27.02.2017

X - BUT WE COULD BE TOGETHER IF YOU WANTED TO


Nie potrafiłam się obudzić. Na zmianę jakbym traciła i odzyskiwała świadomość. Leżałam bez ruchu na łóżku, zapewne szpitalnym. Czułam pod palcami materiał prześcieradła, lecz nawet nimi nie mogłam ruszyć. Otworzenie oczu też nie wchodziło w grę.
Co jakiś czas wydawało mi się, że coś słyszałam, ale były to bezładne zdania, nie potrafiłam wyłapać ich sensu. Nie wiem, ile czasu spędziłam w ten sposób, ale była to dla mnie wieczność, okropnie męcząca wieczność.
Gdy wreszcie udało mi się otworzyć oczy, po którymś przebudzeniu z kolei, była noc. Bałam się, jak długo byłam przykuta do tego łóżka.
Spróbowałam podnieść prawą rękę. Gdy tylko delikatnie ją uniosłam poczułam ostry ból naciąganej, poranionej skóry. Od razu zaprzestałam dalszych prób ruchu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu na tyle na ile pozwalało mi obecne położenie głowy. Pojedyncza sala była przytulna, lecz pusta. Świadomość, że nikt przy mnie nie czuwał zasmuciła mnie trochę. Nie, żebym spodziewała się tłumu bliskich, ale...
Wtedy usłyszałam ciche chrapanie. A znałam to chrapanie.
- Ichiro? - Wychrypiałam, ale łzy od razu napłynęły mi do oczu.
Chyba cudem chłopak obudził się akurat wtedy.
Nie mogłam mówić. Gardło paliło mnie żywym ogniem, płuca również. Dziwne, bo dopiero jakbym teraz zwróciła na to uwagę. Dotarło do mnie również, że byłam bezradna. Mimo, że otworzyłam oczy wciąż nie mogłam nic zrobić.
- Sakura? - Miał zaspany głos, jakby lekko nie dowierzał, że się obudziłam. Niespodzianka. - Boże, nareszcie. - Szybko podbiegł do mojego łóżka, jakby chcąc się upewnić, że mu się to nie przyśniło. - Słyszysz mnie?
Stał nade mną z rozbieganym spojrzeniem. Naprawdę wyglądał na zmartwionego.
Spróbowałam delikatnie pokiwać głową. Widząc moje starania powstrzymał mnie ruchem dłoni.
- Mrugnij raz na “tak”, dwa na “nie”. - Mrugnęłam raz. - Dobrze. Pójdę po lekarza, zaraz wrócę, dobrze? - Ponownie raz.
Zacisnął usta jakbym wyglądała co najmniej fatalnie, i choć wolałam o tym teraz nie myśleć mimowolnie wkradło się to w moje myśli.
Ichiro jak zapowiedział tak zrobił. Po chwili wrócił razem z wysokim mężczyzną po czterdziestce w szpitalnym kitlu. Ten spojrzał na mnie, westchnął i dopiero wtedy stanął przy moim łóżku i zwrócił się do mnie.
- Nazywam się Hiraya Miro. Jestem pani lekarzem prowadzącym. Znajduje się pani w prywatnej klinice na obrzeżach Tokio. Ma pani tu zapewnioną najwyższej jakości opiekę medyczną. - Mówił to tonem, jakby ktoś go właśnie prowadził na ścięcie-znudzonym, jakby z nutką irytacji. Wcale nie pomogło to mojej psychice. - Została pani do nas przywieziona dwa dni temu z rozległymi, choć niegroźnymi oparzeniami nabytymi z powodu pożaru, który wybuchł w budynku siedziby firmy Rotza, zgadza się?
Ichiro szybko mu wytłumaczył na jakiej zasadzie się porozumiewaliśmy. Dopiero teraz zobaczyłam w ręce lekarza teczkę, z której wyciągnął jakieś papiery i zaczął je wypełniać. Nie siląc się na chociaż współczujące spojrzenie sprawdził moje dane.
- Dobrze, czas przejść do pani stanu.
Tym razem sięgnął po krzesło w rogu pokoju, przyniósł je sobie bliżej mnie i usiadł. Ichiro czujnie stał w nogach mojego łóżka, łypiąc na mężczyznę średnio przyjaznym spojrzeniem.
- Tak jak wcześniej powiedziałem, pani obrażenia są rozległe, ale relatywnie niegroźne, co nie znaczy, że nie sprawiają bólu. - Otworzyłam szerzej oczy chcąc mu powiedzieć: oh, naprawdę? - Jeżeli nie dojdzie do zakażenia powinny zagoić się dość szybko. Najbardziej ucierpiały pani plecy oraz ramiona. Cudem się pani z tego wywinęła, ponieważ zapaliły się też pani włosy, które natychmiast poddają się płomieniom. - Spojrzałam z przestraszeniem na Ichiro, ale on wykonał jedynie uspokajający gest. - Problemem jest też stan górnych dróg oddechowych. Nie może pani mówić. - Coś odnotował. - Czy oddychanie sprawia panno trudności?
Jeżeli oddychałam spokojnie i miarowo, to było do wytrzymania, ale obawiałam się, że to tylko początek możliwego bólu. Odpowiedziałam więc: tak.
- Czy ból jest na tyle wielki, że musimy panią podłączyć do maszyny, czy jest pani w stanie oddychać samodzielnie?
Już nic nie chciałam mówić, że to pytanie było gorzej niż beznadziejne. Wcale nie leżałam dwa dni bez tej maszyny, kiedy ból powinien być największy. Ech. Pomyślałam jednak, że jeśli byłoby to bardzo konieczne zrobiliby to i tak, ale najwyraźniej nie było.
Odpowiedziałam: nie.
- Świetnie.
Ponownie odhaczył jakieś pozycje na kartce. Ichiro wciąż na mnie patrzył. Nie mogłam wywnioskować o czym myślał. Ja za to zastanawiałam się, co tu robił. Mój były facet to chyba ostatnia osoba, jakiej bym się tu spodziewała.
- Zaraz przyjdzie do pani pielęgniarka. Trzeba będzie podać leki i zmienić opatrunki. - Mężczyzna wstał i zdegustowanym spojrzeniem omiótł małą salę. - Ach, jeszcze coś. - Wyjął z teczki jakąś kartkę. - Jest to, jak już wspomniałem, prywatna klinika, która w sumie uratowała pani życie niezgodnie z prawem, ale dostałem pewne wytyczne. - Podsunął mi papier pod rękę, jak gdyby nigdy nic. - Została tu pani zabrana z powodu pana Uchihy, wi…
- Co z nim?
Znów z mojej krtani wydobyło się skrzeczenie. Od razu odbiło się mocnym bólem po moim gardle.
-Obudził się przed panią, mimo mocniejszego zatrucia organizmu. - Mówił o tym, jakby nie miało to znaczenia, czy Sasuke miał się dobrze czy nie. Miałam ochotę dać mu za to w zęby.  
-Czyli jego stan jest stabilny? - zapytał Ichiro, zapewne widząc moją minę.
-Tak. Ma złamaną lewą rękę i lżejsze oparzenia niż pani, więc jest relatywnie w lepszej sytuacji. - Spojrzałam na Ichiro znacząco, więc znów się odezwał.
- Kiedy Sakura mogłaby go zobaczyć?
- Był tu jakiś czas temu, ale pani spała. Teraz on śpi. - Lekarz podszedł do drzwi i oparł się ramieniem o futrynę. - Myślę, że nie ma co się spieszyć. Niech państwo najpierw oboje wydobrzeją. Żegnam.
Drzwi zamknęły się za nim cicho.
- Ale dupek - mruknął Ichiro, siadając na krześle przy moim łóżku.
Myśl, że Sasuke wyszedł z tego bez większego szwanku uspokoiła mnie. Osobiście wolałam nie myśleć o niechybnych bliznach na moich plecach. Nie wspominając o bólu, dopóki to wszystko się nie zagoi, lecz jeśli chociaż on...
- Sakura? - spytał Ichiro, a ja skupiłam na nim swoje spojrzenie. - Z racji, że możesz odpowiadać tylko “tak” albo “nie”, to mamy trochę ograniczone pole rozmowy, ale damy radę. - Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i złapał mnie za dłoń, która wyszła z tego wszystkiego cało. Jednak jakby za jednym dotknięciem jego uśmiech zniknął, a w oczach pojawił się smutek. - Bardzo boli?
Jak diabli.
Odpowiedziałam “nie”.
- Czy to prawda, że zrobiłaś sobie to na własne życzenie? - Zamrugałam kilkukrotnie, nie rozumiejąc co miał na myśli. - Że wróciłaś do środka, po niego.
Wróciłam. Po kogoś obcego też bym się wróciła. Jednak fakt, że był to Uchiha tylko dodatkowo chwytał mnie za serce. Odkąd się obudziłam towarzyszyło mi takie dziwne uczucie, którego ani nie potrafiłam zdefiniować ani się pozbyć. A było definitywnie związane z nim. Wszystko co niestałe, niepewne i niebezpieczne w moim życiu to właśnie on. Mężczyzna, którego chyba wolałabym nie znać.
Ale czy na pewno?
Odpowiedziałam tak.
- Uratowałaś mu życie - szepnął, schylając się, aby pocałować moją dłoń. - Mimo, że mogłaś stracić swoje.
Nie myślałam wtedy w tych kategoriach. Nie myślałam… o sobie. Wizja Sasuke, który cierpiał, wystarczająco podziałała na moją psychikę, abym z powrotem wskoczyła w płomienie.
Choć może za dużo w tym dramaturgii. Zrobiłam co powinnam. Gdyby coś mu się stało, a byłaby wtedy bierna, to nie potrafiłabym żyć z tak wielkim poczuciem winy. Zjadłoby mnie nie mniej niż zrobił to ogień.
- Podobno za kilka dni będziesz mogła wyjść - odezwał się po długiej chwili Ichiro. - Teraz nie możesz się za bardzo ruszać, bo masz stare opatrunki, leki przestały działać i po prostu leżałaś trochę w bezruchu. - Posłał mi pocieszający uśmiech.
Ciekawiło mnie bardziej co tu robił.
Chyba zrozumiał, co mi chodziło po głowie.
- Wciąż masz mnie jako pierwszy kontakt. Jeszcze tego nie zmieniłaś.
Nie powiedział tego z wyrzutem czy złością. Raczej stwierdził fakt, mimo że wkradła się tam też nostalgia. Delikatnie ścisnęłam jego dłoń, chcąc powiedzieć: dziękuję.
Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Ichiro spojrzał na ekran komórki.
- Wybacz na chwilę.
Odszedł do okna. Nie, żeby coś to zmieniało, bo wszystko i tak doskonale słyszałam.
- Tak?
- Mam towar i jestem w drodze.
Towar? Zmarszczyłam brwi. Nie znałam tego damskiego głosu, który odezwał się w słuchawce.
- Musimy to przełożyć. - Ton Ichiro stał się spięty. Chłopak zerknął na mnie nerwowo przez ramię.
- Nie ma opcji, już jestem w drodze. A co, obudziła się?
Udawałam, że nic nie słyszę i przymknęłam oczy.
- Tak, więc…
- Trudno, jestem już pod kliniką.
- Nie wpuszczą cię.
Kim była ta kobieta? Wiedziała o mnie, choć jej nie znałam, miała tu teraz przyjść. Co się działo?
- Więc wyjdź do mnie.
- No dobra.
Ichiro się rozłączył i spojrzał na mnie kontrolnie, ale zdążyłam w odpowiednim momencie znów zamknąć oczy.
- Sakura, zaraz przyjdę.
Spojrzałam na niego, gdy się uśmiechał, ale coś mi nie grało. Do tego chciałam zobaczyć Sasuke, upewnić się, że wszystko było z nim w porządku. Jakoś nie dawało mi to spokoju.
Ichiro wyszedł, ale minął się w drzwiach z pielęgniarką. Niska młoda kobieta weszła do środka.
- Witam. Przyszłam zmienić pani opatrunki.
Najpierw dostałam leki przeciwbólowe - na szczęście. Dopiero potem, gdy coraz mniej czułam, pracownica zaczęła swoją robotę.
Ichiro. Jakaś kobieta. Towar. Napięty ton. On nigdy nic nie zamawiał, nie wiem skąd by  wytrzasnął coś takiego. Tym bardziej jaki kurier przynosiłby to do niego osobiście?
Zaczęłam się zastanawiać. Nigdy go nie podejrzewałam o nic złego, ale to było bardzo dziwne. Przez wątpliwości przebiła się myśl o Sasuke. Nie potrafiłam wyrzucić go z głowy. Chcąc czy nie myślałam o nim, jakby mi na nim zależało. I bałam się to przed sobą przyznać, choć najwyraźniej była to prawda.
- Leki zaraz powinny zacząć działać - powiedziała pielęgniarka, sięgając do szafki po nowe opatrunki. Dotknęłam jej ręki, gdy znalazła się w zasięgu mojego wzroku. Zaskoczyłam ją. -Tak?
- Może mi pani podać tamtą kurtkę? - szepnęłam. Kobieta musiała się pochylić, a ja powtórzyć najdelikatniej jak mogłam, lecz w końcu załapała.
Położyła kurtkę na krzesełku, na którym wcześniej siedział Ichiro, żebym mogła ją dosięgnąć.
Gdy byliśmy razem zawsze jedna sprawa mnie frapowała. Mianowicie nie mogłam grzebać mu w kurtce. Dziwne, ale przyjęłam to i nie drążyłam. Teraz jednak miałam powód by to sprawdzić. Operowanie jedną dłonią było kłopotliwe, ale powoli przeglądałam kieszenie po kolei. Prócz paru rachunków i lizaka nic nie znalazłam. Gdy już miałam się poddać przypomniałam sobie o małej kieszonce pod pachą. Ichiro zawsze je sobie doszywał. Czy to do bluz czy kurtek.
Pielęgniarka obróciła mnie w międzyczasie na brzuch. Nie obyło się bez pojękiwania i bólu, przy którym myślałam, że się rozpłaczę, ale udało się. Stała teraz tak, że nie widziała moich dłoni. Szybko więc zmacałam wewnętrzną stronę rękawa.
Nie wiem czego się spodziewałam, ale gdy wyciągnęłam stamtąd małą torebeczkę wypełnioną białym proszkiem aż zakręciło mi się w głowie. Szybko schowałam to na miejsce.
- Proszę to odłożyć. - Znów wysiliłam się na szept i po chwili kurtka wróciła na swoje miejsce.
Gdy teraz o tym pomyślałam, Ichiro faktycznie czasem gdzieś znikał, czasem coś mącił, ale nigdy nie podejrzewałam go o dragi.
Leki działały coraz mocniej, bo przestałam czuć jakikolwiek ból. Gdy odpływałam mojej głowy wbrew przypuszczeniom nie zaprzątała dilerska kariera byłego faceta, a mężczyzna zupełnie od niego różny, który bezustannie krążył po zakamarkach moich myśli, aby teraz towarzyszyć mi w snach.


