gdy wyszedł z pomieszczenia.
- Dziwnie się to życie toczy, dattebayo - mruknął Naruto, zabierając się za opatrywanie moich pleców.
- Co masz na myśli?
- Dobrze wiem, co robi Kirito.
Natychmiast zrobiło mi się zimno.
Nie widziałam twarzy blondyna, przez co nie mogłam oszacować jego intencji. Phi, sama swoich na dobrą sprawę nie znałam.
- Tylko Sasuke tego nie widzi - dopowiedział, a ja miałam ochotę jak najszybciej uciec i się gdzieś zaszyć, żeby tylko nie spotkać się z jego karcącym spojrzeniem.
- Nie wiem co ci odpowiedzieć - szepnęłam w końcu, niezdolna do znalezienia lepszych słów.
- Domyślam się, ale na pewno cię nie oceniam.
O, to jakaś nowość. Chciałam mu odpowiedzieć, że ta świadomość wcale mi nie pomaga, ale wciąż trwałam w milczeniu.
- W końcu sam próbuję rozwalić czyjeś małżeństwo - westchnął trochę jakby do siebie. - Więc mówienie ci co jest dobre a co złe, to nie brożka dla mnie.
- Kiedy ja sama tego nie wiem - odparłam odruchowo. Czekałam chwilę na jego odpowiedź.
- Czasem świadomość o dobrze lub źle podjętej decyzji przychodzi za późno. - Naruto jakby zwolnił tempo zakładania opatrunków. - A to strasznie głupie jest, Sakura, i boli jak diabli.
- Nie pomagasz.
- A nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał.
- Dobre intencje czasem nie wystarczają.
Zaśmiał się cicho, lecz przyjaźnie.
- Wiem, bo intencje mam złote, obydwóch ich kocham jak braci, których nigdy nie miałem, a żadnemu z nich nie potrafię pomóc.
- Upijmy się dzisiaj - powiedziałam, mając na to ochotę od pewnego czasu. - Zróbmy grilla i się po prostu upijmy.
- O! Teraz to mówisz, jak swój człowiek! - Wyczułam w jego głosie radość, jakby cała ta nostalgia, która przed chwilą wręcz wypełniała pokój zniknęła. - Tak zrobimy!
- To super. Wy z Hinatą pójdziecie na randkę, a ja z... - ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. - Skoro Sasuke będzie na prześwietleniu, a wy na randce, to pójdę z Kirito do jakiegoś marketu - mruknęłam wreszcie.
- Wyglądasz, jakby ci to nie pasowało. - Delikatnie klepnął mnie z bok, na znak, że już skończył.
- Chciałabym wiedzieć, co mi pasuje, Naruto.
Przez kolejne dziesięć minut w piątkę krzątaliśmy się po kuchni, upewniając się, czy wszystko wzięliśmy. Sasuke był dziwnie milczący. Przyglądałam mu się z boku, lecz on nie zwracał na mnie uwagi. Robił coś zawzięcie przy jednym z blatów, skupiając się na tym w stu procentach. Naruto gadał jak nakręcony, zajmując tym całą uwagę Hinaty, która już z dawno przygotowanym bento stała oparta o ścianę z charakterystycznym dla siebie rumieńcem. Zapatrzyłam się na nich o chwilę za długo, bo pomyślałam, że ja też chciałabym mieć to, co oni mają. Tylko jak to nazwać, skoro nie mam tego we własnym związku?
Kirito za to jedyne co zrobił, to nalał sobie herbatę w bidon i cały zadowolony co jakiś czas dołączał się do rozmowy wspomnianej dwójki, rzucając mi co jakiś czas kontrolne spojrzenie, czy czasem nigdzie nie zwiałam. A miałam, cholera, na to ochotę.
- Wszystko w porządku? - spytałam cicho, podchodząc do Sasuke.
- Stój tam - mruknął szybko, a ja zatrzymałam się w półkroku.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Po prostu się nie ruszaj. Jeszcze przez moment.
Po owym momencie w bezruchu, Sasuke odwrócił się w moją stronę z wyciągniętą małą reklamówką. Przekrzywiłam nieco głowę, dopiero po chwili orientując się, że jest to kanapka.
- Masz, jedzenie ci zrobiłem.
Żadne: proszę kochanie, zrobiłem ci lunch. Czy coś w tym guście. Nie, po co. Lepiej zarzucić gwarą za czasów neandertalczyków: masz kobieto, żarło gotowe. No przecież.
- Em, dziękuję? - odparłam i zabrałam od niego zawiniątko.
Dopiero teraz do mnie dotarło, że zostawiłam go w tej kuchni przed tym, jak poszłam do gabinetu Naruto, a pół godziny później on wciąż tam był i wszystko wskazywało na to, że zajmował się zawartością torebeczki.
W moim serduszku rozlało się ciepło i było mi głupio za ten komentarz o neandertalczyku. W końcu miał niesprawną rękę. Z pewnością dlatego wyglądał na złego, po prostu bolał go nadgarstek, który przecież wczoraj to ja naruszyłam, w obawie o upadek na plecy.
- Wygląda super - dopowiedziałam, gdy nie doczekałam się jego reakcji.
- Wygląda strasznie - podsumował i odwrócił się do mnie. - Ale sam to zrobiłem i masz to zjeść, jakby kosztowało milion dolarów, jasne?
Patrzył na mnie groźnie, a ja byłam tak zaskoczona jego zachowaniem, tym, iż w takim stanie tyle czasu poświęcił na zrobienie tego jedzenia, że tylko objęłam go ramionami za szyję i przytuliłam mocno. Chciało mi się śmiać. Wielki pan prezes Sasuke ciągle wyglądał, jakby właśnie co najmniej uratował świat, a nie zrobił kanapki, co spowodowało, że jednak zaśmiałam się z ustami na jego skórze, wtulając policzek w zagłębienie między jego obojczykiem, a ramieniem. Blisko, bardzo blisko. Od razu poczułam jego dłonie na biodrach, nie pozostawiające między nami żadnej wolnej przestrzeni, więc kiedy odsunęłam się lekko, aby spojrzeć na jego twarz, on już zdążył zdrową dłonią złapać mój podbródek i wpić się w moje usta, jakby nie robił tego już jakieś pó łgodziny temu. Pierwszy raz poczułam jego pocałunek tak... tak intensywnie, jakby wreszcie pojawiło się w nim coś na kształt uczucia. Ta myśl osiadła gdzieś w moim sercu i pozostawiła po sobie wyraźny znak.
