26.12.2016

VI - 'CAUSE THERE'S THIS TUNE I FOUND


Tayuya
- Mogę ci jakoś pomóc?
Tayuya uniosła głowę i spojrzała prosto w brązowe oczy Kiby, które wpatrywały się w nią z mieszanką zdystansowania i radości. Wyglądał jakby chciał jej o czymś bardzo powiedzieć, a jednocześnie był niepewny, czy nie dostanie za to na przykład w twarz. To, że tak się nie zdarzyło mogło mieć swoje podłoże w tym, że Tay trzymała w dłoniach kufle, ale jak i w tym, że wcale nie miała ochoty go w jakikolwiek sposób ranić. Fizycznie, oczywiście.
Napięte milczenie trwało nadal, a Tayuya, na wypadek ewentualnego spotkania z Izunuką, wcześniej postanowiła być ponad tym co zrobił Hanabi, więc patrzyła tylko na niego wymownie z wyraźną intencją: idź stąd szybko, a udam, że wcale cię nie widziałam.
- To jak? Pomóc ci to donieść? - powtórzył pytanie, sięgając bez zgody po trzeci kufel, którego Tay nie mogła już sama unieść.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie - warknęła przez zęby, mrużąc oczy.
- Tay, wyjaśnijmy sobie coś…
Odstawił z westchnieniem kufel z powrotem na blat i zaplótł dłonie na karku, jakby przygotowując się do grubszej rozmowy.
- Wybacz, ale nie mam czasu. Ktoś na mnie czeka.
- To nie zajmie ci długo. - Unikając jej wzroku wziął z jej dłoni kufle i postawił je obok tego trzeciego.
Ned Temeth właśnie kończyli swój najbardziej sławny kawałek, na co widownia zareagowała brawami. Rozemocjonowany tłum zafalował w euforii, a nadmiar emocji wybuchł, gdy rozbrzmiały dźwięki kolejnej piosenki o szybkim rytmie. Ludzie zaczęli skakać, wyglądali jakby naprawdę bawili się świetnie. Tay powinna bawić się razem z nimi, a zamiast tego stała tu z Kibą, który jedyne co robił to patrzył na nią jak ciele w malowane wrota. Ale kiedyś przecież musiała to załatwić.
- Streszczaj się. - Założyła ręce na piersiach, czekając na zapowiedziane wyjaśnienia.
- Po pierwsze - chrząknął i zatarł dłonie, jakby był zestresowany. - Czy między nami się coś popsuło? Wiesz, czy powiedzieliśmy sobie ostatnio coś złego twarzą w twarz? W sensie masz do mnie coś osobistego, czy patrzysz tak na mnie przez pryzmat Hanabi? - Brew Tayuyi drgnęła od nadmiaru głupich pytań, którymi ją zbombardowano.
- Nie, nic do ciebie nie mam - odpowiedziała od razu. - Nawet szacunku.
- Tay…
- Co Tay, co Tay? - Postąpiła krok do przodu, zaciskając dłonie w pięści. Przecież mu powiedziała, że nie chce z nim gadać, a jak już się zgodziła, to musiał gadać takie bzdury? - Czego ode mnie oczekujesz? - Uniosła wojowniczo podbródek. Emocje buzowały w niej na tyle, że podniosła głos bardziej niż było to potrzebne, ale była już lekko podpita, a przez to bardziej odważna. Skoro już dawno miała mu to powiedzieć, to czemu nie zrobić tego teraz? Skoro sam przyszedł… - Byliśmy ze sobą, nie wyszło. Potem miałeś czelność zejść się z moją dobrą koleżanką, po czym okazuje się, że zamiast z nią być, to przeleciałeś jakąś randomową blondynę, a teraz przychodzisz do mnie, i?
Dopiero, gdy to powiedziała, doszła do wniosku, że może wcale on od niej nic nie chce. Może to tylko ona czekała na niego, obserwowała delikatnie przez ponad trzy lata i ważyła każde jego słowo. Może właśnie bardzo się wygłupiła, a co najgorsze, ta świadomość spadła na nią, gdy było już za późno.
- I chciałbym cię bardzo przeprosić.
To zbiło ją z pantałyku jeszcze bardziej niż to, że właśnie zaliczyła gafę aż stąd do Los Angeles.
- Mnie? A co takiego mi zrobiłeś, hm? - Stonowała się trochę, powtarzając w myślach: im mniej zareagujesz tym lepiej.
- Wiesz, mam tendencję do postrzegania rzeczy po czasie i zdarza się, że nie widzę czegoś nawet, jeśli mam to prosto przed oczami.
- Ładna sentencja, winszuję. - Skinęła głową. Wyglądał na zrezygnowanego, a ona nie bardzo wiedziała, którą wersję wolała. Obecną, czy tą buntowniczą i pewną siebie.
- Ja po prostu nie wiedziałem, że wciąż coś dla ciebie znaczę.
I w tym momencie wybuchnęła śmiechem, choć miała ochotę śmiać się przez łzy z beznadziejności tej sytuacji.
- A skąd niby taki wniosek? Dałam ci co do niego powody? Nie wydaje mi się.
Teraz to wszystko zakrawało o paranoję. Dlaczego nagle miałby się nią zainteresować? Jedynie Sakura wiedziała, że Kiba wciąż był kimś pośrednio ważnym, ale ona na pewno by mu tego nie powiedziała. Sekret powierzony Haruno był w najbezpieczniejszych rękach.