Gdy się obudziłam coś świeciło mi w oczy. Odruchowo uniosłam rękę, aby je zakryć. Tym razem nie zatrzymał jej przeraźliwy ból, a nieprzyjemne uczucie ciągnięcia, co było miłym zaskoczeniem. Czułam jakiś ciężar na prawej nodze i już miałam nią ruszyć, żeby obudzić Ichiro, ale gdy się okazało, że to wcale nie Ichiro aż wstrzymałam na chwilę oddech.
Sasuke spał, częściowo znajdując się na moim łóżku. Leżał na zdrowym, prawym ramieniu. Miał ranę na policzku i rozciętą skroń. Lewa ręka wyglądała gorzej. Mogłam ją opisać jako gips otoczony wielkim siniakiem i opatrunkiem po oparzeniu. Część od łokcia do nadgarstka, łącznie z dłonią, była usztywniona. Nie wiem, dlaczego personel nie zabrał go do jego pokoju, co przecież powinien zrobić, ale nie przeszkadzało mi to. Od momentu, gdy obudziłam się pierwszy raz, chciałam go zobaczyć. Upewnić się, że na pewno udało mi się go stamtąd wyprowadzić.
Widząc go, wyobrażając sobie nas tak oboje leżących na tym szpitalnym łóżku do oczu napłynęły mi łzy. Już teraz nie mogłam się oszukiwać, że nic się nie stało.
Nie mogłam też zanieść się szlochem, moje gardło mi na to nie pozwalało. Cieszyłam się, że Sasuke spał, nie chciałabym aby widział jak się rozklejam. Miałam być przecież silna.
Taaa.
Mogłam dosięgnąć go dłonią, a dokładnie jego włosów, w które ostatnio tak chętnie wplatałam palce. Na wspomnienie tamtej nocy przeszedł mnie dreszcz. W końcu oficjalnie zostaliśmy parą, mimo że prawie w ogóle się nie znaliśmy.
Delikatnie przesunęłam się w prawo, aby móc dotknąć jego policzka, który teraz pokrywał kilkudniowy, krótki i twardy zarost. Uśmiechnęłam się, pierwszy raz od pożaru. I to na jego widok.
Wiem już co między nami nie grało. Miałam teraz wiele czasu na rozmyślanie, tym bardziej, że Sasuke spał twardo, co jakiś czas nawet się nieświadomie poprawiał mimo bardzo niewygodnej, skrzywionej pozycji.
Przemyślałam wszystkie nasze spotkania, zbliżenia, rozmowy. Zostaliśmy parą, nie znając się nawzajem, a co za tym idzie stworzyliśmy związek bez zaufania, bez zrozumienia. Choć raczej nazwałbym to umową. Żadne nie kochało drugiego. Pożądało, owszem, ale na samym pożądaniu nie da się zbudować przyszłości. Jeśli chcieliśmy to ciągnąć musielibyśmy włożyć w to dużo pracy. Przynajmniej ja chciałam. Bałam się to przyznać, ale chciałam go. Chciałam być jego w każdym znaczeniu tego słowa.
- Sakura? - Sasuke obudził się. Od razu gdy wypowiedział moje imię skrzywił się z bólu, bo zdrową ręką złapał się za gardło.
Skinęłam lekko głową, a on westchnął. Wziął moją dłoń i zamknął ją w swojej. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, gdy poczułam jego ciepło. Pomimo moich wątpliwości rozluźniłam się. Jakbym potrafiła się zrelaksować dopiero, gdy miałam go przy sobie. Pięknie niepokojące zjawisko.
- Jak się czujesz? - spytał już szeptem, wcześniej przysuwając się nieco. Nie odrywał ode mnie oczu.
Był inny. Jego mimika była inna, widziałam na jego twarzy emocje. Żywe emocje, prawdziwe. Było ich tyle, jakbym po prostu dostała obuchem w łeb. Dlaczego? Słabo się znaliśmy, więc jeszcze nie doświadczyłam troski w jego wykonaniu. Teraz jednak miałam ją wręcz na wyciągnięcie ręki.
- Lepiej. Już mogę się trochę ruszać. - Uśmiechnęłam się lekko. Chyba robił to nieświadomie, ale gładził delikatnie moją dłoń. Zamyślił się, więc mu nie przeszkadzałam. Zmarszczył brwi, uświadomiwszy sobie co robił i przestał, lecz potem jakby nigdy nic zaczął robić to znowu.
Miałam ochotę się roześmiać.
- Cieszę się, że już się obudziłaś.
Zapatrzył się w jeden punkt gdzieś na pościeli. Chorą rękę oparł o swoją nogę, drugą poświęcił mi. Przestawałam czuć się przy nim niezręcznie. Powoli uczyłam się do niego przyzwyczajać. W końcu chciałam to umieć.
- Dobrze wiedzieć, że ty też się jakoś trzymasz - odpowiedziałam, ale on się skrzywił.
- “Jakoś” to faktycznie dobre słowo.
Patrzyłam na niego bez skrępowania, zadowolona, że do mnie przyszedł. Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać, więc lepiej było zakładać najgorsze. Pierwszy raz od dawna się nie zawiodłam.
- Masz świadomość, że gdybyś po mnie nie wróciła…
- Nie mów tak - przerwałam mu, choć za pomocą szeptu nie wyszło to dość efektownie.
Nie patrzyłam na siebie przez pryzmat bohatera, dla mnie to co zrobiłam było po prostu ludzkie. Na miejscu ochroniarzy, do końca życia nie wyzbyłabym się wyrzutów sumienia.
- Niestety taka jest prawda. - Zacisnął usta i zmarszczył brwi. Widocznie go to męczyło. Pierwszy raz miałam okazję oglądać całą gamę uczuć w wykonaniu Uchihy i jakieś ciche przeświadczenie mówiło: napatrz się, to się rzadko zdarza.
- Nawet jeśli, to jesteśmy kwita. - Uniósł na mnie oczy, a ja się uśmiechnęłam. Jakby to co się stało zbliżyło nas do siebie. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy przyznawałam przed sobą takie rzeczy było mi głupio. Wstyd przed samą sobą. Beznadziejnie niepotrzebne uczucie.
- Kwita?
- Ten strzał w domu Itachiego, pamiętasz?
Nie chciałam, aby czuł się winny. Nie znałam przyczyn pożaru, jednak co to zmieniało? Oboje ucierpieliśmy i miałam dziwną pewność, że on też by po mnie wrócił, choć może wolałam się łudzić. Ciężko określić. Na pewno chciałabym tego.
- Przestań, to zupełnie co innego. - Zganił mnie od razu, robiąc się zły.
Co poszło nie tak?
- Czemu niby?
- Wiesz, bardzo się cieszę, że tak się to zakończyło, ale zareagowałem istynktownie i…
- Też zareagowałam instynktownie - przerwałam mu, czując się źle w roli super hero. Nie podobała mi się, skupiała za dużo uwagi.
- Sakura. - Gniewnie zmrużył oczy. Chyba miałam miałknąć “przepraszam”, podkulić ogon i przyznać mu rację. Aj, nie wyszło.
- Co?
- Pstro - powiedział to trochę za głośno przez co zabolało go gardło. Zacisnął dłonie w pięści i skulił się od razu, bo z przyzwyczajenia zrobił to dwoma rękoma, a jedna z nich była teraz w opłakanym stanie. Mogłam tylko na to patrzeć, co wprawiło mnie w konsternację. Nie wiem, czy było gorsze uczucie niż bezsilność. - Gdybyś zapomniała, to wybiegłaś cała i zdrowa na korytarz, po czym wróciłaś do płonącego mieszkania - szepnął, gdy się uspokoił.
- Twoi ochroniarze się do tego nie kwapili, więc co mia…
- Nie wiem co miałaś zrobić, ale powrót tam był najgorszym wyjściem.
Chwila moment. Zamierzał mnie teraz zbesztać za to, że go stamtąd wyniosłam?
Chyba widząc moją minę podłapał też mój tok myślenia, który zdecydowanie był na jego niekorzyść.
- Nie zrozum mnie źle. - Przewrócił oczami. Łał. Normalnie przewrócił oczami jak mały dzieciak. - Bardzo jestem ci… wdzięczny, ale gdyby coś poszło nie tak znaleźliby dwa trupy zamiast jednego.
No i co ja miałam mu powiedzieć? Szepnąć, to znaczy.
- Nie myślałam wtedy dość racjonalnie - przyznałam w końcu. - Ale gdybym cię tam zostawiła, to do końca życia bym sobie nie wybaczyła.
Uniósł na mnie wzrok i wpatrywał się w moje oczy odrobinę za długo, abym uznała to za przypadek. Ponownie dotknął mojej dłoni.
- Nikt chyba nigdy aż tyle dla mnie nie zrobił. - Wstrzymałam oddech na chwilę. Nie wiedziałam co powiedzieć, zaskoczył mnie. - Masz pojęcie co ty w ogóle zrobiłaś? - Spuścił głowę i westchnął. Znów nie przypominał “siebie”, jakim go znałam. Ale co jeśli to była ta część, którą dopiero miałam poznać?
- Możemy się nad tym nie rozwodzić? - Skrzywiłam się nieznacznie, nie chcąc go zrazić do rozmowy, oczywiście, a jedynie do tego tematu. - Nie chcę do tego wracać. Do końca życia będę się już chyba bała ognia i nie zapomnę tego żaru na plecach, gdy już prawie udało nam się wyjść. - Zamknęłam na chwilę oczy, aby uspokoić myśli. Sasuke dzielnie czekał na moje kolejne słowa. - Nie potrafiłam cię tam zostawić i już, okej? Po prostu nie potrafiłam. Nie myślałam wtedy o sobie, a gdy zobaczyłam, że nie możesz się ruszać, to w ogóle o mało nie wpadłam w panikę. Wiem, że wyszliśmy z tego cało cudem, ale proszę nie wracajmy do tego, o ile nie musimy dob…
Mając zamknięte oczy nie widziałam, że się nade mną pochylił, aby sięgnąć moich ust. Zaskoczona od razu uchyliłam powieki, wychodząc na spotkanie jakby trochę zatroskanego spojrzenia, które miałam wrażenie, że zapraszało do siebie. Mówiło: chodź ze mną, a pokażę ci czym jest ciemność.
A ja przecież bałam się ciemności.


