16.03.2017

XI - IT'S JUST I'M CONSTANTLY ON THE CUSP


- Sakura, obudź się. - Usłyszałam, nie do końca pewna czy to już jawa, czy może jeszcze sen. - Sakura. - Szept Sasuke był natarczywy. Uchiha mocno potrząsał moim ramieniem.
- O co chodzi? - mruknęłam, nie otwierając oczu.
- Czy rozmawiałaś z kimkolwiek tutaj o tym, co się stało? - Spojrzałam na niego podejrzliwie, uchyliwszy jedno oko.
Uchiha nachylał się nade mną, oparty zdrową ręką o ramę łóżka. Czoło miał mokre od potu, był wyraźnie zdenerwowany i w końcu obudził mnie w środku nocy, żeby o to zapytać. To nie tak, że miałam problem z zaśnięciem czy coś w tym guście.
- Nie - odpowiedziałam podejrzliwie.
I teraz pytanie. Czy wiedział o wizycie Ichiro?
- Na pewno? - To już zabrzmiało dobitniej. Drgała mu powieka, zapewne z nerwów, jednak wyglądało to dość śmiesznie, dodatkowo był wręcz wściekły -  coś musiało się stać.
Skoro miałam mu pomóc, musiałam być z nim szczera. Bałam się tylko konsekwencji, jakie mogły z tego wyniknąć.
Jeszcze raz omiotłam jego sylwetkę spojrzeniem i szepnęłam:
- Był tu Ichiro, ale o nic nie pytał, jakby wszystko wiedział i…
- Ichiro? - Sasuke zmrużył oczy, a mnie przeszły dreszcze. Jeszcze nie widziałam w nim tyle złości. Niedobrze.
- Chyba nie mieliście okazji się spotkać, to mój były chłop…
- Wiem kim on jest - przerwał mi ponownie. Wyprostował się i zaczął chodzić po pokoju, głęboko nad czymś myśląc.
- Co się stało?
Zmarszczyłam brwi, bo powoli przestawało mnie to śmieszyć. Martwiłam się o niego. Trudno było go wyprowadzić z równowagi, a teraz miałam wrażenie, że najchętniej by coś rozwalił. A powieka wciąż odstawiała breakdance.
- Czy z kimś jeszcze o tym rozmawiałaś? - Zwrócił się w moją stronę, opierając się biodrem o parapet.
Zastanowiłam się chwilę, zdając sobie sprawę z pewnej anomalii, o której wcześniej nie pomyślałam. Patrząc na to z perspektywy całego dnia powinno mnie to zaalarmować wcześniej.
- Lekarz spytał czy to ja jestem z pożaru wieżowca Rotzy.
Miałam wrażenie, że coś się dzieje bez mojego udziału. Sasuke znów to wiedział, kiedy ja pozostawałam w błogiej nieświadomości.
- O której to było? - warknął. Zdziwiona usłyszeniem jego głosu drgnęłam lekko, próbując przypomnieć sobie godzinę.
- Nie pamiętam. Sam wiesz, jak wyglądały moje pobudki.
- Cholera.
- A, jest jeszcze coś. - Szybko odwrócił głowę, jakby był gotowy na wszystko co powiem. - Podpisałam jakiś papier. W sensie podsunął mi go pod rękę, mówiąc, że to zgoda na leczenie, a ja byłam wtedy bardzo słaba i sam rozumiesz.
- Kurwa, Sakura. - Głos ponownie wydostał się z jego krtani, co natychmiast odbiło się grymasem na twarzy Uchihy. - To mogło być cokolwiek.
- Byłam trochę zdezorientowana, gdybyś nie pamiętał.
- Ichiro ci tego nie przeczytał? - zakpił.
- Masz do niego jakiś problem? - Uniosłam lekko podbródek, ale będąc uwięzioną w tym łóżku nie było mnie stać na minę pogardy.
- Żebyś wiedziała.
- Zaskocz mnie.
- Nie chcesz tego wiedzieć.
- No dalej. Na razie nie wiem nic. Gorzej nie będzie. - Przewróciłam oczami, chcąc, żeby wreszcie mi coś powiedział.
- Pamiętasz Cynthię?
Och, jakże mogłabym zapomnieć? Psychiczna była mojego faceta miałaby mi umknąć?
- Co ma twoja patologiczna eks laska do Ichiro?
- Na przykład to, że jest jej dilerem, jej odwyk był zwykłą ściemą i dymają się na boku jak nikt nie patrzy. Lepiej ci z tą wiedzą?
Chyba musiałam wyglądać na nieco zszokowaną, bo zaśmiał się cicho w triumfie. Chwila, chwila. Już tego, że miał coś wspólnego z narkotykami byłam świadoma od kilku godzin. Jednak, gdy Sasuke powiedział to na głos zabolało bardziej. I jeszcze do tego ta cała Cynthia. Jak to w ogóle możliwe?
- Skąd to niby wiesz? - Zaczęłam mu się uważniej przyglądać, lecz znów zdało się to na nic. Wszystko przysłaniała wściekłość z nutą ironii, która zdawała się swobodnie szaleć sobie po pokoju, pochłaniając i mnie samą.
- Cynthia odezwała się do mnie kilka dni temu i poprosiła o spotkanie, ale o tym zaraz. - Sięgnął prawą ręką do kieszeni, z której wyjął telefon. - Teraz to musimy się stąd zmywać. Wszystko opowiem ci po drodze.
Że co proszę?
- Wiesz, Sasuke, jakbyś nie zauważył, to jestem lekko niepełnosprawna chwilowo. - Uśmiechnęłam się do niego sztucznie, lecz zbył mnie tym samym.
- Teraz to jest naszym najmniejszym problemem.
- Ale dlaczego, do cholery, wpadłeś tu w środku nocy i nagle chcesz stąd uciekać? To bez sensu.
- Bez sensu jest to, że znaleziono lekarza, który miał cię prowadzić w kanciapie woźnego za szafą naćpanego jak ruskie dziwki, nieprzytomnego plus minus akurat od wtedy, kiedy ten podstawiony tu przyszedł razem z twoim kochasiem.
Otworzyłam szerzej oczy, chcąc to jakoś złożyć w całość.
- Sugerujesz, że Ichiro obezwładnił jakiegoś faceta, podstawił innego i… i po co to wszystko?
- Podpisałaś jakiś świstek? Podpisałaś - potwierdził dobitniej. - Nie mam tylko pojęcia, skąd wiedział, że tu jesteś. Wiem tylko, jak dostał się do środka.
- Jak?
- Wczoraj znaleziono dwóch obezwładnionych strażników, tylko mi o tym nie doniesiono. - Kolejny raz wynajął ludzi do ochrony, a oni kolejny raz zawiedli. Widziałam, że go to gryzło. Tylko co teraz?
- Ale na dobrą sprawę nic się nie stało, tak?
- Nic się nie stało? - Chyba zadałam głupie pytanie. - Skoro on nas znalazł, to ten szczur, który nas śledzi też to zrobił. To tylko kwestia czasu, aż coś się stanie - mówiąc to, wystukiwał coś na klawiaturze telefonu.
- Kirito? Jednak musisz nas zabrać, to nie był fałszywy alarm. Tak, podstawiaj. Dobra, za dwadzieścia minut. Do zobaczenia.
- Sasuke, co się dzieje? - Poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Nieznane zbliżało się wielkimi krokami. Nieznane, które nie zwiastowało nic dobrego.
- Mówiłem, że się stąd zwijamy. Kirito zaraz przyjedzie vanem i nas stąd zabierze.
- Popadasz w paranoję - sprostowałam. - Przerastają mnie te zwroty akcji. Chcę tylko odpocząć.
- W paranoję to możesz popaść, gdy opowiem ci resztę. Zaraz wrócę.
I zniknął za drzwiami, a ja miałam ochotę krzyczeć. Dlaczego nie powiedziałam Tay prawdy, nie złożyłam zeznań i nie leżałam w publicznym szpitalu ze sklepikiem ze starymi pączkami i oranżadą w proszku. Gdzie popełniłam błąd?
Może wtedy, gdy zgodziłam się z nim być i trzymać jego stronę. Chyba wtedy.
Niedługo później uwierzyłam już do końca, że znów gdzieś mnie wywozi. Ciągle leżąc w szpitalnym łóżku, tylko tym razem na parkingu za budynkiem, poczułam powiew nocnego powietrza na twarzy. Ledwo zdążyłam wziąć głębszy oddech, a w uliczkę skręcało duże ciemne auto.
Z drzwi od strony kierowcy wyszedł Kirito. Był zmęczony i zły. Widziałam to gołym okiem. Mruknął nam tylko zdawkowe “cześć”, po czym bez słowa zapakował moje łóżko na rampę, po której na kółkach wjechało ono na pakę. Sasuke rozmawiał z nim o czymś szeptem, ale ja już byłam w środku, obserwując przedziwną medyczną aparaturę. To się naprawdę działo.
Wzdrygnęłam się na dźwięk trzaśnięcia drzwi. Sasuke wsiadł ze mną, zamykając je od środka. Chwilę później poczułam jak samochód ruszył. Uchiha usiadł na jednym z siedzeń i przeczesał włosy zdrową ręką, wbijając spojrzenie w podłogę.
- Wciąż czekam na resztę rewelacji, ale naprawdę nie rozumiem po co ta szopka. - Na moje słowa uniósł głowę. - Ile chcesz tak uciekać? To nie ma sensu.
- Zamierzam to zmienić - odparł tak beznamiętnie, że aż mnie to uderzyło.
- Jak?
- Już ty się nie martw jak.
Gdybym mogła chodzić już dawno by mnie tu nie było. Popełniłam błąd, nie mówiąc o niczym Tay. Nie miałam pojęcia w co się wplątałam, a wiedział o tym tylko Uchiha, Kirito i… Ichiro, którego postać malowała się w coraz ciemniejszych barwach.
- To Cynthia stoi za podpaleniem mieszkania.
Nie zareagowałam na jego słowa. Miałam zamiar być dla niego taka, jaki on był dla mnie. Może zrozumie, że to wcale nie było wyjście.
- Na koncie kamerdynera pojawiły się pieniądze, a potem zniknęły, co dość jasno mówi, że zna i współpracuje z tym samym gościem, który przełamał zabezpieczenia budynku, więc są już dwie osoby. Trzecia to ten Ichiro, jej diler i twój były facet. Najprawdopodobniej poznali się przypadkiem, jako klient i usługodawca. Jednak z jakiego powodu próbują nam razem zaszkodzić, nie wiem. - Zamilknął na chwilę, ale ponownie pozostałam w bezruchu. - Cynthia zawsze była bardzo zaborcza. Jeśli współpracuje z tym informatykiem, to mogła dokładnie wiedzieć gdzie jestem i co robię, a, nie ukrywając, ostatnio spędziliśmy ze sobą trochę czasu. - I już? I to wytłumaczenie tego wszystkiego? - Powiedz coś.
Zacisnęłam usta.
- Więc dlaczego nie zgłosimy tego na policję? Dlaczego tego, do cholery, nie zgłosimy? Mogliśmy zginąć. - Uniosłam się trochę, a moje plecy od razu odezwały się rwącym bólem. Syknęłam przez zaciśnięte zęby, zaciskając powieki.
- Bo nie możemy.
- Możemy. Ja mogę.
- Nie możesz.
- Niby dlaczego?
- Bo zniszczyłabyś mi tym życie.
To zabawne, że podobno miałam w rękach taką moc, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z jej potęgi.
- Więc mam dać niszczyć swoje, aby nie zniszczyć twojego?
Wiedziałam, że nie było mu lekko, że jego też to męczyło, ale skoro nie chciał po dobroci, to może w ten sposób uda mi się coś z niego wyciągnąć. Może, gdy już całkiem w siebie zwątpi, pozwoli mi zobaczyć coś więcej niż “jestem egoistą, nic mnie to nie obchodzi”. Gorzej, jeśli nie było na co patrzeć, a ja się tylko głupio łudziłam.
- Kiedyś ci to wszystko wynagrodzę.