- Czy Hanabi już przestała opowiadać wszystkim wersję, w której ją zdradziłem, czy nadal jest to koronna plotka i jak widzę równie koronny argument, który chciałaś przed chwilą wysnuć?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zmierzyła go sceptycznym spojrzeniem, od razu podając w wątpliwość jego słowa.
- Dokładnie to, co usłyszałaś. Do żadnej zdrady nie doszło.
Włożył ręce w kieszenie i czekał na jakąś jej konstruktywną odpowiedź. Czegoś też oczekiwał, ale nie do końca wiedziała czego. Od lat nic ich nie łączyło prócz wspólnych znajomych. Dlaczego teraz miałoby się coś zmienić?
- No to fantastycznie, tylko nadal nie wiem, dlaczego mi to mówisz.
Cała ta sytuacja przestała jej się podobać. Przyszła tu z Aidenem i powinna się zachwycać koncertem, a nie stać przed Kibą i słuchać jego tłumaczeń, które z jakiegoś powodu postanowił jej wygłosić.
- Po prostu jak ludzie popełniają błędy, to czasem chcą je naprawić - odpowiedział.
- Możesz przejść do sedna? Męczysz mnie.
Znów nie odzywał się przez moment, a Tayuyi zrobiło się go… żal. W sensie nigdy nie grzeszyła nadmiarem uczuć, a umiejętnościami ich wyrażania już z pewnością nie. Dlatego też stała tylko i patrzyła się na niego, lekko przygryzając policzek od wewnętrznej strony.
- Czy my… moglibyśmy zacząć od początku? - wydukał, na co ona tylko otworzyła szerzej oczy.
- Ty sobie kpisz teraz, tak?
- Właśnie chodzi o to, że nie.
- Kiedy ja jestem wręcz pewna, że tak.
- Zapewniam, że nie. - Zacisnął pięść, jakby chcąc to podkreślić, ale Tayuya wciąż czuła się wyprowadzona z równowagi.
- Pojawiasz się znikąd, blabla przepraszam, że zostawiłem cię, żeby dymać twoją przyjaciółkę, blabla, nie chciałem, żałuję, blabla, nie zdradziłem jej tylko zostawiłem, blabla, wróć do mnie. Kiba. - Wzięła głęboki oddech. - Może gdybyśmy mieli jakieś szesnaście lat, to bym ci “wybaczyła” i znów “miała chłopaka” - odparła zirytowana, z całkowitą świadomością jak żałośnie to brzmiało.
- Hanabi nie pozwalała mi się dalej uczyć. Mówiła, że to niepotrzebne, że dzięki niej mamy wystarczająco pieniędzy, a mimo tego robiłem zaocznie prawo, do czego mnie namawiałaś, i jakbyś chciała wiedzieć, kilka dni temu odebrałem licencjat i idę na magisterkę. I zostawiłem ją, po prostu. - Rozłożył bezradnie ręce. Rozstałem się z nią, powiedziałem jej wszystko w twarz. Hanabi to na tyle nie pasowało do jej urojeń, że wymyśliła tę plotkę, choć jak dla mnie to powinna porozmawiać ze specjalistą. Dlaczego? Bo była też chorobliwie zazdrosna, ponieważ skoro na posadzie barmana oglądały się za mną jakieś laski, na które de facto nie zwracałem uwagi, to z wykształceniem będę mieć cały harem, wiesz? Piękne życie. - Klasnął w dłonie z ironią. - Wstaję rano, patrzę, wskazuję palcem: ciebie dzisiaj przelecę. Super opcja, nie? - Wziął głęboki oddech, a Tay tylko patrzyła na niego lekko zdezorientowana, czekając na dalsze słowa. - Jestem innym facetem niż trzy lata temu, mam trochę inne priorytety, chcę od życia czegoś innego. - Widział, że chciała coś wtrącić, ale nie zamierzał jej na to pozwolić, kontynuując. - Zaraz powiesz coś w stylu: dopiero się rozstałeś i od razu przylatujesz do mnie?
- Dokładniej to planowałam raczej zapytać czy nie przeszkadza ci zmienianie kobiet tak od razu, czy nie masz do siebie trochę wstrętu, że jeszcze tydzień temu uprawiałeś z nią seks, a teraz przychodzisz do mnie i mówisz o związku?
- Dla twojej wiadomości nie uprawialiśmy seksu od dobrych dwóch miesięcy.
- Ugh! To tylko metafora, matole. -
Tayuya westchnęła i wyprostowała się.
- Więc samo to, że spałeś z nią w jednym łóżku, spędzałeś całe noce, budziłeś się koło niej... Kiedyś bardzo szybko sobie mnie na nią wymieniłeś, teraz chcesz zrobić to samo tylko w drugą stronę. Może oboje powinniście iść do specjalisty?
- Dlaczego zakładasz, że wszystko co robiłem z tobą robiłem też z nią?
Tym pytaniem ją zaskoczył, nie do końca wiedziała jak odbić tę piłeczkę.
- Raczej spałeś z nią w jednym łóżku. - W odpowiedzi wydął wargi. - A nie na tym polegają związki? - Dziewczyna zmrużyła oczy, chcąc dobrze odczytać jego reakcję. - To samo, tylko z inną osobą?
- Tay, kogo oszukujesz?