Odetchnęłam, gdy oparł swoje czoło o moje. Trwaliśmy tak dłuższy moment, wsłuchując się we własne oddechy.
Pierwszy raz od dawna czułam się szczęśliwa.
- Ekhm.
W drzwiach stała zakłopotana pielęgniarka, ta sama co ostatnio. Sasuke jak gdyby nic chrząknął, jakby równie dobrze weszła momencie rozmowy o wojnie secesyjnej. Wstał i wyprostował się. Skrzywił się, bo chyba zrobił to za szybko.
- Za ile pani skończy? - spytał szeptem kobiety, która była tak podekscytowana, że przez rumieniec na jej twarzy przypominała pomidora.
- Za dwadzieścia minut wszystko powinno być zrobione - odpowiedziała, jakby lekko wstydliwie.
Głupia małpa. A zresztą. Mogła się na niego patrzeć ile chciała. Przecież podobno byliśmy teraz razem. Cholera, faktycznie byliśmy.
Wszystko na to wskazywało.
- Wspaniale. Proszę mnie wtedy zawiadomić.
Znów pojawił się pan bogaty prezes Uchiha, bo do pielęgniarki mówił tonem stanowczym - o ile można było tak określić szept. Mi na pożegnanie skinął głową, lecz wydaje mi się, że dostrzegłam na jego ustach cień ironicznego uśmiechu.
- Ale ma pani szczęście - powiedziała kobieta, wciąż zawstydzona.
- Tak?
- Jeszcze pani pyta? - oburzyła się lekko, ale wzięła się do swoich obowiązków. Znałam już rytuał, łącznie z wykonywaniem takich ruchów, aby nie naruszyć kroplówki, ponieważ będąc karmiona przez rurkę i pod kroplówką nie miałam za wiele możliwości. Nie wspominając o cewniku, na którego myśl robiło mi się niedobrze.
- Może…
- Inteligentny, przystojny, bogaty - mruknęła pod nosem. - I czuły z tego co widziałam. - Puściła mi oczko, a ja miałam ochotę schować się pod kołdrą.
- No w sumie tak.
- W sumie? - Otworzyła szerzej oczy. - To partia z serii, z serii - zamyśliła się - najlepszej, o. Wiem co mówię. - Spojrzała na mnie z niekrytym żalem. - Mój facet po pracy tylko siedzi przed telewizorem, nie jest nawet w połowie tak przystojny, nie mówiąc o pieniądzach. - Machnęła ręką, a ja miałam ochotę się roześmiać. - Także skoro już go chwyciłaś dziewczyno, to się go nie puszczaj.
- Najlepiej to się w ogóle nie puszczać.
Nie wiem, czemu to powiedziałam do nieznajomej, starszej ode mnie kobiety, lecz co dziwniejsze ona złapała ten beznadziejny żart.
- Dobre!
Po tej reakcji zdecydowałam się nie odzywać i przeżyć zmianę opatrunków z godnością. Tak też się stało.
- To ja powiadomię pana Uchihę, że już może przyjść - powiedziała podniecona na samą myśl rozmowy z nim. Dobrze, że nie wiedziała co robi, gdy gaśnie światło w odpowiedniej atmosferze, bo chyba zeszłaby na zawał.
- Super, dziękuję.
Wyszła, zostawiając mnie samą. Nie miałam innej alternatywy niż gapić się w sufit, dopóki szanowny pan Uchiha do nie przyjdzie. Ech.
Ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się chwilę po wyjściu pielęgniarki. Pojawił się w nich mężczyzna. Wysoki i przystojny, ale kolor włosów się nie zgadzał.
- Boże, Sakura. Chcesz odszkodowanie za przyprawienie mnie o dreszcze?
Taktowny jak zawsze.
- Mi też miło cię widzieć, Kirito - szepnęłam, ale on tylko zmarszczył brwi. Pokazałam mu dłonią, aby trochę podszedł i powtórzyłam.
- No chciałbym powiedzieć, że mi też, ale… sama rozumiesz. - Ponownie otaksował mnie spojrzeniem, po czym z westchnieniem usiadł na krześle. Chyba już nie miał siły na żarty. - Cieszę się, że tylko tak się to skończyło.
- Że na razie nie mogę wstać i będę oszpecona do końca życia? Fantastycznie. - Miałam ochotę burknąć w odpowiedzi.
- Chciałbym ci podziękować za uratowanie życia mojemu przyjacielowi, bo jest opcja, że jeszcze tego nie zrobił i…
- Zrobiłem.
Usłyszałam ten szept tylko dlatego, że już się na niego wyczuliłam. Sasuke stał w niezamkniętych przez Kirito drzwiach, wbijając w plecy blondyna mordercze spojrzenie.
- I chciałbym po prostu przeprosić za jego wrodzone chamstwo i bezczelność, no sama wiesz, jak jest. Na szczęście nie masz obowiązku użerać się z nim codzienn…
- Chwilowo ma, bo jest moją dziewczyną, to raz. - Sasuke podszedł bliżej tak, aby Kirito go usłyszał. - Po drugie mam w sobie na tyle przezywoitości, żeby podziękować za to, co zrobiła. - Wyglądał na urażonego, a w jego wypadku zawsze najlepszą obroną był atak.
- Sakura, co ty zrobiłaś ze swoim życiem? - jęknął Kirito, wznosząc oczy ku niebu. - Związałaś się z tym zimnym królem chłodu, który barykaduje się w swej twierdzy na szczycie drapacza chmur i nikogo do niego nie wpuszcza pod karą śmierci? - zironizował, a Sasuke znów dziś przewrócił oczami. Strasznie śmiesznie wtedy wyglądał.
- Nikogo tam nie wpuszcza? - zwróciłam się do blondyna.
- Nooo! Prócz mnie, Naruto, Dyary, Sheeiren i Itachiego…
Na wzmiankę o swoim bracie Sasuke spiął się. Po tym jak spojrzeli po sobie z Kirito widziałam, że czegoś mi nie powiedzieli.
- No dalej, czekam. - Poklepałam delikatnie wolne miejsce na łóżku. - Co dokładnie pragniecie mi przekazać?
Oboje usiedli, Sasuke bliżej, Kirito odsunął się trochę dalej. Wygodnie ułożył chorą rękę, co obserwowaliśmy w milczeniu. A potem na mnie spojrzał. Jakby wiedział, że nie spodoba mi się to, co usłyszę.
- Wciąż czekam - pogoniłam ich.
- Jakby zacząć… - Kirito podrapał się po karku i rzucając Sasuke znaczące spojrzenie.
- Jesteśmy w prywatnej  klinice, którą kiedyś kupiłem, gdyby coś się stało moim bliskim. Cała jest obstawiona przez ochronę, tym bardziej lepiej wyszkoloną. - Zmrużył gniewnie oczy, zapewne na wspomnienie o tej ostatniej, która nie przyniosła rezultatu. - Nikt poza kilkoma osobami nie wie, że tu jesteśmy. I tak, uprzedziłem i uspokoiłem twoich rodziców, o wszystkim wiedzą.
To jeszcze nie było wszystko, na pewno nie.
- Do mediów została podana informacja, że pożar wybuchł przez wielkie spięcie sieci, co można podpiąć pod wcześniejsze awarie oraz, że nikt nie ucierpiał.
- Że co?
Byłam oburzona. W sensie to nie tak, że nie mogłam się doczekać serii wywiadów “jak to uratowałam Sasuke Uchihę”, ale nie powinno się tak robić. Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.
- Zanim zaczniesz krzyczeć - przerwał na moment - ach, no tak, nie zaczniesz. - Gdyby tylko moje spojrzenie mogło zabijać.... - Miałem swoje powody, żeby to zrobić. - Usadowił się wygodniej, a ja nadstawiłam uszu. - Mieszkanie zostało celowo podpalone, wylano w środku benzynę. - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Czy to lokum nie było czasem super ultra zabezpieczone? - Tym razem uderzyli ze strony, z której się zupełnie nie spodziewałem. - Zacisnął gniewnie szczękę, a Kirito lekko poklepał go po zdrowym ramieniu. - Pamiętasz tego uroczego dziadka, który cię wpuścił? Z którego powodu wróciłem się do płonącego mieszkania?
- Tak. - Miałam złe przeczucia.
- To on podłożył ogień.
- Co? To bez sensu - szepnęłam odrobinę za szybko.
- Pomijając to, że miał dostać za to milion euro, to tak.
Okej, tego się nie spodziewałam.
- Warto dodać, że Sasuke go przygarnął, dał dach nad głową i tak dalej i tak dalej - dorzucił gorzko Kirito.
- Co się z nim teraz stanie? - spytałam, obawiając się odpowiedzi.
- Już się stało - rzucił blondyn, odwracając wzrok.
- Umarł na zawał. - Sasuke mówiąc to zachował kamienny wyraz twarzy. - Dostał ataku, gdy zobaczył jak padłaś nieprzytomna w progu ze mną na plecach.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Miałam w głowie totalny mętlik. A ten dziadek wydawał się taki miły, taki przyjazny. Czy gdy mnie tak wpuszczał wiedział, jak to się skończy? Na pewno.
Z momentem uświadomienia sobie tego moje współczucie sięgnęło zera.
- Z naszego punktu widzenia, to dobrze, jak źle by to nie brzmiało. - Spojrzałąm na Sasuke, chcąc się z nim nie zgodzić. Jednak nie mogłam. - Mniej świadków, mniej problemów.
- Kto mu za to zapłacił?
- Tego jeszcze nie ustaliliśmy.
Co ja to mówiłam o bezsilności? Że to najgorsze uczucie ze wszystkich? Chyba tak to leciało.
- Ale to nie koniec - mruknął Kirito i założył ręce na piersi, jakby mówiąc, że nie chce mieć z tym nic wspólnego.
- Może być gorzej?
- Może. - Skinął głową w potwierdzeniu.
Ponownie skupiłam się na Sasuke, który przestał być już “panem prezesem”, minimalnie dając się przejrzeć. Był zmartwiony.
- Kilka dni temu ktoś próbował porwać Riv.