- Mówisz, jakbyś nie zgrywał się przede mną tyle czasu tylko dlatego, że pod pozorem związku po prostu pilnujesz, żebym cię nie wydała.
Oho, ucelowałam. Czyli to tyle? Nie było w tym nic romantycznego, a jedynie zabezpieczenie przez wydaniem?
- Nie określiłbym tak tego.
- Ale tego nie wykluczyłeś.
- Jedno nie wyklucza drugiego.
- Jak dla mnie wyklucza stanowczo.
Rozluźniłam kark, czując jak robię się senna. Sasuke siedział w ciszy, nie skupiając na mnie swojej uwagi. O czym tak zawzięcie myślał?
- Nie potrafię mówić o pewnych rzeczach i nawet  nie zamierzam się nauczyć. Taki już jestem i musisz to zaakceptować. - Chyba sporo go kosztowało, aby to z siebie wyrzucić, ale dla mnie to wciąż było za mało.
- Muszę? Ja nic nie muszę, Sasuke. - Drgnął, słysząc swoje imię, lecz była to jego jedyna reakcja. - Nie na tym polega zdrowy związek, nie tak to…
- Nie wiem na czym taki polega, w porządku? Nigdy w takim nie byłem. - Miałam wrażenie, jakby od razu pożałował tego, co powiedział. Jednak nie ruszyło mnie to.
- Masz pojęcie, jak wielkim jesteś egoistą?
Przypadkiem wybraliśmy dobre miejsce na tą rozmowę. Nie dało się stąd wyjść, nie dało się stąd uciec. Nawet nasze spojrzenia nie mogły się długo mijać. Wreszcie musiały się spotkać.
- Nikt nigdy mi nie pokazał czegoś innego. Nie dziw się, że bronię się w ten sposób.
- Bronisz się, raniąc innych? To jest twój sposób? Tak chcesz żyć?
- Chcenie nie ma tu nic do rzeczy. - Jego oczy stały się zimne, jakby w jednej sekundzie zdecydował się mieć mnie za nic.
- Jeśli czegoś chcesz, to jesteś w stanie po to sięgnąć. Najwyraźniej słabo chcesz - podsumowałam, wiedząc, że stąpam po cienkiej linie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć?
- Wystarczająco wiele, aby cię krytykować.
- Bo? - rzucił pogardliwie.
- Bo nie ma takiej rzeczy, jakiej bym nie poświęciła za zdrowie swoich bliskich.
On sam, Sheeiren, Riv, ja. Co dalej? Kto będzie następny w tej beznadziejnej grze, w której nie mogę się bronić?  
- Myślisz, że mi jest łatwo? - warknął wściekłe. - Mam oczy, widzę co się dzieje.
- I nic z tym nie robisz -  to tak jakbyś nie widział. - Posłał mi mordercze spojrzenie, ale wciąż chciałam wiedzieć więcej. Skoro to jedyna droga, musiałam ją wybrać. - Albo jakbyś nie chciał widzieć.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co się przeze mnie stało. - Był coraz bardziej zły, jakby zbliżał się do tej granicy, która po przekroczeniu może zdziałać cuda. Albo zniszczyć wszystko dookoła. - Myślisz, że nie wiem, co zrobiłem Itachiemu?!
To pytanie, ten krzyk, zawisł w powietrzu, jakby niedopowiedziany. Sasuke skulił się w sobie, zaciskając powieki z bólu. Nie minęło kilka sekund, a splunął krwią do plastikowego pojemnika.
- No co? - spytałam, nie mając zamiaru odpuścić.
Uchiha spojrzał na mnie gniewnie. Mogłam pokusić się o stwierdzenie, że mnie teraz nienawidził.
- Moja matka leży w śpiączce od dziesięciu lat, przez mój głupi błąd. - Wstrzymałam na chwilę oddech, nie spodziewając się takiej rewelacji. - Najpierw pozbawiłem go matki, a teraz żony.
Zamilkliśmy oboje. Położyłam głowę na boku, wpatrując się w niepodłączoną kroplówkę. Sasuke oddychał głośno i co jakiś czas pozbywał się krwi. Bałam się, że uszkodził gardło jeszcze bardziej.
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się, co powiedzieć.
- Jak to się stało? - mruknęłam, decydując się na dość bezpieczne pytanie.  
Spojrzał na mnie z pogardą i wydał z siebie coś na kształt prychnięcia.
- Spowodowałem wypadek samochodowy. Jej poduszka powietrzna się nie otworzyła.
I teraz wyjaśniło się, dlaczego głównym hasłem Rotzy jest “bezpieczeństwo ponad wszystko”, czy coś w tym guście. Na pewno ich dewiza nie brzmi tak miernie, jak to powiedzonko, ale ma podobne znaczenie.
- A Sheeiren?
Uchiha westchnął, całym sobą dając mi znać, że ma dość pytań.
- Gdy ktoś próbował porwać Riv, dość nieumiejętnie podkreślam, Shee stanęła w jej obronie. Dostała kijem bejsbolowym w tył głowy.
Zaczął bawić się suwakiem bluzy, aby zająć czymś ręce, a dokładnie zdrową dłoń. A może po to, aby nie musieć patrzeć mi w oczy? Opcji było wiele. Sasuke sam też bym tym wszystkim zmęczony, sam też miał dość, więc dlaczego, do cholery to ciągnął? Co wiedział, czego ja nie? I najważniejsze. Czy ja tak naprawdę chciałam to wiedzieć?
- Gdzie jedziemy? - spytałam cicho, a on uśmiechnął się, jakby smutno, jakbym wyrwała go z jakichś rozmyślań.
- Mam dwa domy poza Tokio. Jedziemy do jednego z nich.
- A tam nas ten gość nie wyśledzi? - Przekrzywiłam lekko głowę.
- Przecież nie na siebie go kupiłem.
Spojrzał na mnie tak, jak patrzy się na dziecko, które zadało bardzo głupie pytanie. Nie poczułam się skarcona - wręcz przeciwnie - byłam dumna, że zapytałam. Przynajmniej tyle ujawnił, darczyńca.
- I rozumiem, że gdybym ci teraz powiedziała, że masz mnie odwieźć do najbliższego szpitala i się do mnie nie zbliżać, to byś nie posłuchał?
Posłał mi kpinę w czystej postaci. Jego wzrok spoczął na mojej twarzy, a dokładniej w okolicy moich ust. A nie wyglądałam teraz jak Miss Universe. Na dobrą sprawę nie widziałam się w lustrze od pożaru.
- Oczywiście, że nie.
- Wiesz, że to już podchodzi pod paragraf? - Zmrużyłam oczy.
Musiałam wreszcie podjąć jakąś decyzję, bo na razie moje życie wyglądało jak kiepski film, więc wypadałoby zdecydować, czy chcę grać w nim główną rolę, czy schować się na drugim planie. Potrzebowałam jakiejś obiektywnej oceny sytuacji. Pech chciał, że miałam do dyspozycji tylko Sasuke, który nie wyglądał na rzetelne źródło osądu.
Analizując wszystkie za i przeciw doszłam do wniosku, że jestem beznadziejnie naiwna. Do głowy od razu przyszło mi porównanie, które kiedyś rzuciła Tay, gdy Ino wspominała o jakimś bogatym facecie, oczywiście jej kolejnym “jedynym i niepowtarzalnym”. Yamanaka zawsze powtarzała, że jej ideał musi być przystojny, męski, bogaty i tak dalej. Nie wspominając o reszcie bzdet dotyczących dominacji, różnych łóżkowych przeżyciach, sile charakteru i tak dalej. Tay na to wyśmiała ją dość umiejętnie - jak zawsze zresztą - mówiąc, że wszystkie spontaniczne akcje i perwersje fajnie wyglądają, gdy gość jest bogaty, zabierze cię na swoją prywatną wyspę i uraczy kolacją na plaży, żeby potem cię na niej przelecieć. Jednak gdyby taki przypadkowy Stefan powiedział, że weźmie cię do swojego królestwa i sprawi, że długo go nie zapomnisz, to raz: nie wiesz czy nie mówi o pieprznięciu cię w głowę pogrzebaczem i zakopaniu pod lasem, czy o jakichś uroczych fantazjach w starej przyczepie, która lata świetności dawno ma już za sobą; a dwa: no nie oszukujmy się, nie byłby młodym przystojnym wcieleniem Adonisa, a zamiast romantycznej ballady zaśpiewałby ci jakiś hit w stylu: chodź, chodź, chodź, tu na siano.
Tak więc moja sytuacja nie wyglądała źle, bo z prywatnej kliniki jechaliśmy do prywatnego domu, Bóg jeden wie gdzie - oraz Sasuke z Kirito, ale to przecież nie znaczy, że mogliby mi o tym powiedzieć, no bo przecież po co. Wcześniej pożar wybuchł w apartamentowcu, strzelano do mnie w nowoczesnym domu, a po tym jak zostałam odurzona w klubie ładnie odwieziona do domku. Tylko, gdyby teraz zdjąć całą tą piękną otoczkę, wyglądało to gorzej niż strasznie. Nie chcąc wnikać, jak wyglądałyby moje alternatywne życie, jeśli moim facetem byłby Zenon, czy inny Stefan, westchnęłam z myślą, że byłam do granic głupia, godząc się na to wszystko.
- Prześpij się. Będziemy jechać kilka godzin. - Sasuke wyrwał mnie z zamyślenia, ale wyglądało to tak, jakby siebie również.
- Gdzie jedziemy? - spytałam ponownie. W sumie mogłam pytać do skutku. Przecież kiedyś mi powie.
- Do domu w górach. Na miejscu są już odpowiedni ludzie, którzy powinni robić to, za co się im płaci.
Ajjj, ktoś tu był zły. Jednak nie dziwiłam się. Nie pierwszy raz jego ludzie zawiedli.
- Ja będę spać, a ty? - Uniósł głowę i spojrzał na mnie z politowaniem.
- Nie wiem, mam tańczyć? Może flamenco?
- Spoko, jak chcesz. - Zacisnęłam usta, nie mając ochoty patrzeć na tego buca ani minuty dłużej.
- A co miałaś na myśli?
- Teraz już nic.
- Nie wydaje mi się.
- Nie interesuje mnie, co ci się wydaje, a co nie.
- Nie gadaj tyle, tylko się przesuń. - Uniosłam brew, niepewna, czy się czasem nie przesłyszałam.
- Słucham?
Uchiha wstał, sprawdził czy łóżko było odpowiednio przypięte i stanął obok mnie z wyraźnym oczekiwaniem. Też miał tupet.
- Też jestem zmęczony, a nie będę spał na podłodze.
- I przepraszam zamierzasz spać ze mną na tym łóżku?
- Taki jest plan. - Skinął potulnie, jakby planował to od początku. - Znam te łóżka. Niby są pojedyncze, ale można się na nich wyspać we dwójkę. - Widząc mój brak reakcji przewrócił oczami. - Przypominam ci, że już tak spaliśm…
- Dobrze, już dobrze.
Uważając, aby nie podrażnić ran, szczególnie tych na plecach, przesunęłam się w lewo, na skraj. Uchiha miał rację i ja o tym doskonale wiedziałam, ale liczyłam, że może powie coś no, tego, romantycznego czy coś. A usłyszałam tylko:
- No przesuń się.
Sasuke położył się obok tak, jak zapowiedział, i co mnie zdziwiło, jakby z automatu mnie objął, przysunął się bliżej, podniósł sobie moją głowę, żeby móc włożyć pod nią ramię. Wykonywał to z taką płynnością, jakby robił to tysięczny raz. Nie skomentowałam tego poza lekkim uśmiechem, którego on na szczęście nie widział. Mimo bycia bezczelnym najwyraźniej miał w sobie jakieś pokłady delikatności. Małe, bo małe, ale jakiekolwiek.

