Kolejny dzień był totalną porażką. Taką kompletną na całej linii, gdy biegniesz maraton i padasz prosto na ryj przed samą metą, mając ją prawie w zasięgu ręki. Po pierwsze: zaspałam. Po drugie: zapomniałam, że wczoraj miałam zrobić pranie, bo skończyły mi się wszystkie wyjściowe ciuchy. Efekt był taki, że dziś paradowałam po biurze w trampkach, jeansach i w miarę eleganckiej bluzce - miałam na myśli to, że nie było na niej żadnych napisów, czy nadruków z bajek, które znajdowały się na większości moich tshirtów. Kiedy Tanja spytała czemu ubrałam się na licealistkę, odpowiedziałam, że mam kryzys wewnętrzny i czuję się staro. Co śmieszniejsze kupiła to bez mrugnięcia okiem. Tym właśnie sposobem całkowicie rozkojarzona usiłowałam pracować ubrana w dość obcisły biały podkoszulek.
Dostałam na dziś sporo roboty. Dyara od rana chodziła konkretnie wkurzona, bo dział, którego nazwy nie pamiętam, coś zaniedbał, przez co do jednej z fabryk nie dotarł transport części, a to spowodowało opóźnienie, bla bla bla. Musiałyśmy pisać teraz nowe raporty i przełożyć kilka spotkać. W życiu bym nie powiedziała, że układanie czyjegoś dnia okaże się takie kłopotliwe. Choć w sumie może nie stwarzałoby mi takiego problemu, gdybym mogła się skupić. Tak, sądzę, że zdecydowanie szłoby mi to łatwiej.
Nie wiedziałam jak się zachowam, gdy go zobaczę. Ja wiem, że my się tylko pocałowaliśmy, że to mogło nic nie znaczyć, że to nie jest deklaracja dwójki dzieci i domu na przedmieściach z labradorem, ale wystarczyło, by namącić mi w głowie. Tak bardzo, iż za każdym razem, jak ktoś wchodził do biura dostawałam wręcz apopleksji, co było ogromnie głupie, of course. Jednak nawet ta świadomość nie pozwalała mi się uspokoić.
Uchiha to dziwny człowiek i po dłuższym rozmyślaniu doszłam do wniosku, że - jeśli się dziś spotkamy, a nie wiem sama, czy tego chcę - po prostu mnie zignoruje albo zacznie rozmowę, w której nie będzie nic o wczorajszym wieczorze.
To nie tak, że pierwszy raz facet zabrał mnie w fajne miejsce, potem pocałował, a ja po prostu z desperacji będę się go pomimo wszystko trzymać, bo może się to więcej nie zdarzyć. Miałam kilku partnerów, z których ostatnim jest Ichiro, ale nigdy nie czułam się w taki sposób. Nigdy po powrocie do domu tak nie wiedziałam co ze sobą zrobić, że nawet nie mogłam obejrzeć serialu, czy zrobić herbaty, żeby prawie się nie poparzyć.
Chore.
- Emmm, Sakura? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tanji, która, patrząc na mnie z dezaprobatą, siedziała za swoim biurkiem. - Kojarzysz, jak Dyara mówiła, że mamy sporo roboty?
- Tak, tak. Już wracam do pracy. - Potrząsnęłam lekko głową i spróbowałam skupić się na sprawozdaniu do napisania.
Ech. Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce…
Odruchowo odwróciłam głowę w lewo, gdy drzwi gabinetu Dyary się otworzyły, a ona sama stanęła w przejściu.
- Tanja, musisz zawieźć papiery dotyczące tego gruntu za miastem do przedstawiciela. - Przewróciła oczami, jakby zirytowana własnymi słowami. - Wiesz, ta najnowsza transakcja. Znasz adres. - Widać było, że, tak jak ja, średnio spała tej nocy. Do tego nie byłam osamotniona w kwestii ubioru. Sama miała na sobie dziś adidasy i bluzę. Naprawdę, bluzę.
Co w takim razie mnie ominęło?
- Jasne. Teraz? - Tanja upiła łyk bezkofeinowego latte - wiem, że jest bezkofeinowe, bo sama je kupowałam jeszcze rano. Nie wnikałam, dlaczego pije je zupełnie wystygnięte.
- Tak, natychmiast wręcz. - Dyara westchnęła. - Jest dwóch wolnych kierowców, weź sobie jednego i jedź od razu.
- Jasne.
- A to dla ciebie, Sakura - podeszła do mnie i położyła jakąś kartkę na biurku. - Niedługo przyjdzie Kirito. Mówiłam mu, że nie ma tu czego szukać, ale mnie nie słucha. Do tego teraz ma wyłączony telefon, więc ani nie można się do niego dodzwonić, ani nawet wysłać smsa.
- To ja lecę. Wrócę niedługo - powiedziała Tanja, stojąc już przy drzwiach.
- Cześć.
- No pa.
I zostałyśmy same, a ja z jakiegoś powodu zaczęłam się denerwować.
- Też muszę wyjść, dlatego ci to zostawiam. - Znów wskazała na kartkę. - Wiem, że się znacie, dlatego zdecydowałam się to tak rozegrać. - Dopiero teraz zauważyłam, że miała na plecach skórzany plecak, jakby zbierała się do wyjścia. - Możesz mu też powiedzieć, żeby się wypchał.
Ou.
- A co się stało? - Zmarszczyłam lekko brwi, zastanawiając się, co takiego mógł wymyślić.
- Jak przyjdzie, to ci powie. Tylko pamiętaj, żeby nie zabić go śmiechem. - Przy tych słowach uśmiechnęła się lekko, ale po chwili wszystkie emocje szybko opuściły jej twarz.
Ech. Uchiha jak się patrzy.
- Postaram się - odpowiedziałam, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Świetnie. Wszystko zostaje na twojej głowie, co znaczy, że dopóki Tanja nie wróci nawet podróż do WC może być zbyt odległa. - Uniosła palec, a ja przełknęłam ślinę, bo serio musiałam do toalety niedługo. - Żartowałam. - Podeszła do drzwi, kiedy ja o mało nie pękłam ze śmiechu. He he. - Ktokolwiek by dziś nie dzwonił powiedz, że jestem nieosiągalna i można spotkać się ze mną dopiero jutro rano, bo właśnie znikam. Miłej pracy.
Nawet nie poczekała, aż jej odpowiem. Była jakaś nieswoja, jakby trochę zła i zmartwiona jednocześnie. Nie wiem, może zbytnio analizowałam jej zachowanie, jednak naprawdę miałam solidne usprawiedliwienie. Ta rodzina wykraczała poza standardy szablonowej, więc równie dobrze Dyara mogła robić wszystko, a ja musiałam bazować tylko na jej nastroju.
Kilka minut zajęło mi wyciszenie, ale spokojnie. Sasuke nadal czaił się w zakamarkach moich myśli, przez co wciąż nie mogłam zdobyć się na pełne skupienie. Przez kolejną godzinę - co odebrałam jako moje małe zwycięstwo - pieczołowicie kończyłam sprawozdanie i kosztorys, odebrałam trzy telefony spławiając dzwoniących i ani razu nie pomyślałam o Sasuke. No dobra, dwa razy - ale! - nie oderwało mnie to jakoś bardzo od roboty.
W końcu zostałam zmuszona wykonać tę mistyczną przeprawę do WC, pozostawiając obóz bez ochrony oraz mając świadomość, że oddziały wroga mogą się tutaj przekraść. Gdy tylko udało mi się wypełnić misję i dosłownie widziałam półmetek mojej podróży, coś mnie zatrzymało. Ktoś. No co ja się będę oszukiwać…
- Skończyłaś kosztorys, który zleciła Dyara?
To wcale nie tak, że mogłam mu go wysłać faksem, mailem albo ewentualnie mu go przynieść. On jednak postanowił pofatygować się osobiście, tym samym odbierając mi dech i zdolność racjonalnego myślenia.
Świetnie, Sakura. Tak trzymaj.
- Haruno, kosztorys.
Staliśmy przed szklanymi drzwiami do pomieszczenia, które dzieliłam z Tanją. Jednak tutaj wszyscy, dosłownie wszyscy pracownicy siedzący za dziesiątkami biurek się w nas wpatrywali. Nigdy, nigdy nie było tu tak cicho. Żeby tego było mało, Uchiha stał blisko mnie, patrząc z góry z ironicznym uśmiechem na tej jego przystojnej facjacie, przez co poczułam się jak mrówka, zgnieciona jakimś wielkim glanem o nazwie “męskie ego”.
Kątem oka widziałam, że zbierał się, aby znów mnie pogonić, ale na szczęście zdążyłam go uprzedzić.
- Tak, jest gotowy. Proszę za mną.
Musiało to wyglądać komicznie, bo zachowałam się jak robot, któremu nagle podłączono zasilanie. Wyprostowałam się i przemówiłam rzeczowym tonem, co w efekcie wyszło po prostu śmiesznie.
Gdy zamknęły się za nami drzwi zmora mojej dzisiejszej nocy prychnęła.
- Wczoraj się na mnie rzucasz, a dzisiaj mówisz “proszę za mną”?
Odwróciłam się do niego z przerażonym spojrzeniem, które szybko ewoluowało we wściekłe. Ja się na niego rzuciłam? Ja? Ahhh, więc tak chciał to rozegrać? Nawet nie ma mowy!
Przyjrzałam się jego lekceważącej postawie, ironicznemu półuśmiechowi z pewnością dedykowanemu mojemu zachowaniu i jedyne co czułam to wściekłość. I trochę żalu.