To było chyba za dużo wspaniałych newsów jednego dnia. Czemu ktoś chciałby zrobić krzywdę temu dziecku? Za błędy ojca? Naprawdę?
- Sheeiren do tego nie dopuściła, ale zapłaciła za to dość wysoką cenę.
Po tych słowach zamilkł, kiedy ja bałam się najgorszego.
- Nie mówcie, że ona…
- Jest w śpiączce, jeśli o to pytasz. Mocno oberwała w głowę.
Co tu się działo, w co ja się do cholery wplątałam. To było ponad moje siły. Nie dość, że ktoś już zginął, ktoś prawie, w tym ja, to jeszcze słyszę o próbie porwania kilkuletniej dziewczynki. Za dużo tego na raz. Za dużo.  
- I jakie są rokowania?
- Żadne - odpowiedział szybko. - Nie mają pojęcia kiedy się obudzi, o ile w ogóle.
Czy to już to wrażenie, gdy ziemia wysuwa mi się spod nóg, a ja nie mam się czego złapać? Halo, mayday. Proszę mnie obudzić z tego koszmaru.
Siedzieliśmy w ciszy przez całkiem spory czas. Nikt nie miał zamiaru się odezwać, bo nic teraz nie było wystarczająco odpowiednie. Po prostu nic. Sama miałam w głowie pustkę.
- Czy to jedna i tak sama osoba? - spytałam w końcu, gdy udało mi się chociaż trochę uporządkować myśli.
- Nie wiemy - odpowiedzieli zgodnie.
- A jest coś co wiecie?
Miałam ochotę warknąć. Chyba zaczynało mnie przerastać to wszystko.
- To chyba czas, żebyś odkrył karty, Sasuke. - Skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia, gdy tylko zamilkłam.
Uchiha musiał coś wiedzieć, po prostu musiał. To niemożliwe, żeby ktoś w ten sposób traktował niewinnego człowieka. Popełnił kiedyś błąd, za który płacą teraz jego bliscy. To jedyna logiczna odpowiedź. Sasuke na pewno czegoś się domyślał. Nie pokazywał tego po sobie, ale dla mnie był to pewnik. Zaczęłam się poważnie martwić o siebie. W końcu oberwałam, mimo że przypadkiem. Wątpię, aby ktoś przewidział, że akurat tego dnia przyjdę do jego apartamentu. Tym bardziej, iże Kirito powiedział, że mało kto prócz niego tam przebywał. Czułam jak coraz mocniej się denerwuję.
Sasuke wiedział, na pewno coś wiedział. Tylko czy ja również byłam gotowa, aby wiedzieć?
- Odkrył karty, to znaczy? - Zmrużył oczy, jakby stał się trochę niepewny.
Mam cię.
- Nikt nie nękałby cię w ten sposób, gdybyś komuś kiedyś nie zalazł za skórę. Przyznaj.
W pokoju zapadła cisza. Kirito wpatrywał się w podłogę, jakby chcąc dać nam znać: mnie tu nie ma, mną się nie przejmujcie - gdy my wpatrywaliśmy się w siebie, lecz tym razem bez cienia czułości.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- A to, że i ja dostałam listy, że ktoś prawie groził mojej mamie, że ktoś mnie odurzył, żeby wyczyniać Bóg wie jakie rzeczy? - Kirito po moich słowach przestał udawać, że go to nie dotyczy. Uniósł głowę i spojrzał na Sasuke kontrolnie. - Co jeszcze ma się stać?
- Naprawdę posądzasz mnie o to wszystko?
Zabolało, co?
- Moje kłopoty zaczęły się, gdy cię poznałam. Strzelano do mnie, o mały włos nie zginęłam w pożarze, ktoś próbował porwać Riv, a Sheeiren leży w śpiącze.
Popełniłam błąd, bo uniosłam głos. Ból rozlał się po moim gardle jak wrząca lawa, a ja nie potrafiąc tego przezwyciężyć jęknęłam, co zupełnie mi nie pomogło.
Sasuke miał zaciśniętą szczękę i pięść. Tym razem szczęśliwie jedną. Kirito wyglądał, jakby dopiero teraz zmierzył się z tym wszystkim twarzą w twarz, co ja zrobiłam zdecydowanie wcześniej.
- Kto ci groził, kiedy? - odezwał się wreszcie blondyn. Wyglądał na zmartwionego.
- Dostałam listy, ten ktoś dokładnie wie gdzie i kiedy jestem, co robię. - Opuściłam głowę na poduszkę, bo zdrętwiała i szyja. Zwróciłam ją w stronę okna, z którego widziałam jedynie koronę drzewa i bezchmurne niebo.
Opisałam wszystko po krótce, na co Kirito odpowiedział.
- To wygląda trochę tak, jakby było dwóch sprawców, jak nie więcej. - Od razu podchwyciłam jego spojrzenie.
- Co masz na myśli?
- No patrz. Ktoś wysyła listy, z których nie wynika nic konkretnego. Pasuje mi to do kobiety, jakiegoś motywu zazdrości zawiści, nie wiem, jak do końca to określić. - Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach. Od razu pomyślałam o Cynthi, kobiecie, którą poznałam, gdy była nieprzytomna na tylnym siedzieniu auta Sasuke. Jednak musiałam ją odrzucić, ponieważ skoro niedawno wyszła z ośrodka, to nie mogła o mnie wiedzieć. W końcu znaliśmy się z Uchihą krótko. - To trochę jak dziecinada, rozumiecie. - Skinęłam głową, nie chcąc mu przerywać. - Za to strzał, włamanie się do systemu, porwanie, pożar. Może te osoby współpracują ze sobą. Jedna wszystkim kieruje, ale ma pod sobą małego padawana, któremu pozwala kontynuować własną zemstę.
- Padawana, serio? - Nie sądziłam, że uzależnienie mężczyzn od uniwersum Star Wars sięga tak głęboko, żeby bazować na nim w takich sytuacjach.
- No wiesz, o czym mówię. - Kirito machnął ręką, ale chyba jeszcze nie skończył swojego wywodu. - To ktoś, kto potrafił przełamać zabezpieczenia Rotzy, zasadził się na twoje konta bankowe. - Spojrzał na Sasuke, który przez cały czas siedział niewzruszenie, przez co nie mogłam nic z niego wyczytać. Przestał być dla mnie łatwy w odbiorze. - I ktoś na tyle bezwzględny, żeby podpalić twoje mieszkanie i próbować porwać kilkulatkę.
- I musi mieć pieniądze - przerwałam mu, ale chyba był to mój błąd.
- Skoro przełamał się przez blokady Rotzy mógł równie dobrze shakować konto bankowe. - Sasuke wciąż się nie poruszył. Tym cichym szeptem zgasił mnie od razu. - Kamerdyner był starym człowiekiem, łatwno można było go oszukać.
- Tylko w takim razie po co ktoś miałby podać Sakurze tabletkę gwałtu w klubie? - Słusznie zauważył Kirito.
- Co, jeśli to przypadek? - spytałam niepewnie. - W skońcu Hinata też o mało takiej nieświadomie nie zażyła.
- Ale ktoś wsypał je do obu drinków, gdybyś jednak sięgnęła po niewłaściwy.
Hm. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Bardziej pasuje to pod osobę numer jeden.
- No tak, tylko wysyła wam listy z podróżkami, ale nie mówi czego chce. Nie pije bezpośrednio do was, a do pieniędzy, które mieliście już macie. - Musiałam przyznać Kirito częściowo rację. Za terapią mojej mamy też stała potężna kasa. - Te osoby nie muszą być ze sobą powiązane, mogły po prostu uderzyć w tym samym czasie.
- Tak wielki zbieg okoliczości? - zwątpiłam. Teoria spiskowa goniła teorię spiskową. Wszystko brzmiało jak serial kryminalny pokroju W-11, co znaczyło, że to zupełnie nie musiało być prawdą.
- Patrząc po tym co się dzieje, wszystko może się zdarzyć.
Blondyn wstał i podszedł do okna. Uchiha pozostał w bezruchu, nawet gdy wiedział, że na niego patrzę. Na pewno coś wiedział. Coś, czego na pewno nie wiedziałam ja. Kirito pozostał niewiadomą.
- Z racji, że przestało mnie to bawić, jestem za tym, aby wreszcie to zgłosić na policję - szepnęłam po kolejnej dość długiej chwili milczenia.
- Nie. - Odpowiedź Sasuke była wręcz natychmiastowa, co tylko zaczynało potwierdzać moje wątpliwości.
- A może jednak? - Kirito odwrócił się i spojrzał na przyjaciela z troską. Już dawno zrozumiałam, że byli dla siebie jak bracia, ale najwyraźniej jeden z nich nie był wystarczająco szczery.
- Zaufajcie mi.
Co tak skrzętnie ukrywał, że był w stanie pozwolić sobie na tracenie ludzi z najbliższego otoczenia? Jeśli to z jego powodu Sheeiren jest w śpiączce, Itachi nigdy mu tego nie wybaczy.
- Zaufałam ci, gdy dostałam pierwszy list, drugi też. Gdy wyniosłeś mnie na rękach z klubu, kiedy straciłam przytomność, ale teraz to zaczyna naprawdę źle wyglądać.
- Więc zrób to, cholera, znowu.
Sasuke wstał szybko, na co odruchowo się skrzywił. Chyba zbierał się do wyjścia.
- Stary, też mi się to nie podoba. - Kirito skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wychodząc mu na przeciw. - Co, jeśli następnym razem ucierpi moja boska twarz Adonisa? Żadna operacja mi jej nie zwróci!
Przyznaję, to było śmieszne. I rozluźniło atmosferę, ale na bardzo, bardzo krótko.
- Jak ucierpi, to będziemy się martwić - odpowiedział mu Sasuke, co mnie tylko bardziej rozwścieczyło.
- Powtarzam, co jeszcze musi się stać, żebyś wreszcie powiedział, co ukrywasz?
- Nic nie ukrywam. - Spojrzał na mnie przez zdrowe ramię, spojrzeniem karząc mi się uciszyć.
O nie, kochany. Nie tym razem.
- Więc dlaczego mam tego nie zgłaszać. Podaj mi chociaż jeden powód.