Mówi się, że żadna kobieta nie chce mężczyzny bez tajemnic. Ładne stwierdzenie, jakby było coś ponad nami, coś więcej niż codzienność, która przeniknęła nas na tyle, że nie widzimy nic poza nią. Tajemnice, sekrety. Piękna sprawa. Potrafi tchnąć w tę szarość trochę kolorów, niepewności. Czasem atrakcji. Jednak odkryta prawda może zmienić wszelkie, przeszłe już plany, gdy on odkryje karty, gdy zdradzi ci, dlaczego tak długo zabiegałaś o to, aby wiedzieć. Tylko czy warto? Czy to wszystko jest tego w ogóle warte?
Nie mogłam usnąć. Nieraz zamykałam oczy i starałam się uspokoić oddech, ale to tyle. Leżałam z głową odwróconą w jego stronę i patrzyłam w wątłym świetle jarzeniówek na pokrytą lekkim zarostem twarz. Co jakiś czas próbowałam zapaść w sen, ale były to próby marne i bezowocne. Byłam zmęczona, bolała mnie głowa. Bliskość Sasuke była dla mnie nowa, ale dotarło do mnie, że sprawiała mi przyjemność. Jak dziwnie nie wyglądałby ta relacja, jak dziwnie sami byśmy się w niej nie czuli, było to coś dobrego. Coś, czego chyba chciałam.
Jechaliśmy naprawdę długo. Nawet udało mi się zapaść w letarg, więc, gdy wreszcie się zatrzymaliśmy na dłużej, niż wypadałoby na światła, odetchnęłam.
Po chwili drzwi otworzył Kirito. Na nasz widok uśmiechnął się krzywo, a ja trąciłam Sasuke nosem.
- Wstawaj, jesteśmy. Wstawaj, no. - Uchiha zaczął coś mruczeć pod nosem, ale Kirito był dosłownie wyzuty z wszelkiej cierpliwości. Dlatego też bez skrupułów podszedł i mocno pociągnął go za ucho.
- Kurwa. - Sasuke obudził się od razu. Tak samo szybko podniósł się do siadu i zaklął raz jeszcze. - A tobie co? - Spojrzał na blondyna z nienawiścią, pocierając obolałe ucho.
- Nie chciałeś wstać. - Kirito wzruszył ramionami i zeskoczył na asfalt. - Zapamiętaj ten trik, Sakura, przyda ci się. - Zaczął rozkładać rampę, aby moje łóżko mogło swobodnie zjechać na ziemię.
Sasuke, ciągle coś mrucząc pod nosem, wstał i pomasował chyba zdrętwiałe, zdrowe ramię. Gdy tylko wyszedł z auta przytknął rękę do czoła, bo słońce świeciło naprawdę mocno, rażąc po oczach.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na kawałek krajobrazu, który widziałam, znajdując się jeszcze w środku. Po chwili mogłam podziwiać go w całej okazałości i…
- I ty chcesz mi powiedzieć, że to jest twoje? - Mój głos powoli nabierał dźwięku innego niż szept, ale wciąż był cichy. Sasuke jednak usłyszał go, pchając moje łóżko w stronę domku. Domu. Cholera.
Dwupiętrowa willa w środku niczego. Góry i łąki okalające nas z każdej strony.  Właśnie to miałam przed oczami. A może dworek? Próbowałam znaleźć odpowiednie określenie, ale średnio potrafiłam. Jakkolwiek by się to nie nazywało, było przepiękne. Biały budynek pięknie prezentował się na tle gór. Zadbany ogród z delikatnymi kwiatami. Biło od tego wszystkiego bogactwo, a jednak nie czułam tu przepychu. Jakby to wszystko było eleganckie i nie wiem, dystyngowane samo w sobie.
Jeśli za pięciolatki wyobrażałam sobie pałac i księcia, to miałam przed oczami właśnie owy pałac. Czy miałam księcia… czas pokaże.
- Od kilku lat, tak. To moje.  - Sasuke powiedział to, jakby nie mówił o niczym wyjątkowym. Jakby komentował kolarstwo.
Gdyby pominąć to, że znajdowałam się na szpitalnym łóżku, bo sama nie mogłam chodzić, to byłoby pięknie. Patrzyłam, jak mijam skupiska pięknych kwiatów, coraz bardziej zbliżając się do drzwi rezydencji, do której drzwi prowadziły - nie zdziwiłabym się, gdyby były marmurowe - schody.
- Taaak, o tym nie pomyślałem. - Sasuke stanął obok. Nie wiedziałam, że Kirito szedł od razu za nami. Zorientowałam się dopiero teraz, gdy również przystanął.
- Spoko, ja pomyślałem.
Po chwili zadzwonił dzwonkiem i spojrzał na nas przez ramię z politowaniem.
- A było was nie zostawiać samych.
Już miałam zaprotestować, gdy w progu pojawił się facet po pięćdziesiątce ubrany w białą koszulkę i chyba spodnie od garnituru. Nie byłam pewna.
- Już jesteście? - Zaczął podwijać rękawy, patrząc na nas po kolei. - Wybaczcie tę gafę, spodziewaliśmy się was za dwie godziny.
- Nie lubię wolno jeździć. - Kirito uśmiechnął się przez zmęczenie, które widać było nawet po jego przygarbionych ramionach. To on najbardziej z nas wszystkich teraz zasłużył na odpoczynek, a ja na… herbatę. I coś do jedzenia. Mam nadzieję, że mogłam przestać jeść przez rurkę. Ughhh, ja mi się chciało czekolady.
- Dobra, chodź. Wniesiemy to łóżko, synu.
Moment. Synu?
Spojrzałam od razu na Sasuke, ale ten delikatnym ruchem ręki kazał mi być cicho. Tak też zrobiłam. Jak można było się spodziewać Kirito razem z ojcem ponieśli łóżko - ze mną na nim, oczywiście - i postawili dopiero w środku, który dosłownie zwalił mnie z nóg - hehe, śmieszne, bo przecież i tak leżałam.
Znów - bogato, ale nie snobistycznie. Na podłogach panele, meble z drewna. Kominek, który wypatrzyłam kątem oka i dużo przestrzeni. Coś wspaniałego. W milczeniu przewieziono mnie dalej, gdzie na widok przeszklonej ściany, za którą rozpościerała się ogromna kotlina, już w ogóle zaniemówiłam.
- O, tu jesteście! - Kobieta w wieku zbliżonym do męża, jak mniemałam, stanęła w progu salonu. Zdjęła fartuch i położyła go na barowym krzesełku zaraz obok wysokiej lady. - Miło was widzieć. - Uśmiechnęła się promiennie.
Kirito podszedł do niej i dał się przytulić, jakby nie widzieli się kilka lat. Spojrzałam na niego i stwierdziłam, że nie wyglądał na farbowanego blondyna. Zastanawiałam się nad tym, ponieważ oboje mieli ciemne włosy. Może to wcale nie byli jego rodzice?
Gdy wreszcie wypuściła Kirito z objęć podeszła do Sasuke i podała mu rękę.
- Dobrze cię znów widzieć, Sasuke.
Uchiha był spięty. Spróbował się chyba uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas. Kobieta jakby wiedząc, że tak będzie skinęła lekko głową, po czym skupiła się na mnie.
- Jest i nasza bohaterka. - Podeszła i delikatnie ścisnęła moją dłoń.
- Dzień dobry - odpowiedziałam, nie bardzo wiedząc, co innego mogłabym.
- Pewnie nie powiedzieli ci gdzie jesteś, prawda? - Spojrzałam po nich, ale oboje zgrabnie unikali mojego wzroku. - Nazywam się Yane Rishrai, a to mój mąż Tavashi. - Mężczyzna stanął za żoną. Był wyższy, pasowali do siebie. Od razu też zarejestrowałam, że nazwisko Kirito wcale nie brzmiało Rishrai.
- Jesteś w…
- Sasuke jej wszystko powie, zaufaj mi - wtrącił Kirito, który już ledwo stał na nogach.
- Oczywiście. - Yane ponownie skłoniła głowę. Tavashi położył jej rękę na ramieniu.
- Myślę, że to czas, abyś zajęła się Sakurą. Sakura, tak?
- Tak - potwierdziłam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Dobrze. Macie jej kartę? - Spojrzała po chłopakach. Sasuke zaczął grzebać w torbie, którą miał przewieszoną na ramieniu.
- Tutaj masz wszystko, co potrzebne. - Kirito przesunął w jej stronę drugą wielką torbę sportową, posyłając mi przeciągłe spojrzenie. - Gdzieś ci to zanieść?
- Wiesz, daj do gabinetu. - Wskazała dłonią na korytarz za sobą. - Sasuke, tobą zajmę się później.
- Jasne.
