24.03.2017

XII - I'VE DREAMT ABOUT YOU NEARLY EVERY NIGHT THIS WEEK


Kolejne pół godziny było dziwne. Bardzo dziwne.
Razem z gospodarzami siedzieliśmy w piątkę przy dużym stole w pokoju z widokiem na kotlinę. Z racji tego, że rozmowa się nie kleiła, skupiłam się na rozciągającym się przede mną krajobrazie. Zalesione pasma gór wyglądały przepięknie w rozjaśniającym je słońcu i zapierały dech w piersiach na tyle, abym mogła bez ustanku siedzieć i się w nie wpatrywać.
Nie można było powiedzieć tego samego o Sasuke. Był wyraźnie zły i zirytowany. Na każde pytanie odpowiadał zdawkowym mruknięciem. Unikał wzroku wszystkich dookoła i generalnie sprawiał wrażenie, jakby siedząc tu z nami pokutował za grzechy swojej rodziny, tak ze trzy pokolenia w tył. Kirito też nie dopisywał nastrój. Yane nałożyła każdemu wielką porcję ryżu z sosem, pomijając mnie i Sasuke. Zapach był nieziemski. Miałam ochotę wydrapać blondynowi oczy przez to, że mając przed sobą takie cudo, wręcz pogardliwie je odrzucał. Razem z Sasuke co jakiś czas próbowaliśmy wmusić w siebie kisiel. Mnie w szczególności szło to dość opornie.
Yane kilkakrotnie starała się podtrzymać rozmowę, ale z marnym skutkiem. Pod koniec posiłku zorientowałam się, że sama byłam markotna i raczej nieprzyjemna. Nie wiem, może udzielił mi się humor Uchihy. Co jakiś czas patrzyłam to na Kirito to na Sasuke, ale oboje wyglądali na zamyślonych, ewentualnie poddenerwowanych. Nie znałam powodu ich zachowania, ale przecież, z tego co sama przed chwilą wydedukowałam, swojego też nie.
Reasumując, siedziliśmy tu jak na skazanie, czekając aż ktoś wywoła nas na stryczek. Yane było przykro, co starała się oczywiście ukryć, lecz średnio jej to wychodziło. Wreszcie, od patrzenia na jej smutek, ruszyło mnie sumienie.
Szybko dokończyłam swój kisiel, przykuwając tym uwagę zebranych.
- Yane, a czy mogę pić koktajle? Wiesz, zmiksowane owoce. - Kobieta uniosła na mnie wzrok, tym razem już z lekkim uśmiechem.
- Tak, byle nie z cytrusów. Mogę ci zrobić bananowego szejka.
- Byłoby super.
Nie miałam ochoty na banany. Zupełnie. Jednak Yane wyraźnie zadowolona poszła do kuchni. Przypadkiem skrzyżowałam spojrzenie z Kirito, który siedział naprzeciwko. Miał lekko zmarszczone brwi, jakby coś nie dawało mu spokoju. Do tego był wyjątkowo milczący. Nie poznawałam go.
Już po raz drugi miałam być bohaterem tego posiłku i się odezwać, ale telefon Sasuke zrobił to za mnie.
Sam Uchiha podskoczył lekko na siedzeniu przez głośny dzwonek. Mruknął krótkie “przepraszam”, po czym wyszedł na taras. Ktokolwiek do niego zadzwonił było to ważne, bo ani przez moment nie zastanawiał się, czy odebrać.
Sasuke rozmawiał, opierając się o barierkę, tym samym stojąc do nas tyłem. Kirito widząc, że spoglądam w stronę Uchihy lekko kopnął mnie w kostkę pod stołem.
- Ten kisiel już nie jest taki dobry, nie? - Uniósł kącik ust, a ja oddałam mu kopniaka ze zdwojoną siłą.
- Kisiel instant, to kisiel instant. - Posłałam mu spojrzenie spod zmrużonych powiek.
- Ale to nie jest specjalny kisiel Kirito.
- Ten akurat kochana nie jest instant. To ten, który musi się trochę pogotować w garnku. - Yane weszła do pomieszczenia z bidonem w ręce. - Proszę, na zdrowie. - Podała mi go od razu.
- Super, dziękuję.
Upiłam kilka łyków i przekonałam się, że poproszenie o ten koktajl było świetnym posunięciem. Był pyszny.
- Sakura? - Odwróciłam głowę w stronę Kirito, któremu jakby już zmienił się humor, ponieważ podparł brodę rękami, opierając je o blat i patrzył na mnie z tym błyskiem w oku, który zawsze prowadził do czegoś głupiego. Jak choćby posągu z jego podobizną.
- Tak?
- Chcesz się przejść?
Spojrzałam na kuszące góry, które aż krzyczały: chodź! - a potem sobie przypomniałam, że tak naprawdę, to dopiero wstałam i jakieś długie przebieżki były poza moim zasięgiem.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - odpowiedziała za mnie Yane. - Taki wysiłek jest niewskazany.
- Pójdziemy tylko do domku. Sama wiesz, że to niedaleko. - Kirito spojrzał na Yane wzrokiem zbitego szczeniaka, a z tym nie można było dyskutować.
- Ale gdyby tylko rany się otworzyły, to macie natychmiast wracać. - Pokiwała na nas ostrzegawczo palcem, na co jej mąż zaśmiał się cicho. - A ciebie co śmieszy?
- Nic, kochanie, nic - odparł, ale nie przestawał się uśmiechać.
- Spokojnie, wszystko będzie w porządku. - Kirito wstał i zaczął obchodzić stół, aby do mnie podejść.
- Hola, hola, a moja zgoda? Tak jakby ktoś ją pominął!
- O, widzisz, Kirito? - Yane założyła ręce na piersi, niczym dumna mama. - Nigdzie nie idziecie.
- Idziemy - powiedział blondyn znudzonym głosem. Delikatnie odsunął moje krzesełko i podał mi ramię. - Bez dyskusji.
- Przecież to przymuszenie. - Uniosłam głowę, napotykając jego spojrzenie, które mówiło: albo sama wyjdziesz albo cię wyniosę. - Muszę? - Potaknął, ciągle z tym irytującym uśmiechem na ustach. - No dobra. - Podparłam się na jego ramieniu.
- Wrócimy niedługo - rzucił przez ramię Kirito, na co Yane westchnęła.
- Jakby był niemiły, to go po prostu zrzuć z klifu, Sakura.
- Oczywiście, bez problemu.
Przeszliśmy do korytarza, a potem do holu, gdzie był wieszak na kurtki i półka z butami. Usiadłam na niej, mając zamiar się schylić, ale kolejny już dziś raz nie byłam w stanie.
- No dalej, powiedz to. - Kirito założył adidasy i kucnął naprzeciw, patrząc na mnie wyczekująco. - Powiedz: Kirito, możesz pomóc założyć mi buty?
- Nawet nie ma opcji. - Spojrzałam na niego jak na totalnego kretyna, którym przecież był. - Poradzę sobie. - Oparłam łokcie na kolanach i spróbowałam się pochylić bardziej. On, widząc jak się męczę, nawet nie kiwnął palcem. Naprawdę czekał, aż go poproszę. Jego niedoczekanie.
Po jakiejś minucie zrezygnowałam. Wyprostowałam się powoli z dumnie uniesioną brodą.
- Nigdzie nie idę.
- Idziesz.
- Na boso?
- Powiedz tylko słowo, a ci pomogę i będzie po krzyku. - Ciągle uśmiechał się jak palant. W sumie miałam ochotę wyjść na powietrze i szczerze mówiąc, ciekawił mnie ten domek, czymkolwiek by nie był.
- Albo założysz mi te buty, albo przestanę się do ciebie odzywać - mruknęłam zła. Wykorzystywał moją niedyspozycję w tak perfidny sposób, ugh.
- Grozisz czy obiecujesz?
- Ale jesteś śmieszny - warknęłam, coraz bardziej rozdrażniona. Odechciewało mi się gdziekolwiek iść.
- Wiem - odparł zadowolony i zaczął zakładać mi trampki.
- No. - Skinęłam lekko głową z zaciśniętymi ustami. - Przynajmniej wiesz, gdzie twoje miejsce.
- Proszę, jaka uszczypliwa, jaka niemiła. Kto by pomyślał…
Wyprostował się i znów podał mi ramię. Chwilę później staliśmy już na ganku z widokiem na tę super fontannę, która zachwyciła mnie za pierwszym razem. Powoli zeszliśmy po schodach na ścieżkę prowadzącą w górę. Górskie, świeże powietrze podziałało na mnie orzeźwiająco. Nie wiedziałam, która była godzina, jednak słońce tak przyjemnie grzało moje…
- Chwila. - Stanęłam i obróciłam się w stronę blondyna. - Ciągle jestem w piżamie.
- I co w związku z tym? - Posłał mi rozbawione spojrzenie, jakby zauważył to już na początku i tylko czekał na moment, gdy ja również to zrobię.
- Definicja piżamy podaje, że chodzi się w niej po domu, a najlepiej to śpi. - Zgromiłam go wzrokiem, ale on tylko przewrócił oczami i lekko pociągnął mnie za rękę, abyśmy ruszyli dalej.
- Ale musiałabyś się ubrać, to znaczy Yane musiałaby i - o Boże - zeszłoby z pół godziny.
- Wcale nie!
- Wcale tak.
Westchnęłam zrezygnowana, dając mu się dalej prowadzić. Minęliśmy teren obsadzony krzewami oraz kwiatami. Ciągle podążaliśmy tą samą ścieżką, jednak weszliśmy w las, a zamiast płyt chodnikowych pojawił się żwir.
- Gdzie idziemy? Daleko? - spytałam, rozglądając się dookoła.
Uświadomiłam sobie, że dawno nie byłam poza miastem, nie licząc oczywiście powrotów do domu, jednak to zdarzało się rzadko. Dawno w ogóle nie byłam w górach, tak naprawdę, więc korzystałam ile mogłam - hehe, mając na uwadzę, że na pewno z wiadomych względów nie poskaczę po nich jak młoda sarenka. Próbowałam więc wzrokiem pochłonąć ile tylko się dało.