- Skoro już jesteśmy razem, to powinnaś trzymać moją stronę - odparował, używając bardzo złego sposobu.
- Mimo że inni mogą przez to ucierpieć? - Zacisnęłam usta, chcąc, żeby już stąd wyszedł. Żeby po prostu zniknął z mojego pola widzenia.
- A nie na tym to polega? - Uniósł brew. - Na zawsze, mimo wszystko, do śmierci? - Machnął lekceważąco prawą ręką. Byłam pewna, że mówił to, bo chciał, żeby mnie to zabolało, żebym osłabła i wreszcie przestała zadawać niewygodne pytania. I tyle wystarzczyło. Miałam dość na dziś.
- Sasuke… - mruknął Kirito, próbując mu przekazać: stary, to kiepski pomysł.
- Jak wysoką cenę miałabym płacić, aby wspaniały pan Uchiha spojrzał na mnie łaskawym okiem i pozwolił ze sobą być? - Prychnęłam, lecz bezgłośna wersja nie dała odpowiedniego efektu, przez co tylko wydęłam usta. - Zejdź mi z oczu.
Przez chwilę widziałam na jego twarzy zaskoczenie, ale szybko je zakrył obojętnością, która sięgnęła nawet jego spojrzenia, które stało się beznamiętne.
- Chodź - rzucił do Kirito, po czym wyszedł z mojego pokoju, nawet się nie odwracając. Blondyn za to podszedł do mnie i dotknął mojej dłoni, szczerze przejęty.
- Zrobię co będę mógł. - Poklepał mnie lekko po głowie niczym młodszą siostrę i zniknął za Sasuke, którego miałam ochotę dorwać w swoje ręce i rozszarpać. Niewiedza była uczuciem stojącym zaraz obok bezsilności. Były one sobie w końcu wzajemnie pokrewne.  
Gdy wyszli przez dość długi czas leżałam w bezruchu, analizując to wszystko. Nie dawała mi spokoju treść ostatniego listu, o terapii mamy, a dokładniej - jeśli wierzyć Kirito - o pieniądzach, dzięki którym była ona możliwa. Jednak były one ze spadku po ciotce Ichiro, przecież widziałam te cholerne dokumenty, podpisałam je. Nie nalegałam na osobiste spotkanie u notariusza. Spytałam o to raz Ichiro, ale zaczął coś kręcić. Dopiero teraz sobie o tym przypomniałam. Jednak ufałam mu, więc puściłam to mimo uszu. Może tu popełniłam błąd?
Musiałam się z nim skontaktować, musiałam porozmawiać z Ichiro. Nie tylko o tych pieniądzach, ale i o tym, co znalazłam w jego kurtce. Miałam w życiu za dużo niewiadomych. Nadszedł czas, aby wyjaśnić chociaż jedną.
Dopiero teraz zorientowałam się, że Uchiha zamknął mnie tutaj jak w klatce. Nie mogłam skorzystać z telefonu, bo żadnego tu nie było. Moja torebka wraz z całą zawartością spaliła się w jego mieszkaniu. Powiedział, że powiadomił moich rodziców, ale czy ja w ogóle mogłam mu ufać? Bo na razie miałam za sobą same argumenty, aby tego nie robić.
W końcu, gdy zaczęło się ściemniać, a moja nuda sięgnęła górnej granicy kliknęłam guzik, aby przywołać pielęgniarkę. Na ścianie wisiał telewizor, ale nigdzie nie widziałam do niego pilota.
Ta sama kobieta co ostatnio weszła do środka. Jej uśmiech sięgał od ucha do ucha, gdy do mnie podeszła.
- Coś nie tak, pani Naremii?
Chwila.
Co?
- Jak się pani do mnie zwróciła?
- Sarada Naremii - powtórzyła, a ja aż zamrugałam.
Co za złamas. Nawet nie podał mojego prawdziwego nazwiska. Jak bardzo zależało mu na tym, aby nic się nie wydało, to aż niepojęte. Czy było tego warte?
- Coś się stało? - Kobieta wyglądała na zmartwioną, więc wolałam dodatkowo jej nie denerwować. Niech chociaż ona ma spokojny wieczór.
Tylko w takim razie, jakim cudem Ichiro był przy moim łóżku, skoro wcześniej się nie obudziłam? Jeśli nie mieli moich prawdziwych danych, nie mogli wiedzieć, że był moim pierwszym kontaktem, a Sasuke na pewno do niego nie zadzwonił.
Im głębiej w las tym więcej drzew…
- Czy mogę poprosić o telefon i pilot do telewizora? - szepnęłam, a ona zmarszczyła brwi.
- Pilot mogę pani przynieść, oczywiście, ale co do telefonu… - Podrapała się zakłopotana po karku, jakby nie do końca wiedząc, co mi powiedzieć. - Pan Uchiha mi tego odradził.
Aha. Wspaniale.
- Co ma pani na myśli, mówiąc: odradził?
- Nooo, mam pani go po prostu nie dawać - powiedziała cicho zawstydzona.
Świetnie, zamknął mnie tu jak w klatce. Pięknie opakowanej cholernej klatce.
- Bo wie pani, chciałabym mu jakoś podziękować za to, jak się mną zaopiekował. - Uśmiechnęłam się do niej najpiękniej jak tylko mogłam. - Chciałabym, aby moja przyjaciółka przyniosła mi coś dla niego. Taki, o, osobisty podarek. - Musiałam zabrzmieć dość przekonująco, bo zaczęła się wahać. - Wie pani, jak to jest z mężczyznami. Trzeba umieć im dogodzić, aby dalej byli tacy wspaniali, czuli… - spróbowałam podkreślić ostatnie słowo, bo sama go ostatnio użyła opisując Uchihę.
- Tak pani mówi? - W jej oczach znów dziś zaświeciły się ogniki zainteresowania. Cap, łyknęła haczyk.
- Tak. Proszę mi pomóc, jak kobieta kobiecie. - Puściłam do niej najbardziej niezgrabne oczko w moim życiu, ale złapała się na to.
Miałam ochotę skakać z radości, lecz nie mogłam, bo byłam, hehe, przytwierdzona do łóżka. Śmieszne.
- No, no dobrze. Ale proszę nie mówić panu Sasuke.
- Oczywiście. To będzie nasz mały sekret.
Boże. Nie pamiętam, kiedy ostatnio leciałam w taką ściemę jak teraz. Do tego zawsze byłam w tym raczej kiepska. A dziś? Voila!
Po chwili pielęgniarka wróciła z pilotem i komórką. Podała mi oba.
- Tylko wie pani. Ćśś - powiedziała do mnie, przykładając palec do ust. - To sekret.
- Tak, nasz mały sekret. - Znów przykleiłam uśmiech do twarzy, który natychmiast zniknął, gdy kobieta zamknęła za sobą drzwi.
Sięgnęłam po szklankę z wodą, z której nieświadomie piłam co jakiś czas, nie skupiając się na samym sięganiu po nią, bo nie sprawiało mi to bólu. Poprosiłam o ten telefon dość spontanicznie, ale wiedziałam, że jedyną osobą, do której mogłabym zadzwonić była Tay. I to wcale nie tak, że znałam na pamięć tylko jej numer i taty. Wcale.
- Halo? - Słysząc głos przyjaciółki odetchnęłam.
- Hej - szepnęłam, mając ochotę pacnąć się w czoło. Przecież wciąż nie mogłam mówić.
- Coś słabo cię słyszę. Jak tam na wakacjach? - Chwila moment. Co ominęło mnie tym razem? - Wiesz, zdziwiło mnie, że tak szybko gdzieś pojechałaś z tym gościem, no ale kim ja jestem, żeby cię oceniać… - mruknęła, a po odgłosach otoczenia wywnioskowałam, że była jeszcze w pracy.
- Tak? - Spróbowałam grać na zwłokę.
- No tak. Nie gadałyśmy ostatnio, więc może faktycznie wiele mnie ominęło, ale żeby aż tyle to nie sądzę.
- A mówił, kiedy wrócimy? - spytałam z nadzieją, że wyjawi mi jeszcze jakieś informacje.
- Hmmm, w sumie to nie. No ale chyba tym się charakteryzuje podróż dookoła świata.
Dookoła świata! Niewiarygodne.
- Ale wiesz, skoro jego siostra jest twoją szefową, to nie dziwię się, że dała ci urlop i korzystasz jak możesz. Tylko no, serio dałaś sobie za to wszystko zapłacić? Wiesz, ja cię nie posądzam, lecz bycie utrzymanką nigdy nie wychodzi dobrze.
Dałam sobie zapłacić? Och, to ja zapłaciłam! Cholernie wysoką cenę!
- Wszystko jest pod kontrolą - znów szepnęłam i bałam się, że o to zapyta.
- Czemu szepczesz? Coś nie tak?
No i masz….
- Jesteśmy w… świątyni, więc muszę być cicho, ale tylko tu jest zasięg. - Znów dziś gładko skłamałam, mając ochotę jednocześnie się drzeć. A z Uchihy wydrzeć flaki, nie wiem, sponiewierać go wewnętrznie.
- Fakt. Napisał, że możecie nie mieć zasięgu, i żeby do was nie dzwonić, że zadzwonicie sami.
Cholera. Naprawdę aż tak to zaplanował?
- Więc sama widzisz - odpowiedziałam, nie do końca wiedząc, dlaczego popierałam jego kłamstwa, dlaczego tym samym stawałam się nie lepsza niż on.
- Odzywaj się częściej, mamy do pogadania. - W jej tonie wyczułam radość co ostatnio zdarzało się rzadko.
- Tak?
- Ojjj tak.
- Okej. Jak tylko będę mogła to zadzwonię.
- Świetnie. To do usłyszenia, pani prezesowa - roześmiała się, nawet nie wiedząc, jak bardzo uderzyły we mnie jej wcześniejsze słowa o byciu utrzymanką. Miałam z Uchihą więcej niż do pogadania. Planowałam… Nie wiem w sumie co. Ale coś wielkiego. I z tym, no. Rozmachem.
- Dobra, dobra. Trzymaj się.
Gdy nacisnęłam czerwoną słuchawkę i położyłam dłoń na pościeli miałam ochotę się rozpłakać. Pewnie moim rodzicom powiedział to samo. Zresztą, powinnam wiedzieć, że ściemniał. Dlaczego on tak kłamał? Cholera, dlaczego? Co było tego warte?