Spojrzała w bok, uświadamiając sobie, że popełniła ogromny błąd, wdając się tę rozmowę. Zapomniała, jak potrafił ją podejść, wyciągnąć z niej to, czego ona wcale nie miała ochoty mówić. Tylko teraz było już za późno.
- Kiba. Przez, jak powiedziałeś, trzy lata mijamy się, spotykamy kiedy musimy, gdy wspólni znajomi nas gdzieś zaproszą. Jesteś w związku z Hanabi, którą widzę znacznie częściej.
- Byłem.
- Dobrze, byłeś - wycedziła. - I kilka dni po tym, jak już nie jesteś, czego ode mnie oczekujesz? Że przez cały ten czas na ciebie czekałam, aż może przypadkiem będziesz chciał mnie z powrotem? Jak zniszczoną zabawkę, do której ma się sentyment?
- Nie mów tak.
- Kiedy tak jest!
Jej słowa zagłuszył dudniący bas, a ktoś o mało na nią nie wpadł.
- Przypominam ci, że rozstaliśmy się trzy lata temu i to dlatego, że nie byłaś skora traktować mnie czulej niż mojego psa, który miał od ciebie więcej miłości niż ja sam. I to ja czułem się jak zabawka.
- Ty jak zabawka?! - Prawie już miała łzy w oczach, ale nie mogła płakać. Nie mogła przy nim płakać.
- A jak mnie traktowałaś? Byłem w stanie ci nieba uchylić, wszystko bym ci dał, a ty? Udawałaś, że nie widzisz, że cię to nie obchodzi, że to nic ważnego. Czasem mówiłem do ciebie jak do ściany!
- Bo może nie udawałam?
I nagle oboje mieli wrażenie, że wszystko przycichło, że zrobiło się ciemniej, zimniej.
- Znowu to robisz - powiedział cicho, patrząc się w bok. Westchnął i przeczesał palcami włosy. Sam nie wiedział już co robić.
- Co niby? - rzuciła Tay i uniosła podbródek.
- Udajesz, że masz gdzieś wszystko co mówię.
- Dlaczego miałabym nie mieć.
- Bo masz zaszklone oczy.
Zacisnęła zęby, ale nie pozwoliła sobie na płacz. No bo nie mogła, mimo, że miał rację.
- Może i potrafiłabym się zmienić, jeśli miałabym dla kogo.
- Więc czego takiego ci nie dałem, co? Czego ci brakowało?
- Czasu - odpowiedziała od razu, mając świadomość, że rozpad ich związku nie był z winy jednej strony. Myślała o tym wiele razu. Przemyślała wszystkie scenariusze z serii “co by było, gdyby”. - Brakowało mi czasu. - Odpowiedzi na swoje pytanie niestety znalazła już po tym, kiedy Kiba znalazł sobie kolejną. - Niespełna dwa miesiące po naszym rozstaniu, gdzie podobno mnie bardzo kochałeś, już byłeś z Hanabi. Dobrze wiedziałeś, że nie miałam pojęcia czym jest normalny związek, rodzina, że nie wiedziałam co się robi z uczuciami. Nie zgrywaj idioty. Wychowałam się sama i dorosłam sama, nie miałam matki, ojca i siostry, jak ty. Byłeś pierwszym chłopakiem, z którym wiązałam jakieś nadzieje, więc automatycznie miałeś trudniej niż każdy inny przed tobą. - Przełknęła ślinę, myśląc o tym, że chce mieć to wszystko już za sobą. - Ja rzadko ufam, w sumie prawie nigdy tego nie robię, a dobrze wiedziałeś, że tobie już prawie ufałam. Nikomu nie pozwoliłam nigdy spać w swoim mieszkaniu, bo przecież wtedy wynajmowałam kawalerkę. Nikt nie zrobił mi nigdy śniadania prócz Sakury, która czasem się teraz nade mną lituje. A ty? Przy pierwszej lepszej okazji spieprzyłeś i to jeszcze w ramiona innej.
- Dobrze wiesz, że to, że ma się rodzinę nie znaczy, że jest kolorowo. - Wsadził ręce w kieszenie. - Tylko, naprawdę? Pierwsza lepsza okazja? - rzucił zdenerwowany.
- A jak to inaczej nazwiesz?
- Przestraszyłaś się, że ktoś może cię kochać i to ty spieprzyłaś. Ja czekałem, ale gdy, że tak powiem, gruntownie wypierdoliłaś mnie ze swojego życia, to co miałem robić? Ciągle do ciebie przychodzić i prosić o rozmowę? O rozmowę, Tay, tylko tyle od ciebie chciałem.
- Więc jak to się stało, że kiedy do niej dorosłam, to nie było sensu jej prowadzić?
Powiedziała to cicho, tak, że ledwo to usłyszał. Trochę się tego bał. Oboje popełnili błąd i oboje zorientowali się, gdy było już za późno. Ale ona zawsze była gdzieś z tyłu jego głowy, zawsze gdzieś w pobliżu mimo, że mógł nie widzieć jej kilka miesięcy. Hanabi nie dorastała jej do pięt. I on to przez cały czas wiedział.
- Tylko mnie odpychałaś, nie umiałem tak w nieskończoność, a ona się pojawiła i nawet nie do końca wiem, dlaczego tak wyszło. Zupełnie ciebie nie przypomina.