- Niedaleko, jedynie trochę wyżej - odparł, jakbym wyrwała go z zamyślenia.
- Skąd w ogóle ten pomysł? Na spacer?
- Obstawiałem, że skoro już wstałaś, to chciałabyś się na dłuższą chwilę oderwać od łóżka. Mylę się?
- Nie bardzo.
- No właśnie.
To wcale nie tak, że to Sasuke powinien wpaść na taki pomysł, jak i na masę innych zresztą. Po obudzeniu to on powinien mnie przywitać, i to jego ramienia powinnam się teraz trzymać. Jednak skoro nie miał zamiaru poświęcać mi aż tyle uwagi, to cóż, musiałam sobie jakoś radzić. Dobrze wiedziałam, że dalsze, bezsensowne leżenie doprowadziłoby mnie do szału. A towarzystwo Kirito było chyba nawet milsze niż to Uchihy. On przynajmniej się do mnie odzywał.
- Dzięki, że mnie stamtąd wyciągnąłeś - bąknęłam, bardziej skupiając się na trasie, która robiła się coraz bardziej stroma.
- Polecam się na przyszłość.
Uważałam, aby omijać co większe kamienie i kałuże, które pojawiały się co jakiś czas. Nie chciałabym ubrudzić tych trampek błotem i… chwila. Ja tu wcale nie przyjechałam w trampkach. Jak i nie przywiozłam ze sobą piżamy.
- Em, Kirito? - Blondyn spojrzał na mnie z góry, wlepiając w moją twarz błękitne, choć jak się nad tym zastanowić, to bardziej szare spojrzenie. - Czy te ubrania, te buty należą do…
- Mebui? Tak - odparł z pozorną lekkością. Nie drgnął mu kącik ust, powieka. Nic. Całkowite opanowanie i spokój. Zbiło mnie to z tropu.
- Nie wiem, co powiedzieć - odparłam szczerze.
- A co miałabyś? - westchnął, patrząc w niebo przysłonięte częściowo gałęziami drzew. - Przywieźliśmy cię tutaj, abyś wypoczęła i wyzdrowiała. Yane wciąż trzyma rzeczy Mebui. Co prawda są na ciebie trochę za duże, ale skoro mogą się przydać, to w czym problem?
- Jest mi trochę niezręcznie.
- Ponieważ obecnie prowadzę pod rękę kobietę noszącą ubrania mojej zmarłej żony?
Ustrzelone w punkt.
- Tak.
- Teraz faktycznie może to się wydawać nieco dziwne.
Uśmiechnął się smutno, lecz jego uścisk był wciąż tak samo mocny jak wcześniej. Jakby tylko wewnętrznie go to trafiło. Powoli zaczynałam nabierać wrażenia, że tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam, i że może miał umiejętność podkradzioną od Yane - umiejętność trzymania pozorów.
- No dalej, pytaj. - Szturchnął mnie lekko ramieniem, próbując zachęcić, jakby dla niego był to bardzo wygodny temat. - Przecież widzę, że chcesz.
- Co nie znaczy, że ty chcesz odpowiadać - mruknęłam, faktycznie mając ogrom pytań w zanadrzu, jednak gdy doszło co do czego nie wiedziałam, czy którekolwiek było odpowiednie.  
- Uznajmy, że chcę.
- A tak naprawdę?
- Po prostu spytaj. Będziemy mieć to za sobą - uciął trochę zbyt natarczywie, ale od razu wziął głęboki oddech i znów się uśmiechnął, jakbyśmy rozmawiali o jego kolejnej nowo otwartej siłowni.
- Yane powiedziała mi, że kiedyś oboje kochaliście się w Mebui - powiedziałam cicho, na co Kirito na ułamek sekundy się skrzywił. Szybko jednak przybrał trochę zbyt obojętny wyraz twarzy.
- Tak, można tak powiedzieć.
- I że się pokłóciliście.
- Tak.
- Że się wręcz nienawidziliście.
- Tak.
- Więc jakim cudem z dwóch zawziętych wrogów z powrotem staliście się przyjaciółmi i to takimi, że w środku nocy podjeżdżasz autem pod jakąś klinikę nie wiadomo gdzie, jedziesz przez resztę nocy i ranek bez przerwy tylko po to, żeby zawieźć jego i jakąś dziewczynę, którą ledwo znasz, do domu rodziców zmarłej żony, poświęcając swój czas, zdrowie i bezpieczeństwo?
Zamilkł, nie odpowiedział mi od razu. Może trochę zbyt często akcentowałam fakt, że Mebui nie żyła, jednak nie dawało mi to spokoju. Było dziwne i nie do końca zrozumiałe. Przynajmniej dla mnie.
- Nie każda kobieta potrafiłaby poróżnić mnie z Sasuke. Żeby to się stało, naprawdę musiałaby być wyjątkowa - mruknął cicho. Zaczęłam więc iść trochę bliżej niego, żeby nie zgubić nawet słowa. - Potrafiła dotknąć twojej duszy, nie dotknąwszy jeszcze twojego ciała. - Poczułam na sobie jego spojrzenie, lecz, czując się niezręcznie, nie odwróciłam się. - Ale gdy już taka się pojawiła, to nie byliśmy w stanie nic zrobić. Oboje zakochaliśmy się w niej na zabój.  
Przerwał, jakby układał w głowie kolejne słowa. Potulnie czekałam, nie chcąc go zdekoncentrować. Nic dawno mnie tak nie ciekawiło jak to, co mogłam, miałam w planach, teraz usłyszeć.
Przestraszyłam się, gdy nagle przebiegła przed nami wiewiórka. Pojawiła się znikąd, przystanęła niecały metr od nas. Stanęła na tylnych łapkach i wpatrywała się w nas przez moment. Bez wyraźnego powodu, ponieważ żadne z nas się nie poruszyło, czmychnęła z powrotem na drzewo, a potem na kolejne, i kolejne, aż szum liści ustał.
- Na początku umówiliśmy się, że żaden z nas nie będzie miał z nią nic wspólnego. Wyglądało to sprawiedliwie, oboje bylibyśmy poszkodowani tak samo. Działało przez jakieś trzy miesiące. Byliśmy w liceum, chodziliśmy wszyscy do jednej klasy, jeszcze razem z Naruto, jeśli już mam być dokładny. Trzymanie się planu było trudne. Wyobraź sobie. Piękna, inteligentna, zgrabna, wygadana. - Spojrzał na mnie, ale szybko przestałam patrzeć mu w oczy, skupiając się na drodze, która powoli zdawała się kończyć. - Widzieliśmy ją codziennie i codziennie omijanie jej stawało się coraz trudniejsze.
- Aż wreszcie któryś z was złamał umowę - mruknęłam, przeczuwając jak się to skończyło.
- Tak, i był to Sasuke. - Uniosłam pytająco brew, będąc pewna, że było zupełnie odwrotnie. - Co, myślałaś, że to ja? - Rzucił mi półuśmiech.
- Szczerze mówiąc, to tak.
- Ech, czym ja sobie zasłużyłem na tę opinię? - Pozostawiłam to pytanie bez odpowiedzi, mając nadzieję, że opowie mi co było dalej. - W każdym razie pożarliśmy się z Sasuke właśnie wtedy. Pobiliśmy się tak, że miałem rękę w gipsie, a on wstrząs mózgu.
- Wow.
- Fajnie, nie?
- No nie wiem…
- Wtedy też zdecydowałem, że koniec z graniem fair. Przez nasze głupie zachowanie Mebui zmieniła szkołę. Wreszcie zorientowała się w sytuacji i oświadczyła, że nie ma zamiaru stawać pomiędzy nami i robić za nagrodę w “pojedynku dwóch niedojrzałych lamusów, którzy czasem mają problem z mnożeniem, nie wspominając o logicznym myśleniu”. - Parsknęłam cicho, mimo że nie był to mój humor. Faktycznie zabrzmiało to, jakby byli jeszcze w liceum. - Tak naprawdę to było jej cholernie przykro, bo zawsze starała się nie wchodzić nikomu w drogę. A to my weszliśmy w jej i to jeszcze bez pytania.
- Ile mieliście wtedy lat?
- Siedemnaście? To była druga klasa liceum.  
- Prawie dorośli.
- Z naciskiem na “prawie”.
Weszliśmy na polanę, która kończyła się klifem, o którym zapewne wspominała Yane. Widok był przepiękny. Tytułowego domku jeszcze nie widziałam, ale to była chyba tylko kwestia czasu. Usiedliśmy na trawie, a ja po chwili nawet zaryzykowałam położenie się. Kirito, widząc to, poszedł moim śladem.
- I co było dalej? - spytałam, złakniona kolejnych informacji.
- Sasuke mniej więcej wtedy, choć może nawet wcześniej, zaczął uciekać z domu. Nigdy nie chciał się u mnie zatrzymać, nawet gdy mu to proponowałem. Tak czy siak, my pozostaliśmy skłóceni, Mebui zmieniła szkołę, a ja z tej tęsknoty nawet miałem jej zdjęcie na tapecie przez ten cały czas.
Proszę, proszę. Romantyk.
- Co się działo przez ten rok?
- Tak naprawdę to nic. Sasuke tylko coraz częściej nie wracał do domu, ja wciąż trenowałem kosza i próbowałem zrobić wszystko, żeby zdać maturę. Sasuke też próbował, a potem poznał Cynthię.  
Oho. Ulubienica. Czas jeszcze bardziej nadstawić uszu.
- Moja zmora - odparłam po chwili milczenia.
- Moja nie. - Uśmiechnął się półgębkiem. - Mogłem oficjalnie podbijać do Mebui, co jak wszyscy wiedzą, mi się udało. - Wyjął zza koszulki obrączkę na łańcuszku, który nosił na szyi. Wcześniej go nie miał, choć może nie zwróciłam na niego uwagi?