- Powtórz, bo chyba się przesłyszałam - powiedziałam zdecydowanie, próbując grać równie rozluźnioną co on. Bałam się, że średnio mi to wychodziło.
- Rzuciłaś się na mnie wczoraj, w kawiarnii - Wzruszył beztrosko ramionami.
Jak on mógł…
- Tak to widzisz? - syknęłam, postępując krok do przodu. - Najpierw nachodzisz mnie po pracy, potem odwozimy twoją patologiczną byłą na izbę, cholera, wytrzeźwień, a na koniec zawozisz mnie do jakiegoś pustego lokalu, gdzie jemy pizzę na wynos i nawet nie wysiliłeś się na wi…
To co zrobił w tym momencie wykraczało poza rejestr zdarzeń możliwych. Przerwał moją tyradę, zamykając mi usta własnymi, całując dość namiętnie jak dla mnie, przez co wręcz natychmiast straciłam ochotę na dalsze wojaże. Chyba, że innego typu.
- Wino? - mruknął, opierając czoło o moje. - Nie wysiliłem się na wino?
Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Kto mu pozwolił tak robić? Bo ja nie!
Odsunęłam się, ale nie daleko, bo wpadłam na własne biurko.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zmarszczyłam brwi, chcąc się w tym połapać. Przyszedł i sobie mnie pocałował. I już. I jeszcze jak tak na niego patrzyłam, to sądził, że wszystko było w porządku! W sensie całował bosko, ale... ale tak się nie robi! Nie komuś, kogo się ledwo, cholera, zna!
- O czym mówisz? - Włożył ręce w kieszenie i patrzył mi prosto w oczy, na co ja nie miałam siły. Uciekłam wzrokiem w bok, próbując zebrać myśli. Mimo, że jego mina w ogóle na to nie wskazywała, to wydawał się być szczęśliwy, jakby był naprawdę zrelaksowany.
- Nooo pocałowałeś mnie dosłownie przed chwilą. - Spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek. W co on grał?
- Tak? - Uniósł brew, a na jego twarzy pojawiło się znudzenie.
- Tak. - Potwierdziłam od razu, co on skomentował krótkim westchnieniem.
Co tu się działo.
- Skoro mówisz, że tak było…
- Czyli jak? - Musiałam mieć pewność, że na pewno mieliśmy na myśli to samo.
- Chcesz wiedzieć? - Zlustrował całe moje ciało, jakby wróciło do niego zainteresowanie.
- Tak - odpowiedziałam dobitnie, nie lubiąc niedomówień.
- Skoro sama poprosiłaś…
Ciągle staliśmy blisko siebie, więc sięgnięcie po moją rękę było dla niego kwestią ułamka sekundy. Nim się zorientowałam opierałam się o jego klatkę piersiową, a on, wykorzystując element zaskoczenia, ponownie mnie pocałował, jednak tym razem zupełnie inaczej, pełniej.
Przez głowę przeleciała mi myśl, żeby go odepchnąć, lecz jego dłonie na mojej talii szybko mnie od tego odwiodły. Popchnął mnie delikatnie w tył, przez co wpadłam na biurko, nie mogąc się już cofnąć. Uniósł mnie lekko, wydawało się, że zrobił to bez większego wysiłku, i oparł ręce po obu stronach mojego ciała, ciągle nie dając mi wytchnienia, po czym nagle odchylił głowę, patrząc na mnie spod wpół zmrużonych powiek.
- Właśnie o tym - wzięłam szybki oddech - mówiłam.
Zaśmiał się cicho, a ja miała nadzieję na długo zapamiętać ten uśmiech. Bardziej martwiło mnie tylko to, że gdyby sam nie przestał, to ja też bym tego nie zrobiła. Stawałam się bezbronna, gdy mnie dotykał, nie wspominając o tym co się ze mną działo, gdy mnie całował…
- Nie chcesz, żebym tak robił?
Ta jego pewność siebie mnie, co jak co, ale wkurzała. Chciałam na niego nakrzyczeć i powiedzieć, że jest podłym, manipulującym moimi uczuciami palantem, ale…
- Nie.
Zdobyłam się tylko na tyle. Musiałam wspominać o tym, że był to szept, a nie krzyk zapowiadający: nigdy mnie już nie tkniesz!?
Cholera, znowu się nachylił. Halo, Sakura, plan B. Powtarzam, plan B.
Daj mu w twarz!
- Jesteś pewna?
Już prawie uniosłam rękę, jednak gdy jego ciepły oddech owionął moje usta, przyprawiając moje ciało o ciarki i przyspieszony puls, spasowałam. Diabli by to wzię…
- Proszę, proszę.
Ostatnia osoba, jakiej tu potrzebowałam to Kirito stojący w drzwiach, patrzący na nas z wielkim wręcz zainteresowaniem. Co śmieszniejsze na jego widok wcale nie odskoczyliśmy z Uchihą od siebie, nie zaczęłam gorączkowo poprawiać włosów, próbując opanować rumieniec. Ten sukinsyn nawet nie pozwolił mi stanąć na podłodze.
- Zanim się gdzieś wchodzi, to się puka - odpowiedział mu niewzruszenie Sasuke po dłuższej chwili, w końcu robiąc krok w tył.
- Oh, stary - chrząknął, próbując opanować śmiech - żebyś wiedział, że się puka.
On tego nie powiedział. Nie mógł. Boże, on tego na pewno nie powiedział.
Co gorsza za jego plecami stała “ta z trzeciego piętra”, którą poznałam na jedynym pracowniczym lunchu na jakim się pokazałam z tą ekipą i wręcz widziałam jak oczy wyskakują jej z orbit, bo jeszcze nie zdążyła nikomu o tym powiedzieć.
Jestem w tej firmie już spisana na straty…
- Ekhm. - Kirito znów przypomniał o swojej obecności, tylko tym razem zamknął za sobą drzwi przez co pozostaliśmy tu we trójkę. Już nie wiem, co było gorsze. Taka wtopa…
- Szukasz czegoś konkretnego? - Odezwał się Sasuke, ponownie wkładając ręce w kieszenie. Na szczęście tym razem oddalił się na bezpieczną odległość i oparł się o biurko Tanji.
- Dyary. - Ten jego głupawy uśmieszek nie dawał mi spokoju.
- Nie ma jej, ale zostawiła dla ciebie wiadomość. - Podałam mu kopertę, próbując zachować szczątki profesjonalizmu, a nie było za dużo do zbierania… - A, i miałam ci powiedzieć, cytuję: “wypchaj się”. Tak, chyba tak to leciało.
Sasuke prychnął, ale na pewno nie ze złości.
- Co? Jak to? - Blondyn wyglądał na zawiedzionego, ale jakoś zupełnie nie było mi przykro.
Uchiha znów się zaśmiał.
- Co cię tak śmieszy, Romeo?
- Po prostu wiem po co tu jesteś i wiem, jak absurdalny jest twój pomysł.
- Halo, jaki pomysł? - spytałam, gdy już żaden z nich nie chciał się odezwał.
- Nic ci nie mówili, tak? - Kirito trochę zrezygnowany oparł się o ścianę. - No bo wiesz, chciałem, żeby Dyara była częścią mojej kampanii reklamowej.
- Czemu akurat ona?
- Bo jak już te tępe mięśniaki i fit laski będą się wyginać do aparatu, to będą robić to na moich autach. - Tak, Sasuke był ewidentnie rozbawiony.
- No właśnie! I gdyby jeszcze taki filar tej firmy jak twoja szanowna siostra - spojrzał przelotnie na Uchihę - chciał wziąć w tym udział z jakimś dobrym hasłem typu ”nic nie zatrzyma pędzącej bestii, chyba, że prawdziwy dzik”. - Otworzyłam szeroko oczy. - I wiesz, taki napakowany gość obok niej, a ona na masce tej bestii, w sensie samochodu, i ten gość napakowany jak dzik obok, i ona w jakimś staniku sportowy…
- Hola hola, kolego. Zapędzasz się troszeczkę - upomniał go Sasuke, ale nie powstrzymało to mnie przed wybuchnięciem śmiechem.
- Żartujesz teraz, prawda? - spytałam na wszelki wypadek, lecz widząc jego poważną minę znałam już odpowiedź.
- Zupełnie nie.
- Widzisz? Nawet ona uważa, że to głupie - dołożył Sasuke.
Chwila. Co znaczy “nawet ona”? O co ci chodzi, Uchiha?
- Szkoda, będę musiał znaleźć inną modelkę - mruknął Kirito, a ja wpadłam na cudowny pomysł.
- Znam taką jedną. - Spojrzał na mnie z obrażoną miną dziecka. - Piękna, długonoga blondyn…
- Blondynka o głębokim lazurowym spojrzeniu mogącym roztapiać męskie serca tylko po to, aby wszystkie potem spalić na stosie?
Sasuke aż gwizdnął z tego wszystkiego. Ja jedynie zaniemówiłam.
- Tak, Ino. Mówię o Ino… - Zacisnął usta i zaplótł ręce na piersi. - Też w tej sprawie tu jestem.
- Więc nie krępuj się, chętnie posłuchamy. - Sasuke jakby wygodniej się rozsiadł na biurku Tanji, lecz Kirito miał inne plany.
- Przyszedłem do Sakury, nie do ciebie. Tobie nic nie powiem.