- Bo jest lepsza, tak? - Każde słowo, które Tayuya wypowiadała było jak kolejny nóż, który wbijała sobie w serce. Miała nie mieć z nim już nic wspólnego, miała oblepić mu samochód folią spożywczą i nienawidzić. Co poszło nie tak?
- Na pewno lepiej gotuje, ale jak widzisz to nie wystarczyło.
Tay parsknęła cicho, a Kiba lekko się uśmiechnął. To rozładowało atmosferę, ale tylko na moment.
- Słuchaj, oboje popełniliśmy błąd. Możemy go naprawić, jeśli tylko chcesz. - Dotknął jej ramienia, na co ona wzdrygnęła się, a łzy ponownie zalśniły w jej oczach, mimo, że nie znalazły ujścia. Pamiętała ten dotyk, tęskniła za nim tyle czasu, był jedynym, którego myślała, że nie odtrącała. Prawda jednak okazała się inna.
- Kiba, skoro raz nam nie wyszło, drugi też nie wyjdzie. Ja się jakoś diamentralnie nie zmienię. - Westchnęła, bojąc się końca tej rozmowy. - Nie wiem, czy będę potrafiła kiedyś założyć rodzinę. Nie stanę się nagle świetnie gotującą Hanabi, która cała w skowronkach podaje ci śniadanie do łóżka ubrana tylko w kusy fartuszek.
- Skąd o tym wiesz? - Otworzył szerzej oczy. Wyglądał śmiesznie, jakby był zawstydzony.
- Hanabi jest dość gadatliwa.
- Matko… - Przetarł sobie twarz dłonią, tym samym musząc zabrać ją z jej ramienia. W miejscu, gdzie jej dotknął poczuła mrowienie i brak. Obawiała się przyznać sama przed sobą, czyj był to brak.
- Oboje się zmieniliśmy, możemy tylko jeszcze bardziej rozczarować - mówiła dalej, pomijając fantazje łóżkowe Hanabi.
- Ale nie mamy też nic do stracenia.
Tayuya jakby dopiero teraz zorientowała się, że muzyka przestała grać, że słychać było tylko gwar i bicie jej serca, które wręcz namacalnie bolało. Aiden, cholera.
- Kiba, muszę iść. Ktoś na mnie czeka. - Trochę zbyt szybko sięgnęła po kufle, zdradzając tym ponownie swoje zdenerwowanie.
- Tay, nie zostawiaj mnie teraz. Nie dokończyliśmy rozmowy. - Tym razem złapał za łokieć, przez co prawie wylała piwo.
- My nigdy nie możemy jej dokończyć, zauważyłeś? - Spojrzała w jego oczy i dopiero teraz do niej dotarło, jak dobrze je znała. -  Zawsze zostaje coś, co jest niedopowiedziane i boli. Najwyraźniej i ciebie i mnie, a związki chyba nie polegają na tym, żeby zawsze coś było nie tak. - Wzięłą głęboki oddech i spuściła wzrok. - A teraz puść mnie, muszę iść.
Buchnęły jakieś światła, ludzie zaczęli piszczeć. Teraz widziała go dokładnie i miała świadomość, z czego rezygnuje.
- Tay…
- Przepraszam, Kiba - powiedziała cicho, mając wrażenie, że jeśli szybko się od niego nie oddali to załamie się tu i teraz, że dłużej już nie wytrzyma.
- Żadna nie potrafiła dać mi tyle co ty, żadna nie była tobą, Tay, proszę. - Nadal jej nie puścił, ale ona już podjęła decyzję, która właśnie zabiła w niej resztki szczęścia. - Byłem z Hanabi tylko dlatego, że nie chciałem, że bałem się być sam.
I puścił jej rękę. Ona stała do niego bokiem. Zachwiała się lekko, a jej klatka piersiowa unosiła się szybko i nieregularnie. Była zła na siebie, bo on wiedział. Wiedział, że zabolało.
- Jak wrócę po trzeci kufel, ma cię tu nie być.
I weszła w tłum, szybko zniknęła mu z oczu. Gdy była pewna, że jej nie widzi oparła się o ścianę. Wzięła głęboki oddech i wypiła całą zawartość swojego kufla za jednym zamachem. Jej organizm nie chciał tolerować tyle alkoholu, więc od razu zachciało jej się wymiotować. Ale nie mogła, miała przecież jakąś klasę. Przesunęła się trochę w prawo i spojrzała za siebie, gdzie jeszcze przed chwilą stał Kiba. Nie wiedziała, czy bardziej boli ją fakt, że ją posłuchał i zniknął, czy to, że mogłaby spojrzeć na niego jeszcze raz.
Wróciła do lady, odstawiła pusty kufel i wzięła ten pełny, w sumie zdziwiona, że ktoś go nie zabrał.
Znów wmieszała się w to ludzkie zbiorowisko, tylko tym razem szybko dotarła do loży, gdzie wcześniej zostawiła Hinatę, która była otoczona wianuszkiem facetów. W końcu wyglądała pierwszorzędnie, więc to Tayuyi nie dziwiło. To, co wprawiło ją w osłupienie to raczej to, że Hyuuga żywo z nimi rozmawiała, wyglądając na zupełnie nieskrępowaną.
- Tay! Tutaj! - krzyknęła Hinata, gdy tylko ją zobaczyła.
Tak, Hinata krzyknęła. KRZYKNĘŁA.