- Moje gratulacje - powiedziałam bez cienia ironii. Naprawdę musiał ją kochać. Zawsze gdy o niej mówił, jego spojrzenie stawało się lekko nieobecne. Jakby miał ją przed oczami.
- Przyjmuję. Do końca życia będę się tym szczycił.
Uśmiechnęłam się, choć od razu sobie przypomniałam, że przecież obiekt tego zachwytu już nie chodził po ziemi, i jak pięknym wspomnieniem by nie był, to sprawiał ogromny ból.
- W każdym razie Cynthia wcale nie pomogła Sasuke stanąć na nogi. Potem był jeszcze wypadek, w którym ucierpiała jego mama. - Spojrzał na mnie kontrolnie, jakby się upewniając, czy w ogóle o tym wiedziałam. Dopatrując się zrozumienia, kontynuował: - Wtedy jakby przelała się czara wszystkiego, nad czym mógł zapanować. Dwa lata po naszej wielkiej kłótni, niedługo po wypadku, po prostu do mnie przyszedł. Skończyło się na tym, że oboje się uchlaliśmy, ale od tej pory wszystko między nami wróciło do normy.
Słońce schowało się za chmurami. Niebo lekko poszarzało, ale okolica była zbyt piękna, żeby mogło ją przyćmić. Odwróciłam głowę w stronę Kirito i aż się wzdrygnęłam, gdy zobaczyłam jego twarz tak blisko siebie. Skubany wpadł na ten sam pomysł co ja, tylko wcześniej. Szybko więc wróciłam do wpatrywania się w niebo.
- Nie znaczyło to jednak, że przestał widywać się z tą wariatką - powiedział po dłuższej chwili.
- Zawsze taka była? - spytałam, nie do końca wiedzieć, co chciałabym usłyszeć.
- Niezrównoważona, nieodpowiedzialna i porywcza? - prychnął i podłożył sobie ręce pod głowę. - Tak. Prócz tego, że była niewymownie piękna, to jak dla mnie nic w niej nie było.
Piękna? Phi. Jak leżała zapita w trupa w samochodzie wcale nie zapowiadała się na miss universe.
- To jak się w ogóle poznali?
- Nie wolisz o tym porozmawiać z Sasuke? - Szturchnął mnie lekko łokciem, przez co spojrzałam w jego stronę. Do teraz nie wiedziałam, że miał podłużną bliznę za prawym uchem.
- Sasuke powie mi, że to już przeszłość i mam się w nią nie zagłębiać - odparłam tonem Uchihy, a Kirito w mig pojął jak bardzo Sasuke nie chciał o tym rozmawiać.
- Też fakt - skwitował. - Poznali się na nielegalnych wyścigach samochodowych.
Cóż za zrządzenie losu. Cynthię poznał na wyścigach samochodowych, jego mama ucierpiała w wyniku wypadku samochodowego, a on sam rozkręcił firmę z samochodami.
Śmieszne.
- Taki był z niego nastoletni buntownik? - zaśmiałam się lekko, chcąc rozluźnić atmosferę. Choć może tylko mi wydawała się ona ciężka.
- Tak. Zgłosiła się na ochotniczkę, aby siedzieć na fotelu pasażera w czasie jego finalnego wyścigu, czy coś takiego. Oboje wtedy ledwo nie zginęli, nadmieniam.
- Cooo? - To brzmiało irracjonalnie.
- Tooo. - Naśladowanie mojego tonu wyszło mu idealnie. - Ścigały się dwa samochody, tylko jeden dojechał na metę.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że…
- Tak, pasażerowie tego drugiego zginęli na miejscu. Wyglądasz na przybitą - zauważył, już nie odwracając głowy. Wpatrywał się we mnie z bliska i bez skrępowania. Ja natomiast nie zwracałam na to uwagi, wyobrażając sobie Bóg wie jakie sceny z Uchihą za kierownicą.
- Raczej zszokowaną.
- Też może być.
- I co było dalej?
Kirito przymknął oczy, poprawiając dłonie splecione pod głową. Ja z oczywistych przyczyn leżałam na wznak.
- Byli dziwną parą. Łazili po wysokich budynkach, balansując na krawędzi. Przebiegali przez tory chwilę przed tym, jak przejeżdżał przez nie pociąg. Nic, co robią normalni ludzie.
Mój mózg sam podsunął mi te obrazy. Zaraz obok był Kirito i owa piękna Mebui. Wyglądali jak dwie skrajności pod każdym względem. Jednak coś wciąż mi uciekało. Czegoś wciąż nie byłam świadoma.
- Nie wiem czy wiesz, ale wtedy gdy zdarzył się wypadek, w samochodzie była też Cynthia. - Otworzyłam oczy ze zdumienia. - I to w sumie z jej powodu to wszystko się stało. - Kirito zamilkł, a mi serce waliło jak oszalałe. Przecież Sasuke powiedział, że to była jego wina, nic nie wspomniał o Cynthi.
- Jesteś pewien?
- Tak. Powiedział to tylko raz i tylko mi. Wie o tym też z oczywistych względów Cynthia, ale zanim ta wywłoka by cokolwiek powiedziała, musiałaby dostać milion dolców na konto.
Milion dolców, tyle co kamerdyner za podpalenie. Ach, co taka okrągła sumka potrafiła zrobić z ludźmi.
- Więc to nie Sasuke za tym stoi? - spytałam, chcąc mieć pewność.
- Tylko częściowo, bo był kierowcą, ale to ona pociągnęła za kierownicę. Im nic się nie stało, bo siedzieli z przodu. To tył samochodu uderzył w mur.
- Ale, ale to jest bez sensu? Czemu w takim razie wciąż jej pomaga? Czemu wysłał ją na odwyk, czemu reaguje na jej telefony, przyjeżdża po…
- Co robi? - Głos Kirito zabarwił się o agresję.
- To, co powiedziałam.
- Utrzymuje z nią kontakt? - mówił, jakby nie dowierzał.
- Tak. - Skinęłam głową. - Ostatnio jak po mnie przyjechał, to zalana leżała na tylnym siedzeniu. Odwieźliśmy ją na izbę wytrzeźwień.
Kirito uniósł się od siadu, podpierając się rękoma z tyłu.
- Nie wierzę.
Spytałabym “co w tym takiego dziwnego”, ale źle by to brzmiało.
- I jesteś pewna, że to ona?
- Tak, sam mi powiedział. - Kirito chyba nie wiedział wszystkiego. Jednak to pierwszy czas, gdy to ja mogłam zaskoczyć kogoś informacjami, a nie na odwrót. - To ona stoi za podpaleniem mieszkania. - Tym razem jego oczy rozwarły się jeszcze gwałtowniej, a głos uwiązł w gardle.
- Głupi kutas - mruknął pod nosem i potrząsnął głową. - Koniec z graniem fair - dodał ciszej, do siebie.
- Czy ja się nie przesłyszałam? - Również usiadłam, jednak zdecydowanie wolniej niż on.
- Nie. Nazwałem go głupim kutasem.
- Możesz mnie olśnić czemu? - Spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Poza oczywistymi oczywistościami.
- Bo nie umie dotrzymywać obietnic. - Splunął w przeciwną stronę niż ta, gdzie siedziałam. Był naprawdę zły, normalnie go nosiło. Chyba powiedziałam o kilka słów za dużo. Choć… wychodziło na to, że Sasuke rozdzielał sobie między nami co komu powie. Tak się nie robi.
- Rozumiem, że nie dowiem się jakich?
- Tym razem nie.
Cholera, tak blisko.
- Ale coś to zmienia? - Jakiś cichy głos z tyłu głowy ciągle to powtarzał, więc wolałam na wszelki wypadek zapytać.
- Oj tak. Prawie wszystko.
Siedzieliśmy teraz w milczeniu. Niebo nie było już błękitne, a jedynie przerzedzone szarością, lecz na odwrót. Wpatrywałam się w szczyty gór z niekrytą przyjemnością. Moje myśli jednak wciąż zaprzątały słowa Kirito: koniec z graniem fair. O co poszło tym razem?
- Z moich źródeł wiem, co jak widać jest nieprawdą - zacisnął gniewnie szczękę, przerywając na pół źdźbło trawy, którym się bawił - że po wypadku ona próbowała jeszcze się z nim kontaktować, ale on kazał jej spierdalać. - Tak byłoby najrozsądniej. - Ale skoro mówisz, że jest inaczej...
- Sam Sasuke tak mi powiedział.
- Rozumiem.
Zajął się maltretowaniem następnych i następnych źdźbeł. Wyrwał między swoimi kolanami już całkiem spore kółeczko.
- Tylko dlaczego Sasuke twierdzi, że wypadek był jego winą, skoro to Cynthia pociągnęła za kierownicę?
Kirito zaśmiał się krótko i spojrzał w niebo, marszcząc brwi.
- Zawsze miał taki defekt, że co by się nie stało winił za to siebie. Matka mówiła, żeby zwolnił. Cynthia była pijana, darła się. Też zaczęła się na niego drzeć, tylko, żeby przyspieszył. On zaczął zwalniać, jej coś strzeliło do łba i pociągnęła kierownicę, bo jej nie posłuchał.
No i zabrakło mi słów.
- Czegoś nie rozumiem. - Rzucił mi sarkastyczne spojrzenie, ale czekał, aż się ponownie odezwę. - Skoro jest tak, jak mówisz…
- A jest.
- Dobrze, jest. - Przewróciłam oczami. - To dlaczego po latach zasponsorował jej leczenie, z którego ona de facto zwiała, i gania za nią jak wierny pies, gdy tylko ona poda mu adres?
Okej, to brzmiało bardziej niepokojąco niż sądziłam, że będzie. Skoro już próbowałam tworzyć z Uchihą związek, to powinnam bardziej określić się co do jego spotkań z byłą, której należał się wilczy bilet na odwyk. Albo do psychiatryka. Albo dwa w jednym.