Byłam wściekła. Nie mogłam nawet wstać, na dobrą sprawę to nic nie mogłam. W głowie miałam mętlik, nawet nie wiedziałam do końca, co mu powiedzieć. Zaczynałam go po prawdzie nienawidzić, lecz żeby to zrobić całkowicie zabrakło mi sił. Mimo, że wszystko przemawiało na jego niekorzyść nie potrafiłam go skreślić. Coś mnie blokowało. Miałam wrażenie, że wszyscy prócz Kirito się od niego odwracali, choć dziś blondyn też wyraźnie powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś. Sasuke nie wyglądał na towarzyskiego faceta z wielką ekipą przyjaciół za plecami. Wręcz przeciwnie.
Za oknem była już dość głęboka noc noc. Mijały kolejne minuty, ja wciąż nie odpaliłam telewizora, choć pilota miałam pod ręką. Nie potrafiłam zasnąć. Ślepo wpatrywałam się w gwiazdy, próbując to sobie poukładać. Ktoś kiedyś dał mi ostatnią szansę i wykorzystałam ją. Każdy na nią zasługiwał. Za wyjątkiem gwałcicieli i morderców, o. A Uchiha nie był raczej jednym z nich.
I w tym momencie w głowie zaświeciła mi się taka tycia, tycia lampeczka.
Co, jeśli ktoś go szantażował?
Uniosłam lekko głowę, słysząc ciche pukanie. Chwilę później w drzwiach pojawił się Sasuke. Oparł się zdrowym ramieniem o futrynę i stał tak, wpatrując się we mnie, jakby lekko nieprzytomnie. Mało widziałam, ponieważ nie zapaliłam światła przez ten czas, więc spoglądałam na niego w półmroku, trochę przygarbionego, jakby zmęczonego. Może też nie mógł spać.
- Zamierzasz wejść do środka? - spytałam oczywiście szeptem. On równie oczywiście nie odpowiedział mi, a jedynie ruszył w stronę krzesełka najbliżej mojego łóżka. Wciąż bez słowa usiadł na nim, po czym zaczął patrzeć przez to samo okno, przez które ja w ciągu kilku ostatnich godzin próbowałam dojrzeć prawdę.
- Źle to wyszło - odezwał się wreszcie, gdy myślałam, że już pęknę i przełamię milczenie, które męczyło mnie bardziej niż cokolwiek innego w tej chwili.
- A czego się spodziewałeś?
Zmarszczył brwi, jakby bał się tego pytania. Choć może “bał”, to złe słowo. Raczej obawiał. Ciągle nie wyzbyłam się przeświadczenia, że on o wszystkim wiedział. O wszystkim, czego ja pragnęłam się dowiedzieć.
- Na pewno nie takiego bagna. - Odchylił się na krześle, ale najwyraźniej podrażnił jaką ranę, bo skrzywił się natychmiast. Szczęściarz chociaż mógł wstać.
- Jest kilka pytań, na które musisz mi odpowiedzieć.
Uchiha spojrzał na mnie, jakby chciał przez to przekazać “czekałem, aż to powiesz”.
Oto i ja.
- Czym szybciej tym lepiej.
- Czemu podałeś jakieś fałszywe nazwisko zamiast mojego?
Uniósł kącik ust w krzywym uśmiechu, jakby lekko kpiącym. Taki też miał ton.
- Ktoś kogo się obawiam potrafi przedrzeć się praktycznie do każdego systemu. Aby temu zapobiec kupiłem tę klinikę, ale nie na swoje nazwisko. Zresztą nie pierwszy raz zrobiłem coś takiego. To naprawdę bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
- I rozumiem, że nie zamierzasz ujawnić mi choćby części tego bajzlu, który narobiłeś, tak?
- Sam się zrobił.
- Samo to… - Nie dokończyłam. Doskonale wiedział, co miałam na myśli.
- Nie miałem na to wpływu, lepiej?
- Żadnego?
- Tylko trochę.
- I oczywiście to trochę spieprzyłeś.
- Coś ty taka pewna, co? - Zmrużył oczy, ale ku mojemu zdziwieniu wziął moją dłoń w swoją, tak samo jak ostatnio, zaczynając delikatnie gładzić ją kciukiem. Sprawiał wrażenie, jakby nie zwrócił na to uwagi, co samo w sobie było takie, takie. No fajne. Miłe. Czułe.
Bałam się to przed sobą przyznać, ponownie.
- Pewność nie ma tu nic do rzeczy - odparłam, odwzajemniając uścisk.
W tym momencie chyba zorientował się co zrobił, ale tak samo jak wcześniej nijak nie zareagował.
Dotarło do mnie, że na dobrą sprawę nie miałam jeszcze możliwości go przytulić.  Tak po prostu, po ludzku przytulić. Nie wykonałam jeszcze nigdy jakiegoś, cz… no czułego gestu w jego stronę. Boże, to słowo ledwo przechodziło mi przez myśli, co dopiero jak miałabym powiedzieć to na głos.
- Naprawdę robię wszystko, żeby to się skończyło.
Drgnęłam na jego słowa.
- Czasem wszystko to za mało. Nie muszę ci tego uświadamiać.
- To nie jest proste, dobra?
- Ale ja nie mówię, że jest, ale czymkolwiek by nie było, to zaszło za daleko.
- Myślisz, że nie wiem? - Powiedziane o ton za głośno, o sekundę za szybko.
- Więc powiedz mi, co to jest, a pomogę jak będę mogła.
Spojrzał na mnie z powątpieniem, ale miałam dziwne wrażenie, że wątpił w siebie, a nie we mnie.
- My się ledwo znamy.
- Brawo, cudowny wniosek. - Miałam ochotę mu przyklasnąć.
Sasuke pochylił głowę do przodu, wzdychając. Uniosłam dłoń i dotknęłam jego policzka. Wtulił się w nią lekko, a ja czułam się trochę zagubiona. Jakby łaknął bliskości, tylko takiej... bardziej osobistej. Takiej, której nie mógł wziąć siłą, a mógł tylko dostać. Ja też takiej pragnęłam, ale bałam się przyznać. Wolałam tego unikać i udawać, że mnie to nie dotyczy. Przynajmniej miałam jeden kłopot z głowy mniej. Jednak teraz jakby ta tęsknota przebijała się przez zasłonę, powodując, że zaczynałam się rozklejać. Przerażało mnie to wszystko.
- Sakura? - Uniosłam na niego oczy, czując jak napełniają się łzami. A ja przecież nie chciałam płakać, nie mogłam. - Sakura - powtórzył moje imię, ciągnąc mnie lekko za rękę. Widząc jego nierozumiejące mojego zachowania spojrzenie, tylko zaśmiałam bezgłośnie się przez łzy, które w ciszy spływały po moich policzkach. Też walczył ze sobą, jednak toczył zupełnie inną od mojej walkę. - Nie płacz. - Potarł kciukiem słone krople, lecz tym razem nie potrafiłam odczytać z jego twarzy o czym myśli. Zamknął się na mnie, co było jak dodatkowy cios w plecy. - Po prostu nie płacz przeze mnie. - Zacisnął usta, a ja jedynie uśmiechnęłam się przez łzy.
Nie szlochałam, w sumie nie znałam dokładnego powodu tego, że w ogóle płakałam, ale wydawało mi się, że był to jedyny sposób, w jaki mogłam uwolnić nadmiar emocji buzujący we mnie od rana. A był to sposób lepszy niż żaden.
- Przepraszam - szepnęłam, tylko bardziej się na siebie złoszcząc. W końcu prawie o nic go nie wypytałam. Niczego nowego się nie dowiedziałam, a chciałam tak wiele. Jednak zdałam sobie sprawę, że to czego teraz pragnęłam to on sam.
Chciałam poczuć ciepło, którego przez tyle czasu mi brakowało, na które tak dobrze się zamknęłam, wmawiając sobie, że go nie potrzebuję, a okazało się, że domagałam się go bardziej niż mogło mi się wydawać.
- Możesz mnie… przytulić?
Uchiha uniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Długo w nie patrzył, tak długo, że poczułam się speszona. Od razu pożałowałam, że w ogóle to powiedziałam. Miałam wrażenie, że przerwałam taką cichą nić porozumienia, która powodowała, że żadne z nas jakoś szczególnie się nie uzewnętrzniało. Mimo pozornej bliskości byliśmy bardzo daleko od siebie, nawet po tym, co stało się w jego mieszkaniu. Wiedziałam, że czegoś mi brakowało. Powoli uczyłam się, gdzie tego szukać i, co najśmieszniejsze, bardzo chciałam to teraz znaleźć, więc, gdy Sasuke najpierw usiadł na moim łóżku, aby po chwili położyć się na zdrowym boku przodem do mnie, zamknęłam oczy, chcąc żeby nic już nie mówił, żeby tylko mnie przytulił.
Czekałam w ciszy aż się ułoży. Sama nie mogłam się zbytnio ruszyć, choćby odwrócić w jego stronę, bo rozpłakałabym się bardziej, tylko że z bólu. Jednak, kiedy leżał już obok mnie, kiedy czułam go tak blisko siebie, mając go na wyłączność, zapragnęłam go tylko dla siebie nie tylko tej nocy, nie mając pojęcia na co się piszę, a jednocześnie wiedząc, że postępuję bezmyślnie i nieodpowiedzialnie.
Delikatnie, uważając na gips, odsunął trochę kołdrę i przełożył ramię przez moją talię, która pozostała nietknięta przez ogień. Co prawda spowodowało to większy nacisk na plecy, i co za tym idzie lekki dyskomfort, ale zrzuciłam to na dalszy plan. Taka dawka bólu nie robiła mi już różnicy. Miałam wrażenie, jakby to wszystko mówiło samo za siebie, że nie ma szczęścia bez nieszczęścia, że prędzej czy później coś i tak pójdzie źle, nie przebierając w środkach dla tragicznych skutków, lecz gdy poczułam pocałunek na skroni, a po moim ciele rozlało się przyjemnie ciepło, wszystkie te myśli odpłynęły.
Sasuke oparł czoło o moją głowę i westchnął głęboko, wypowiadając te słowa tak blisko mnie, że czułam ruch jego ust na swojej skórze:
- Obiecuję, że to ostatni raz, kiedy musiałaś przeze mnie płakać.