- Teee, gołąbeczki, nie mamy czasu. - Oczy moje i Sasuke spotkały się. Miałam autentyczne wrażenie, że coś właśnie zaskoczyło, że coś wreszcie pozwoliło nam choćby myśleć o miłości. - Jak tak dalej pójdzie, to jeden gołąbeczek będzie bez skrzydełka i już nie będzie mógł tak dobrze latać.
- Naruto! - Skarciła go Hinata. - Nie mów tak.
- W każdym razie pędzę odpalić brykę, moi mili pasażerowie.
- Co? Ty prowadzisz? - Kirito zmarszczył brwi w niezgodnie.
Sasuke pocierał kawałek mojej skóry, który uciekł spod osłony luźnej koszulki. Przyjemne mrowienie rozeszło się po moim ciele, a ja wtuliłam się w niego, wzdychając lekko. Nie umiałam do końca opisać tego co czułam, a bałam się użyć słowa "szczęście".
- No jasne, że ja!
Po czym oboje wybiegli z domu, aby rozpocząć bitwę o to, kto będzie prowadził.
- Oni chyba nigdy nie dorastają - mruknęła Hinata, gdy obie ruszyłyśmy ku korytarzowi, aby założyć buty.
- Ta dwójka?
- Nie, ogólnie. Faceci.
Nie sposób było się z nią nie zgodzić.
- Niektórzy dorastają - odezwał się po jakimś czasie Sasuke, gdy przyszło do zamykania drzwi na klucz.
- Doprawdy? - rzuciłam wątpiąco.
- Doprawdy. - Skinął głową, jakby ignorując mój ton.
- Spędzają z nimi czas, gotują dla nich, może i kochają czasem.
Nawet Hinata wzięła głębszy oddech słysząc, co powiedział. Uchiha jednak wyglądał jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało.
Halo, Sasuke, czekaj. Nie tak miałeś mi wyznać miłość. Miały być kolacja, świeczki i kwiatki. Miało być romantycznie, ładnie, tak z gestem...
- Chodźmy, zanim tamta dwójka się pozabija - powiedział, po czym wziął mnie za rękę i lekko pociągnął w stronę parkingu.
Chwila. Sasuke wziął mnie za rękę. Pierwszy raz. Oh, musiałam ochłonąć.
Efekt sporu między Naruto, a Kirito był taki, że Uzumaki siedział za kółkiem, a Kirito niczym na karnym jeżyku na tylnym siedzeniu po prawej stronie. Idąc tym tropem Hinata zajęła miejsce pasażera, ja po środku z tyłu, a Sasuke z lewej.
Ruszyliśmy w towarzystwie jakiegoś tandetnego popu, który leciał w radio. Ja jednak byłam zadowolona jak dzieciak, jakbym coś wzięła przed wyjściem z gabinetu. Chyba nawet Sasuke podłapał mój nastrój, ponieważ w samochodzie ponownie wziął moją dłoń w swoją i co prawda zaczął gapić się w okno, ale samo to mi wystarczyło. Cholera, jaka ja byłam szczęśliwa!
Jazda na siedząco wciąż była dla mnie mocno niewygodna, więc położyłam się tułowiem na kolanach Uchihy, który okrył mnie swoim ramieniem i w zamyśleniu zaczął bawić się moimi włosami.
Nie potrafiłam opisać tego, jak się czułam.
- Zapnijcie pasy, bo właśnie na szosę wjeżdża bestia! - wrzasnął Naruto i zapalił silnik. Humor Sasuke musiał się poprawić, ponieważ kątem oka wyłapałam na jego ustach cień uśmiechu.
- Albo wariat - mruknął pod nosem Kirito.
Podróż trwała dobre pół godziny. Po spędzeniu jej w pozycji półleżącej było mi niedobrze. Nawet sam Uzumaki zaczął narzekać, że przez serpentyny i różnice wysokości zaraz "puści pawia". Wtedy też zdecydowałam się powiedzieć reszcie o moim super pomyśle jakim był grill, a nasz grupowy humor od razu się poprawił.
- A tak w ogóle, to skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy? - spytałam, bo w sumie nie miałam okazji zrobić tego wcześniej.
- Zaplanowałem przyjazd tutaj przed tym, jak zdecydowaliście zrobić sobie z tego pięknego miejsca tajną bazę operacyjną - burknął Naruto jakby lekko obrażony, lecz szybko uśmiech z powrotem zagościł na jego twarzy. - Ale z wami jest weselej! Więc to nic straconego!
- No, ale wiedzieliście, że tu będziemy?
- Dowiedziałem się podczas drogi - sprecyzował.
- I potem zakreślił mi mniej więcej sytuację, w jakiej się znajdujecie, dlatego też nie byłam zbytnio zaskoczona - dopowiedziała Hinata.
Od razu pomyślałam o Tayuyi. Chciałabym, żeby tu była. Na miłość boską, ona sądzi, że...
- Ale znacie wersję, którą usłyszała Tay? - mruknęłam niezbyt zadowolona z obrotu sprawy.
- W sumie to nie. - Ton Hinaty wyrażał zainteresowanie. - Nie rozmawiałam z nią od momentu twojego... "zniknięcia".
Cóż, ładnie powiedziane.
- To ona...
- Ona uważa, że Sakura odsprzedała mi swoje używane dziewictwo, poleciała na kasę. Ja ją porwałem w podróż dookoła świata, robiąc sobie z niej seksualną niewolnicę.
Gdy Sasuke zamilkł atmosfera w samochodzie wręcz umarła. Cisza była tak wielka, że można było ją kroić. Dopiero po chwili Naruto zrozumiał, że to żart i wybuchł głośnym śmiechem. Dopiero za nim podążyła Hinata ze swoim chichotaniem oraz Kirito, który brzmiał, jakby kasłał.
- Oj Uchiha, jak ty rzucisz żartem... - Uzumaki powoli się uspokajał, za to ja wciąż leżałam z totalnie czerwoną twarzą na kolanach bruneta, który właśnie lekko ścisnął moje ramię. Wtuliłam się w niego mocniej, decydując, że pozostawię jego poczucie humoru bez komentarza.
- A tak serio, to myśli, że faktycznie poleciałam na kasę, a z nim na podróż dookoła świata...
- Nie mów! - Hinata zaczęła jeszcze bardziej chichotać. - Tylko to nie jest trochę bez sensu? Skoro my już wiemy, to czemu ona...
- Ponieważ zanim wy stąd wyjedziecie, nas już tu nie będzie - odparł Sasuke. Przyzwyczaiłam się do jego chłodnego tonu, który płoszył właśnie takie Hinaty, wręcz tatuując im na czole "grrr, taki jestem groźny. Zamorduję ci dzieci we śnie", lecz Hyuudze chyba zrobiło się naprawdę przykro. - A telefonów ani komputera nie używacie.