Tayuya nie zastanawiając się zbytnio poszła do niej i usiadła obok, bo jej miejsce o dziwo wciąż było wolne. Męskie grono adoracji odsunęło się troszkę, aby mogła przejść. Za to persona, która spowodowała to zamieszanie odezwała się konspiracyjnie.
- Nie wiem, dlaczego cię tyle nie było, ale Aiden nie zauważył, bo gdy tylko zeszli ze sceny, to ich ściągnął jakiś menadżer czegoś tam na backstage.
- Okej, dzięki. Twoje piwo. - Postawiła przed Hinatą kufel, a ta skinęła głową.
- Więc mówisz, że interesujesz się designem?
Ten męski harem szybko o sobie przypomniał, pochłaniając Hinatę, która na urządzaniu wnętrz znała się tak dobrze, jak na niczym innym. Gość, który do niej zagadał miał o tym małe pojęcie, jednak wiedział jak dowartościować kobietę i tyle starczyło, żeby Hinata się rozgadała, czego świadkiem Tayuya była pierwszy raz w życiu.
Dzień pełen niespodzianek ciągle nie miał swojego końca. Zakrawał wręcz o absurd, co potwierdziła Hinata swoim zachowaniem. Tayuya natomiast odpłynęła. Zupełnie odcięła się od tego, co ją otaczało. Zatopiła się we własnych myślach. Dopiero, gdy ktoś ukucnął przed nią i mocno potrząsnął ramionami, wróciła do rzeczywistości.
- Zaproponowali nam kontrakt! Tay, chcą nas promować!
To był Aiden. Pierwszy raz widziała go tak szczęśliwego. Miała ochotę odpowiedzieć uśmiechem, choć wyszedł z tego chyba grymas. Jemu to jednak nie przeszkadzało, był zbyt zadowolony, a Tayuya wcale mu się nie dziwiła.
- To super, gratulu… - Nie zdążyła dokończyć, bo nachylił się nad nią i pocałował, co wbiło ją w fotel, lecz niestety nie było tak przyjemne, jak się spodziewała. - Darmowa kolejka dla wszystkich! - krzyknął, a ludzie zawiwatowali. - Idziesz? - Oczy świeciły mu się z radości, wyglądał jak zadowolony dzieciak. Chyba zaczynał spełniać marzenia, może to dlatego.
- Zaraz do was przyj...
- Nie pij tego!
Oboje spojrzeli się w bok, w stronę Hinaty. Jakiś facet właśnie wytrącił jej z ręki piwo, które niedawno przyniosła Tay. Haremik cofnął się trochę, a sama Hyuuga zesztywniała.
- Chłopaki, wyprowadźcie tego pana. - Wskazał na szatyna, lekko przygarbionego i brzydkiego jak noc.
- Ale o co chodzi, co się dzieje? - Podpita Hinata nagle nabrała odwagi, stając się gwiazdą afery.
Dwóch ochroniarzy bez słowa podniosło wskazanego chłopaka za pachy i wyniosło, dyndającego w powietrzu. Co było śmieszniejsze, ten gość o szczurzym pysku nie protestował.
- Czy mogę się dowiedzieć, co się dzieje? - doszła do głosu Hinata.
- Oczywiście, pani.
I w tym momencie szczęka Tayuyi wylądowała na podłodze. Aiden już chciał się odezwać, ale ona powstrzymała go ruchem ręki. Facet, który wytrącił Hinacie piwo był ideałem, o którym marzą kobiety. Wysoki, blondyn, umięśniony, ale bez przesady, w idealnie skrojonym garniturze. I z klasą.
- Ten pomiot dosypał pani czegoś do piwa. Widziałem to i od razu wróciłem z ochroną.
- Oj już nie zgrywaj takiego bohatera... - odezwał się kolejny głos. Jego właściciela Tay poznała po jednym spojrzeniu na jego twarz.
- O cie panie - mruknęła, bo w tym momencie poziom jej niedowierzania w dzisiejszy dzień osiągnął apogeum.
- Co się dzieje? - szepnął Aiden.
- Nic, możesz iść po te darmowe shoty. Ludzie czekają, ja postaram się zaraz dołączyć. - Uśmiechnęła się do niego, a on od razu złapał haczyk. Kiba nigdy by się...
Ugh, przestań.
- Darmowa kolejka nadal obowiązuje. Zapraszam do baru! - krzyknął chłopak, a prawie wszyscy z ich najbliższego otoczenia od razu pognali we wskazanym kierunku.
- Nic pani nie jest? - Blondyn bohater znów zwrócił na siebie uwagę Hinaty, choć wcale nie musiał tego robić. Hinata nie mogła oderwać od niego wzroku, jakby był ostatnią słodką bułką, gdy do wyboru pozostały jeszcze same czosnkowe.
- Nie, w-wszystko w-w porzą-ądku - wydukała.
- Jak ma pani na imię? - spytał, a pod Hyuugą praktycznie ugięły się nogi.
- Hinata... - mruknęła, bo przynajmniej przy mruczeniu się nie jąkała.
- Oh, już daj spokój. Mów do niej normalnie. - Ten wielki i ultra bogaty, którego znało całe Tokio, Kirito udał, że jest zdegustowany i klepnął blondyna w plecy.
- Mała, piękne masz imię, on pięknie odegrał bohatera. Już możecie żyć długo i szczęśliwie. - Puścił jej oczko, a Hinata prawie zemdlała.