- Chodźcie, pokażę wam co i jak. - Tavashi wziął obie torby i ruszył w głąb korytarza.
Czułam się jak małe dziecko. Wszystko, co działo się wokół mnie, zostało z góry narzucone, a ja mogłam jedynie dać się temu ponieść. Nawet do końca nie wiedziałam, co to za gabinet. Miałam jednak nadzieję, że taki, gdzie wreszcie ktoś zmieni mi opatrunki i będę mogła… umyć włosy. Strasznie swędziała mnie głowa i bałam się spojrzeć w lustro.  
- A tobą zajmę się ja. - Yane z życzliwym uśmiechem zaczęła pchać moje łóżko w ślad za mężem. Odruchowo chciałam się trochę unieść i dopiero jak to zrobiłam, zorientowałam się, że zrobiłam to bez większego bólu. Skóra trochę ciągnęła, wciąż bolała, to fakt, lecz nie było to już uczucie, które mnie wręcz paraliżowało. Lekko podniesiona na duchu wreszcie poczułam, że coś szło w dobrą stronę.
- Gdzie jesteśmy? Co to za miejsce? - spytałam cicho, bo na nic innego wciąż nie pozwalał mi wątły głos.
- To długa historia.Podobno Sasuke ma ci ją opowiedzieć.
- Chyba wolę usłyszeć dwie wersje.
Kobieta roześmiała się cicho. Wjechałyśmy do lekarskiego gabinetu. Wszystko było spowite w bieli i stali. Jarzeniowe lampy rzucały trupie światło na pokój, ale gdy Yane odsłoniła rolety, gasząc to grobowe oświetlenie, od razu zrobiło się przyjemniej.
- Najpierw trzeba się zająć twoimi plecami - mruknęła i założyła biały kitel, który wisiał na wieszaku przy wejściu. Umyła ręce w małym zlewie i odwróciła się w moją stronę z okularami na nosie.
- Jest pani lekarzem? - spytałam, co mogło brzmieć nieco głupio, ale wolałam wiedzieć, w czyich rękach się znajdowałam.
- Byłam. - Posłała mi smutny uśmiech, a ja nie dopytywałam. - W porządku. - Przeszła do rzeczowego tonu profesjonalisty. - Jak dużo czasu minęło od ostatniej zmiany opatrunku?
- Coś koło dwudziestu czterech godzin.
Wypytała mnie o wszystko, w między czasie przeglądając teczkę, którą dał jej Sasuke. Przy cichych dźwiękach radia zaczęłyśmy całą procedurę. Było mi trochę niezręcznie, ale dałam radę. Godzinę później byłam względnie umyta, z nowymi opatrunkami na plecach i z czystymi włosami. Na widok siebie w lustrze westchnęłam przeciągle. Moje włosy, wcześniej sięgające za połowę pleców teraz były ledwo do ramion, do tego wystrzępione i popalone. Yane chyba zorientowała się o co chodziło i uśmiechem, którego siłę dopiero poznawałam podeszła do mnie z nożyczkami.
- Mogę?
Tak w ogóle, to udało mi się usiąść. Yane powiedziała, że obrażenia są rozległe, ale niegroźne, że już niedługo będę mogła normalnie funkcjonować. Nie była natomiast w stanie określić, jak to będzie z moim głosem i kiedy wróci do pełnej sprawności.
- Sakura? - Widziałam jej odbicie w lustrze. Delikatnie potrząsnęła nożyczkami. - Miałam kiedyś córkę, wiem, jak się to robi. - Powiedziała to  względnie spokojnie, ale coś w jej oczach dało mi znać, że nie obeszło się to w jej życiu bez echa.
- Jasne - powiedziałam, ponownie dostając w odpowiedzi uśmiech. I już nie wiedziałam, czy był tak szczery jak mi się wydawało, czy tak dobrze wyćwiczony, aby zakamuflować to i owo.
- Postaram się ściąć jak najmniej.
- Byłoby świetnie.
Powoli rozczesała moje mokre włosy i pasmo po paśmie zaczęła delikatnie przycinać.
- Bardzo dziękuję za wszystko, co państwo dla nas robią - odezwałam się, ale ona tylko uniosła kącik ust.
- Sasuke zrobił dla nas kiedyś wystarczająco dużo, aby taka rzecz była dla nas drobnostką.
Hm. Kolejni ludzie wspomożeni w jakiś sposób przez Uchihę. Kamerdyner, który - co prawda - w efekcie go zdradził, ta cała Cynthia, której boję się zobaczyć drugi raz, ale podobno skierował ją na odwyk. Teraz małżeństwo, mieszkające w środku niczego. Zaraz się dowiem, że zaadoptował jakieś dziecko w Afryce albo kilka, czy kilkanaście.
- Jako rodzice Kirito, muszą państwo długo znać, Sasuke.
Nie powinnam tego mówić. Miałam trzymać język za zębami i grzecznie czekać, aż ktoś mi to wszystko wyjaśni, ale nie to było silniejsze ode mnie.
- Nie jesteśmy rodzicami - westchnęła cicho, a mnie zaczęły męczyć wyrzuty sumienia. Już miałam ją przeprosić, ale odezwała się pierwsza. - Jesteśmy jego teściami.
O.
- Nie wiedziałam, że…
- Mabui zmarła ponad pięć lat temu - dokończyła. Naprawdę pożałowałam tej mojej małej intrygi. - Ale masz trochę racji. Kirito jest przez to dla nas jak syn.
- Przepraszam, nie wiedziałam.
- Nie ma sprawy. Minęło już dużo czasu.
Lecz niewystarczająco wiele, aby przestało boleć, tak? Było się nie wtrącać…
- Skoro i tak już wiesz... - Westchnęła i wyprostowała się, wciąż delikatnie podcinając moje włosy. - Nie wiem ile Sasuke ci powie, ale prawda wygląda tak, że utraciłam możliwość pracy w zawodzie po tym, jak straciłam pacjentkę na sali operacyjnej. Nie podniosłam się jeszcze po śmierci Mabui, ale wydawało mi się, że powrót do pracy będzie dobrym pomysłem.
I to było to, czego nie mogłabym znieść, będąc lekarzem. Tej odpowiedzialności za mój własny błąd. Nie potrafiłabym sobie z tym poradzić. Nie wspominając, że Yane wcześniej też straciła córkę. Podwójny cios.
- Przykro mi - powiedziałam cicho, ale skwitowała to uśmiechem.
- Zachowaj to na koniec opowieści. - Obeszła mnie z lewej, zajmując się moją grzywką. - Pozbawiono mnie posady i możliwości pracy w zawodzie. Mój mąż tak jak ja bardzo przeżył śmierć Mabui i popadł w długi. Zostaliśmy z niczym i w żałobie.
W takich sytuacjach nigdy nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiedziałam też, gdzie się patrzeć. Było mi niezręcznie i źle, ale wciąż chciałam wiedzieć.
- Sasuke, gdy odziedziczył Rotzę dostał porządny zastrzyk gotówki. Postawił firmę na nogi, ale nie zapomniał o swoim przyjacielu. - I znów ten uśmiech, który od razu mnie uspokajał. - Dał Kirito pieniądze na rozwój firmy. W ten sposób teraz Kirito nie może narzekać na biedę. My zresztą również… - Zaczęła bawić się moimi włosami, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. - Sasuke wyraźnie coś dręczyło, jakby próbował się za coś odkupić, jednak, gdy ktoś szczerze wyciąga do ciebie rękę nie można jej odrzucić. W ten sposób kupił ten dom, otworzył tu małe sanatorium, żebym miała jakąkolwiek styczność z pracą, wszystko na nasze nazwisko. Po prostu dał nam drugie życie.
Im więcej się dowiadywałam o Sasuke tym bardziej nie wiedziałam co myśleć. Wydawało się, że naprawdę złapałam księcia, ale coś kazało mi w to wątpić. Książątka były zawsze nudne. Słodkie, urocze. A w praktycznie każdej książce dziewczyny wybierały, tych badboyów, badassów, skurwysynów. Królów lodu, chłodu, pogardy i rozpierdolu. Cierpienie, wewnętrzna nędza, te sprawy. I w tym momencie wydawało się, że mam właśnie tego “skrzywdzonego przez życie z przeszłością pełną rozpaczy”, jednak w otoczce “Księcia z Bajki”, tego ze Shreka, co to “w pogardzie mając szpony mrozu tnące i słońce pustyni, wdarł się do zamku...” i tak dalej, i tak dalej.
Cholera, dwa w cenie jednego.
- Dzięki niemu Kirito rozkręcił firmę, my mamy dom, jesteśmy szczęśliwy. Zrobił co mógł, mimo, że byliśmy dla niego dość obcy.