- Przeproś Hinatkę! - Naruto spojrzał na Sasuke w tylnym lusterku. - Byłeś dla niej niemiły!
Uchiha wyglądał jakby naprawdę nie wiedział, o co chodzi. Spojrzał na mnie kontrolnie, a ja tylko wskazałam na Hinatę spojrzeniem. On tylko przewrócił oczami i miałam wrażenie, że najchętniej przywaliłby czołem w okno.
- Nie byłem niemiły, ja mam tylko taki głos.
- Tak, tak, a mordercy mają tylko takie hobby - bąknął Naruto. Jego nastrój zmienił się w przeciągu sekundy, gdy ukazała nam się tabliczka z nazwą miasteczka. - Nareszcie!
Z racji, że miejscowość była dość mała, choć turystyczna, wszystko było w miarę blisko, więc Naruto zaparkował pod szpitalem, który znajdował się w centrum.
- No, Sasuś. Do środka, zapraszam. - Gdy wysiedliśmy Naruto wskazał dłonią na spory budynek za nami.
- Spoko, dam sobie radę - mruknął Uchiha, który nie lubił szpitali tak samo jak ja. Serce mi się krajało, gdy patrzyłam na niego, gdy wyglądał, jakby szedł na skazanie.
- Ja porywam Hinatkę na spacer, a wy sobie radźcie. - Aby podkreślić swoje słowa Uzumaki wziął Hyuugę za rękę. - Chwila. Sakura, miałaś zrobić zakupy na dziś.
- Wiem, wiem.
- To do zobaczenia za trzy godziny w takim razie!
I w ten sposób zostaliśmy we trójkę. Pierwszy raz towarzyszyło temu wymowne milczenie.
- Sasuke, iść z tobą? - spytałam, przerywając je. Bałam się zostać sam na sam z...
- Nie, poradzę sobie. Idź do tego sklepu i weź ze sobą Kirito. Nie chcę, żebyś chodziła sama. - Zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. - Zanim znajdziecie jakiś większy sklep, gdzie będzie węgiel, podpałka i cała potrzebna reszta, to trochę zejdzie. - W końcu znalazł to, czego szukał, czyli portfel. - Twoja torebka wraz ze wszystkiimi dokumentami i pieniędzmi spłonęła w mieszkaniu, więc...
- Luz, ja stawiam. - Kirito stojąc obok położył mi rękę na ramieniu. Sasuke zmrużył oczy, przyglądając mu się uważnie.
Cholera, cholera, cholera!
Nie mogłam zareagować, bo dziwnie by to wyglądało. Przecież, gdyby na miejscu Kirito znajdowwał się Naruto, nic dziwnego by się nie stało.
Przez chwilę patrzyli na siebie taksująco, a Uchiha jakby analizował za i przeciw oraz zaczął się zastanawiać, czy na pewno puszczenie mnie z Kirito na wspólny spacer po tak pięknym miejscu, które Naruto i Hinata wybrali na randkę, było dobrym pomysłem. W końcu wreszcie zacisnął szczękę i wyciągnął do mnie rękę.
Podałam mu dłoń, a on przyciągnął mnie do siebie, ciągle patrząc na blondyna. Tylko czy mogłam mu się dziwić? Gdyby wiedział to co ja, prawdopodobnie niedługo siedziałby za pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
- Przyjdziesz potem do mnie? - mruknął wprost do mojego ucha.
Skinęłam w odpowiedzi. Sasuke pocałował mnie delikatnie w skroń i wypuścił z uścisku.
- Pilnuj jej - rzucił do Kirito, który odesłał mu dość tajemniczy uśmiech.
- Dla niej wszystko. - Pochylił się teatralnie i roześmiał, lecz oblicze Uchihy pozostało zimne.
Postanowiłam, że to czas, żeby wkroczyć.
- Wrócimy zanim się obejrzysz. - Puściłam oczko do Sasuke, który jakby odetchnął lekko, po czym ruszył w stronę drzwi wejściowych. - Co to miało znaczyć? - warknęłam do blondyna, który zadowolony gwizdał sobie cicho.
- Ale co?
- "Dla niej wszystko?" - zacytowałam z wyraźną złością.
- No brzydko powiedziałem? Wy kobiety same nie wiecie czego chcecie. Żeście się Greya naoglądały i teraz każda chce "czułego brutala" - zmienił głos wypowiadając dwa ostatnie słowa, wyśmiewając je. - Takiego co najpierw przypierdoli, a potem powie, że z miłości - bąknął ciszej, obrażony.
- Ale, ugh! - Złapałam się za głowę. - Ty chyba nie rozumiesz podstawowego problemu!
- A to my mamy jakiś problem?
- Ja mam! Z tobą!
- No właśnie, więc to twój problem - powiedział, śmiejąc się, po czym przyspieszył kroku.
- Ej, czekaj!
- Drepcz tymi nóżkami, drepcz.
- Nienawidzę cię - syknęłam pod nosem, mając ochotę złapać go za ten blond łeb i udusić. Na miejscu. Nawet przy świadkach.
Zrównałam się z nim, idąc tam, gdzie nas prowadził.
- Masz skończyć z tymi tanimi zagrywkami, rozumiesz?
- Czy ty właśnie powiedziałaś, że jestem tani?
- Tanio grasz! - odpowiedziałam wkurzona. - Czy przyjaciele czasem nie mają takiej złotej zasady, że nie podbija się do ich dziewczyn?
- Od czego są wyjątki w umowie?
Co? Że jak?
- Jakiej umowie?
- Ups... - Znów przyspieszył, tylko tym razem nie zamierzałam go gonić. Szłam własnym tempem, bo na więcej nie pozwalały mi plecy. Im dłuższy krok tym większy wysiłek, a ja nie miałam zamiaru nadwyrężać zdrowia z powodu jego widzimisię.
W końcu zorientował się, że zostałam w tyle, więc zatrzymał się i poczekał, aż do niego dołączę.
- Jaka umowa? - spytałam, gdy oboje ruszyliśmy.
Szliśmy wyjątkowo pięknym deptakiem. Otaczała nas bujna zieleń, a dalej góry. Słońce górowało na bezchmurnym niebie, dzięki czemu jego ciepłe promienie delikatnie ogrzewały moją skórę. Wszystko jednak popsuł Kirito. Jedynie dodał mi wątpliwości.
- Jaka umowa? - powtórzyłam, mając dość jego zagrywek. Czułam, że tylko mnie podjudzał, czekał, aż w końcu rozkażę Sasuke powiedzieć wszystko bez względu na konsekwencje. Chciał wojny, otwartej wojny, aby potem móc bezkarnie złupić bogactwa przeciwnika. O nie, kochany, nawet nie ma szans.