- Nooo, i tego nie wiem. Sam byłem przekonany, że się z nią nie kontaktuje.
- Muszę z nim o tym porozmawiać.
- Poczekaj - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. - Muszę coś sprawdzić, ale to nie teraz.
- Więc kiedy?
- Powiem ci kiedy.
Hm, dziwne było to wszystko. Kirito znał jedną wersję wydarzeń, ja drugą. Najśmieszniej by było, gdyby istniała jeszcze trzecia i to ona była prawdziwa.
Niebo już całkowicie rozpłynęło się w szarości. Dopiero, gdy spojrzałam w bok dostrzegłam nadciągający granat, a po chwili delikatne krople deszczu na skórze, których uderzenia tylko przybierały na częstotliwości.
- Chyba pora się zbierać - mruknęłam.
Kirito od razu wstał i podał mi rękę. Drugą, złapał mnie w pasie, aby jak najmniejszy nacisk położyć na moje plecy. Również wstałam i przez chwilę opierałam się czołem o jego ramię. Myśli o Sasuke i Cynthi gdzieś za moimi plecami uderzyły we mnie bardziej, niż początkowo planowałam im pozwolić. Tak naprawdę zrobiło mi się cholernie przykro. Jednocześnie byłam też cholernie zła i chciałam, żeby ten drań o tym wiedział.
- Sakura, musimy iść.
Deszcz padał coraz mocniej, a ja trochę za długo stałam w objęciach Kirito, o czym zorientowałam się dopiero, gdy się odezwał. Było mi w nich jednak tak dobrze, że nawet nie zauważyłam, że coś nie pasowało. Jego dłoń wciąż znajdowała się na moim biodrze, a moje oczy na wysokości jego ślubnej obrączki. Moja twarz przylegała do jego piersi razem z utkwionym choć pustym spojrzeniem, które wreszcie uniosłam, i dostrzegając w jego wzroku to uczucie, którego bardzo nie chciałam, przygryzłam policzek od środka. Tego było za dużo.
- Tak, chodźmy - powiedziałam cicho, czując, jak namoknięta koszulka zaczyna moczyć opatrunki.
Pozwoliłam mu się bezwiednie prowadzić z powrotem. Gdy z powrotem weszliśmy między drzewa i na dość stromą ścieżkę, zwolniliśmy. Mimo tego poślizgnęłam się na kamieniu i prawie się wywróciłam.
Przystanęliśmy,  Kirito westchnął.
- Normalnie wziąłbym cię na ręce, ale mogę uszkodzić ci plecy.
- Poradzę sobie - mruknęłam i potrząsnęłam głową. Musiałam przestać myśleć o Cynthi. O Cynthi i Sasuke.
- Chyba, że wejdziesz na moje plecy, hm?
Gdy tak stał obok z wyciągniętymi ramionami, a mi się chciało ryczeć jak dawno nie miałam zamiaru, zgodziłam się od razu. Bez słowa pozwoliłam mu dotknąć dłonią mojego policzka i strząsnąć kroplę deszczu, która równie dobrze mogłaby być łzą.
- Nie łam się, będzie tylko gorzej. - Uniósł lekko moją głowę i pstryknął mnie delikatnie w nos. Chciałam się uśmiechnąć, ale stać mnie było tylko na koślawy grymas.
- Teraz przynajmniej już wiem.
Kirito odwrócił się, a ja weszłam mu na plecy i objęłam za szyję. Ujął moje nogi pod kolanami i zaczął iść w stronę domu. Był w wieku Sasuke, więc miał nie więcej niż dwadzieścia siedem czy osiem lat i już zdążył mieć żonę. I ją stracić. Nie wiem, co mnie przybiło bardziej. Dwulicowość Uchihy, czy fakt tego, co przeszedł Kirito. Zachowywał się, tak, że nigdy nie podejrzewałabym go małżeństwo, no nigdy. Przeczył wszystkim złym rzeczom, jakie przytrafiły mu się w życiu. Za to Sasuke wręcz je manifestował. Pogubiłam się i już nie wiedziałam co myśleć. Za cholerę nie miałam pojęcia.
- Zdążyłaś już porozmawiać z Ino? - Wyrwał mnie z zamyślenia. Przylegałam policzkiem do jego karku, więc jego głos odbił się po mnie wibracją.
- Nie, a co?
- Więc nie rozmawiaj.
Zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu.
- Dlaczego?
- Bo to była ściema.
Przepraszam, że co?
- Zrobiłem to, żeby Naruto się przełamał. Sam nie chciał do ciebie przyjść.
- Ale to w takim razie co robiłeś u nas dzień po spotkaniu?
- Próbowałem sobie coś udowodnić.
Objęłam go mocniej za szyję, bo powoli drętwiały mi ręce. Słyszałam jego ciężki oddech, czułam ruch mięśni, ciepło ciała. Zaczęłam się zastanawiać po co to wszystko? Może popełniłam błąd wybierając Uchihę? Na samym początku miałam wybór, i wcale nie był on oczywisty. Bo przecież miałam go, ten wybór, który nie był dany Mebui.
- Bardzo często coś udajesz - mruknęłam, a on obrócił głowę tak, że moje usta spotkały się z jego szyją. Cofnęłam się z dziwnym uczuciem rezerwy.
- Skąd ten pomysł?
- Najpierw udawałeś przed Mebui, Sasuke, przede mną, gdy mówiłeś o Ino. Uwierzyłam ci. Nie wątpiłam nawet przez chwilę.
Oczami wyobraźni widziałam jak uśmiecha się gorzko do siebie.
- Wiem.
- Więc po co to wszystko?
- Ile masz tajemnic tyle asów w rękawie, pamiętaj o tym.
Myśląc nad jego słowami dotarliśmy do ogrodu. Minęliśmy fontannę i ukazały się przed nami schody do domu… na których stał Sasuke z rękoma skrzyżowanymi na piersi, oparty o kolumnę.  
- Czyś ty oszalał? Aż nie wierzę, że Yane pozwoliła ci ją zabrać - warknął zły, ale nie ruszył się, bo by zmókł. Tam gdzie stał kończyło się zadaszenie. Kirito jakby na złość jemu stanął przed pierwszym schodkiem, ciągle wystawiając nas na deszcz i jakoś nie było mi z tego powodu przykro. Byłam zła na Uchihę, nie chciałam z nim rozmawiać, patrzeć na niego. Potrzebowałam to wszystko przemyśleć.
- Ktoś musiał się nią zająć - odparł blondyn, poprawiając chwyt na moich udach. Schowana za nim obserwowałam rozwój wydarzeń. Zmierzał w zdecydowanie pożądanym przeze mnie kierunku.
- Sugerujesz coś? - Sasuke był wściekły, choć tak naprawdę nic się nie stało.
Miałam wrażenie, że Kirito wciąż nie powiedział mi wszystkiego. To z jaką wrogością oboje na siebie patrzyli trochę mnie zaskoczyło, ale przecież liczyło się tylko tyle, żeby Sasuke zrozumiał, jak bardzo nie podobały mi się jego spotkania z Cynthią, czymkolwiek by nie były, a że obiecałam Kirito, że na razie nic mu nie powiem, to cóż - tak jakby inna kwestia.
- Nie - odparł blondyn i zaczął wchodzić po schodach.
Po chwili stanęliśmy naprzeciwko Sasuke, który, o dziwo, wpatrywał się we mnie. Jakby przypomniał sobie, że tu w ogóle byłam, że nie trzeba mówić o mnie w trzeciej osobie. Niebywałe.
- Nie pogrywaj ze mną - rzucił z ironią o blondyna.
Niech sobie w dupę wsadzi tę ironię. Pieprzony prezesik.
Z nas spływała woda, gdy Uchiha był całkiem suchy, co samo w sobie już dawało kontrast. Coś było na rzeczy. Byłam pewna, że bał się dowiedziałam się od jego przyjaciela więcej, niż sam planował.  
- Ja nie pogrywam, ja gram. - Czułam, jak Kirito się uśmiecha. - I to tylko fair.
Dobra, koniec tej dziecinady.
- Postawisz mnie? - mruknęłam cicho, ciągle patrząc Sasuke w oczy. Nie bałam się go w żadnym razie. Nie przestraszy mnie żadnym krzykiem, sarkazmem, czy całą resztą negatywnych emocji i interakcji w jakie był w stanie wejść. Nie tym razem.
- Jasne.
Kirito delikatnie postawił mnie na ziemi, na co Uchiha jakby ostatkami sił powstrzymywał się, żeby się na mnie nie wydrzeć. Jeśli chodziło o przemoc, to miałam ochotę na małą dawkę wpierdolu. Tylko byłam lekko niedysponowana, żeby ją spuścić.
Ugh.
No dobra, przecież i tak bym nikogo nie uderzyła. Chyba, że w grę wchodziła jakaś mała, mentalna zemsta. To wtedy jak najbardziej.
- Przesuń się - powiedziałam do Sasuke, bo tarasował mi wejście do domu. Przystanęłam bardzo blisko niego. Wykonując jakikolwiek ruch, dotknęłabym go. Jednak jedyne co robiłam to patrzyłam wyczekująco na tyle długo, żeby wiedział, że coś poszło nie tak, że to wcale nie ja miałam się tłumaczyć.
- Nie rozumiesz, co powiedziała? - Usłyszałam głos Kirito za sobą. Tym razem Uchiha jego zgromił spojrzeniem. Był tak wściekły, że chyba już nie wiedział co odpowiedzieć, więc wreszcie się przesunął.
Weszłam do środka. Nie zdjęłam butów, planowałam wytłumaczyć się Yane później. Ruszyłam od razu w stronę sypialni, w której wcześniej się obudziłam. Weszłam do środka, od razu zamykając za sobą drzwi. Jednak tak, jak się spodziewałam, ktoś je równie szybko otworzył.
- Masz ochotę wytłumaczyć mi co się dzieje? - Uchiha trzasnął drzwiami. Miał zaciśnięte pięści i rozwścieczone spojrzenie, lecz ja wciąż się go nie bałam. Nie miałam zamiaru nawet przez chwilę.