Czego on mógł ode mnie chcieć, że i on przyszedł tu osobiście. Najpierw Uchiha, teraz on. Co się dzisiaj działo…
- Wypraszasz mnie z mojej własności? - Sasuke próbował wyglądać groźnie, ale najwyraźniej myśl o Dyarze rozpostartej na samochodowej masce w towarzystwie osiłka o mózgu wielkości pestki śmieszyła go zbyt bardzo. Mnie też.
- Tak, właśnie to robię - odparł pewnie Kirito. Chyba naprawdę chciał pogadać. Tylko o czym?
- Skoro tak. - Uchiha wyprostował się i spojrzał na mnie.
Natychmiast spuściłam wzrok, a gdy zaczął ku mnie podchodzić wręcz myślałam, że spłonę marnie w otchłani wstydu. Żeby jeszcze bardziej mnie skompromitować przed blondynem, nachylił się nade mną, szybko odgarnął moje włosy za ucho i zbliżył do niego usta.
- Wpadnij do mnie na górę po pracy.
I odwrócił się, po czym wyszedł.
Po prostu sobie wyszedł.
Tym razem to Kirito się roześmiał, gdy ja stałam jak słup soli. “Wpadnij do mnie na górę po pracy?” Serio? To brzmiało jakbym była laską na numerek, którą wybrał spośród wielu i po prostu wskazał na mnie palcem: dziś twoja kolej. O, nie Uchiha. Nie dam się tak traktować.
- Em, Sakura. Jestem tu. - Kirito pomachał mi ręką przed twarzą. - Pamiętasz jeszcze?
- Tak, jasne, że pamiętam. - Dla niepoznaki okrążyłam swoje biurko i usiadłam na krześle. Kirito w tym czasie przywłaszczył sobie to należące do Tanji.
- Ech, ile ja bym dał, żeby Ino zachowywała się wobec mnie jak ty wobec Uchihy - westchnął przybity.
Że co proszę?
- O czym ty mówisz? - Uniosłam brew, ale on tylko przewrócił oczami.
- Lecicie na siebie tak, że jestem zdziwiony, że dopiero teraz się na ciebie rzucił.
O.
Ha! Wiedziałam, że on to zrobił, nie ja!
- Nadal nie wiem, o co ci chodzi. - Miałam nadzieję, że ukryłam ten zwycięski uśmiech satysfakcji. I co, Sasuke? Kto jest górą?
- Dobra, dobra. Ja i tak jestem tu w innej sprawie.
- Moja ciekawość zaraz mnie zje - mruknęłam z ironią, pijąc wystygłą już herbatę. Cóż.
- Ino mnie olewa, a ja się chyba zakochałem. Pomóż mi coś z tym zrobić.
Chwila moment. Ino odrzuciła Kirito? Inteligentnego, z dziwnym poczuciem gustu czasem, to fakt, ale zabawnego, a do tego przystojnego i bogatego faceta? Jakoś nie mogłam w to wierzyć. Coś musiało mnie zdecydowanie ominąć, bo to brzmiało irracjonalnie.
Ale może miał jakieś dziwne hobby? Albo fetysz? Z facetami nigdy nic nie wiadomo.
- A czy rozmawiałeś z nią w ogóle od czasu tego ostatniego zajścia? - spytałam, bo może w tym był problem.
- Właśnie nie, nie miałem jak. - Wyglądał naprawdę na przejętego. Rozumiem, że przyszedł tutaj, bo nie zastał nikogo w domu. Hmmm.
- Unika cię?
- Tak. Dziś z frustracji wrzuciłem telefon do rzeki. - Skrzywił się. - Bye, bye nowy iphonie.
Ał.
Choć w sumie prawie na pewno nie zablolało to jego kieszeni. Oj, na pewno.
- Co ja ci mogę powiedzieć… - Zmarszczyłam brwi.
- Lepiej się przygotuj, przyjdzie jeszcze Naruto w sprawie Hinaty. - Tym razem otworzyłam szeroko oczy, a on podrapał się po karku, jakby czuł się niezręcznie. - No bo wiesz, nie wiem jak cię złapać po pracy, do mieszkania wolę się nie zbliżać na razie, a Naruto prawie nie znasz, ale on cię potrzebuje, rozumiesz, więc będę przyzwoitką.
Świetny plan, nie ma co.
- Nie umknęło ci może, że… pracuję?
- No... ale tak szczerze, to wiedziałem, że Dyary nie ma. - Wyszczerzył się, jak trzylatek, który przechytrzył mamę i podkradł dodatkowe ciastko. No i co ja miałam z nim zrobić?
- A Tanja?
- Ta druga? - Wskazał palcem za siebie na jej biurko. - To akurat czysty przypadek.
- Okeeej. - Odchyliłam się na krześle, mimowolnie zastanawiając się ile pięter miał ten budynek.
Nie, chwila. Stop.
- No to halo, miałaś mi pomóc - rzucił marudnym tonem, robiąc smutną minę, co powyżej dwudziestego piątego roku życia powinno być zakazane. Może nie dla wszystkich, ale w jego przypadku na pewno.
- Dobrze, porozmawiam z nią.
- Tak! - Zacisnął pięść, wyrzucając rękę do góry.
- Ale niczego ci nie obiecuję - ostrzegłam sceptycznie. Co siedziało w głowie Ino, że go spławiała…
- Tu jest mój numer, gdyby go wyrzuciła, czy coś… - Szybko wziął karteczkę z mojego biurka i nabazgrał tam ciąg cyfr i swoje imię. Kurcze, miał cudny charakter pisma. Nie spodziewałam się tego po nim.
- Luzik, postaram się przekazać.
- Postarasz?
Rozległo się pukanie do drzwi. Od razu sobie przypomniałam, że miał przyjść ten Naruto, którego przecież tak naprawdę nie znałam. I co ja miałam mu powiedzieć w kwestii Hinaty? Nie mogłam upubliczniać jej małżeńskich problemów, bo z pewnością właśnie to go interesowało.
- Proszę - powiedziałam, nie wiedząc, czy dobrze robię.
Blond czupryna pierwsza wsunęła się do pokoju. Gdy chłopak upewnił się, że dobrze trafił ukazał się już w całości. Teraz przypominał mi lekarza. I nie, nie wiem, dlaczego o tym pomyślałam akurat w tej chwili.
- No, tego. Cześć. - Szybko zamknął za sobą drzwi i podszedł, aby podać mi rękę, którą uścisnęłam.
- Cześć - odparłam, nie potrafiąc rozluźnić się w jego towarzystwie tak, jak przy Kirito, mimo, że prezentował się równie przyjaźnie.
- Chyba wiesz, czemu tu jestem. - Wyglądał na trochę przybitego, a ja właśnie zdałam sobie sprawę, że stałam się chyba ekspertem od związków. Coś niedorzecznego, jak głupiego. Byłam beznadziejnym doradcą w tej kwestii.
- Tak, Kirito coś wspominał - odparłam cicho, trochę zamyślona.
Ile mu powiedzieć?
- Nie wdając się w szczegóły chciałem spytać, jak realne są szanse, że Hinata zostawi męża?
No i nastała cisza. Gość nie owijał w bawełnę. Co ci faceci ostatnio? Jeden mnie znienacka całuje kiedy tylko ma ochotę, drugi mówi, że się pełnoprawnie zakochał w mojej koleżance, a trzeci podbija to wszystko, pytając jak wiele trzeba, aby Hinata wzięła rozwód.
Co jest?
- Wiesz, to dość bezpośrednie… - mruknęłam, szukając odpowiedniego wyjścia. Tyle, że ono nie widniało przede mną z wielką tabliczką “to ja, to właściwe”.
- Wiem, zwróć uwagę, że zadałem je umyślnie. - Uśmiechnął się, a w jego uśmiechu było coś zaraźliwie szczerego i pogodnego.
- Nie powinnam ujawniać ci faktów z życia Hinaty, skoro ona nie wyraziła na to zgody…
- Fakty znam, pytam o opinię, bo jesteś jedyną jej przyjaciółką, jaką znam. - Oparł się o krzesło na którym siedział Kirito, nie zdejmując ze mnie najbardziej błękitnych oczu, jakie w życiu widziałam.
- A nie sądzisz, że to trochę szybko? - Przygryzłam lekko wargę. - Wiesz, ledwo się znacie, nie wiem ile razy się widzieliście i…
- Pozwól, że coś ci powiem. - Westchnął i przeczesał włosy palcami. - Gdy się poznaliśmy wyglądała na singielkę, to raz. Wyprowadziłem się z tego miasta, bo nie miałem już nic, czego mógłbym się trzymać.
- Dzięki stary, dzięki. - Kirito teatralnie odwrócił głowę i spojrzał w sufit.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi, palancie. - Naruto zdzielił go po głowie, na co ja się lekko uśmiechnęłam. Znów skierował na mnie swój wzrok. - Po prostu nigdy nie spotkałem takiej kobiety.
- Co, jeśli ona faktycznie zostawi Kimimaro, a ty poznasz ją już całkowicie i dojdziesz do wniosku, że zaspokoiłeś swoją ciekawość i ją po prostu zostawisz? - spytałam hipotetycznie.
- Wiem, że się nie znamy, ale nie obrażaj mnie, proszę. - Zmarszczył brwi, jakby naprawdę wziął sobie za punkt honoru przekonanie mnie do swojej racji.
- Muszę rozważyć wszystkie opcje - odparowałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Ja za niego ręczę! - Kirito uniósł rękę, lecz szybko ją opuścił, gdy spiorunowałam go wzrokiem.