- Spytaj Uchihy - mruknął i włożył ręce w kieszenie.
- Mógłbyś zagrać fair, w otwarte karty, a nie parasz się jakimiś półsłówkami. - Zdecydowałam uderzyć prosto w niego i nie pomyliłam się w osądzie, ponieważ od razu się uniósł.
- Gram bardziej fair niż mogłoby ci się wydawać.
- Mniejsze zło? Naprawdę? - Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
- Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że nie ja tu jestem najgorszy - westchnął, zatrzymując się i uniósł wzrok na niebo. - Dziś jest piękny dzień na szerzenie prawdy - mruknął, wskazując dłonią na otoczenie.
Sama również przystanęłam.
- Ugh, dałbyś już spokój.
- A co? - Nachylił się do mnie, przez co nasze oczy znalazły się na jednej wysokości. - Chcesz mi powiedzieć, że zupełnie nic cię do mnie nie ciągnie, że nie wiesz, że wystarczy tylko słowo, a rzucę dla ciebie wszystko?
Zacisnęłam usta, szukając odpowiedniej odpowiedzi.
- Ale o co chodzi?! - wrzasnęłam, mając tego powyżej uszu. - Tyle czasu się mną nie interesowałeś, nie robiłeś nic w moim kierunku. Czemu nagle myślisz, że możesz ze mną flirtować, całować mnie, kiedy dobrze wiesz, że jestem z Sasuke!
- Och, Sakura. Gdybym tylko mógł, zrobiłbym to od razu. - Patrzył w moje oczy, gdy mnie wręcz parzyło jego spojrzenie. Nie mogłam go znieść, bo bałam się, że mu ulegnę. - Teraz mogę i to robię, mając nadzieję, że nie jest za późno.
- Za późno na co? - szepnęłam, całkowicie zagubiona.
- Na to, żebyś mnie pokochała.
Spięłam się od nadmiaru emocji. Tego było za dużo, normalnie mnie to przerosło. Co on przed chwilą powiedział? Jak on w ogóle śmiał?
Podniosłam głowę, czując jak kładzie mi rękę na głowie.
- Sklep jest za rogiem. Posiedź tutaj, a ja niedługo wrócę - powiedział, po czym całkowicie rozczochrał moje włosy. - Tylko nigdzie nie odchodź, bo cię nie znajdę.
- Kup jakieś mocne leki przeciwbólowe.
W duszy modliłam się, żeby przyszedł jak najpóźniej. Sama skierowałam się do najbliższej ławki, aby w spokoju na niej usiąść i odsapnąć.
Co on sobie, cholera, wyobrażał?
Wzięłam kilka głębszych wdechów i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w małym parku. Dookoła mnie biegały dzieci, mijały mnie matki z wózkami. Czasem nawet jakaś zakochana para mignęła mi przed oczami. Jedna przykuła moją uwagę najbardziej. Oboje mieli może po dwadzieścia lat. Zachowywali się swobodnie, jakby byli ze sobą już długo, lecz dziewczyna wciąż reagowała na jego słowa, jakby dopiero co się w sobie zakochali.
Jęknęłam przeciągle i pacnęłam się w czoło, próbując ochłonąć.
Chyba naprawdę musiałam przyprzeć Sasuke do muru i zapytać o tę całą umowę, ponieważ bez tej wiedzy nie mogłam mierzyć się z Kirito jak równy z równym. Najgorsze było to, że faktycznie na niego reagowałam i nie potrafiłam łatwo zbyć. Co było ze mną nie tak?
- Witaj, piękna nieznajoma. - Uniosłam głowę i ujrzałam przed sobą chłopaka z bukietem róż. Wyciągnął jedną z nich i machnął mi nią przed nosem. - Patrz jam ci różę daję, na dowód piękna twego. - Ukłonił się nisko, chyba próbując być uwodzicielski. Aż się skrzywiłam.
- Nie, dzięki.
- Ależ piękna pani, weź ją. - Próbował mi ją wcisnąć na siłę, nie przestając się uśmiechać.
- Nie, dziękuję.
Odczepił się dopiero, gdy zaprzeczyłam szósty raz.
Po jedynej mojej w życiu wycieczce po Europie nauczyłam się, żeby nie brać nic od nieznajomych ludzi. Czy to róży, czy bransoletki. Raz dałam się złapać, próbowałam być po prostu miła, a potem za kwiatka musiałam zapłacić dziesięć euro. Dlatego też tym razem z czystym sumieniem odmawiałam, zupełnie nie mając wyrzutów sumienia.
Tak jak się spodziewałam po nim przyszli następni i następni. Łącznie czterech. Przy tym ostatnim moja cierpliwość się skończyła z kretesem. Nawrzeszczałam na małego i grubego gościa po trzydziestce, który tak się mnie przestraszył, że aż rzucił we mnie jedną różą i dopiero zaczął uciekać.
Tym sposobem straciłam nerwy, ale zyskałam kwiatka. Nie wydawało mi się, żebym wyszła na plus, lecz wreszcie miałam okazję we względnej ciszy posiedzieć i chwilę pomyśleć. Sekcja natrętnych gości z różami zniknęła z horyzontu, więc oparłam się delikatnie o ławkę i zamknęłam oczy, obróciwszy twarz ku słońcu.
Moje rozmyślania, na szczęście dość długie, ponieważ Kirito wciąż nie wracał, wyprodukowały jeden konkretny wniosek, a dokładnie zmolestowanie Sasuke, aby powiedział mi, jaki układ zawarł z blondynem. Nie chciałam wiedzieć wszystkiego od razu, wręcz kroczek po kroczku. Coś mi się wreszcie należało.
- Przepowiadam przyszłość za piątaka, skusisz się?
Uchyliłam jedno oko i na widok zgarbionej oraz pomarszczonej staruszki przed sobą, przełknęłam ślinę. Wyprostowałam się sztywno, zastanawiając się, czy nie było jej gorąco w tym ogromie chust jakie na sobie miała oraz ciężko, przez multum różnych bransolet na rękach.
- Jestem bez grosza. - Rozłożyłam bezradnie ręce, mając nadzieję, że tyle wystarczy, aby sobie poszła.
- Nawet piątaka? - Zmrużyła oczy podejrzliwie, postępując krok do przodu.
- Nawet. Moja torebka spłonęła w pożarze i jeszcze nie zdążyłam pozyskać ani pieniędzy ani dokumentów.
- Cóż za los! - Uniosła ręce, jakby naprawdę się przejęła. - To ja ci dziecko za darmo powróżę, widzę jakieś bandaże pod twoją koszulką. Zawżdy nie kłamiesz ty mi tu - powiedziała i usiadła obok mnie.
Oklapłam.