- Dość? - dopytałam, mając wrażenie, że jednak się całkiem dobrze znali.
- Kirito i Sasuke kiedyś się nienawidzili.
Uniosłam brew, średnio mogąc to sobie wyobrazić. Przecież teraz oboje wskoczyliby za sobą w ogień - hehe, śmieszne, bo ja już wskoczyłam. Teraz ich kolej.
- Niemożliwe. - Na moje słowa Yane zaśmiała się, lecz jej oczy pozostały smutne.
- Zgadnij. Co musi się stać, aby dwóch najlepszych przyjaciół obróciło się przeciwko sobie?
Ach, jakie to było proste. Kto oglądał “Pear Harbor” ten wie.
- O kobietę.
- Otóż to.
- Niech pani nie mówi, że…
- Tak, o Mabui.
No tego się nie spodziewałam. Byłam ciekawa tego jaka była ta dziewczyna, co takiego w sobie miała, że dała radę ich skłócić. Aj, zły dobór słów. Równie dobrze mogła nic złego nie zrobić, a oni po prostu zabujali się w niej w tym samym momencie. Co za niefart.
- To był ciężki okres, szczególnie dla Sasuke. - Yane usiadła obok mnie, wkładając mi do rąk krem do twarzy. Nie chcąc jej przerywać zaczęłam go sobie delikatnie nakładać na policzki. Już mogłam unieść ręce na tą wysokość. - Zapewne wiesz o jego mamie. - Skinęłam głową, a ona zacisnęła usta, znów zamierzając mówić o przykrych rzeczach. Powtarzałam sobie w myślach, że mimo wszystko musiałam to wiedzieć. - To było ledwo po tym jak dostał prawo jazdy, nie skończył jeszcze szkoły. Wtedy też oboje zakochali się w Mabui. - Zaśmiała się. Uchiha nie wspomniał o niej, gdy mi opowiadał o tym okresie swojego życia. Ciekawe co jeszcze ukrył. - Przez prawie rok byli dla siebie wrogami numer jeden. Mabui czuła się winna, więc zerwała kontakt z obojgiem. Nawet zmieniła szkołę. Okazało się, że Sasuke w ten sposób chciał jakby oddać Mabui Kirito, przez to skłócenie.  A potem poznał tę dziwkę Cynthię. - Wzdrygnęłam się na ten wulgaryzm. Nie pasował mi wypowiedziany z jej ust. Yane posługiwała się kulturalnym językiem, lecz z jakiegoś powodu pozwoliła sobie na to urocze wtrącenie. - Nie, żeby to był krok w dobrą stronę, ale przynajmniej pogodził się z Kirito, a sam Kirito z czystym sumieniem w kwestii przyjaciela mógł wreszcie zbliżyć się do Mabui, co było wręcz niechybne moim zdaniem. - I znów to smutne spojrzenie, uśmiech przez łzy wylane przez te wszystkie lata. Naprawdę mocno chwyciło mnie to za serce. Na myśl o straceniu mamy ogarniała mnie panika. Nie wyobrażam sobie, gdyby to stało się naprawdę. A Yane przeżyła stratę córki i opowiadała mi o niej teraz z uśmiechem. - Nigdy nie widziałam, żeby jakikolwiek mężczyzna patrzył na nią tak, jak Kirito. Wiedziałam, że prędzej czy później się zejdą.
- I tak się stało - odezwałam się, dopiero po fakcie się o tym orientując. Jednak na szczęście nie zraziło to kobiety.
- Kirito dał Mabui kilka naprawdę pięknych lat. - Yane otarła oczy wierzchem dłoni i uniosła wzrok na ogród za oknem. - Nowotwór został wykryty zbyt późno. Nic już nie dało się zrobić ani dla niej ani dla ich córki.
Za dużo tragicznych informacji na raz, za dużo. Mój sposób postrzegania Kirito bardzo się teraz zmienił. Zaczynałam mieć go za zupełnie innego człowieka. Wychodziło na to, że kreował się na zupełnie innego niż rzeczywiście był. Dzięki temu nawet przez myśl mi nie przeszło, aby sądzić, że przeżył coś takiego. Miał świetny kamuflaż.
Zaczynałam teraz zastanawiać się nad tym, co mówił o Ino. Musiałam z nim znów ponownie porozmawiać. Jeśli udało mu się mnie przekonać, że ustatkowane życie nie jest dla niego, że kobiety zmienia jak rękawiczki, to może i tutaj odniósł sukces. Może wreszcie znalazł dziewczynę, która go trochę zaintrygowała i postanowił ruszyć do przodu mimo wszystko. Naprawdę się tego bałam.
- Rozumiem. Moja mama też choruje na raka - odezwałam się po dłuższej przerwie. Teraz wydawało mi się bardziej logiczne, dlaczego Sasuke tak bezproblemowo chciał dać mi - nieznajomej - dużą sumę pieniędzy na leczenie. Zaczynało to nabierać sensu.
- Jednak rodzice nigdy nie powinni przeżywać swoich dzieci.
Przygryzłam lekko dolną wargę, delikatnie ściskając przedramię Yane. Od razu położyła swoją dłoń na mojej, ale potrząsnęła też głową i wzięła głęboki oddech.
- Dobrze. Czas dać ci trochę leków. - Wstała i rozprostowała kitel, który i tak wyglądał na dopiero co wyjęty spod żelazka. - Rozumiem, że możemy darować sobie cewnik?
- Tak, proszę. - Wszystko tylko nie cewnik. Miałam do niego awersję.
- W porządku. - Yane podeszła do dużej szafy w zaciemnionym rogu. - Na razie będziesz jeździć na wózku. Siedzenie wystarczająco może nadszarpnąć plecy, nie wspominając o chodzeniu, jednak wydaje mi się, że i tak na długo nie dasz się przykuć do łóżka. - Ostatnie słowa wypowiedziała już lżejszym tonem. Jakby te wszystkie dramatyczne wcale nie padły.
- Racja. - Wysiliłam się na uśmiech, choć głód po prostu wyżerał mi od środka żołądek. Głośne burczenie rozległo się w gabinecie, a ja miałam ochotę spalić się ze wstydu.
Bardzo gustowne zagranie, Sakura. Wręcz mistrzowskie.
- Dam ci teraz leki, które w połączeniu z nową maścią powinny dać lepszy efekt. Prześpisz najpewniej kolejne dwadzieścia cztery godziny, więc wybacz, ale ten cewnik jest jednak niezbędny. - Moja mina zrzedła. - Ale obiecuję, że już ostatni raz.
- No dobrze… - odpowiedziałam, musząc przyjąć to na klatę. Skoro jem przez rurkę, mogę też sikać przez rurkę. Kto mi zabroni?
- Zaraz cię podłączę pod kroplówkę i nakarmię. - Oklapłam, z głową pełną pizzy. Ja i pizza na kanapie, ja i pizza na łóżku, ja i pizza… gdziekolwiek.
Dziesięć minut później niestety już przykuta do łóżka, z całą możliwą aparaturą leżałam, powoli się odprężając. Lek zaczynał działać. Wyciszałam się, gdy Yane krążyła po gabinecie sprzątając po tym wszystkim, jak się nade mną napracowała. Wreszcie umyta czułam się przefantastycznie. W świeżej pościeli i z nowymi opatrunkami było mi nawet wygodnie.
Przymknęłam oczy, wsłuchując się w cichy szum drzew.
- Wszystko w porządku? - Usłyszałam głos Sasuke i uchyliłam powieki. Stał w przejściu, w tym samym ubraniu co wcześniej. Wciąż nie położył się spać, mimo że byliśmy tu już trochę. Ciekawe, czy przyszedł specjalnie po to, żeby się ze mną zobaczyć.
- Tak, wszystko zmierza w dobrym kierunku. - Oboje spojrzeli na mnie, więc natychmiast zamknęłam oczy, walcząc ze snem. Musiałam jeszcze chwilę wytrzymać. - Tylko zostaną jej blizny na plecach. Nie jakoś bardzo szpecące, ale jednak.
- Mam tego świadomość - odparł cicho.
- Dobrze wybrałeś, Sasuke. - Oczami wyobraźni widziałam jak Yane się do niego uśmiecha, kładąc mu rękę na ramieniu. - Skoro wskoczyła za tobą w ogień, zrobi dla ciebie wszystko.
- I tego się właśnie obawiam. - Delikatnie uchyliłam powiekę, aby na niego spojrzeć. Wciąż tak samo przystojny jak ostatnio, tylko bardziej zmęczony. I w końcu, jakby nie było, mój.
- Zasługujesz na to, po tylu latach.
- Zupełnie nie zasługuję nawet na małą część.
Zaczynałam ich coraz słabiej słyszeć. Wszystkie dźwięki zaczynały się zlewać. Nie chciałam jeszcze zasypiać. Może mogłabym coś usłyszeć…
- Ale postaram się dać jej to na co zasługuje.
I usnęłam.