***
Witam!
Znów nie wiem, co o tym sądzić. Pisząc X zmieniłam początkowy plan Ferris, ale w taki sposób, że nie tworzę zupełnie innej historii, jak to miało na przykład miejsce na Karuzeli XD Śmieszna sprawa strasznie, ale to innym razem. Wysiliłam się dziś na ultra wielkie jak na mnie pokłady romantyzmu. Mam nadzieję, że udało wam się przez to przebrnąć. Rozdział przejdzie korektę jutro, więc proszę mi wybaczyć wszelkie literówki i powtórzenia. Sama nie potrafię ich już wyłapać.
Bardzo dziękuję za komentarze, czy pod postem, czy na facebook'u, czy na chacie. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo mnie podbudowały, bo szczerze mówiąc myślałam, że już nikt o mnie nie pamięta. A tu taka piękna niespodzianka. Także jeszcze raz, bardzo dziękuję!
Bywajcie!

7 komentarzy:

  1. Dzięki Bogu, że tak to się potoczyło. Już się bałam, że Sasuke rzuci jej tekstem typu; 'Sory, ale nie możemy już się zadawać, bo przynoszę pecha' Na szczęście nadal są razem XD Cholernie mnie ciekawi, co on takie nawywijał i z kim, że wpakował się w to bagno, co się samo zrobiło...
    Czekam, czekam i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie śpię, bo czytam rozdział <3
    A ten rozdział jest taki, no nie wiem... zupełnie inny. Jakby wyrwany z innego opowiadania, ale wpasowany idealnie.
    Cieszy mnie niezmiernie fakt, że nie przełamałaś stereotyp "dzieje Ci się krzywda, więc nie możemy być razem".
    Jeśli mamy problem, to rozwiążemy go razem, a jeśli mam Cię chronić, to za wszelką cenę, a nie odizolowując Cię od siebie. Chcę Cię chronić, to nie na odległość, ani za pośrednictwem, ale mając Cię przy sobie. < to jest co co lubię najbardziej.
    Miazga!
    Co zbroił Saski i z kim? I skąd tam ten Ichiro? I masa innych pytań bez odpowiedzi jakie zostawiłaś w tymże rozdziale sprawiają, że czekanie na 11 będzie jak czekanie nie kilkanaście dni, a kilkanaście lat, ot co.
    Dla takiego rozdziału warto było obudzić się w nocy i sprawdzić, czy przypadkiem nie pojawił się już rozdział, bo przecież informowałaś, że jest już gotowy. I warto postawić pół internatu na nogi, aby znaleźć swój zasilacz do laptopa, aby móc napisać w miarę ogarnięty komentarz po tym, jak komentarz, który napisałam z telefonu po prostu wyparował *mindfuck*. ;)
    A odnosząc się do Twojej odpowiedzi na mój komentarz pod poprzednim rozdziałem: "ile to już lat?". Nie wiem, ale od rozdziału do rozdziału minęły mi te lata jak jeden dzień. Twojej Twórczości (capslock nieprzypadkowo) trzymam się chyba najwierniej :)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :)