Chciałam w spokoju sobie posiedzieć i umartwiać się nad swoim życiem, a tu co?
- Nie sądzę, że to dobry pomysł - mruknęłam, nie wierząc w takie badziewia.
- Ale ja sądzę!
Poprawiła swoje chusty i spojrzała na mnie uważnie.
- Zwę się Edgara i będę twoim duchowym przewodnikiem.
- Naprawdę nie trzeba - powtórzyłam, lecz zbyła mnie ruchem ręki.
- Daj mi swą dłoń, dziecię światła.
Dziecię światła, serio.
W końcu wyciągnęłam rękę, gdy zorientowałam się, że staruszka nie odpuści. Dopiero teraz zarejestrowałam, że nie miała kilku zębów.
Kobieta zaczęła delikatnie wodzić palcem po mojej skórze, nucąc coś pod nosem z zamkniętymi oczami. Ja natomiast rozglądałam się nerwowo, żeby czasem Kirito mnie z nią nie zobaczył.
- Oj dziecię, smutny los twój. - Edgara rzuciła mi zrezygnowane spojrzenie, jakby naprawdę było jej przykro. - W takich sytuacjach zawsze się zastanawiam, czy w końcu ujawniać prawdę, czy dać jej wybrzmieć samodzielnie w odpowiednim czasie.
- Eee - wyrwało mi się, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. - Dajmy szansę im samodzielnie wybrzmieć.
- Nie wiem, mam dylemat, dziecię.
- Nap…
- Wiem - przerwała mi, wysuwając palec wskazujący przed siebie. - Odpowiem ci wszystko niewprost. Czysta prawda mogłaby cię przygnieść.
Gdzieś dookoła biegały dzieci, psy. Ludzie byli na spacerze, a ja miałam właśnie dowiedzieć się o swoim losie od bezzębnej wróżki. No bomba.
- Nie ufaj kapibarze i i legwanowi. Oboje mogą cię uszczęśliwić, ale tylko jeden cię zrani, więc wybierz mądrze.
Kapibara i legwan. Aha, ok. A ja to co? Ślimak?
- Zważaj na pstrąga czającego się w buszu.
- A czy pstrągi czasem nie żyją w wodzie? - starałam się zabrzmieć kpiąco, ale Edgara popatrzyła na mnie z uznaniem.
- Żyją, ale to wyjątkowy pstrąg. Może być i gołębiem.
Nie, starczy. Koniec.
- Naprawdę już wystarczy. - Spróbowałam się do niej uśmiechnąć i naprawdę marzyłam, żeby Kirito wrócił i mnie stąd zabrał.
- Gołąb dobrą nowinę niesie, ale i zdradziecki być potrafi - kontynuowała niezrażona, a ja jęknęłam cicho.
- Gołomp szypki jak jaszczomp drapieżny jak orł? - Odwróciłam się za siebie, słysząc głos Kirito oraz te rażące błędy.
- Że co proszę?
- Takie powiedzenie z gimnazjum. - Wzruszył ramionami. Zwróciłam uwagę na dwie reklamówki, które postawił na ziemi, więc znaczyło to, że wszystko już mieliśmy i mogliśmy się już na spokojnie stąd ulotnić,
Dzięki bogu.
- Przybył i legwan. - Staruszka skłoniła głowę. - To znaczy, że na mnie już czas.
- Jaki legwan? - Kirito się skrzywił, śledząc wzrokiem Edgarę, która wstała i szykowałą się do pożegnania.
- Krocz dziecię światłości przez życie nieustraszenie! - Chciała wyrzucić pięść do góry, ale się zachwiała i o mało co nie wywróciła.
Kirito stał wmurowany, tylko na nią patrząc.
- Oczywiście, do widzenia.
Skinęłam na nią, już prawie...
- Aaale, może legwan ma piątaka? - spytała, po czym podreptała w jego stronę i wyciągnęła dłoń. - Za spojrzenie w przyszłość należy się więcej, ale i piątak…
- Masz tu dychę i więcej mam cię nie widzieć - odpowiedział jej Kirito wyraźnie zniesmaczony.
- Uuu, legwan jest hojny, dobry legwan. - Szybko schowała pieniądze między swoje chusty. - Bywajcie!
- Bywaj bywaj - burknął blondyn, po czym pociągnął mnie za przedramię i zaczął iść w stronę parkingu, wciąż ciągnąc mnie za sobą.
- Ej, puść - syknęłam, a on wyjątkowo bez żadnej uwagi zrobił to, co powiedziałam.
Ten jej bezzębny uśmiech chyba będzie mnie prześladował.
- Skąd masz tę różę? - Rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
- Kupiłam sobie.
- Aha.
- Po co się bawisz w takie rzeczy? - spytał już spokojniejszy, mówiąc o Edgarze.
- Przysiadła się, uparła, że “przepowie mi przyszłość”. Nawet nie miałam pieniędzy, żeby się odczepiła.
- Ach, faktycznie. - Sięgnął do kieszeni po portfel.
- Nie chcę twoich pieniędzy - burknęłam lekko oburzona.
- Przecież żadnych nie masz.
- A my zaraz wracamy do kwatery.
- Od Sasuke to byś wzięła...
- Bo jest moim facetem. - Spojrzałam na niego krzywo.
- Bez mojej pomocy może wcale nie byłby taki bogaty. - Żachnął się, jakbym właśnie dosłownie zdeptała jego męską dumę.
Ugh.
W napiętym milczeniu doszliśmy do szpitala. W recepcji dowiedziałam się, że Sasuke jest właśnie w gabinecie numer pięćdziesiąt siedem, więc od razu się tam skierowałam, a Kirito za mną. Usiedliśmy na pustych krzesłach i wciąż w lekko poddenerwowanej atmosferze spytałam:
- Ile zostało czasu do spotkania z Naruto i Hinatą?
- Półtorej godziny.
Wstał i zmarszczył brwi.
- Chcesz kawę albo herbatę? Zaraz oszaleję bez kofeiny - mruknął, rozglądając się za jakimś automatem.
- Weź mi herbatę. Dzięki - odparłam, a on ruszył na poszukiwania po innych piętrach.
I znów mi się cholernie nudziło. Przypomniałam sobie jednak, że ciągle miałam w torebce uchihową kanapkę, więc postanowiłam, że to świetny moment na jej zjedzenie. Generalnie w smaku była całkiem, ale w kwestii wyglądu, to dałabym... no dwa na dziesięć, aczkolwiek! efekt był oczywiście sumą wszystkiego, a trzeba było dodać do tego wspomnienie twarzy Sasuke, gdy mi ją dawał, więc bezapelacyjne dziesięć na dziesięć.