- Ty, amigo, próbowałeś mnie wyrwać jak tylko mnie zobaczyłeś i jestem pewna, że nie byłam jedyna, więc jeśli chcesz, żebym porozmawiała z Ino, to siedź cicho.
I zamilkł.
Głęboki wdech.
- Naruto, nie wiem, co ci powiedzieć. - Miałam mieszane uczucia co do tego. Ciągle wiedziałam, że nie powinnam mu nic mówić, ale z drugiej może dałby Hinacie szczęście na jakie zawsze zasługiwała?
- Wiem, że jest nieszczęśliwa - mruknął i spojrzał za okno. - Widzieliśmy się tylko dwa razy. Pierwszy raz w klubie, a potem spotkała się ze mną w kawiarni, tylko tym razem już z obrączką na palcu. - Zacisnął szczęki, był wyraźnie zły. No co mu się dziwić z drugiej strony… - Oznajmiła mi bardzo rzeczowo, że jestem “wspaniałym mężczyzną” - zironizował - ale ma męża i to, co się wcześniej stało wcale nie powinno, że to wbrew wszystkiemu.
- Tak, to do niej podobne - odpowiedziałam na wpół nieświadomie.
- Kim jest jej mąż? - Uniosłam brew. - Znam jedynie imię, chcę wiedzieć czym się zajmuje.
- Naruto. - Pochyliłam się i oparłam łokcie o biurko. Może, może jednak go jakoś zniechęcę. - Musisz wiedzieć, że Hinata pochodzi z bardzo tradycyjnej rodziny, miała dość surowe wychowanie. Ma wiele talentów, ale zapłaciła za to wysoką cenę. - Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że nie rozgadam się za bardzo. - Zawsze zgadzała się z wolą ojca. Jeśli kazał jej grać na skrzypcach sześć godzin w ramach ćwiczeń, to grała. Jeśli kazał jej potem uczyć się obcego języka kolejne cztery, to się uczyła. - Widziałam, jak jego twarz tężeje, jakby usłyszał to, czego się spodziewał, co wcale nie oznaczało rewelacji. - Nigdy nie wyjechała, nigdy nie robiła wielu innych rzeczy, jakie uważa się za normalne. Za to gra na kilku instrumentach, mówi biegle czterema językami, interesuje się sztuką, choć najbardziej wystrojem wnętrz.
- Wiem już do czego zmierzasz - powiedział przybity, co z jakiegoś powodu mi do niego nie pasowało. Kirito obserwował nas czujnie, lecz w ciszy na szczęście.
- Sam chyba rozumiesz, że dla niej wizja rozwodu to wizja końca świata. Masz pojęcie, jak zareagowałby jej ojciec?
- Nie znam gościa, ale już go nienawidzę - odparł, a ja uśmiechnęłam się smutno.
- Ona nie do końca pojmuje rzeczywistość czasami, przez co nie wie co znaczy być szczęśliwym. Uważa, że tak jak jest to być musi, a ona musi się cieszyć z tych ochłapów, które jej podrzucono.
- Ochłapów. - Teraz on się uśmiechnął, lecz był to pełen uśmiech radości.
Moment. Co?
- Przejęzyczyłam się?
- Nie, określiłaś jej małżeństwo jako ochłap i chłam. - Wyprostował się dumny. - To znaczy, że jest nadzieja.
- Naruto, nie byłabym taka pewna, to bardzo delikatna kwestia - zaczęłam się plątać zła na siebie, ile mu wygadałam.
- Jestem kiepski w delikatnych kwestiach, ale to kobieta jedyna w swoim rodzaju, Sakura. Nie potrafię przestać o niej myśleć.
- To już się nazywa obsesja. - Słusznie zauważyłam, lecz on znów zbył mnie śmiechem.
- Tak, masz rację. Zauroczenie, zakochanie, to rodzaj obsesji.
- Ajajaj, ale się zrobiło ckliwie. - Kirito klasnął i wstał. - Wiesz już wszystko, Uzumaki?
- Prawie. - Naruto odsunął się o krok. - Wiem, że to prawie niemożliwe, ale mogłabyś mi powiedzieć, kiedy jej męża znów nie będzie?
- To już znaczyłoby spisek. - Też wstałam, mając zamiar odprowadzić ich do drzwi.
- Proszę, chcę z nią tylko porozmawiać.
- Myślisz, że jednak rozmowa spowoduje, że wystąpi o rozwód? - spytałam ze zwątpieniem. Znałam Hinatę. Nie wiedziałam, co musiałoby się stać, żeby to zrobiła.
- Nie wiem, Sakura, ale nie dowiem się, dopóki nie spytam.
- I tu pies pogrzebany - mruknął Kirito, poprawiając marynarkę. - Że chcemy za bardzo, stary. - Poklepał Naruto po ramieniu i odwrócił się do wyjścia.
Może i wy chcecie, za to Sasuke na pewno nie.
- Więc jak, powiesz mi?
Uzumaki nie zdejmował ze mnie spojrzenia. Naprawdę mu na tym zależało. Nie wiedziałam co zrobić. Nie powinnam, ale…
- Ugh. - Pomasowałam sobie skronie, chcąc oczyścić myśli. - Zostaw mi swój numer.
- Dziękuję! - Objął mnie w pasie i podniósł do góry, co mnie na tyle zaszokowało, że nawet się nie ruszyłam. Dopiero, gdy postawił mnie na ziemię byłam w stanie cokolwiek powiedzieć, lecz Kirito mnie ubiegł.
- Nie bój się. Jest impulsywny, ale niegroźny. - Blondyn puścił mi oczko. - To jak taki wielki kudłaty pies, którego można szarpać na wszystkie strony, a on i tak jedyne co ci zrobi to na ciebie skoczy, do tego jeszcze z radości.
- Kudłaty pies? - Naruto zmrużył oczy.
- No nie moja wina, że jesteś pocieszny. - Kirito wzniósł oczy ku niebu, aby ta kpina była mniej dosłowna.
- Z mojej strony to chyba wszystko.
- Z mojej też.
Oboje teraz stali i patrzyli się na mnie, jakbym nie wiem, miała im przepowiedzieć przyszłość, a jedyne co mogłam, to poklepać ich po ramionach i powiedzieć: spróbuję.
Tak też zrobiłam.
- Dzięki wielkie, na pewno się jakoś odwdzięczę - powiedział Naruto, łapiąc za klamkę.
- Ja bardziej. - Kirito posłał mi jeden ze swoich bajecznych uśmiechów, bo nie mogłam mu odmówić uroku. Z czym Ino miała problem?
Tylko coś nie pykło. Naruto zamiast otworzyć drzwi, został wepchnięty do środka pomieszczenia, bo ktoś otworzył je z zewnątrz. Gdy głowa Tanji pojawiła się w zasięgu mojego wzroku miałam ochotę walnąć głową w stół.
Najgorzej, najgorzej, najgorzej.
- A panowie do kogo? - powiedziała profesjonalnym tonem, jakby nic nie robiąc sobie z ich obecności, po czym przeszła do swojego biurka. Nie umknęło jej, że Kirito nie odstawił krzesełka, więc pod jej spojrzeniem zrobił to natychmiast.
- My już właściwie wychodzimy - wyjąkał Naruto, a ja próbowałam zatuszować swój uśmiech, poprawieniem włosów.
- Fantastycznie.
Ostentacyjnie położyła torebkę na blacie, oni spojrzeli po sobie.
- Do widzenia.
- Cześć, Sakura.
I drzwi się zamknęły, ale za to oczy Tanji natychmiast skupiły się na mnie.
- Czego chciał ten ibecyl i ten drugi?
Okej, zakładałam, że znała Kirito, bo Naruto przecież niedawno wrócił.
- Em, Kirito? - Udałam nieświadomą i usiadłam za swoim biurkiem.
- No a kto inny? - prychnęła.
O czymś nie wiedziałam.
- Czy wy kiedyś, ten, tego… - zaczęłam nieskładnie.
- Tak, to był dość krótki, ale burzliwy związek.
Wciągnęłam szybko powietrze. Tanja i Kirito? Ugh, zdecydowanie nie.
- Spokojnie, Dyara kazała mi coś dla niego przekazać.
- Dlatego ja tak szybko miałam wyjść… - mruknęła i odpaliła komputer.
No jak tak teraz o tym myślę, to faktycznie miało to sens.
- Ty to mi lepiej powiedz, a raczej wtajemnicz mnie. - Opuściła lekko głowę, aby patrzeć na mnie spod zmrużonych powiel. - Dlaczego nie wiem, że spotykasz się z Uchihą?
Eee, spotykam? Nie, to nie tak.
- Spotykam, to za dużo powiedziane - mruknęłam, sama nie wiedząc czy powinnam się tego powodu cieszyć czy płakać.
- To całujesz się z każdym napotkanym gościem? - Uśmiechnęła się, jakby mówiła: mam cię.
- Skąd w ogóle o tym wiesz?
- Wszyscy już wiedzą.
Normalnie uleciało ze mnie powietrze. Naprawdę byłam już tutaj totalnie skończona. To-tal-nie. Cóż, mogłam tylko wziąć się do pracy…
Pogadałam z Tanją jeszcze chwilę, ale tak szczerze to nie miałam na to ochoty. Wciągnęłam się w wir roboty. Jakieś dwie godziny później zamówiłam sobie żarcie. Myślałam, że jak się najem, to poczuję się lepiej.
Wcale nie poczułam się lepiej.