- A co takiego się stało? - spytałam, nie bez przyczyny używając lekceważącego tonu.
- Jeszcze się pytasz?
- Poszłam na spacer z twoim najlepszym przyjacielem. Mogłam wybrać sobie lepszą obstawę?
- Nie odwracaj kota ogonem - warknął, podchodząc do okna.
- O doprawdy? - zakpiłam i usiadłam na krześle, nie chcąc pomoczyć jeszcze pościeli.
- Doprawdy.
Nawet pokusił się o pretensje. Urocze.
- Byłeś zajęty - odparłam może trochę zbyt lekceważąco.
- Jedna rozmowa telefoniczna raczej nie przesądza o reszcie dnia, nie uważasz?
- A skąd mam wiedzieć? - warknęłam, unosząc głowę. Miałam po wyżej uszu jego gierek. - Nic mi nie mówisz, nie wiem co się dzieje. Już co najmniej dwa razy mogłam zginąć, a ty nadal grasz pieprzonego bohatera! - Zacisnęłam zęby, widząc zupełny brak jego reakcji. - Bohatera, poszkodowanego, sama już nie wiem. Nic, kurwa, nie wiem!
- Co ci powiedział Kirito? - Zmarszczyłam gniewnie brwi. Zmieniał temat, znów chciał to zrobić.
- O nie, nie tym razem. Teraz mi na wszystko odpowiesz.
- Spytałem: co powiedział ci Kirito? - powtórzył dobitniej, o ile tak się w ogóle dało.
- A mógł powiedzieć mi coś czego nie wiem? Ach, mógł! - Miałam ochotę wyrzucić ręce do góry, ale zdobyłam się jedynie na wzruszenie ramion. - Bo on coś wie, w przeciwieństwie do mnie.
Sasuke podszedł do mnie i położył dłonie na oparciu krzesła, nachylając się nade mną. Zbliżył się tak, że czułam jego oddech na swoich ustach, widziałam najgłębszą możliwą czerń jego oczu. Widziałam też żal, i tego kompletnie już nie rozumiałam.
- Co ci powiedział?
Przełknęłam ślinę, nie mając zamiaru się wycofywać. Po raz pierwszy byliśmy jak równy z równym. Nie mogłam tego zmarnować.
- Coś, czego ty nie planowałeś.
- A dokładnie? - Oparł swoje czoło o moje, od razu przeszły mnie dreszcze. Próbował zburzyć moją koncentrację. Na pewno wiedział, do czego prowadziło to, co robił. Grunt, że ja też, dzięki czemu mogłam się przeciwstawić.
- Dlaczego miałabym ci powiedzieć? - szepnęłam, muskając jego usta. Kątem oka zobaczyłam, jak sztywnieją mu ramiona. Sasuke nie lubił, gdy mu odmawiano, przeciwstawiano. Czas, żeby nauczył się z tym żyć. - Nie wiesz, jak mi odpowiedzieć? - Dotknęłam językiem dolnej wargi jego ust. Teraz i ja umiałam grać na jego zasadach. Ciekawe tylko jak długo.
- To ty mi odpowiedz.
Usłyszałam ciche, gardłowe mruknięcie. Wciąż stanowcze, a jednak wybrzmiewała w nim nuta prośby. Wyraźnie bał się, że Kirito powiedział mi więcej, niż obecnie wiedziałam. Znaczyło to tylko tyle, że wciąż zostało coś do odkrycia.
- Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. - Położyłam zimną dłoń na jego szyi. Wzdrygnął się, czując różnicę temperatur. Jednak nie odsunął się nawet o milimetr. - Jak to jest czegoś nie wiedzieć, Sasuke? - Moja ręka przesunęła się na jego brodę. Przejechałam kciukiem po jego ustach po raz pierwszy będąc ponad nim, ze świadomością, że to on potrzebuje czegoś ode mnie, a nie na odwrót.  
- Po prostu mi odpowiedz. - Wciąż próbował trzymać nerwy na wodzy, sprawiał nawet wrażenie spokojnego. Dobrze, że ja wiedziałam, jak było naprawdę.
- Czego się boisz? - Od razu zobaczyłam w jego oczach rezerwę. - Co takiego mógł mi powiedzieć, że tak się tego obawiasz?
Szybko się ode mnie odsunął, wyprostował się. Zrobił krok w tył, nie wiedział gdzie podziać ręce, więc po chwili namysłu wcisnął je w kieszenie spodni. Wziął głęboki oddech, a akurat również zdążyłam wstać.
- To nie jest dobry moment na tę rozmowę - odpowiedział wreszcie i z powrotem stanął przy oknie.
Nie miałam zamiaru mu odpuścić.
- Zawsze znajdujesz jakąś wymówkę, mam tego dość.
Podeszłam do niego, objęłam od tyłu i przylgnęłam do jego pleców. Wcale nie był taki oschły na jakiego pozował. Reagował na moją obecność, na mój dotyk. Teraz już byłam tego pewna i wreszcie chciałam umieć to postrzegać jako swój atut, może nawet i broń.
- Są rzeczy, których po prostu nie mogę ci powiedzieć. - Brzmiał, jakby naprawdę było mu trochę przykro, jakby wiedział, że coś poszło źle. - Nie tylko byś mnie zostawiła, ale i znienawidziła.
- Więc lepiej trzymać mnie w niewiedzy? Jaki jest sens udawać, że wszystko jest w porządku, skoro to nieprawda? - Jasno poddałam wszystko w wątpliwość. Chciałam, żeby nie był pewien, na czym stoi.
- Ty chyba nie masz zmiar…
- Ile my ze sobą jesteśmy? Kilka dni? Nie oszukujmy się, jak to brzmi? Nic o tobie nie wiem, nic mi o sobie nie mówisz. Więcej o tobie dowiedziałam się od twojego przyjaciela i jego byłej teściowej. Sasuke, jak jeszcze mam ci pokazać, że idziemy w złą stronę?
- Daj mi czas.
- Aż znowu coś mi się stanie, bo wciągnęłeś mnie w bagno, o którym nie mam pojęcia?
Sasuke odwrócił się do mnie przodem, wziął moje dłonie w swoje i położył je sobie na ramionach.
- Albo mi zaufasz i wytrzymasz jeszcze trochę albo zrobimy jak chcesz.
- Jakie ma znaczenie, co ja chcę, co? - Spojrzałam mu w oczy, powoli tracąc zapał. - Czy chcę czy nie coś może mi się stać i jeśli masz chociaż trochę honoru, to mi nie zaprzeczysz.
I nie zaprzeczył.
- Nie chciałem, żeby tak wyszło. - Dotknął mojego policzka, aby znów zwrócić moją uwagę, bo spuściłam wzrok, mając dość tego wszystkiego.
- A co za różnica.
- Dla mnie duża.
- A jaka powinna być dla mnie?
- Równie duża, jeśli zamierzasz dalej ze mną być.
Zacisnęłam zęby, zamknęłam oczy. Nie chciałam na niego patrzeć, bo uniemożliwiał mi racjonalne myślenie. Myślenie, które powinno mnie otrzeźwić, a potrafiło jedynie osłabiać.
Poczułam jego usta na szyi, delikatnie zbliżające się do mojego ucha. Opadłam w jego ramiona, jakbym przestała walczyć.
- Sas…
Uciszył mnie pocałunkiem, jedną dłoń wciąż trzymając na moim policzku, a drugą na biodrze, podtrzymując mnie w pionie. Sama już nie wiedziałam, co chciał mi tym powiedzieć.
Odsunął się lekko na moją niejasną reakcję. Nie oddałam pocałunku.
- Nie wiem, jak mam cię przy sobie zatrzymać.
- Zrób wszystko, żebym nie chciała uciekać.
Sasuke nie ruszył się, ciągle patrząc mi w oczy. Zresztą nie byłam mu dłużna. Chciałam, żeby zrozumiał, że nie będę wiecznie szła za nim w ciemność, o której nic nie wiem. Albo to zrozumie albo mnie straci.
Pocałował mnie ponownie, a ja nie potrafiłam dłużej prostować. W granicy możliwości moich ruchów wplotłam palce w jego włosy. Jego zdrowa ręka dotknęła moich nagich pleców. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem. Chyba jeszcze nigdy nie całował mnie z taką żarliwością, jakby chciał mi tym coś powiedzieć. Przylgnęłam do niego mocno, ignorując ból w plecach. Potrzebowałam jego bliskości, żeby potem móc ze zdwojoną siłą wywalczyć od niego to, co moje. Ale jeszcze nie teraz. Teraz to ja byłam cała jego.  
- Po prostu mnie nie zostawiaj, a wszystko będzie dobrze - szepnął i trącił mnie lekko nosem. W żadnym razie nie błagał, nie prosił. On to po prostu stwierdził, całkowicie w swoim stylu. - Zresztą, po co kłamać. I tak nikomu cię nie oddam.
Ponownie sięgnął moich ust, lecz tym razem oboje straciliśmy panowanie nad sobą. Nie wiem, jak zdjął ze mnie koszulkę, którą Yane zakładała mi dobre dziesięć minut. Wszystko działo się szybko, jakbyśmy oboje chcieli sobie coś udowodnić. Jakbyśmy nie potrzebowali teraz nic więcej niż siebie nawzajem.
- Po prostu muszę cię mieć - warknął blisko mojego ucha, gdy stałam przed nim już w samej bieliźnie. Jak na siebie, to bardzo dużo mówił, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że znów coś się stało, ale mi o tym nie powiedział.
Czułam przyjemne ciepło jego bliskości, które wbrew wszystkiemu działało na mnie kojąco. Tym razem nie otaczała nas ciemność, nic nie było zamazane. Doskonale widzieliśmy siebie nawzajem, wszystko co się działo było jawne, w każdym tego słowa znaczeniu.
Właśnie godziłam się na jego ultimatum, ponownie z pełną świadomością. I znów było mi wstyd, że tego nie żałowałam, a potem mnie dotknął.
- Więc bierz, co twoje.