- Co ty chcesz mi powiedzieć?!
Na dźwięk krzyku Sasuke podskoczyłam lekko. Dochodził zza drzwi gabinetu, w którym podobno miał być brunet. Wzdrygnęłam się, bo wcale nie był to koniec tyrady.
- Za co ci, kurwa, płacą?!
Coś się stłukło, a raczej to Uchiha coś zrzucił. Wstałam i stanęłam przy drzwiach, zastanawiając się, czy powinnam wejść. Jednak nie zdążyłam zareagować, bo nie minęło kilka sekund, a w przejściu, dokładnie na przeciwko mnie, stanął Sasuke.
Na mój widok jego oczy powiększyły się, jakby właśnie się zorientował, że wszystko słyszałam, ale szybko gniew powrócił na jego twarz. Minął mnie bez słowa i ruszył w kierunku schodów. Spojrzałam przelotnie na lekarza, który pozostał w gabinecie, ale Uchiha poruszał się tak szybko, że nie miałam teraz czasu na wyjaśnienia.
Dogoniłam Sasuke dopiero na parterze przy drzwiach wyjściowych.
- Co się stało?
Szarpnęłam go za ramię, aby się zatrzymał.
- Puść mnie - warknął i wyrwał się z mojego uścisku bez zbędnego wysiłku.
- Sasuke.
Ale on poszedł dalej.
Zaraz oszaleję.
Zatrzymał się w przyszpitalnym ogrodzie, gdzie odwiedzający mogli zabrać na spacer, tyle że nie usiadł na ławce, tylko chodził w kółko po małej powierzchni, ciągle coś warcząc pod nosem.
- Powiesz mi wreszcie?
- Daj mi spokój.
Okej. Spoko, ja poczekam.
No i czekałam, a on wcale się nie uspokoił. Zdecydowałam więc zmienić taktykę. Wstałam, i korzystając z momentu jak się odwrócił, objęłam go w biodrach. Co dziwne zatrzymał się, gdy tylko go dotknęłam. Wciąż szybko oddychał, jego klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie, a bicie serca czułam pod swoimi dłońmi. Całe jego ciało było spięte, ale stopniowo zaczęło się rozluźniać im dłużej przy nim trwałam, więc dopiero, kiedy zwiesił głowę i zdecydował się odwrócić do mnie przodem, odpuściłam.
- Nie zabieraj rąk - mruknął, unikając mojego wzroku. Grzywka opadła mu na czoło, zasłaniając jedno oko.
- Więc co się stało? - spytałam zmartwiona.
Chyba wyczuł moje szczere intencje i przez chwilę nawet chciał mi powiedzieć, ale w końcu powstrzymał się. Zacisnął tylko wargi w odpowiedzi.
- Hm?
Uniosłam dłoń i dotknęłam jego policzka. Odruchowo do niej przylgnął i przymknął powieki. Ten widok mnie rozczulił tak mocno, że nie potrafiłam tego opisać. Tak potężny mężczyzna, tak przy mnie bezbronny.
- Lekarz powiedział, że nie odzyskam pełnej sprawności w ręce.
Wstrzymałam oddech na chwilę, ale szybko stanęłam na palcach i przytuliłam go, nie wiedząc, co powiedzieć. W sumie nie było takiej rzeczy. Musiał pogodzić się z rzeczywistością, a ja mogłam go tylko wspierać. Taki był mój obowiązek.
Patrzenie na jego ból sprawiało, że sama go odczuwałam. To trochę przytłaczające.
- Przepraszam, to moja wina - szepnęłam, lekko drżąc.
- Może i chciałbym przytaknąć, ale to nieprawda.
- Jak to?
- Pierwszy zabieg był źle wykonany. Wczorajsza sytuacja pogorszyła stan, ale wcześniej i tak był już beznadziejny.
- Więc może to czas, aby przestać się ukrywać i znaleźć specjalistę? - zasugerowałam, ale od razu zobaczyłam w jego oczach ostrożność.
- Tym tutaj im w łapę. Nie zostałem zarejestrowany, więc nikt nie znajdzie mnie po rejestrze, a i tak wyjeżdżamy stąd jutro - odparł. Miałam wrażenie, że mnie testował.
- Dokąd?
- Tam gdzie nas nie znajdą - mruknął, a na jego twarzy od razu odbiło się zmęczenie i coś na kształt rezygnacji.
- Nie mogę żyć długo w ten sposób. - Chciałam, żeby na mnie spojrzał, więc gdy wreszcie nasze oczy się spotkały, mówiłam dalej. - I daję ci czas do jutra, żebyś wszystko mi wytłumaczył. Inaczej po prostu jutro odjadę i wrócę do swojego życia.
- Nie możesz - warknął i złapał mnie za ramiona. - On wie, że mi na tobie zależy. Myślisz, że przypadkowo mieszkanie zostało podpalone, gdy byliśmy w nim oboje? - On wie, że mi na tobie zależy. - A nie mogę cię chronić na odległość. Nie wiem, co jeszcze wymyśli. Jeśli tylko znikniesz, będziesz na celowniku.
On wie, że mi na tobie zależy.
- A to nie tak, że boisz się, że jednie za moją pomocą wywabi cię z kryjówki?
Pierwsze co odebrałam od niego to bezsilność. Wyraźnie nią emanował, jego ton nie był już taki mocny, pewny siebie. Raczej skłaniał się w zupełnie inną stronę. Teraz wychwyciłam nawet strach.
- Jestem egoistą, ale jesteś jedyną osobą, której nigdy nie postawiłem ponad sobą.
Chłodny ton. Uścisk na moich ramionach zelżał. Sasuke wyraźnie próbował wziąć mnie na dystans.
- Skąd mam to wiedzieć, skoro nigdy mi tego nie powiedziałeś? - Cofnął się o krok, ale ja nie pozwoliłam mu się oddalić. - Przepraszam, ale nie czytam ci w myślach i nie wiem, ile trudu wkładasz w poszczególne rzeczy, bo nie znam cię na tyle, by to wiedzieć. Ty, nie pozwalasz mi się poznać.
- Gdyby to było takie proste.
- Nie powiedziałam, że to jest proste. - Potrząsnęłam głową i wzięłam go za dłoń.
- A ty niczego nie ułatwiasz - dodał wyraźnie zły.
- Przepraszam, że nie jestem taka, jaką chciałbyś, żebym była - powiedziałam gorzko, z zamiarem odwrócenia się.
- Sakura.
Złapał mnie za ramię w półkroku.
Spojrzałam na niego z boku z wyraźnym żalem.
- Masz czas do jutra. Inaczej odjeżdżam.