- Nie mogą, bo nie zna jego imienia. - Wtrąciła się Tay, wierząc już we wszystko, co mówiła Sakura na temat tego gościa. Dosłownie wszystko.
- Cóż za wspaniała uwaga! - Przyklasnął z uśmiechem, jednak nikt prócz Tay nie zwrócił na to uwagi, bo Hinata miała rozdziawioną buzię jak czterolatka na widok lizaka, a owy bohater nie był jej dłużny.
- Więc on ma na imię Naruto, ty Hinata. Brzmi pięknie, tylko proszę, nie zakładajcie wspólnego profilu na fejsie, to byłaby istna katorga patrzeć na jego ryj w otoczeniu tak pięknej kobiety tak często. - Słuchała go tylko Tay, jednak ten Naruto jakby nagle się zbudził i z powrotem się wyprostował. Namiętnie kojarzył jej się z prezesem czegoś wielkiego.
- Ja patrzę na twój, kiedy za każdym razem piszesz o tym, jak to jesteś nieszczęśliwie zakochany tak... szósty raz w ciągu dwóch tygodni.
- Tak czy siak dobrze, że uratowałeś swoją wybrankę przed bliskim spotkaniem z tym, co w zamierzeniu miało być mężczyzną. Swoją drogą był obrzydliwy, nie? - Kirito, który wyglądał w garniturze przebosko, zresztą tak samo jak jego kolega, patrzył się na Tayuyę o chwilę za długo.
- Tak, był odrażający - odpowiedziała więc, nie chcąc wyjść na zbyt milczącą.
Wszyscy jakby na chwilę zapomnieli o Hinacie, która jako jedyna siedziała, do tego miała splecione ręce na kolanach i wzrok wbity w ziemię. Absurdu ciąg dalszy.
- Wszystko w porządku? - spytał jej Naruto, a ta drgnęła.
- T-tak, dziękuję.
- Więc jak, stary? Zostajemy jednak? - Kirito poklepał go po plecach, lisio się uśmiechając. - Idę po coś dobrego do baru. Niedługo wrócę... - Spojrzał na Tay przelotnie, choć jasno zrozumiała aluzję: zostaw ich, chodź, bedzie co.
- Skoczę do toalety.
I zniknęła. I faktycznie w wc, do którego o dziwo nie było kolejki.
Nie otwierając sedesu usiadła na desce i schowała twarz w dłoniach. Musiała chwilę odetchnąć, chociaż przez chwilę to sobie w głowie poukładać. Może jednak to całe zajście z Kibą jej się przewidziało, może ona go tylko chciała, może naprawdę tylko chciała usłyszeć, że on żałuje, że chce coś zmienić, że ostatnie lata nie bolały tylko jej, ale jego też. Bo co, jeśli faktycznie tak było? A tymbardziej, co, jeśli by spróbowali? Czy miałoby to sens, czy... nie zraniłoby jej tylko jeszcze bardziej.
Miała ochotę jak najszybciej wrócić do domu i przeleżeć w łóżku cały kolejny dzień. Nie miała jednak tej przyjemności, bo nie mogła zostawić tutaj Hinaty samej, a ten cały Naruto chyba spowodował, że posiedzą tu jeszcze trochę. Ech.
Wyszła z łazienki, znajdując się z powrotem na zatłoczonej sali. Spojrzała w kierunku loży, gdzie ujrzała Hinatę, Naruto, ale i Kirito, który już wrócił, co znaczyło, że ona też mogła. Uzbrojona w cierpliwość i samokontrolę, aby naprawdę nie zbiec do tego łóżka, wróciła do loży.
- Słuchaj, pogadaj ze mną - rzucił Kirito, przewracając oczami. - Z nimi się nie da, no weź popatrz, żenada. - Faktycznie się nie dało. Odsunęli się oboje na skraj kanapy i rozmawiali o czymś po cichu. To znaczy: blondyn mówił, a Hinata kiwała głową.
- Tak, a o czym? - spytała Tay, opierając głowę o oparcie i zamykając oczy, chcąc po prostu przesiedzieć tu tak długo, jak będzie musiała. Nawet mimo tego, że siedział obok niej młody, przystojny miliarder.
- O czymkolwiek, miałem kiepski dzień.
- Zaraz oboje będziecie mieli kiepski dzień!
Odwrócili się, ale to on pierwszy zareagował. Śmiechem.
- Cześć, piękna. Jednak postanowiłaś, że dasz mi szansę?
- Cześć, Kirito - warknęła Sakura, która wyglądała jak uosobienie wściekłości. - Czy wy dwie - pokazała też na Hinatę - mogłybyście do cholery odebrać telefon? Od godziny próbowałam się do was dodzwonić!
- Tu jest głośno... - zaintonował Kirito, ale chyba tylko pogorszył sytuację.
- A co mnie obchodzi, że głośno! Ktoś mógł was poćwiartować, nie wiem, zgwałci...
- Albo wyrwać. -  Kirito wskazał głową na Hinatę i Naruto.
- Zaraz coś ci zrobię. - Machnęła w jego kierunku palcem.
- Wybacz, to była intensywna godzina - odparła Tay i spojrzała na Sakurę, która widząc to spojrzenie uspokoiła się. Już wiedziała, że coś się stało i najwyraźniej powód był poważny.