***


Leżeliśmy w milczeniu. Jedyne co słyszałam to cichy oddech Uchihy przysypiającego obok z przymkniętymi powiekami. Oddychał miarowo, spokojnie. Sam również był spokojny. Wreszcie się rozluźnił, jakby zeszły z niego wszystkie negatywne emocje. Nie miałam ochoty rozmawiać, a i on nie wykazywał ku temu wielkich chęci.
Słońce powoli chowało się za horyzontem. Sasuke delikatnie gładził moje przedramię, najbliższy jego ręce kawałek skóry niepokryty resztką opatrunków, które, mokre, same zaczęły odchodzić. Wiem, że powinnam jak najszybciej coś z tym zrobić, ale to chyba pierwszy raz, kiedy udało nam się wyglądać i zachowywać jak para. Nie robiliśmy nic szczególnego. Leżałam na boku, wtulona. On obejmował mnie ramieniem, mając głowę opartą o moją. Nic wielkiego, a tak ważnego.
Mimo że był przyczyną wszystkich moich wypadków, czułam się przy nim bezpiecznie, przynajmniej teraz. Miałam wrażenie, iż w tym momencie nie mogło stać mi się nic złego i było to cudowne wrażenie. Dzień pierwszych razów: pozory normalnej relacji, jakiś rodzaj rozlewającego się po ciele szczęścia, seks w pozycji, o której w życiu bym nie pomyślała. Mając jednak na uwadze nasze obecne niedyspozycje wcale nie wyglądało to aż tak dziwnie.
- Co będzie jak już wyzdrowiejemy? - mruknęłam, muskając ustami jego skórę. Tak blisko siebie byliśmy i czułam się z tym fantastycznie.
- Zadajesz głupie pytania - burknął, lekko się unosząc, aby poprawić poduszkę, którą miał pod głową.
- Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. - Westchnęłam, próbując ignorować ten cichy głos z tyłu czaszki, który kazał mi jak najszybciej znaleźć Yane.
- Głupia to ty jesteś, bo ciągle leżysz w tych mokrych szmatach, które nazywasz opatrunkami. - Uniosłam się na łokciu, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
- Nie wspomnę o tym, kto mnie do tego łóżka zaciągnął.
- “Bierz co twoje, bierz co twoje” - zaczął naśladować mój głos, choć wciąż nie otworzył oczu. - No to sobie wziąłem.
- Ah, po prostu muszę cię mieć, muszę cię mieć, Sakura - jęczałam, przedrzeźniając go, po czym nagle przestałam, ponownie spoglądając na niego z politowaniem. Tym razem uchylił jedną powiekę, jakby sprawdzając czy był pod obserwacją.
- Ja się z tym nie ukrywam - prychnął, lekko dociskając mnie do siebie. - Biorę co moje i zaznaczam, jak jest moje - powiedział, a mnie aż zatkało. - Wyglądasz na zaskoczoną.
- Raczej głęboko myślę.
- Czyli jednak potrafisz?
Zmrużyłam oczy. Sasuke uniósł kącik ust, po czym wziął głęboki oddech.
- No już, kładź się. - Lekko nacisnął na moje ramię, aby przylgnęła z powrotem do jego torsu.
- Bo co?
- Bo tak chcę.
- To chci…
Nie zważając na rozlatujące się opatrunki opadłam na jego klatkę piersiową i to nie z własnej woli.
- Nie zawsze ma się to co chce - mruknęłam, choć instynktownie przełożyłam ramię przez jego brzuch.
- Ale jak się wie czego chce, to robi się wszystko, żeby to mieć - burknął, dając mi znać, że mam się zamknąć i leżeć.
W sumie leżenie w jego objęciach to nie taka zła sprawa.
- Sakura? - Na dźwięk głosu Yane, dochodzącego z korytarza oboje zesztywnieliśmy.
- No i jak zawsze ktoś musiał mi to spierdolić.
Chciałam jakoś skomentować wypowiedź Uchihy, ale właśnie w tym momencie do pokoju weszła Yane.
- Sakura, dlaczego od razu się do mnie nie zgłosiłaś? - Stała w drzwiach z rękoma na biodrach. Brakowało tylko, żeby pokiwała na mnie palcem.  
Spuściłam wzrok, czując się jak zbesztany gówniarz. Reasumując, niestety właśnie tak się zachowałam.
- Przepraszam, mój błąd - odparłam szybko.
- Mój, bo was puściłam - powiedziała, jakby zawiedziona kręcąc głową. - Ale widzę, że ty też się puściłaś - dodała pod nosem, patrząc ostentacyjnie na pogniecioną pościel. Sasuke zdusił w sobie śmiech i udał, że kaszle, a mi zabrakło słów, żeby cokolwiek z siebie wykrzesać. Byliśmy oczywiście nadzy, ale zakryci kołdrą. No już bez przesady. -  Chodź do gabinetu. Tam zrobię z tobą porządek, a i tak nie będziesz tu już spać.
Zmarszczyłam brwi, gdy machnęła na mnie ręką.
- Czemu nie będę tu spać? Polubiłam ten pokój.
- Sasuke powiedział, że skoro już się obudziłaś i normalnie funkcjonujesz, to możecie mieć wspólną sypialnię - powiedziała, po czym wyszła, kierując się na parter.
Odwróciłam się i jedyne co zobaczyłam to rozradowana gęba Uchihy. Naprawdę wyglądał, jakby dokonał przekrętu stulecia. Pierwszy raz widziałam go w wydaniu, gdy się tak uśmiechał, gdy był szczęśliwy.
Kolejny pierwszy raz.
- Jeszcze się policzymy. - Uderzyłam go lekko pięścią w ramię, ale on skwitował to krótkim śmiechem. - Nie patrz - powiedziałam, mając zamiar jakoś się ubrać.
- Nawet nie mam zamiaru.
- Sasuke.
- No co?
- Odwróć się.
- Nie ma mowy.
- Albo się odwrócisz albo… - zabrakło mi argumentów.
- Albo co? - Widząc, że nie wiem co powiedzieć, aż się przeciągnął z radości.
- Chociaż daj mi założyć bieliznę - syknęłam, czując jak moja twarz nabiera czerwonej barwy. Ze wstydu oczywiście.
- I stracić to, co najlepsze?
- Sasuke.
- Już to przerabialiśmy. Ubieraj się.
Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki oddech. Taszcząc swoją godność gdzieś zupełnie pod poziomem podłogi jakimś cudem założyłam majtki tak, żeby się nie schylać. Chwilę się z tym męczyłam, ale opanowałam już na to całkiem spoko metodę, więc zajęło mi to góra piętnaście sekund.
- Ale koszulkę to już ty mi załóż - mruknęłam, podchodząc do niego po drugiej stronie łóżka.
- O, doprawdy? - żachnął się, jakbym poprosiła o nowe ferrari.
Choć w sumie.
Pewnie kupiłby mi nowe ferrari.
- Tak, doprawdy.
- Skoro nalegasz - odparł z cwanym półuśmiechem, który miałam wrażenie, był tylko i wyłącznie jego. Charakterystyczny, oddający całą jego osobowość - lekko bezczelny, odważny oraz zbyt pewny siebie.
Uchiha usiadł na skraju materaca, kładąc stopy na panelach.
- Podejdź bliżej - powiedział i wziął z moich rąk koszulkę.
- Bliżej się nie da.
- Spróbuj.
- Proszę, już.
- Bliżej.
- Bliżej się nie da - powtórzyłam, mając ochotę chwycić go za gardło i trzymać, dopóki ten perwersyjny uśmiech nie zejdzie mu z twarzy. Choć… Musiałam przyznać, że go jednak trochę lubiłam.
Dotykając każdą niezakrytą część mojego brzucha i piersi wreszcie założył mi koszulkę. Analogicznie, idąc śladem od moich kostek do samych bioder założył mi spodenki.
- Nie ma za co - mruknął niebywale z siebie zadowolony.
- Jeszcze zobaczymy.
Pierwszy raz zostałam pożegnana przez Sasuke uśmiechem. Takim prawdziwym, niezwykle ludzkim, nawet jak na niego. Wyszłam z pokoju. Idąc do gabinetu wciąż miałam go przed oczami.
Taki piękny, a taki rzadki.
Zostałam doszczętnie zrugana za moje karygodne zachowanie. Yane nie przebierała w środkach. Doszłam jednak do wniosku, że wszystkie jej słowa wynikały z troski, więc przyjmowałam je dzielnie na klatę, udając skruszoną minę - udając, ponieważ coś stało się kosztem czegoś, a to stanięte coś było zdecydowanie wyjątkowe.
- Uśmiechasz się do siebie tak bardzo, że zastanawiam się, czy to na pewno zdrowe - powiedziała Yane, zakładając mi nowe ubrania. Dostałam kolejną, troszkę za dużą luźną koszulkę i spodenki.