Szarpnęłam się i zaczęłam iść w stronę samochodu. Usłyszałam, jak Sasuke klnie siarczyście, nawet chyba w coś uderzył. Mimo to nie odwróciłam się za nim, mając pod powiekami łzy. Szybko potrząsnęłam głową i wyprostowałam się, nie mając zamiaru ryczeć. Wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. Bardzo bolesną, ale racjonalną. Teraz wszystko było w rękach Uchihy. Powoli uświadamiałam sobie, że go chyba kocham i to tylko sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej, bo miłość w takich przypadkach była ciężarem. Gdy dochodziło do wyborów uczucia przysłaniały rozsądek, utrudniając osąd.
Nie chciałam go zostawiać. Za nic nie chciałam, ale nie mogłam długo żyć w ten sposób, tym bardziej w niewiedzy.
Usiadłam na krawężniku parkingu i schowałam głowę między ramionami. Sasuke długo nie wracał. Gdy wreszcie się pojawił, to usiadł obok mnie bez słowa. Siedzieliśmy więc w zupełnym milczeniu.
Sasuke jednak w pewnym momencie westchnął głośno, więc uniosłam wzrok. Szedł ku nam Kirito, a ja tylko jęknęłam. Chciałam stąd zniknąć
- Proszę, twoja róża. - Pacnął mnie kwiatkiem w czoło. - Więcej nie będę jej za tobą nosił. - Mojej uwadze nie uszło spojrzenie Sasuke, ponieważ wyglądało to tak, jakbym wcześniej dostała ją od blondyna.
- Masz aż tak mało wstydu, żeby dawać jej kwiaty?
Uchiha spojrzał na Kirito z dołu wyraźnie zły. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
- Nie dałem jej kwiatów. Sama sobie kupiła.
Sasuke prychnął, a ta sytuacja stała się jeszcze bardziej beznadziejna, gdy blondyn przysiadł się z mojej drugiej strony. W ten sposób siedzieliśmy tak we trójkę w głuchym milczeniu, gdy ja miałam ochotę wyjść z siebie i wręcz stanąć obok.
- Twoja herbata. Zupełnie o niej zapomniałem. - Kirito podał mi kubek termiczny. Faktycznie niósł go wcześniej w drugiej ręce, ale zupełnie nie powiązałam tego z moją wcześniejszą prośbą.
- Dzięki.
Herbata była gorzka okropna, ale lepsze to niż nic.
- Cóż za uroczy dzień - westchnął Kirito i oparł się rękoma za plecami, prostując nogi.
- Wyborny - odparłam, trzymając obiema dłońmi kubek.
- Mam nadzieję, że nasza parka się nie spóźni.
- Ja też.
Spóźniła się. Pół godziny.
- No ile można na was czekać?
Kirito na ich widok od razu wstał i przeciągnął się.
- Szczęśliwi czasu nie liczą! - żachnął się Naruto, a Hinata cała czerwona schowała się za nim.
- A nie, no to zajebiście.
Podróż powrotna minęła nam w dość nieprzyjemnej atmosferze, pomijając oczywiście słowotok Naruto. Blondyn gadał jak katarynka przez cały czas, a jedyną osobą, która go słuchała była Hyuuga. Sasuke siedział zły i patrzył w okno. Trzymał dłoń na moim udzie, ale nic poza tym. Czasem je ścisnął, jakby się budził z zamyślenia, lecz to tyle. Kirito natomiast przysnął. Oparł głowę o szybę i po prostu zasnął.
Na miejscu okazało się, że mamy mnóstwo i alkoholu i jedzenia, a najgorsze dopiero miało nadejść.
***
Rozdział podzieliłam na dwie części, ponieważ byłby bardzo długi. Ta pierwsza jest zdecydowanie mniej spektakularna. Show must go on, więc w XV będzie wielkie BUM.
Zacieram rączki na kolejną notkę.
Będzie się działo!
Brak słów by opisać emocje towarzyszące z każdym kolejnym rozdziałem <3
OdpowiedzUsuńTworzysz arcydzieło!!!
Kobieto jesteś wielka :D
Kiedy przewidywana kolejna notka ?:)
Nie mogę się doczekać co dla nas wymyśliłaś w kolejne akcji;D
Arigatou! <3
UsuńKiedy? Emmm. W sumie, to zaczynają mi się kolokwia, więc powinnam się uczyć, ale... od czego jest majówka? XD Mam nadzieję, że w dwa tygodnie się wyrobię.
Dziękuję za komentarz <3
Ale szok rozdział!!! 😴 Właśnie dziś kiedy padam na twarz ! Imai ju ar de best💖
OdpowiedzUsuńPo skończeniu obowiązków jestem! Wierny czytelnik 🤓
OdpowiedzUsuńCo do akcji w gabinecie, myślałam że Kirito jakoś będzie atakował nocą i bardziej czail się przed Uchiha ale widac zna go tak dobrze że w każdej sekundzie dnia i nocy potrafi uśpić jego czujność.
„- Ona uważa, że Sakura odsprzedała mi swoje używane dziewictwo, poleciała na kasę. Ja ją porwałem w podróż dookoła świata, robiąc sobie z niej seksualną niewolnicę.”
Żart Sasuke zasługuje na wyróżnienie, ponurak jak coś dopiepszy to klekajcie narody. Nie wiadomo czy śmiać się czy załamywać ręce typowy czarny humor.😆
„- A to my mamy jakiś problem?
- Ja mam! Z tobą!
- No właśnie, więc to twój problem - powiedział, śmiejąc się, po czym przyspieszył kroku.
„
Co jak co ale Kirito potrafi dojeb## Haruno, wybacz cytowanie ale normalnie muszę i już . Siedzę i zwijam się ze śmiechu.
„- Teraz mogę i to robię, mając nadzieję, że nie jest za późno.”
Czy ja jedynie wyczuwam że Sasuke wcześniej wypatrzył Sakure i że coś się działo między nimi zanim Haruno zaczęła te dziwne przypadkowe „spotkania” z Sasuke. Jak tak to właśnie oczy mi na wierzch wyszły a reszta mojego jestestwa krzyczy- Jeszcze jeszcze ! Dajesz Imai tak żebym nie mogła się pozbierać po rozdziale i znów (jak narkoman) co chwila wchodziła na bloga 😨
Cała Hruno w akcji z różami 😆 no brawo brawo a później ta róża jakby ja ciągle prześladowała. Mam nadzieję że Sasuke się opamieta,obudzi , bo Kirito sprzątanie mu Haruno . Dotknęła mnie scena 💔 Haruno i Uchiha po akcji w szpitalu. Jak dla mnie to było fajne nawiązanie do ławki z pierwszej serii „naruto” kiedy to Uchiha odchodził a Sakura chciała go zatrzymać . Teraz inna sytuacja Hruno sawiajaca warunki. Być albo nie być dla Sasuke . Przerwać w takim momencie to grzech. Ja zrozumiem wszystko , ze następny rozdział też trzeba zacząć z przytupem itp ale pamiętaj z tego trzeba się wyspowiadać bo to grzech ciężki !!