Gdyby Sakura nie zapadła w sen usłyszałaby resztę tego zdania.
- Ale postaram się dać jej to na co zasługuje, nawet jeśli nie oznacza to mnie.
I może lepiej, że nie dane jej było tego słyszeć. Przecież w końcu coś mogło boleć bardziej niż niewiedza, czego Sasuke był chodzącym przykładem.

Pierwsze co pomyślałam, gdy się obudziłam, to że jestem na ostrym kacu. Naprawdę sporo spałam, bo miałam zdrętwiałe kończyny. Słońce wlewało się przez zasłony do przytulnej sypialni. Nie leżałam już na szpitalnym łóżku, a na zwykłym, wielkim materacu pod cienką kołdrą, wręcz utopiona w poduszkach.
A potem odwróciłam głowę i na widok Kirito otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Cześć, piękna. - Posłał mi leniwy uśmiech, który rozlał w moim ciele przyjemne ciepło. Na myśl, że nareszcie tuż po obudzeniu nic się nie działo, nie musiałam się denerwować, nie daj Boże uciekać, również odpowiedziałam mu uśmiechem.
W końcu po prostu się obudziłam bez żadnych ekscesów.
- Cześć - wycharczałam zaskoczona, że wreszcie wydobyłam z siebie coś więcej niż szept.
Spojrzałam na Kirito, lekko przesunąwszy głowę w jego stronę. Blondyn siedział po turecku na wielkim fotelu, oparty jednym łokciem. Wyglądał, jakby właśnie wyszedł ze swojej sypialni po czasie wcale nie spędzonym na spaniu. Wręcz przeciwnie. Mając na sobie jedynie szare spodnie od dresu, włosy w lekkim nieładzie i dwudniowy zarost prezentował się świetnie. Ach, każdy chciałby takie pobudki.
- Jak się czujesz? Zawołać Yane? - Przyglądał mi się uważnie, nie spuszczając ze mnie wzroku, jakby się nad czymś zamyślił i punkt rozważań utkwił w mojej osobie.
- Jest dobrze i nie, dziękuję. - Spróbowałam się lekko unieść i z radością stwierdziłam, że mogę zrobić to sama i to bez większego bólu.
Kirito uśmiechnął się lekko. Starałam się nie skupiać zbytnio uwagi na jego widocznym negliżu, który za każdym razem próbował skusić moje spojrzenie. Ale walczyłam, naprawdę próbowałam.
- Yane powiedziała, że możesz już zjeść jakieś delikatne rzeczy. - Wstał i podszedł do szafki pod ścianą, dając mi widok na swoje plecy, a wcale nie był to widok gorszy niż ten poprzedni. Nie wiem, czy nawet Sasuke miał tak rozbudowane ramiona.
Patrząc na Kirito nie tylko dostałam kompleksów, ale doszłam też do wniosku, że jako jeden z niewielu wiedział, kiedy przestać pakować. Był wysoki, ciało miał smukłe, ale wciąż umięśnione. Tak idealnie, żeby wskoczyć w garnitur, ale też zawstydzić męską część populacji na plaży. Choć damską pewnie też. Kobiety w większości przecież reagowały na niego rumieńcem i nagłą niemożnością wypowiedzenia choćby słowa. Widziałam to na jego siłowni na własne oczy.
- Więc masz. - Otrząsnęłam się i uniosłam głowę, gdzie Kirito stał obok mojego  łóżka z kubkiem wyciągniętym w moją stronę. Patrząc na niego z tak bliska, nawet ja poczułam się skrępowana, co spróbowałam jak najszybciej oczywiście ukryć, bo samo w sobie było to przecież absurdalne.
- Kisiel? - Odebrałam kubek, uważając, aby się nie poparzyć. Dopiero teraz zauważyłam gdzieś leżący w tle czajnik.
- Tak. Jestem mistrzem w przygotowywaniu kiślu. - Skinął głową i z powrotem usiadł na fotelu. Zaśmiałam się lekko w odpowiedzi. - Nie lubisz kisielu?
Spojrzałam na niego spod rzęs, dmuchając na moje zbyt ciepłe pierwsze danie “nie przez rurkę”. Widok Kirito mnie rozweselał, a w szczególności jego mina. Wyrażała mniej więcej tyle: będę poważny, ale poczekam, aż mi powie, że jej smakuje, bo musi jej smakować. Zrobiłem to sam i osobiście pilnowałem tego czajnika. Tak go dobrze upilnowałem, że nawet zagotował wodę. I naprawdę dałem radę sam.
- Lubię, lubię. Jest świetny - powiedziałam, gdy upiłam pierwszy łyk bardzo, bardzo ostrożnie. W końcu był gorący.
- To super.
I teraz miałam wrażenie, jakbym pochwaliła pięciolatka za dobrze wypełnioną kolorowankę. Tak też wyglądał jego uśmiech, niby taki skryty, niby nic. A jednak. Musiał być z siebie dumny. W końcu był to wspaniały kisiel instant.
- Tam Yane zostawiła ci jakąś kartkę. - Wskazał na stolik obok mnie. Szybko sięgnęłam po papier.
Mam nadzieję, że się nie posikałaś, ściągnęłam ci cewnik jakąś godzinę od tego jak powinnaś się obudzić. Nie ma za co, możesz już fruwać po domu do woli.