Gdy zaczęło robić się ciemno Tanja powiedziała, że ma dość. Dyary i tak nie było, a ona odbębniła na dziś wszystko, co musiała. Cała uszykowana do wyjścia stanęła przy drzwiach i spojrzała na mnie z czymś na kształt współczucia, ale potem się odezwała…
- Spokojnie, kotku. Wiem przecież, że nie dałaś mu dupy za tę pracę.
I wyszła.
Uderzyłam czołem o biurko, zamykając oczy. Przez chwilę było mi przykro, ale to uczucie ewoluowało w złość, a potem wściekłość. Czy on nie wiedział, jak to się dla mnie skończy, jeśli wyjdzie, że coś między nami jest? Znaczy, nawet jeśli nie jest, to, że z jakiegoś powodu się spotykamy? Ugh!
I jeszcze ta jego była laska. Cynthia, czy jakoś tak. Dużo ma takich w zestawie ze sobą? Co to w ogóle za przypadek, że jego była go szantażuje, a gdy on po nią przyjeżdża jest kompletnie napruta? I po co to wszystko?
Bez sensu.
Przez kolejną godzinę próbowałam skończyć ostatni już na dziś raport, ale naprawdę nie mogłam się skupić, bolała mnie głowa. Myślałam tylko o tym, żeby stąd wyjść i w końcu tak zrobiłam. Dalsze umartwianie się tutaj nie miało najmniejszego sensu.
Spojrzałam na zegarek. Jedynie opuściłam ramiona, gdy okazało się, że godzina zmieniła się w dwie i pół. Była już prawie siódma wieczór. Na myśl, że jutro na ósmą znów trzeba było przyjść do roboty, aż miałam ochotę zostać tu do rana.
Zgasiłam wszystkie światła, stojąc przy drzwiach. Gdy wyszłam na to pomieszczenie z wielką ilością biurek to aż przystanęłam na moment. Nikogo nie było. Pustka i cisza - coś, co się tu jeszcze nie zdarzyło, odkąd pracuję w Rotzy. Może to był jakiś szczęśliwy dzień z serii: idźcie sobie już do domu, przypomnijcie sobie jeszcze, że macie życie?
Ciągle mając na uwadze to, że było to podejrzane ruszyłam ku windzie. Kiedy już znalazłam się w środku i wcisnęłam odpowiedni guzik, oparłam się o ścianę. Jednak coś poszło nie tak, ponieważ powinnam jechać na parter, a winda mknęła ku górze…
Spojrzałam na panel, gdzie jak byk świecił się przycisk parteru. Nie wiedziałam czy chcę wierzyć, że to jakiś chytry uchihowy plan polegający na zwabieniu mnie na górę, zaprzedania mojej duszy diabłu poprzez samo wejście tam i szybkie samobójstwo na końcu, bo przecież pracownicy i tak już sądzili, że puściłam się za etat sekretarki.
Gdy naprawdę wysiadłam na najwyższym piętrze westchnęłam zirytowana, bo nie miałam ochoty go dzisiaj widzieć. Byłam na niego zła, a sama zmęczona. Marzyłam o kąpieli i łóżku, a nie o spotkaniu z nim, które niechybnie zakończy się na kłótni.
Chciałam przywołać windę z powrotem, ale ta zjechała na dół sama. Beze mnie, co zdenerwowało mnie tylko bardziej. Co on sobie wyobraża? Co on sobie w ogóle myśli?
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na fakt, że korytarz był utrzymany w ciemnych barwach, zapewniał swoistą intymność. Był nawet delikatnie prywatny. Jeżeli to były jego osobiste pokoje to trochę średnio, skoro można było się tu dostać główną windą. Jednak moje wątpliwości rozwiały się, gdy po zakręcie korytarza czekała na mnie kolejna winda, a obok niej…
Kamerdyner.
- Witam panienkę. Jest pani oczekiwana.
Dziadek ukłonił się na mój widok. Ubrany w elegancki garnitur wyglądał dostojnie, a wiek jedynie dodawał mu uroku. Był uśmiechnięty i biła od niego radość, która w jakiś tajemny sposób usunęła ze mną negatywne emocje.
Ja natomiast poczułam się trochę niepewnie.
- Tak naprawdę, to trafiłam tu przez przypadek - mruknęłam, poprawiając torebkę na ramieniu. - Miałam już wychodzić, ale…
- Jeżeli tu pani jest, to na pewno nie przez przypadek. - Znów przemiło się do mnie uśmiechnął, a ja mimowolnie odpowiedziałam tym samym. - Zapraszam.
Nim się zorientowałam drzwi do kolejnej windy stały dla mnie otworem, a ja chyba powinnam wejść do środka. Spojrzałam ponownie na dziadka, który stał już w windzie. No przecież nie mogłam zrobić mu przykrości…
Kamerdyner wstukał jakiś długi kod na panelu dotykowym. Ruszyliśmy do góry.
Po chwili znajdowałam się już na kolejnym piętrze. Równie ciemnym, jakby już tym na pewno prywatnym. Tutaj jednak stało kilku ochroniarzy, którzy skinęli głową na przyjaznego dziadka, który drobnymi kroczkami zbliżał się do drzwi z mlecznego szkła na końcu korytarza.
- Proszę się rozgościć, Sasuke zaraz powinien się pojawić.
Po tych słowach uchylił przede mną te wielkie wrota, a moim oczom ukazało się przestronne przeszklone pomieszczenie z widokiem na Tokio. Utrzymane zostało w zimnym minimalizmie, którego czerń i biel przebijały czasem stalowe oraz granatowe akcenty. Wielki telewizor plazmowy zajmował sporą część ściany po lewej stronie razem z wielką kanapą. Po prawej znajdowała się kuchnia otwarta na salon, gdzieś w tle stała imponująca wieża, a gdyby się bardziej przyjrzeć to po całym pokoju porozwieszane były głośniki.
- Proszę zawołać, gdyby czegoś pani potrzebowała. Będę w tamtym pomieszczeniu.
Kamerdyner wskazał dłonią jakiś bliżej nieokreślony kierunek, ukłonił się i zniknął za drzwiami, których z początku nie zauważyłam. Wyglądały bardziej jak rozsuwana szafa.
I tym sposobem zostałam sama w pomieszczeniu z bardzo wysokim sufitem i przeszklonymi wszystkimi ścianami, co, chcąc czy nie, wprawiło mnie w zachwyt. Rozejrzałam się, aby zobaczyć, czy Sasuke wciąż się nie pojawił. Nigdzie go nie widząc podeszłam do okna. Cisza tego mieszkania mnie relaksowała. Musiało zostać całkowicie wyciszone, sprawiało wrażenie odosobnionego od reszty świata.
Raz jeszcze przyjrzałam się wystrojowi i doszłam do wniosku, że Imai albo Dyara maczała w tym palce.
Minęło dziesięć minut, a ja wciąż siedziałam sama. Nie, żeby mnie to nie zdenerwowało, bo najpierw mnie tu ściąga, a potem każe na siebie czekać. To trochę niedorzeczne.
Położyłam wszystkie swoje rzeczy na kanapie i ruszyłam na poszukiwania obiektu całego zamieszania. Nie planowałam penetrować mu mieszkania, grzebiąc i zaglądając wszędzie. Wystarczyłoby mi, jakbym znalazła tylko jego.
Znalazłam jednak tylko schody na górę. No cóż, skorzystałam. Gdy weszłam na górę usłyszałam jego przytłumiony głos. Zaczęłam powoli iść w tamtą stronę.
- Ale nic jej nie jest? - Coś upadło z trzaskiem. - Kurwa. Nie, nie do ciebie. - Zbliżałam się coraz bardziej do drzwi po prawej niczym niewyróżniających się od reszty. - Czyli jej stan jest stabilny, dobrze. Potrzebujesz mojej pomocy? - To nie brzmiało dobrze. - W porządku, jutro do niej wpadnę. Rozumiem, że zajmiesz się Riv? - Okej. Teraz zaczęłam się bać. - Dobrze. Gdyby cokolwiek się działo, to dzwoń. I co z tego, że jesteś starszy? - Czyli…
Drzwi niespodziewanie otworzyły się, a ja zdążyłam się jedynie za nimi schować. Sasuke nie patrząc w moją stronę skierował się do schodów. W półmroku widziałam tylko zarys jego pleców, wciąż trzymał przy uchu komórkę.
- Będziemy w kontakcie.
Rozłączył się, a ja nie miałam zamiaru dalej bawić się w chowanego.
- Ty! Co ty… - Miałam zamiar dokończyć “sobie w ogóle wyobrażasz, ściągając mnie tutaj?”, ale tego co się teraz stało w ogóle się nie spodziewałam. Sasuke odwrócił się w moją stronę, faktycznie. Tylko celował do mnie z broni. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie mdleć, ale wyglądałoby to nieprofesjonalnie, bo przecież byłam wkurzona. On natomiast miał szeroko otwarte oczy, jakby dał strachowi przejąć na chwilę kontrolę.
- Co ty tu, kurwa, robisz?
Okej, to było dziwne.
Ciągle stałam jakby sparaliżowana na widok pistoletu wciąż skierowanego w moją stronę. Dopiero, gdy Sasuke opuścił broń, wzięłam głębszy oddech.
- Co ci odbiło?! - wrzasnęłam, decydując się, aby w ten sposób dać upust swoim emocjom.
- Co tobie odbiło, żeby chodzić po moim mieszkaniu?! Kto cię tu w ogóle wpuścił?! - Sam fakt, że na mnie krzyczał oznaczał, że i on się trochę przestraszył. Jednak to było tyle, jeśli chodzi o moją wyrozumiałość.