Eh jak zwykle gratulować talentu, jestem niezwykle poruszona tą historią. Aż mi się ciepło na sercu robi kiedy tu zaglądam zawsze z myślą znaleźć coś nowego czym mnie zaskoczysz😇😘
Ajj, znowu nie zawodzisz <3
UsuńA widzisz, Kirito tajniak w akcji. Dobrze wie kiedy zaatakować. Za to Sasuke i jego humor są absolutnie jedyne XD
Kurde, od tak wielu odpowiedzi muszę się powstrzymać, żeby nie spoilerować! Dlatego milczę ;-;
Róża różą, ale ważne, że Sasek był zazdrosny XD
Nooo, ta ławka! Złapałaś nawiązanie, ajjjj, moje serduszko się raduje.
Dobrze mamo, wyspowiadam się tego. I promise! <3
Mi się robi ciepło na sercu jak czytam sobie twój komentarz trzeci raz dziś XD <3
Do następnego!
Nie to żebym narzekała albo coś ale laska ty dodajesz te rozdziały jakbyś miała mały motorek w du*ie co tydzień XD
OdpowiedzUsuńNawet powiem ci czemu tak jest XD
UsuńMam tyle nauki, że robię wszystko, żeby od niej uciec. Posprzątałam już całe mieszkanie, zrobiłam wszystkie prania, więc kolejną wymówką było pisanie XD
Ah Shee świetne jak zawsze a Kirito lkegwan trochę śmiechałam x Gołopmy i orły i jaszczompy tez bydo? xd Czekam na następny buziol
OdpowiedzUsuńLegwan i Kapibara, polecam xD
UsuńBuziol! :D
O kurczę, to już jest nowy rozdział a ja dopiero teraz go przeczytałam... Proszę o wybaczenie i już spieszę z komentarzem :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się rozumowanie Naruto na temat miłości i zdrady. Cieszę się, że to padło akurat z jego ust ;) Szkoda mi Sakury, która znalazła się między kapibarą a legwanem ( to jest świetne :D). Pozostaje mieć nadzieję, że wyjdzie z tego zwycięsko :) Chociaż polubiłam Kirito jak już wcześniej pisałam, to ciągle mam nadzieję, że się opamięta i że nie jest zamieszany w żaden sposób w te dziwne "wypadki" jakie spotykają Sasukę i Sakurę.
Akcja z różami świetna ;) Przepowiednia od staruszki, trochę dziwna ale ze względu na zwierzęta, bardzo zabawna :D Komentarz Kirito o gołębiach na 5 z plusem :D:D
Czyżby Sasuke nareszcie powoli otwierał się emocjonalnie przed Sakurą? Mam nadzieję, że tak. Może to zabrzmi dziwnie, ale podoba mi się ultimatum postawione przez Sakurę. Które, jak już ktoś wyżej wspomniał jest pięknym nawiązaniem do momentu odejścia Sasuke z wioski ;)
Coś mi się wydaje, że ten rozdział to taka cisza przed burzą. Dlatego z niecierpliwością czekam na rozdział XV ;)
Pozdrawiam ;)
Witam!
UsuńLepiej późno niż wcale, a jak już z komentarzem, to tak, jakbyś przeczytała tego samego dnia ;)
Naruto ma to do siebie, że myśli bardzo prosto, a często to co najłatwiejsze do zobaczenia sprawia najwięcej problemów.
Przepowiednia Edgary jeszcze was zaskoczy :P
Bardzo mi miło, że ktoś docenił to nawiązanie. Normalnie aż chce się wplatać ich więcej.
Tak, to zdecydowanie cisza przed burzą, a teraz pisanie tej burzy wcale nie jest prostym zadaniem...
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam! <3
Nienawidzę Kirito. Kocham Kirito. Dobra, nie wiem. Uwielbiam go, ale wciąż #TeamSasuke.
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi sieczkę z mózgu. Albo to ta pora, że nawet nie wiem, co napisać w tym komentarzu. W zasadzie za wiele pytań nie doszło, w większości to nadal te same. Intryguje mnie jednak ta umowa. Poza tym zaostrzyło się napięcie między Sasuke a Kirito; Uchiha coś wyczuwa. Poleje się krew, coś czuję. No, a przynajmniej ktoś tu może zarobić w japę. Niekoniecznie od tego drugiego. W końcu mamy jeszcze Haruno na stanie.
Ej, bejb, ja naprawdę nie wiem, co tu napisać. Serio, mój mózg wyłączył się już z godzinę temu, a mimo to nadrabiałam te rozdziały. Z Twojej winy, ale już o tym wiesz. Wybaczysz mi więc, jeśli na tym pozostawię swój komentarz? Naprawdę nie jestem w stanie nic konkretnego tutaj wyczarować.
Także no: ja tu liczę na jakieś wyjaśnienia, Imai. No i czekam na to "wielkie BUM". Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ty go jeszcze zaostrzyłaś, oj, zaostrzyłaś.
Do następnego, Shee! Pozdrawiam. ♥
Wszystkie żeście się uparły na #TeamSasuke. Tak, jakby... blog był o Sakurze i Sasuke XD
UsuńOj będzie krew. Pot, krew i łzy! Haruno to mój pierwszy koń wyścigowy w wielu kategoriach. Nawet w laniu się po pyskach.
Wszytko wybaczam, a jakże! Połowa tych wyjaśnień już w piętnastce, moja droga.
Dzięki ♥
neandertalczyk! Tak! To dobre określenie dla tego Sasuke.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, Naruto jest mega uroczy. Taki rozsądny się wydaje, momentami. Ale rozczuliła mnie ta pierwsza scena. Pokazałaś go z bardzo ciekawej strony, za co ogromny szacun!
- Przyjdziesz potem do mnie?
Niczym prośba dziecka. Jeez... nie baw się tak moim sercem xDD UCZUCIAMI!
EEee te kwiatki, eeee
Przyszedł, usiadł, dał kwiatka. Ja to kupuję. Przesadny romantyzm ze strony faceta jest dziwny?
Niestety trafne jest to określenie XD
UsuńNaruto to taka postać, która ma być sama z siebie niewinna i dobra, sama rozumiesz xD
Będę się bawić! Zapowiadam rollercoaster XD
Sama rozumiem xD No bo on taki jest <3 Misiaczek, pysiaczek <3
Usuńrollercoaster to to niezły był
szanuje