Byłam umyta i z nowymi opatrunkami. Niby cudnie. Tylko tak cholernie głodna...
- Bo umieram na chorobę “nic nie jadłam od dwóch godzin”.
- Zabawne. - Uśmiechnęła się, odwracając się do zlewu, aby umyć dłonie.
- Mogę poprosić o coś do jedzenia?
- Mogę zaoferować kisiel albo kisiel.
- Nic więcej?
- Albo żarełko przez rurkę.
Wyraźnie oklapłam, rozumiejąc powagę swojej porażki.
- To ja poproszę kisiel.
- Żartowałam. - Spojrzała na mnie z góry, jakby przeświadczona, że spuściła mi mentalne manto. - Warzywa na parze mam dla ciebie. - Poczułam jak moje szczęście ewoluuje i wybucha wielką porcją fajerwerków. - Ale Sasuke się tym zajmie, przynajmniej tak powiedział.
- Tak powiedział? - Wstałam, lekko wątpiąc w jej słowa i skierowałam się do wyjścia.
- Tak. I my z mężem wychodzimy, wrócimy wieczorem.
Coś wisiało w powietrzu. Ktoś tu coś zaplanował.
- Okeeej.
- Także do zobaczenia. - Kiwnęła ręką, wskazując mi drzwi.
Rozumiejąc przekaz wyszłam i planowałam pójść do sypialni, ale na korytarzu natknęłam się na Kirito, który wręcz słaniał się na nogach. Podróżował od ściany do ściany ze zwieszoną głową, a ja nie wiedziałam, czy był pijany czy niespełna rozumu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że coś śpiewał pod nosem.
- Kirito? - spytałam, ale on chyba nie zarejestrował mojej obecności. Minął mnie tylko, w żółwim tempie oczywiście, dalej coś nucąc. Po czym zniknął w drzwiach pokoju na końcu korytarza.
Gwoli ścisłości to oparł się na nich całym ciężarem swojego ciała, na ślepo nacisnął klamkę i wpadł do środka, lądując - oby nie - na twarzy. Miałam ochotę sprawdzić, czy na przykład jego nos pozostał cały. Relatywnie do jego stanu wstał dość szybko, lecz zachowywał się zbyt dziwnie, żebym potrafiła to tak po prostu zignorować.
- Kirito?
Ruszyłam jego śladem i widząc, że jednak się nie podniósł, a jedynie przeczołgał do przodu, przestraszyłam się nie na żarty. Uklęknęłam obok, bo schylanie się nadal nie wchodziło w rachubę. Szybko przewróciłam go na plecy i próbowałam ocucić. Co dziwne ciągle coś nucił, ale nie był skory do innej formy kontaktu.
Dopiero czwarte uderzenie w twarz podziałało, bo otworzył oczy na chwilę.
-  … I can treat you better... - potem był kawałek dziwnych jęków - gentelman…  
- Kirito, do kurwy nędzy. - Jeszcze raz strzeliłam go w twarz, tylko najmocniej jak potrafiłam.
- Sakura? - mruknął, błądząc wzrokiem po mojej twarzy. Odetchnęłam głęboko, uspokajając się.
- Czemu się tak zachowujesz? - Wciąż trzymałam dłoń na jego policzku, bo gdy tylko ją zabierałam jego głowa opadała w bok, a on tracił ze mną wzrokowy kontakt.
- Nigdy nie byłem na haju, ale teraz to tak… - Zamroczyło go na moment, więc nie mając pojęcia co innego mogłabym zrobić, uszczypnęłam go ramię. - To tak jakbym był.
- Hej, nie odpływaj. Nie odpływaj. - Znowu zaczęłam się denerwować. Nawet panikować. - Kirito, wziąłeś coś? Kirito. - Nie wiedziałam już co zrobić, żeby utrzymać jego świadomość w dobrym miejscu. - Zaraz wrócę z Sasuke, słyszysz?
- Zo… - stęknął, zaciskając powieki. - Zostań.
Ugh, no to jest jakiś dramat.
- Nie ruszaj się.
To wcale nie tak, żeby miał jakieś wielkie pole manewru.
Wyszłam z pokoju najszybciej jak mogłam, kierując się na górę. Sypialnia, w której… spędziliśmy z Sasuke ostatnio czas była pusta. Udałam się więc na poszukiwania mojego, tak zwanego, mężczyzny w tempie ekspresowym. Zdecydowałam się na kuchnię.
- Zeszło wam dłużej niż się spodziewałem - powiedział Sasuke, rzucając mi szybkie spojrzenie przez ramię. Stał przy kuchence z pokrywką w ręce.
- Coś się stało z Kirito, a Yane nie ma. Nie wiem co się dzieje. Bredzi, traci przytomno…
- Usypia - odpowiedział zdawkowo, nawet się do mnie nie odwracając.
- Że co proszę?
- Nie będzie nam przeszkadzał - burknął, z powrotem w całości zajmując się, jak się okazało, warzywami.
- Co mu zrobiłeś?. - Złapałam go za ramię i zaczęłam trząść. - Gadaj albo zacznę krzyczeć.
Kurde, to był beznadziejny argument.
- Nikt cię nie usłyszy. - Posłał mi sztuczny uśmiech. - Kirito, w najlepszym wypadku, śpi we własnym łóżku, ale po twojej reakcji wnioskuję, że nie. Yane na razie nikogo nie przyjęła do opieki, a razem z mężem odjechali przed chwilą samochodem - zbliżył się do mnie tak bardzo, że stykaliśmy się nosami - więc drzyj się do woli. Jednak nie, zapomniałem - udał zamyślonego, a mi kończyła się cierpliwość - nie możesz krzyczeć. To ci heca.
- Więc po co to wszystko, czemu Kirito majaczył? - Założyłam ręce na piersi, gdy wyjmował talerze z szafki.
- Dałem mu ziółka nasenne. Prześpi się chłop, dobrze mu to zrobi.
- Coś zrobił?!
- No już się tak nie unoś, bo się zapowietrzysz - prychnął, wciskając mi w dłonie talerz pełen warzyw na parze.
- Jesteś okropny - warknęłam, mijając go.
Nie poszedł za mną, gdy kierowałam się do pokoju, na którego podłodze wciąż leżał blondyn. Przyjaciele! Cholera. Fajna przyjaźń, świetna.
Gdy weszłam do środka Kirito wciąż leżał w tym samym miejscu. Tak samo jak wcześniej przy nim uklęknęłam i tym razem już delikatniej próbowałam obudzić. Ten jednak spał jak kłoda. Spadł mi kamień z serca, kiedy uświadomiłam sobie, że nic wielkiego się nie stało - że nic nie zagrażało życiu Kirito, bo z początku przeraziłam się strasznie.
- Co ja mam z tobą zrobić? - szepnęłam do siebie, nie planując pozostawiać go śpiącego na panelach.
Znów zaczął coś nucić, powoli kręcąc głową.
- A cholera by cię wzięła. - Pochyliłam się nad jego twarzą, mając w planach za głowę podnieść go do siadu. Jednak wtedy uchylił powieki, jakby znów na chwilę wrócił, tylko po to aby coś powiedzieć.
- Bolało jak spadłaś z nieba?
Zatkało mnie.
Po tych słowach ponownie odleciał, do swojego własnego wyśnionego nieba, a ja zdecydowałam, że po prostu położę koc na podłodze i go na niego przeturlam. Tak też zrobiłam. Przykryłam go też kołdrą i siedziałam przy nim przez kilka minut. Upewniwszy się, że naprawdę po prostu zasnął rozluźniłam się.
- Ale mi napędziłeś stracha, kretynie. - Poklepałam blondyna kilka razy delikatnie po policzku i wstałam. Cicho zamykając drzwi ostatni raz spojrzałam za siebie, aby się upewnić, czy na pewno pozostawiam go w miarę bezpiecznym stanie, po czym, już nie z duszą na ramieniu, podążyłam do kuchni.
- I co? Kirito leży gdzieś naćpany, a my będziemy sobie jeść obiad? Tak to sobie wymyśliłeś? - spytałam na samym wejściu Sasuke, który zaczął jeść na stojąco, patrząc mi w oczy.
- Tak, dokładnie tak. Dodatkowo wymyśliłem coś jeszcze.
- Niby co? - Zmrużyłam powieki, nie sądząc, że powie coś konstruktywnego.
- Randkę wymyśliłem.
I teraz patrzyłam na niego, opierającego się biodrem o kuchenny blat. Stał przede mną i bezczelnie wpatrując mi się w oczy pochłaniał kolejne widelce tej brei, którą nazwał warzywami i mówił o czymś, o czym nie ma pojęcia.
- Bardzo dobry żart.
- Nie żartuję. - Nie wyglądał na urażonego. Wręcz przeciwnie, był bosko ubawiony. - Zrobimy sobie randkę. Był taki film “zróbmy sobie wnuka”, ale spoko, my tylko zrobimy sobie randkę.
- Kiedy? - Spojrzałam na niego z powątpieniem, biorąc do ust pierwszą porcję warzywnej papki.
- Tak szczerze, to teraz.