- To ty mnie tu ściągnąłeś, palancie!
- Ja ciebie?!
- A nie?! Od kiedy winda zamiast na parter zawozi ludzi na górę, co?!
- Że jak? - Uspokoił się trochę i schował pistolet do kabury, która była dyskretnie ukryta w ciemnych eleganckich spodniach.
- Nie wiem, jak. Gdy wyszłam od siebie nikogo nie było, poszłam do windy i…
- Dlaczego nie wyszłaś, gdy przekazałem komunikat? - Uniósł pytająco brew, jakby karcąc mnie tym spojrzeniem. Ja mu dam.
- Jaki komunikat? - Zmrużyłam oczy, nie mając zamiaru przegrać tej bitwy.
- Wysłałem wszystkich do domu, coś jest nie tak z systemem. Serwer padł, cała elektronika budynku zaczęła szwankować. Automatyczne drzwi, winda, sieć. - Przeczesał palcami włosy, wciąż jednak spięty. - Przekazałem to intercomem.
- Cóż… - syknęłam.
- O faktycznie, wasz od kilku dni jest popsuty, tylko ten w gabinecie Dyary działa. Zapomniałem. - Wzruszył ramionami, a ja miałam ochotę wydrapać mu oczy.
- To może mi wyjaśnisz, dlaczego powitał mnie jakiś starszy dziadek i tu przyprowadził, hę? - Założyłam ręce na piersi, patrząc na niego z czystą wściekłością.
- No dlaczego Irumi to zrobił, nie wiem. - Przewrócił oczami. - Chyba, że… - Wyjął telefon i zaczął czegoś w nim szukać.
- No?
- Kirito wysłał mi godzinę temu sms-a, cytuję “nie ma za co, gołąbeczki. Przysługa za przysługę. Teraz wasza kolej” - parsknął cicho z dezaprobatą.
Więc tak to sobie wymyślił, gnojek jeden. W sensie wydaje mi się, że rozmawiał tylko z kamerdynerem na wypadek, gdybym tu wjechała, ale jednak się rozmyśliła.
- Ale raczej to nie on zhakował system, nie?
- Skąd wiesz, że został zhakowany? - I w tym momencie poczułam się nieswojo. Uchiha patrzył na mnie z coraz większym dystansem, jakbym właśnie na jego oczach matkę mu harmonią zabiła.
- Szczerze mówiąc, to tak mi się powiedziało - odparłam zgodnie z prawdą. - Ty mi lepiej powiedz, dlaczego do mnie celowałeś? - To już wręcz wywarknęłam, bo na samą myśl lufy wycelowanej w moją stronę zrobiło mi się niedobrze.
- Może dlatego, że system całego budynku został zhakowany jak sama powiedziałaś. Zabezpieczenia padły, nie ma dostępu do kamer, prawie ktoś wkradł mi się na konta bankowe. Zresztą, jak mogłaś nie słyszeć, jak całe piętro się zbiera do domu? - Znów spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Wkurzał mnie.
- Drzwi są wyciszone, baranie, więc jeśli nikt nie przyszedł po mnie osobiście, to nie wyszłam - warknęłam, bo już zdecydowanie za bardzo działał mi na nerwy.
- Nie wyzywaj mnie w moim własnym domu. - Nie był mi dłużny, patrząc na mnie gniewnie.
- Sam chciałeś, żebym “wpadła do ciebie na górę”. - Uśmiechnęłam się kpiąco, mając ochotę zedrzeć mu jego własny uśmiech z twarzy. Za bardzo mnie drażnił.
- Zmieniłem zdanie.
- To świetnie, bo właśnie wychodziłam.
Ruszyłam w stronę schodów, zamierzając go minąć i naprawdę stąd wyjść. Moja godność już dawno znajdowała się na poziomie podłogi, ale teraz już przesadził. Arogancki palan…
- Czekaj. - Złapał mnie za ramię, co odczułam dość boleśnie. Syknęłam cicho, ale spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek.
- Czego chcesz?
- Nie powinienem do ciebie mierzyć, ale równie dobrze mogłaś być intruzem. Nie wiedziałem, że jesteś w środku.
- To jakieś marne przeprosiny?
- Możesz to tak odebrać.
- Zbyt marne. - Wyrwałam się z jego uścisku, znajdując się coraz bliżej schodów.
- Przecież nic się nie stało, uspokój się - powiedział faktycznie spokojnym tonem, ale wcale nie osłabiło to mojej chęci dosłownie zamordowania go w tym momencie.
- No jasne, przecież to normalne! - Znów się do niego odwróciłam. - Najpierw jakaś strzelanina, potem psychiczna była, teraz sam do mnie prawie strzeliłeś. Nie, wszystko jest świetnie! - wydarłam się, mając po uszy tego wszystkiego. - Wszyscy w firmie myślą, że się z tobą puściłam za tą posadę, nawet Tanja! - To w niego uderzyło. Maska obojętności pękła na chwilę, ukazała dziwny grymas. Nie umiałam sprecyzować czy był to grymas złości czy żalu. Nie obchodziło mnie to jednak zupełnie. Miałam go dość, całego. - Pewnie lista oczekujących na moje miejsce jest już dawno pełna, a dostałam się tylko przez wstawiennictwo Sheeiren, więc kto by się mną przejmował. - Zacisnęłam dłonie w pięści. Może tak się to miało skończyć. - Wiem, że jesteś tu wielkim prezesem - zironizowałam - ale ja jestem, byłam, zwykłą pracownicą, a ty w ogóle masz gdzieś innych, całkowicie! Jak ja mam tu teraz przychodzić? Myślisz, że nie wiem, jak będa na mnie patrzeć? Nowa dziwka prezesa, będzie chyba najlżejszym określeniem. Ale przecież co ciebie to obchodzi? - powiedziałam gorzko. - A ja nie mam zamiaru przez to przechodzi…
- Więc nie przechodź.
Przerwał mi. Ten pieprzony gnojek mi przerwał. Nawet nie chciał wysłuchać mnie do końca. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam.
- I nie będę, bo rzucam tę robotę - wycedziłam przez zęby, starając się chociaż trochę opanować. Nie powinnam tego robić, bo praca była dobrze płatna, równie dobrze mogłabym mieć w głęboko zdanie “tych z trzeciego piętra”, ale ja po prostu nie chciałam go widzieć. Po prostu miałam go dość.
- Nie to miałem na myśli.
- Już mnie nie interesuje co miałeś na myśli! Mam gdzieś ciebie i twoje zdanie!
Dawałam się wodzić za nos jak kretynka, wymyślałam Bóg wie jakie scenariusze, ale niestety prawda okazała się zbyt banalna. Był po prostu beznadziejnym, egoistycznym i aroganckim kutasem.
- A mogłabyś zwrócić na nie uwagę.
Zaczął do mnie podchodzić, na co tylko się spięłam, niespecjalnie chcąc, aby się do mnie zbliżył. Miałam ochotę jedynie dać mu w twarz za bycie dupkiem.
- Nie mam zamiaru, nic mnie ono nie obchodzi.
Uniosłam brodę, i mimo świadomości, że wyglądałam jak kociak, który stanął na przeciwko lwa, nie miałam zamiaru odpuścić.
- Jeśli będziesz ze mną, nikt nie będzie nazywał cię dziwką.
Gdybym miała czym, to na pewno bym się zakrztusiła.
- Naprawdę masz jeszcze sumienie, żeby aż tak ze mnie szydzić?
Nie do wiary.
- Zawsze tak reagujesz, gdy faceci cię o to pytają? - No jak mnie drażnił ten jego spokojny ton i całkowicie opanowana twarz, ten brak reakcji, wszystkiego.
- Zawsze jesteś takim dupkiem?
Wciąż do mnie podchodził, wcześniej specjalnie zagonił mnie w róg. Znów nie miałam gdzie uciec. Mogłam tylko patrzeć, jak się do mnie zbliża okryty półmrokiem i tajemnicą, ponieważ zupełnie nie wiedziałam, co tym razem miał zamiar zrobić.
- Zawsze jesteś taka bezczelna?
- To nie ja zaczęłam! - sprzeciwiłam się, doskonale widząc, że zaraz będzie mógł mnie dotknąć, a ja zupełnie nie robiłam nic, aby mu w tym przeszkodzić.
- Więc chociaż skończ.
Nie wiem, dlaczego za każdym razem tańczyłam tak, jak on mi zagrał, dlaczego tak pragnęłam jego uwagi i całkowitego skupienia. Co takiego w sobie miał, że traciłam silną wolę, poddając się jego ustom, które właśnie brutalnie spoczęły na moich, dłoniach, które błądziły po mojej talii. Czując zimno ściany na plecach przeszedł mnie dreszcz, który niestety wcale nie przywrócił mi zmysłów z powrotem. Spowodował jedynie, że przylgnęłam mocniej do ciała mężczyzny, dla którego straciłam głowę, wplatając palce w jego ciemne jak noc włosy.
Sasuke odchylił się lekko, czułam jego nierówny oddech na swoim policzku, lecz nie widziałam w mroku jego oczu. Nie wiedziałam, co się stało.
- Więc jak, zgadzasz się? - szepnął, przyprawiając mnie o drżenie. Poczułam delikatne ruchy jego języka na swojej szyi. Opadłam mocniej w jego ramiona z cichym westchnieniem, próbując sobie przypomnieć o co pytał.
- Na?