Ach, uroczo. Ale! Ale to oznaczało, że zdaniem Yane mogę wstać, chodzić. Ajjj, wreszcie.
- Chodź. - Kiwnęłam na Kirito, który posłał mi zdziwione spojrzenie i odstawiłam kubek. Delikatnie odsunęłam kołdrę, orientując się, że Yane mnie przebrała. Miałam na sobie dwuczęściową piżamę złożoną z krótkich spodenek i luźnego podkoszulka.
- Że niby po co? - spytał, ciągle nie ruszając się z miejsca.
- No chodź, nie dyskutuj.
Ściągnęłam z siebie kołdrę i podniosłam się do pełnego siadu. Dzięki temu Kirito wstał od razu.
- Ej, ej. Weź nie szalej. - Podszedł do mnie szybko, ale zatrzymałam go ruchem ręki.
- Wyluzuj. Wszystko pod kontrolą.
Powoli zaczęłam schodzić z łóżka. Wyglądało to mniej więcej tak, że delikatnie zrzuciłam nogi w dół, a moje stopy dotknęły paneli.
- Czekaj dam ci skarpetki - powiedział, prostując się. - I nawet nie próbuj się stąd ruszać.
- Luz, daleko nie zapełznę. - Wychodząc na korytarz rzucił mi krótki uśmiech przez ramię, neutralizując tym mój grymas.
Po chwili wrócił z owymi skarpetkami.
- Oto i one.
Długie, białe, sportowe. No przecież.
Kirito wszedł do sypialni, nie pozostawiając za sobą uchylonych drzwi, i jakby niewiele się zastanawiając, kucnął przede mną i zaczął mi zakładać skarpetki, które były na mnie o wiele za duże. Tak po prostu. Spięłam się, gdy dotknął mojej skóry, ale nie protestowałam. To był miły gest. Nie chciałam wyjść na kalekę, ale schylanie się zdecydowanie nie było jeszcze w zasięgu moich możliwości. W efekcie wyglądałam, jakbym miała na sobie podkolanówki.
W sumie nic się nie stało, ale delikatność z jaką Kirito wykonywał kolejne ruchy trochę mnie zaskoczyła, a ja nie protestowałam. Mianowicie podał mi dłonie, które chwyciłam, aby się podeprzeć. Spróbowałam stanąć i udało mi się za trzecim razem. Nogi trochę mi drżały, były sztywne, lecz stałam.
- Ale super. - Nie mogłam przestać się uśmiechać.
Może w tej euforii zostanę strażakiem?
- Też się cieszę - odparł, jakby coś mu wyraźnie ulżyło.
- Dawaj, czas zwiedzić tę rezydencję! - Chciałam wyrzucić pięść do góry, żeby wyszło bardziej epicko, ale ta wciąż spoczywała w ciepłej dłoni Kirito. Blondyn posłał mi szybki półuśmiech i pociągnął lekko do siebie, chcąc, żebym wykonała krok. A potem kolejny i kolejny. Skóra na plecach trochę ciągnęła, ale nogi zdawały się mnie coraz bardziej słuchać.
- Czekaj. - Stanęłam, chcąc spróbować samodzielnie. Miałam głowę na wysokości jego barków, co wcale nie ułatwiało mi prób skupienia się. Mimo to musiałam spróbować.
- Tylko powoli - mruknął, puszczając moje ręce. Nie cofnął się jednak. Wciąż był blisko, żebym czasem nie wyrżnęła orła do tyłu, co byłoby, szczerze mówiąc, tragiczne w skutkach.
I było powoli, dopóki nie zachwiałam się przy trzecim kroku. Od razu zmroziła mnie panika. Niepotrzebnie oczywiście, bo Kirito nie bez powodu wciąż trzymał się blisko mnie. Szybko złapał mnie za ramiona, ale tak, żeby nie podrażnić pleców. Poczułam lekkie szarpnięcie, ale nic poza tym i zanim zdążyłam zareagować uderzyłam czołem o jego obojczyk.
- Mówiłem - rzucił zirytowany, wciąż trzymając mnie za ramiona. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że ja to wszystko miałam zaplanowane i wyliczone, ale zamilkłam. Jego irytację szybko zastąpiło to jego charakterystyczne cwaniactwo, które objawiało się nie tylko w jego spojrzeniu. - Lecisz na mnie, maleńka. - Puścił mi oczko, a ja od razu zmrużyłam powieki, tym samym jakby mówiąc: och, pewnie.  
- Kto by pomyślał? - Oboje zwróciliśmy się w stronę drzwi. - Bo na pewno nie ja.
Uchiha stał oparty zdrową ręką o framugę, patrząc na nas ze zdegustowaniem. Żeby tego było mało, to na dodatek jadł loda, a jego siorbanie doprowadzało mnie do szału.
- Ale ja tak. - Kirito delikatnie popchnął mnie w stronę łóżka i puścił moje ręce dopiero, gdy na nim usiadłam.
Odetchnęłam w ciszy, czując, że jeszcze wieczorem - no dobra, może jutro - będę śmiagać jak nowa.
- Zostawisz nas? - Sasuke spojrzał na blondyna, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego z perspektywy opuszczenia naszego wyśmienitego towarzystwa. Choćmoże tylko mi się zdawało? W ciągu jednej sekundy z niechętnego zmienił się w radosnego i pełnego optymizmu.
- Jasne, stary. - Dziarskim krokiem, serio dziarskim, podszedł do Sasuke i poklepał go po ramieniu. - Zjadła czarodziejski kisiel Kirito. Już jest moja.
Miałam ochotę pacnąć się w czoło. Wróciła ta wersja Kirito, która ma swój nagi pomnik w korytarzu budynku Rotzy i ta, która chciała wciągnąć Dyarę do reklamy z jakimiś dzikami.
Sasuke nijak nie skomentował jego zachowania, za to sam Kirito nie mógł oczywiście wyjść bez należytego pożegnania. Oparł się o ramię Uchihy - który wciąż z zapałem, cholera, siorbał tego loda, jakby nic sobie nie robiąc z tego co się działo dookoła - a Kirito po raz ostatni posłał mi “firmowy uśmiech numer trzy: i tak wszystkie na mnie lecą”.
- Pamiętaj, Sakura. To dopiero jedna z rzeczy, które robię dobrze.
I zniknął, na co zaśmiałam się i sięgnęłam po resztkę kisielu. Bo to o nim oczywiście mówił.
Ku mojemu zdziwieniu Sasuke przesunął się tylko lekko w głąb pokoju. Nawet do mnie nie podszedł. Stał tylko naburmuszony, oparty o ścianę i wbijał we mnie to mamiące spojrzenie czarnych oczu, które wręcz rozbierało mnie na części pierwsze. Nie, żeby nie było ono wskazane w pewnych sytuacjach, ale teraz mogło więcej nabroić niż przynieść korzyści.
- Cześć, Sakura. Świetnie, że się obudziłaś. Wow, możesz chodzić, to super informacja - zaczęłam wreszcie trajkotać, zdenerwowana jego brakiem reakcji. - Hmm, już prawie normalnie mówisz. Po prostu rewelacja. - Spojrzałam na niego z wyrzutem. - Naprawdę miło mi Sasuke, że się interesujesz - powiedziałam już normalnie, trochę za szybko się skręcając. Syknęłam cicho, ale wciąż z dumnie uniesioną głową.
- Jak widziałem w chodzeniu potrzebujesz jeszcze pomocy, więc jakoś strasznie bym się nie napalał - prychnął, ale podszedł bliżej.
- O tak, to właśnie chciałam usłyszeć - mruknęłam, kładąc się.
Nim się obejrzałam Uchiha położył się obok i tym razem nie mogłam mu zarzucić braku miejsca, bo łóżko było jak byk dwuosobowe.
- Idź sobie - powiedziałam, odwracając głowę w drugą stronę.
- Słucham?
- Nie chcę cię tu.
Chyba był zdziwiony. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Było się chamem, to teraz proszę.
- Chyba się przesłyszałem. - Uuu, powiało chłodem. Cel osiągnięty. - Spójrz na mnie.
- Ja, wielki pan i władca, każę ci kobieto na mnie spojrzeć - próbowałam naśladować jego poważny głos, tak naprawdę mając ochotę głośno się roześmiać.
- Sakura.
- Z racji mojej pozycji i autorytetu nakazuję ci…
I w tym momencie poczułam jak coś zimnego i lepkiego ląduje na moim nosie, zaraz też na policzkach, ustach. Ten kretyn, normalnie trzymając za wafelek przycisnął mi tego cholernego loda do twarzy.
- Ty sobie chyba, kurwa, żartujesz - warknęłam, ściągając dłonią tego tyle ile się dało.
- Aktualnie, nie. Już przestał mi smakować.
No brakowało tylko, żebyś jeszcze wzruszył ramionami! Ugh!
Sasuke położył się znów grzecznie obok i zamknął oczy, trzymając jedną rękę pod szyją. Wyczuwając okazję uniosłam się lekko i wytarłam twarz w jego koszulkę.
- Nie zrobiłaś tego - powiedział cicho, lecz nawet nie uchylił powiek. Ja w tym czasie dokładnie pozbyłam się resztek loda, pieczołowicie wycierając policzki jego bluzką.
- O czym mówisz?
- Dobrze wiesz o czym.
- A więc zrobiłam - odpowiedziałam zadowolona, nachylając się nad jego głową. Moje włosy łaskotały jego skórę i z jakiegoś powodu wydawało mi się to teraz wyjątkowo śmieszne, więc ruszałam się delikatnie, tylko bardziej go łaskocząc.
I drażniąc.
- Przestań. - Kontynuowałam swoją arcyśmieszną zabawę. Sama nie do końca wiedziałam, czemu.  - Przestań, albo…
- Albo co? - prychnęłam, dmuchając mu prosto w oczy, które ułamek sekundy później wpatrywały się we mnie otwarte i zirytowane.
- Pstro. - Trącił mnie lekko nosem, i przekręcił głowę, jakby kładł się spać.
- No weź nie mów, że masz zamiar teraz usnąć.
- Przecież nic nie powiedziałem.
- To przenośnia, głupcze.
Nie zareagował. Normalnie sobie leżał, jakby serio spał. To czysta zniewaga. A zniewaga krwi wymaga! Żebym musiała się dopominać o uwagę, no naprawdę.
Nachyliłam się bardziej i przygryzłam jego wargę, ale on jakby tylko na to czekał, bo delikatnie chwycił moją szyję i pociągnął w dół, abym opadła na jego tors, tym samym łącząc nasze usta. Zaskoczona, lecz, jak można było się spodziewać, zachwycona uśmiechnęłam się, a on pogłębił pocałunek. Z czułością, której zupełnie po nim z reguły nie widać, chwycił moje udo, podciągając mnie wyżej.
Uniosłam się na łokciach, ale wciąż pozostałam blisko. Uchiha patrzył na mnie ze spokojem. Nic nie zdradzał swoim spojrzeniem, lecz jego klatka piersiowa unosiła się szybciej niż powinna. Ja natomiast już byłam pewnie zarumieniona jak nastolatka, ale próbowałam udawać, że to na pewno nie miało miejsca.
- Cieszę się, że się obudziłaś i dobrze się czujesz - mruknął, na co przewróciłam oczami.
- Rychło w cza…
Drzwi otworzyły się niespodziewanie.
- Zapraszam na obiad!
Kirito, tylko tym razem niestety już w podkoszulku, patrzył na nas z uśmiechem, który z początku przypominał grymas, ale może tylko mi się zdawało. Zastał nas w lekko jednoznacznej pozycji, ale Uchiha wyglądał, jakby mu to w ogóle nie przeszkadzało. Jedną ręką przesunął mnie w bok tak, żebym nie naruszyła pleców.
- Chodź, Sakura. - Kirito wszedł do środka. - Pomogę ci przejść.
I nagle Sasuke potrafił ruszyć się szybciej i podejść do mnie przed blondynem.
- Spoko, ja jej wystarczę.
Dobrze, zrobiło się nieswojo. To było dziwne.
Kirito cofnął się z uśmiechem, za to Sasuke, gdy już wstałam, trzymając mnie ledwie za dłoń, popchnął mnie w stronę wyjścia. Wyszłam stamtąd tylko z jedną myślą:

Zapowiada się bardzo ciekawe kilka dni.


***

A ja już wiem, co się stanie na końcu, nanana, a wy nie, nanana :> 
Nowy szablon... i nowe zakończenie. Plan powstał, został zaakceptowany przez Nikiro, więc nie ma już odwrotu. 
Będzie co ma być. 

(Kocham komentarze pod ostatnim postem, są cudowne. Odpiszę na nie w ciągu kilku dni, I promise)

Peace!

11 komentarzy:

  1. Nowy szablon bomba:D Rozdział też bomba:D Ja nie wiem, same bomby u Ciebie XD A tekst 'chodź, chodź, chodź, tu na siano' zapamiętam na długo hahaha. Będę uważać na takich Stefanów, co to mnie na sianko porywają :D Willa w górach, mmm, historia Kirito i Sasuke intrygująca, nawet bardzo. Wiedziałam, że ten cały Ichiro coś kręci! Podejrzana z niego faja była.
    Oczywiście czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mi też się szablon podoba :3
      Huehue, wybuchowa atmosfera XD
      Stanowczo odradzam takich Stefanów czy innych Zenonów xD
      "Faja" XD Teraz będę tak o nim myśleć XD
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Rozdział super ;) Mam wrażenie, że to taka cisza przed burzą ;) Po ostatnim rozdziale wiedziałam, że ten Ichiro coś kombinuje na boku! Ehhh a na początku wydawał się taki sympatyczny... Historia znajomości Kirito i Sasuke ciekawa i zastanawiająca. I oczywiście boski moment rozmyślań na temat "księcia z bajki" i pospolitego Stefana :D Ciekawa sytuacja z teściami Kirito. I coraz bardziej się zastanawiam co takiego w przeszłości zrobił Sasuke, że mimo upływu lat ona ciągle ma wpływ na jego teraźniejszość. Oczywiście sprawa z Cynthią pewnie jest jednym z ważniejszych ogniw tego łańcucha zdarzeń, ale zapewne nie jedyną.

    Tyle pytań a tak mało odpowiedzi. No nic tylko czekać na następny rozdział :)

    Szablon jest cudowny, moim zdaniem pięknie oddaje historię :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle pytań, tyle trafnych pytań!
      Wszystko się wyjaśni w swoim czasie oczywiście, jednak będę stała się lekko uchylić rąbek tajemnicy :D

      Duuużo czasu spędziłam, aby znależć odpowiedni obrazek do szablonu, ale wreszcie się udało! <3

      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Dziewczyno twoje teksty mnie rozwalaja... wybacz ale mam je w głowie i ciężko mi się skupić, napisać coś sensownego... jesteś wybitna! postaram się wrócić i napisać coś mądrego w ciągu dnia bo02.14 w nocy nie służy mojemu mózgowi . Same plusy, czyżby chłopaki się draznili... 💜💙❤ bosko !👏😻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3
      Fakt, 2 w nocy może być lekko mało kreatywną godziną xD
      W takim razie czekam z nieciepliwością! :)

      Usuń
  4. Heeej ��Długo nie komentowałam, ale i tak zaglądam prawie codziennie na Twojego bloga ��Coś mi się wydaje ze historia Mebuki powtórzy się, a wszystkie błędy przeszłości Sasuke kumulują się do zwrotów akcji których doświadczył razem Sakura. Itachi zapewne standardowo bierze wszystko na siebie i chce każdego chronić . �� Ale dość już spekulacji z mojej strony, mam tu dla ciebie prezent, kilka rozdziałów wcześniej zainspirował mnie pocałunek w opuszczonej kawiarni wiec postanowiłam Ci pokazać mój szkic Sasusaku, Sheeiren i Itachiego ��Chciałabym Ci to wysłać wiec jakbyś podała mi meila byłoby super �� ~Agnieszka Ile

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mebui* przepraszam zapisało mi się Mebuki w słowniku ☹️

      Usuń
    2. Hej hej!
      Widzę, że ktoś tu całkiem dobrze kombinuje. Ale! Nic już nie mówię, ćśśś.
      Prezent? Kocham prezenty <3

      sheeiren.imai@gmail.com

      Czekam z niecierpliwością i dziękuję!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ich przekomarzanki są bardzo dziecinne ;/ Ale chyba taki ich urok.

    Do Kirito od początku mam taki dystans. Niby przyjaciel, ale uważać trzeba.

    I miałam na końcu kolejną uroczą scenkę SS. WIncyj wincyj, aż do porzygu. Uwielbiam ich, no uwielbiam


    Najpierw pisze komcie na kompie, kopiuje i dodaje je przez fon. CO JEST? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jest dziecinne? :C Czemu łamiesz mi serce tymi słowami? :C
      Oj Kirito cię jeszcze zaskoczy XD <3

      NO NIE WIEM CO JEST, ALE MNIE TEŻ NOSI, ŻE NIE MOŻNA NORMALNIE KOMENTARZY DODAWAĆ XDD

      Usuń