*** 
Coś ostatnio mam tempo z tymi rozdziałami. Czy wychodzi to na dobre, nie wiem, ale staram się jak mogę :) Będzie się działo! Mówię wam, aż sama jestem zaskoczona, co z Akemii wymyśliłyśmy XD Mam nadzieję, że wam się spodoba!

Peace!

13 komentarzy:

  1. Oficjalnie mogę to chyba powiedzieć: kocham tę historię! Sposób, w jaki to wszystko rozwinęłaś, awww <3

    W ogóle nie żeby coś, ale Sasuke, który próbuje pozbyć się "przeszkadzajek" mnie rozbawił xD I liczyłam na pikantniejsze rozwinięcie między SS, oczekiwałam więcej jak jakiś zboczeniec xD Oczywiście wciąż nie jestem usatysfakcjonowana wyjaśnieniami dotyczącymi przeszłości Sasuke, ale wiem, że na wszystko przyjdzie pora!

    Pisz, pisz, bo tempo to Ty masz mega! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj aj <3
      No Sasek musiał sobie jakoś poradzić, każdy był dla niego przeszkodą, więc... sama rozumieszXD
      O to chodzi! Potem będzie jedno wielkie bum!
      Pozdrawiam i dziękuję <3

      Usuń
  2. Generalnie rzecz biorąc to jesteś kozak! Nie wiem jak to robisz, ale wciągasz bardziej niż tabliczka białej czekolady <3 Przeżyłam taki malutki szoczek, kiedy okazało się, że ta cała Cynthia była w samochodzie w czasie wypadku, ba! Wszystko było spowodowane jej niewyparzoną mordą. Tym bardziej zastanawiam się, dlaczego Sasuke o tym nie wspominał. Jakby całkowicie zapominając, biorąc winę na siebie...Może go szantażowała jakimiś nagimi zdjęciami czy coś XDDDD Nie wiem no, ale intrygująca historia. Co prawda mogłoby tam być nieco więcej ujawnione, ale ok, poczekam :D Cierpliwość to co prawda cnota, której nie posiadam, ale dla Ferris warto :D
    Kirito był uroczy jak zawsze. Nawet, kiedy jego przyjaciel specjalnie dał mu ziółka xd Domyślam się, że Sasuke nieco gul fikał, ale dobrze mu tak!
    PS: ja też czekałam na więcej pikanterii między Sakurą a Sasuke XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ty wiesz jak wielki jest komplement? To o czekoladzie? *-*
      Cynthia to taki mały człowiek skurwiel, aaale przyjdzie na nią czas XD
      Też nie posiadam tej cnoty, dlatego aż mnie korci, żeby wam wszystko powiedzieć, ale jakoś się trzymam. Oj Kirito jest bardzo uroczy, jeszcze zobaczysz XDD

      PS Nie jestem specjalistką od pikanterii :C

      Usuń
  3. Oczywiście rozdział świetny i wciągający :) Ehhh po rozmowie Sakury z Kirito oraz po ich historii znajomości mam wrażenie, że powtarza się sytuacja z przeszłości. Konkretnie relacje na linii Kirito - Mebui - Sasuke, gdzie zamiast Mebiu mamy Sakurę. Odnoszę wrażenie, że Sasuke obrał sobie za życiową misję odpokutować nie tylko swoje grzechy ale również wszystkich mających z nim jakikolwiek kontakt np. Cynthia.
    Jej obecność w samochodzie w czasie wypadku, spowodowała lekkie zdziwienie ale najbardziej zszokowała mnie to, że Sasuke mimo tego wszystkiego nadal jest na jej każde kiwnięcie palcem.
    Hmm... tu się szykuje jakaś naprawdę konkretna i ciężka akcja .

    Bardzo zacny sposób na chwilowe pozbycie się rodziców Mebui, a z Kirito to już w ogóle mistrzostwo :P Ciekawe co Sasuke wymyślił w związku z randką. Podejrzewam, że nas zaskoczy :P:P

    Ahhh nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :) :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu, teorie spiskowe. Lubię to!
      Ale muszę milczeć, żeby się nie zdradzić!
      Ha! Udało mi się was zaskoczyć, mission completed XD
      Tak, tak, tak. Będzie akcja, już sama wyczekuję, żeby ją napisać xd

      Mam nadzieję, ze Sasek nie zawiedzie (i ja też...xD )
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. W końcu nadrobiłam te kilka rozdziałów. xD
    Teee, Imai, pisuj tam! I nie, nic mnie nie obchodzi, że ostatni rozdział był nawet mniej niż tydzień temu! XD
    Ja już od jakiegoś czasu coś wyczuwałam z tym Ichiro. Nie podejrzewałam go jednak o związek z Cynthią, a tu proszę.
    Co do Kirito — w żadnym stopniu bym go nie podejrzewała o taką przeszłość. To jest ten przypadek człowieka, który chowa się za tak potężną maską, że nikt nigdy by go nie kojarzył z takimi przeżyciami.
    Obawiam się jednak, że będzie powtórka z rozrywki, co mogłoby mocno nadszarpnąć (drugi raz!) przyjaźń Kirito i Sasuke. Coraz więcej jednak wskazuje na to, że i Kirito obdarzył Sakurę większym uczuciem.
    No i relacja Sasuke-Cynthia. Kurdeee, co tu się wyczynia? Naprawdę zastanawia mnie to, czemu on tak za nią lata. Nie dotrzymał kolejnej obietnicy złożonej przyjacielowi i nie odwrócił się od byłej dziewczyny. Pomaga jej, pomimo wypadku. Co jest, kurczę? XD
    RANDKA ZORGANIZOWANA PRZEZ SASUKE - wygryw tego rozdziału. XD Aż mi się żal Kirito zrobiło. No, tu zresztą mamy kolejny argument przemawiający za tym, że Kirito coś poczuł do Haruno — ta piosenka, którą sobie śpiewał. Jak ulał pasowała do sytuacji i relacji Sasuke-Sakura-Kirito.
    Tyyy, a może trójkąt? Nie? No okay. XD
    Dobra, Shee, pisaj tam! *zasadza kopala w dupala*
    A szablon prześliczny!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wreszcie jesteś <3
      Jutro będę pisać! Napiszę ostatniego kolosa w tym tygodniu i będę pisaaać.
      Kirito to chyba moje ulubiona postać na tym blogu, serialnie xD Ale muszę milczeć!
      Co jest? Co jest? A no właśnie w tym cały haczyk xD
      Tak, szablon jest cudny :3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Sheireen ubóstwiam Cię <3
    Więcej!
    Sasuke romantyk..a z tą Ino i Kirito - niby chcę, żeby byli razem ale nadal jego była żona wzbudza we mnie uczucia :< Ty potworzee!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cześć <3
      Znów muszę milczeć... Proszę mi to wybaczyć!
      Potwor Imai do usług :D

      Usuń
  6. No cóż... Mi nie pasowało coś w ostatniej scenie, ale jak mi nie pasowało to znak że nasz Sasuke się zmienia więc mimo wszystko 😻
    Przeczytałam starego bloga... Gat !!! Co się kryje w twojej łepetynie 😵😹.
    Oniemialam !!! Tak po prostu nawet nie wiedziałam jaki kom tu wstawiać , ogólnie jestem bardzo rozbiegana 🙋

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. AHA! Pamiętam jak czytałam ten fragment rozmowy Sakury i Kirito. Byłam w małym szoku wtedy, bo odniosłam wrażenie, że Kirito coś kombinuje mówiąc o tym wszystkim Sakurze. Machnij na te moje biadolenie ręką, bo ja do postaci OC zawsze z dystansem, one z reguły są po to, by zaburzyć cudowną miłość SasuSaku. Boże, brzmię jak fanatyk... mniejsza.

    Zazdrość i zdenerwowanie aż mu parą z uszu leciały xD Oj Sasek

    NIECH ONI SIĘ DOTYKAJĄ, NIECH ONI SIĘ KOCHAJĄ

    Ziołka trzeba dać, bo by mu chłop w randce przeszkodził. Sasek jest jakiś mega upierdliwy?

    OdpowiedzUsuń