- Czy to znaczy, piękności moja, że z nami zostajesz? Jak wspaniale! - Zatarł ręce zadowolony. - Uwielbiam takie spędy! Cudowna sprawa, takie zbiegi okoliczności!
- Zbiegiem okoliczności było to, że w ogóle się urodziłeś - odezwał się nowy głos zza jego pleców.



Sakura  
Okej. Trochę panikowałam, przyznaję, ale chyba umarłabym z frustracji, gdybym nie zorientowała się, czy wszystko z nimi w porządku. Wiem, że klub, że koncert, że głośno, blablabla, no ale przepraszam bardzo. Raz na jakiś czas można spojrzeć w telefon, no nie? To nie boli, nie gryzie i w ogóle nie pogarsza stanu zdrowia.
Gdy siedziałam w domu, to zupełnie nie mogłam się na niczym skupić, wszystko wypadało mi z rąk i generalnie byłam niespokojna. Jutrzejszy pogrzeb zupełnie do mnie nie docierał, wszystko jakby się zatarło, jakby mój mózg chciał namiętnie powiedzieć spierdalaj wszystkiemu, co tyczyło się odpowiedzialności. Dlatego oto ja, jestem tu, może nie w bieli, bo w czerni, ale w klubie. Nie w łóżku.
Kiedy zobaczyłam Kirito, w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, wzywając na alarm pod nazwą: co on tu do cholery robi. Jego i jego miliony stać na inne lokale, a nie na nie za duże kluby z muzyką garażowych zespołów. Wyglądał wyśmienicie, jak w chyba każdym momencie swojego życia, więc nie obeszło mnie to jakoś szczególnie, bo przecież nie raz go już spławiłam. Moją uwagę przykuła Hinata i jej wybranek. Uroczo przycupnęli na końcu kanapy, a ja miałam wrażenie, że zupełnie nic im dookoła nie przeszkadzało. Przynajmniej Hinacie, bo wyglądała jakby przestrajałaoiła się na częstotliwość: skup się na przystojnym blondynie obok. A z racji, że ten nieznajomy był bliżej, to padło na niego. Kirito upatrzył sobie Tay, która miała naprawdę cierpką minę i aż się bałam usłyszeć, co ją spowodowało. Najszczęśliwszy z całej tej gromady był oczywiście Kirito, który na mój widok wręcz przyklasnął, mimo, że nie wyglądałam jak Miss Universe.
I wtedy, żeby jeszcze bardziej mnie pogrążyć i pozwolić mi się łagodnie stoczyć, pojawił się tam Uchiha.
Jak to było?
Ach.
Show must go on.
- Zbiegiem okoliczności było to, że w ogóle się urodziłeś.
Jak i to, że chamie dziś mnie zupełnie olałeś, a ja muszę być dla ciebie miła, bo jesteś pośrednio moim szefem, kurza jego mać.
- Sasuke, porcja życzliwości na powitanie nigdy nie była twoją mocną stroną. - Kirito poklepał obok siebie miejsce na kanapie, jednak po jednym razie przestał, unosząc kącik ust ku górze. - Usiądźcie z Sakurą po przeciwnych stronach, na przeciwko, będę miał na was nieoceniony widok.
- Po co? Żeby móc nas ewentualnie wystrzelać jak kaczki? - rzucił Uchiha, a ja tylko parsknęłam pod nosem.
- To byłoby w jego stylu - mruknęłam.
- Ooo, bardzo śmieszne - odpowiedział Kirito, wygodniej się rozsiadając. - Pozwólcie, że was sobie przedstawię. Sasu…
- Dzięki, już się znamy - przerwał mu Sasuke, rozpinając marynarkę. Faktycznie usiedliśmy obok siebie - to znaczy na jednej kanapie. Nie chciałam mieć z tym gburem nic wspólnego, choć musiałam przyznać, że miał boskie perfumy.
- Doprawdy? - cmoknął Kirito, przyglądając nam się spod zmrużonych powiek.
- Coś chyba jesteś do tyłu, kolego. - Tay jakby wybudziła się na chwilę tylko po to, żeby go wyśmiać. Zawsze potrafiła trafić w dobry moment.
- Halo, halo. Cokolwiek robicie, to przestańcie, czuję się osamotniony w tym ataku trzech na jednego.
- Od razu ataku, to tylko podejście - powiedział Sasuke, rozglądając się za barem.
- Tu masz swoje whiskey, prezesiku. - Kirito. Przesunął w jego kierunku szklankę. - Co ty byś beze mnie zrobił?
- Kupiłbym gin.
- No i masz ci los. Dobrze, nic ci więcej nie kupię.
- Oby.
Spojrzałam kontrolnie na Tay, a ona odpowiedziała mi spojrzeniem. Kiwnęłam delikatnie głową w bok, tym samym pytając, czy chce pogadać. Zaprzeczyła jednak, więc nie chcąc naciskać udałam, że obecność Sasuke obok zupełnie na mnie nie działa, a jak już to irytuje. Ciężko było mi to jednak robić z uwagi na fakt, że w sumie ciągle po cichu się jarałam tym, że uchronił mnie przed oberwaniem z pistoletu i chyba po cichu był gentelmanem, tylko czasem mu nie wychodziło. Na przykład dzisiaj mu nie wyszło przy “pożegnaniu”, o ile w ogóle można to tak nazwać.