Zaśmiał się krótko i przygryzł lekko moją wargę, jakby dając mi nauczkę za to, że nie pamiętam, nawet jeśli nie dałam mu do tego prawa.
- Chcę mieć cię na wyłączność.
- Nikt nie zabrania ci chcieć. - Trąciłam go nosem, nie do końca wierząc w to, co słyszałam.
- Więc? - spytał znów.
Czy miałam coś do stracenia?
- Pokaż mi, jak bardzo chcesz.
Warknął cicho słowo, którego nie usłyszałam, ale w żadnym razie mnie nie odepchnął. Wziął mnie za to za rękę i skierował w stronę najbliższych drzwi. Podeszłam do nich i dotknęłam klamki. Spojrzałam na niego przez ramię. W ciągu tych kilku sekund zdążył pozbyć się koszuli. Wyglądał teraz jak ucieleśnienie wszystkich kobiecych fantazji, które dziś było tylko i wyłącznie dla mnie.
Z momentem, gdy weszłam do środka straciłam rachubę czasu. Samo rejestrowanie czynności, które wykonywałam było problemem. Zgubiłam się we własnej sobie, o ile było to w ogóle możliwe. Nie potrafiłam się skupić, z każdą sekundą coraz bardziej pozwalałam mu zrozumieć, że faktycznie się zgodziłam, choć sama do końca w to jeszcze nie uwierzyłam. Nie wiedziałam jeszcze, czy właśnie spełniało się moje marzenie czy koszmar. Życie z tym mężczyzną nie będzie proste, za dużo ukrywa, aby było pięknie.
Jednak nie potrafiłam mu odmówić. Mimo, że tego nie wypowiedziałam, to on wiedział, co ze mną robił, świadomie mną sterował. Chyba to lubił. Był zaborczy, trochę agresywny. Jego ruchy nabrały brutalności, pocałunki przestały być czułe.
Kiedy zdejmował moją koszulkę udało mi się zetrzeć z nim spojrzeniem. Znieruchomieliśmy oboje. Ja z rękoma w górze, on z materiałem w rękach. Staliśmy tak przez chwilę, przez którą nie potrafiłam zdjąć z niego wzroku. Jego oczy po raz pierwszy wyrażały coś więcej, jakby nie miałby to być tylko i wyłącznie seks. Pierwszą moją reakcją był strach.
- Coś nie tak? - spytałam zachrypiniętym głosem, doskonale wiedząc jak szybko unosiła się moja klatka piersiowa i jak dobry on miał na nią wgląd. Oraz to, jaki ja miałam na jego…
Mimo mojego chwilowego roztargnienia on jakby ocknął się wraz z moimi słowami.
- Nie - odparł cicho, już do końca zdejmując mi bluzkę.
Tym razem jednak się nie spieszył. Gdy uwolnił moje ręce, a koszulka upadła na ziemię objął mnie jednym ramieniem w talii. Westchnęłam cicho, kiedy przyciągnął mnie do siebie. Wciąż patrzyłam mu w oczy, dłużej niż kiedykolwiek. On mi nie odstępował. Poczułam jak jego dłonie delikatnie gładzą moje plecy, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Więc potrafisz być delikatny - mruknęłam, pochylając się do przodu, wtulając policzek w zagłębienie między jego obojczykiem a szyją, tym samym odsłaniając własną, co nie uszło jego uwadze, bo prawie od razu poczułam tam jego usta. - Nie arogancki. - Pocałował mnie tuż za uchem, poczułam na skórze to, jak się uśmiecha. - Czy bezczelny - mówiłam coraz ciszej. Moim ciałem targnął wstrząs, gdy poczułam ślad jego zębów na szyi.
- Wciąż taki jestem - mruknął, delikatnie pchajac mnie do tyłu, dopóki nie natrafiłam na łóżko, na które oparłam, lądując w ciemnej pościeli.
Światło księżyca padło na jego twarz, przyglądał mi się uważnie, lustrując moje ciało kawałek po kawałku. Czułam się niezręcznie, gdy to robił. Wolałam skryć się w całkowitej ciemności.
-Ćśśś, spokojnie. - Najwyraźniej zauważył moje wahanie. - Pozwól mi patrzeć na to co moje - mruknął, delikatnie jeżdżąc palcami po moim brzuchu.
Już miałam mu się sprzeciwić, ale skończyły mi się argumenty. W końcu zgodziłam się być jego.
-Nie wszystko za jednym razem. - Wyciągnęłam rękę w jego stronę, chcąc aby do mnie dołączył. On jednak ją odtrącił.
Sięgnął za to do zapięcia moich spodni. Powoli, bez pośpiechu zaczął mnie ich pozbawiać, wciąż nie odrywając wzroku od mojego ciała. Niemiłosiernie mnie to krępowało.
W końcu zrozumiał jak bardzo z sobą walczyłam, żeby natychmiast nie schować się pod kołdrą. Wyczuł granicę i postanowił ją uszanować, choć znajdował się jej bardzo blisko.
-Niewiele o mnie jeszcze wiesz - powiedział i nachylił się. Oparł ręce po bokach mojej głowy, zapadając się w materac. - Więc nigdy więcej nie mów, że nic mnie nie obchodzisz, bo możesz się kiedyś bardzo pomylić.
Otworzyłam szerzej oczy nie gotowa na takie wyznania. Bo, bo to było wyznanie. Na pewno było.
- Zobaczymy - odparłam, a on zaczął się zniżać, dopóki nie poczułam jego ciepłego oddechu na swoich wargach.
- Chyba będę musiał cię do tego przekonać.
I przekonał. Po wszystkim byłam bardzo bardzo bardzo przekonana. I cholernie zmęczona.
Ze spokojnego snu wyrwał mnie krzyk. Męski krzyk pełen przerażenia.
- Pożar, pożar! Sasuke!
- Uciekajcie!
Przez chwilę wydawało mi się to dalszą częścią snu, ale gdy Sasuke potrząsnął moim ramieniem, już całkowicie się wybudziłam.
- Wstawaj, musimy natychmiast wyjść.
- Sasuke! - Kolejny krzyk.
Uchiha praktycznie zrzucił mnie z łóżka. Dopiero teraz poczułam swąd spalenizny. To pobudziło mnie do roboty. Chyba ochroniarze go nawoływali. Musieli przeszukiwać pomieszczenia po kolei, o ile się tak w ogóle dało. Zaczęłam szukać swoich ubrań, ale nim się zorientowałam Sasuke rzucił we mnie swoją koszulą.
- Szybko.
Był zły, a ja przestraszona. W efekcie, gdy wybiegliśmy z sypialni weszliśmy po prostu przez ścianę dymu. Zaczynałam panikować.
- Nie puszczaj mojej ręki - powiedział, po czym pociągnął mnie w ciemność. Tym właśnie dla mnie był ten bieg, ponieważ miałam zamknięte oczy. Dym nie pozwalał mi ich otworzyć. Byłam całkowicie zdana na Uchihę. Nie miałam wyjścia, musiałam mu zaufać.
Usłyszałam jak kaszle, zatrzymaliśmy się.
- Otwórz oczy.
Spróbowałam i dosłownie wryło mnie w ziemię. Fakt, czułam, że temperatura się jeszcze bardziej podniosła, jednak szalejące dookoła płomienie mnie przytłoczyły.
- Tam jest wyjście, biegnij. - Popchnął mnie. Nie ruszyłam się i to wcale nie tylko dlatego, że cholernie się bałam.
- A ty?
- Muszę sprawdzić, czy dziadek nie został w środku. Idź! - Popchnął mnie i znowu zaczął się krztusić. Nie wiedziałam co robić, czułam, że nie powinnam go tu zostawiać. - Idź! - Tym razem wręcz odepchnął mnie od siebie tak mocno, że aż krzyknęłam.
- Niech cię szlag! - wrzasnęłam, na pół ślepo kierując się w stronę, w którą mi kazał.
Jednak w pewnym momencie się zatrzymałam. Ledwo nie runął na mnie regał z książkami, co mnie natychmiast sparaliżowało. Dopiero ból na prawym ramieniu otrzeźwił mnie na tyle, aby znów kierować się ku wyjściu. Zaczynało mi się porządnie kręcić w głowie, czułam jak się duszę. Miałam ochotę krzyczeć, nie potrafiłam się stąd wydostać.
- Tutaj, tutaj! - Szłam za głosem, próbowałam dać z siebie wszystko.
Wreszcie wypadłam na korytarz, który nie zajął się jeszcze ogniem, ten przy wejściowych drzwiach. Próbowałam złapać głębszy oddech, ale to spowodowało, że jedynie mocniej kaszlałam.
Rozejrzałam się, chcąc wiedzieć, kto krzyczał. Stało przede mną dwóch ochroniarzy i dziadek. Dziadek, po którego, cholera, Sasuke się cofnął.
- Nic panu nie jest? - wychrypiałam, wstając.
- Nie, gdzie jest Sasuke? - Mężczyzna był szczerze przestraszony, ale cały i zdrowy.
- Poszedł sprawdzić, czy nie został pan w środku.
- Mateńko najświętsza - szepnął, zaciskając dłonie.
- Powinien już wrócić - powiedziałam wściekła. Spojrzałam na ochroniarzy. - A wy co?! Na co tak stoicie?! On został w środku!
- Nie mamy w umowie nic o pożarach - powiedział jeden z nich, drugi nawet nie miałknął.
Ręce mi się trzęsły, nie wiedziałam co robić, więc zaczęłam go nawoływać, lecz nie dostałam odpowiedzi.