    Trafiłam na Twojego bloga tak trochę przypadkiem i po paru pierwszych zdaniach tego rozdziału już wiedziałam, że całkowicie mnie pochłonie.:)
    Tak więc przeczytałam wszystkie dostępne rozdziały w dwa wieczory i już nie mogę się doczekać kolejnych.:)

    Jest tyle pytań: czy Ichiro rzeczywiście bawi się w dilera? A może to on jest jednym z prześladowców? Co będzie się działo z Riv, Sheeiren i Itachim?

    Uwielbiam sposób w jaki prowadzisz tę historię. Każdy rozdział jest przemyślany oraz pięknie i zgrabnie napisany :) Czyta się je bardzo przyjemnie, bardzo łatwo "wejść" w skórę bohaterów. Ponieważ emocje są tak dobrze opisane, że czytając miała wrażenie jakbym była każdą z tych postaci. Każdy z nich jest taki "wyrazisty", taki "realny". ;)

    Już wiem, że czytanie tej historii będzie taką miła odskocznią od obowiązków realnego świata :)

    Dobra kończę, lecę czytać resztę Twoich historii. :)

    Trzymaj się!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, czemu zaczęłam podejrzewać o to wszystko Ichiro? XD
    Co on takiego zrobił, dattebayoo? XD Oprócz handlowania narkotykami, ale to tam. Teraz co drugi handluje, co trzeci jest jakimś super kryminalistą, a co 10 to mafioza - także wcale bym się nie zdziwiła, gdyby się okazało że Kirito przemyca broń a Naruto ściga ludzi za długi xD
    Wracając do opowiadania.. Co tu mogę dużo mówić, żeby się nie powtarzać z poprzednich komentarzy?
    KOCHAM TWOJE DIALOGI. CZYTA SIE PŁYNNIE CHOLERCIA. Ani razu nie musiałam wracać do jakiegoś wątku, zeby go jeszcze raz przeczytac i dosadniej zrozumieć, chodź ze względu na problemy z koncentracją - robię tak wybitnie często. (Co wynika z chęci robienia 10 rzeczy na raz. Nie stwierdzono u mnie żadnej nerwicy, żeby nie było xd )
    A więc twoja historia to jakaś terapia, dla mojej skołatanej główki! :D Dlatego ze względów stricte zdrowotnych życzę sobie więcej rozdziałów.
    Nie ma zmiłuj.

    Ciekawam, co to za sekrety!
    I kto jeszcze ucierpi.
    I czy Sheeiren się obudzi? Pliska! Co to za opowiadanie Sheerien, bez Sheireen?
    Proszę tutaj nie zmieniać tradycji! :D Sie nie zgadzam, bo stuprocentowa ze mnie konserwatystka.

    Jejku, jak ci tutaj mogę jeszcze nasłodzić. Obawiam się, że już wyczerpałam limit na najpiękniejsze słowa uznania.
    Wiec powiem krótko:
    Zrób im cholera stuprocentową scenkę łóżkową, bo ja nie wiem jak można tak bezczelnie urżnąć dobry kawałek tekstu! xD
    A po drugie - proszę szybciutko stukać na klawiaturze następny rozdział. I to, że tak powiem nieładnie, migusiem! :D :D :D

    Pozdrawiam.
    Temira.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie się skumałam, że zrobiłam sobie zaległości aż na 10 rozdziałów. Tak to jest jak człowiek czyta coś pobieżnie.
    Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przypomniałam sobie ten pożar i pewną MOCNĄ scenę ss, która tak w ogóle BARDZO MI SIĘ PODOBAŁA XD
    I jestem tutaj.. no więc... scenka w szpitalu, jak Sasuke tam spał przy niej tak mnie rozczuliła, że zapomniałam o bożym świecie. Ostatnio mam fioła na punkcie takich małych gestów, które Sasuke robi/okazuje/wykonuje (jeden pies) wobec Sakury.

    Te PSTRO to już w ogóle rozwaliło system. Najpierw taka melancholia, tak milusio słodziusio a tu dowalił Uchiha xDD

    Czuję takie cudowne trzepotanie w żołądku jak czytam te Twoje urocze sceny SS. Te wszystkie drobne gesty są tak absorbujące, że aż zachwycające. Potrafiłabym godzinami się rozczulać nad samym złapaniem za rękę, a co dopiero przytuleniem... ach
    cholerny fanatyk SS ze mnie
    lecę pisać komcie dalej, bo byłam na tyle cwana, że najpierw kilka rozdziałów przeczytałam, tak za dnia jak mi nikt na ręce nie patrzył xDDD
    Yo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to się stało, że nie odpisałam na te wszystkie komentarze :O Po pół roku trochę przypał, ale twój jest świeżutki, więc nie mogę się oprzeć xD
      Ale 10 rozdziałów to sporo. Każdy po 18 stron około, powodzenia na szlaku XD
      Pstro <3 XD
      Serio są urocze? Kurde, Sasek miał być trochę chamem, wiesz. Król lodu i chłodu, pogardy i rozpierdolu, a ty mi tu z jakimś urokiem wyjeżdżasz XD
      Dobrze! Czekam z niecierpliwością na resztę <3

      Usuń