- Pieprzeni nieudacznicy - warknęłam w stronę mężczyzn, lecz oni ani drgnęli.
Nie wiele myśląc otworzyłam drzwi z powrotem. Buchnął we mnie żar, dostarczyłam ogniowi nowego tlenu. Oczy zaczęły mi łzawić, lecz nie na tym się skupiając, weszłam do środka. Wcześniej spróbowałam sobie przypomnieć, w które miejsce udał się dziadek zaraz po powitaniu. Nie mając pojęcia, czy dobrze szłam ruszyłam w tamtą stronę. Coraz słabiej się czułam, aż wrzasnęłam z bezsilności.
Cudem dotarłam do tego pomieszczenia. Tak naprawdę tylko dlatego, że Sasuke wcześniej otworzył tam drzwi. Czułam rosnące oparzenia na ramionach, moje drogi oddechowe były w zapłakanym stanie, ale gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że to dopiero początek katorgi. Coś przytrzasnęło jego rękę. Zdążyłam zorientować się na tyle, że spadła szafa, nie pozwalając mu się ruszyć.
- Sasuke! - krzyknęłam, a on lekko uniósł głowę.
- Uciekaj - powiedział, ale było to ledwo tchnienie.
Wrzasnęłam, gdy coś trzasnęło i znów spadło. Nie mieliśmy dużo czasu.
- Szybko, pomogę ci. - Spróbowałam przesunąć szafę, ale ta ani drgnęła.
- Dziade…
- Jest cały, czeka na zewnątrz. Pomóż mi!
Widziałam ile go kosztowało, aby razem ze mną ruszyć mebel. Dopiero za czwartym razem się udało, a Sasuke krzyknął. Aż bałam się stanu, w jakim była jego ręka. Coraz bardziej traciłam ostrość widzenia, dusiłam się.
- Szybko. - Pomogłam mu się podnieść i ostatkami sił zerwałam się ku wyjściu. Uchiha słaniał się na nogach i tym razem to on trzymał moją dłoń, dając się prowadzić. - Drzwi! - krzyknęłam, gdy już prawie nic nie widziałam. - Drzwi! - powtórzyłam, kiedy nic się nie wydarzyło.
Sasuke upadł.
- Wstań! - Panika zaczynała mnie zjadać. Byliśmy już tak blisko. Moje ramiona były w opłakanym stanie, Uchiha chyba tracił świadomość.
W momencie, gdy miałam się już poddać ocknął się i uniósł na kolana. Jego ręka wyglądała paskudnie.
- Sasuke, proszę, wstań - powiedziałam stojąc na nogach już tylko dzięki silnej woli. Nagle poczułam żar na plecach, co wydarło z mojej krtani nieopisany wrzask.
I wtedy Uchiha wstał, ktoś otworzył drzwi. To kilkanaście kroków wydawało się dla mnie setkami kilometrów, gdy płakałam z bólu, bo Sasuke wsparł się na mnie i mojej poparzonej skórze. Moje łzy smakowały jak dym.
Nie dziwota więc, że gdy tylko wypadliśmy oboje na korytarz natychmiast zemdlałam z bólu.
***
IX super rozdział wjechał na salony, tudududu.
W sumie nie wiem, co wam powiedzieć. Nie mam też pojęcia jak zareagujecie, więc... czekam XD
Bywajcie!
Skomentuję tylko jedną scenę, gdyż na niej się najdłużej/najbardziej skupiłam xD
OdpowiedzUsuńhttp://i0.kym-cdn.com/photos/images/facebook/000/435/666/014.gif
Czuję się usatysfakcjonowana.
Dziękuję
Pozdrawiam
Buziaki! ♥
Dosłownie obrazowy komentarz XD
UsuńAle bardzo dziękuję :)
Okej, przeczytałam i...
OdpowiedzUsuńShee uwielbiam Arctic Monkeys, to raz. Dwa, uwielbiam twoje opowiadania! Trzy, twoje postacie są takie...żywe? Ludzkie, o! Bezapelacyjnie jesteś jedną z królowych blogspota jeśli chodzi o SasuSaku.
Czekam na następny rozdział z zapartym tchem! I zapraszam do mnie.
Minami <3
<3
UsuńTekst Kirito: ”nic nie zatrzyma pędzącej bestii, chyba, że prawdziwy dzik” rozłożył mnie na łopatki xD od razu skojarzyłam sobie faceta z reklamy Old Spice xDDDDD
OdpowiedzUsuńZ kolei sceny z Sakurą i Sasuke spowodowały u mnie szybsze bicie serca *.*
Czekam na więcej! :D
Ten tekst był całkowicie nieplanowany i nie wiem co mnie w efekcie skłoniło, aby go napisać XD jednak chyba wolę nie tego nie wiedzieć XD
UsuńDo następnego! :D
Zostaje tu na stałe! Mózg zmiażdżony, nie mogłam się oderwać i pochłonęła całego bloga nocą... skutki fatalne (spioch) ale nakręcona jestem do pisania ... Masz talent dziewczyno !👑😘
OdpowiedzUsuńSuper! Czwarty czytelnik, oh yeah! XD
UsuńBardzo bardzo się cieszę :D
To życzę super pisania! :)
Matko droga.
OdpowiedzUsuńCzy była rzecz, która nie działa sie w tym rozdziale?! Chyba nie! xD
Poważne rozmowy, dzikie hakowanie systemów, seks i na końcu pożar! Gorzej być nie mogło. To znaczy - w sumie mogło XD Niech cię błogosławią, że nie postanowiłaś "zneutralizować" jakiegoś bohatera XD
No ale nie spodziewałam się, i o ile hakowania systemów jestem jeszcze w stanie jakoś znieść, tak seks na drugiej randce to już hola hola! xDDDD
Mimo wszystko - WOW.
Super mi się podobały dialogi między Naruto-Sakurą-Kirito. Tak naturalnie, prawdziwa, towarzyska pogawędka.
Drugie WOW (a było ich pare) ten seks własnie! No sie nie spodziewałam, że on po tym pocałunku wcześniejszym w knajpce będzie chciał z nią być. I że się otworzy tak szybko! Bo hipotetycznie, trochę się jednak uzewnętrznił.
No i pożar to mnie rozwalił totalnie. I sam fakt, że go uratowała. Boziu. Jak tu jej kochać. Ja nie wiem!
Mam tylko nadzieje, że w następnym rozdziale (co jak widziałam, pojawić się ma niedługo!) nie będzie dla niej niemiły, czy coś. To byłby szczyt niewdzięczności - a jednak zagrywka trochę w stylu Uchiha. Ale nie nie nie. Wierzę, że się zmieni.
Jest jego bohaterką, w końcu.
Btw. Super że to ona uratowała jego, a nie odwrotnie. Bo zawsze facet jest tym herosem, cóż.. Ni bójmy się burzyć stereotypów! :D
Żywię nadzieje, że next notka będzie miała w sobie coś z Naruto i Hinatą - bo to również fajnie się zapowiada. To znaczy nie tak dynamiczne jak u Sakury i Sasuke, wiadomcio. Ale jednak akcja jest wybitnie obiecująca!
Cóż mogę rzec więcej - W końcu przeczytałam! Wybacz za zwłokę, ale ciężko było mi znaleźć wolna chwilę, a twoje rozdziały na prawdę są absorbujące :D
Czekam na więceeeeej!
Pozdrawiam.
Temira.
Od ciebie zawsze mogę liczyć na super komentarz. Prędzej czy później, ale zawsze się pojawiasz. No po prostu cudna sprawa :D
UsuńZ racji, że zaraz dodam X to za dużo nie powiem, ale mam nadzieję, że nie zawiodę xD
Dziękuję bardzo za znak, że ciągle jesteś <3
Witam i przepraszam za spóźnienie.
OdpowiedzUsuńNaruto i Hinata. No strasznie czekam, aż rozwinie się ich wątek. Niechże już ta dziewczyna zrzuci kajdany ojca i pójdzie w świat poswawolić z Naruciakiem XD
Dalej.
Czytam sobie spokojnie (tak naprawdę, to nie spokojnie, ale ćśśś) jak już się tam kłócą, jak już idą do tego łóżka, jak już się rozbierają i och w końcu scena seksu. I nagle budzą się. I ja z nimi. Chyba przez przypadek wycięłaś kawałeczek teksu xD No jak już Sakura weszła do jego mieszkania to się tak naszykowałam na tę scenę łóżkową, że ojej.
Ale nieważne. I tak mi się podobało!
Tylko teraz... no nie mów, że będzie chciał ją od siebie odsunąć, ze względu na to, że przy nim/gdy są razem dzieje się jej jakaś krzywda :(
Naruto kundel <3 idealne określenie, rili :D
Rozpisałabym się bardziej, ale niestety jestem na praktyce, a szefowi zdarza się zajrzeć mi do laptopa. Przysięgam, temu człowiekowi ucieka oko w moją stronę XD
ŻYCZĘ CI TYLE WENY, ILE MIAŁAŚ OSTATNIO! A NAWET WIĘCEJ (wiem, że 10 już na mnie czeka *zaciera ręce*)
POZDRAWIAM, CIAO! :*
Aj aj. Kolejna czytelniczka, przy której czytaniu nicku już wiem, że czeka mnie super komentarz. Ile to już lat... xD
UsuńMówisz, że zainteresowało cię NaruHina? Nie miałam w planach jakoś bardzo rozwijać ich wątku, ale chyba się skuszę XD
Też pozdrawiam bardzooo <3