Ugh.
- Słuchajcie, bo jest trochę drętwo. - Kirito wstał i przeciągnął się, po czym wychylił resztę swojego whiskey na raz. - Może by tak wiecie, na parkiet.
- Nie - powiedzieliśmy z Sasuke równocześnie, na co tylko zmrużyłam oczy.
- Serio jesteście aż tak sztywni? Dobra. - Klasnął w dłonie. - Ty, Ruda. Idziemy w densing.
- Sakura, on tak na serio? - Tayuya spojrzała na mnie z uniesioną brwią, też chyba troszkę nie dowierzając.
- Obawiam się, że tak - potwierdziłam.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł - powiedziała do niego, po czym wstała i pociągnęła go za ramię. On tylko odwrócił się ku nam na moment i ukazał nam całkowity wyraz błogości na swojej twarzy, po czym pozwolił się Tayuyi pociągnąć w tłum.
No i zostaliśmy sami.
Nie, chwila.
- Eee, Hinata?
Spytałam dość głośno, jednak ona i blondyn byli tak pochłonięci sobą, że po prostu pękałam z dumy, że kazałyśmy jej z Tay zdjąć obrączkę. Wiem, że to nie fair, że to złe, nie po bożemu i tak dalej. Ale ona naprawdę była w tym związku nieszczęśliwa, nie miała nawet młodości, nie uprawiała seksu, mimo, że ma męża, nie wiedziała co to miłość. Jeszcze kilka lat i nigdy już nie wróci do tego, co mogłaby mieć, a co utraciła. Dlatego też schowałam wyrzuty sumienia do kieszeni, bo Kimimaro szczególnie nie lubiłam.
- Jest zajęta, nie widzisz? - mruknął Sasuke, pochylając się do przodu, aby odstawić szklankę na niski stolik.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, nie widzisz? - palnęłam, kląc w duchu, że nie miałam czegoś do picia pod ręką. Mogłabym się czymś zająć, a tak to musiałam teraz udawać ultra wyluzowaną bez żadnej pomocy.
- Nie, nie widzę. - Rozsiadł się, zajmując trzy czwarte kanapy. Już nie chciałam nic mówić, że zbytnio się rozwalił. Sama nie wiedziałam, czego chciałam.
- A szkoda, bo powinieneś.
- Coś cię ugryzło, czy normalnie jesteś taka niemiła? - rzucił, patrząc w stronę Hinaty i jej wybranka.
- Ty sobie teraz żartujesz, co? - Odwróciłam się przodem do niego, marszcząc brwi.
- Niekoniecznie.
- Przepraszam. Zapomniałam, że ty nie wiesz, co znaczy być niemiłym, bo przecież nigdy nie miałeś okazji taki być.
- Dokładnie.
Zacisnęłam dłonie w pięści i wzięłam głęboki oddech. Poczułam, jak ktoś popchnął mnie w plecy, przez co poleciałam do przodu, lądując prosto na klatce piersiowej Sasuke.  
- Co do…- zaczęłam.
- Ups! Wybaczcie! - Kirito postawił przede mną drinka, a przed Uchihą kolejną szklankę whiskey, tylko większą niż ostatnio. - Nie ma za co. - Spojrzał na nas wymownie. - Nie przeszkadzajcie sobie - powiedział, po czym znowu zniknął w tłumie. I dopiero wtedy do mnie dotarło, że wciąż w połowie leżałam twarzą na klatce piersiowej tego chama.
- Długo jeszcze? - Usłyszałam nad uchem i od razu się wyprostowałam. W sumie nie wiem, czemu nie zrobiłam tego od razu.
- Leżałabym tyle, ile bym chciała - mruknęłam urażona, upijając łyk drinka. To było jakieś bardzo mocne mojito, ale próbowałam się nie skrzywić.
- Sugerowanie, że bym ci pozwolił.
- Sugerowanie, że potrzebowałabym pozwolenia.
- Jeżeli chcesz komuś szybko wskoczyć do łóżka, to masz pod ręką Kirito.
No i w tym momencie poczułam, jakbym dostała w twarz. On chyba nie rozumiał jakiejś idei przekomarzania się, czy ja nie wiem, dogryzania sobie tak, żeby nie brać tego na poważnie. Dlatego byłam pewna, że to ostatnie powiedział na serio.
I to zabolało.
- Zobacz, czy cię nie ma gdzie indziej - mruknęłam, tym razem nie odstawiając szklanki na stół.
Piłam drinka powoli, gdy dookoła szalał tłum ludzi. Dyskoteka rozkręciła się na dobre, a parkiet był najwidoczniej za mały, bo tancerze zaczynali wchodzić w strefę ze stolikami. Muzyka też została podgłośniona. Hinata i ten jej blondyn nadal nie ruszali się z kanapy, a Tay i Kirito zaginęli w tej bezwładnie podrygującej do rytmu masie ludzi. Zostałam sama z największym gburem i chamem świata i już wolałam wszystko niż to napięcie spowodowane nim i jego zachowaniem. Aż miałam ochotę potańczyć. W końcu jak już wyrwałam się z domu, to mogłam to wykorzystać. Już czułam moralnego kaca rano, więc co za różnica.
- Ciągle tu siedzisz? - spytałam, dopijając drinka.
- Dlaczego miałbym tu nie siedzieć? - prychnął i spojrzał na mnie z ironią.
- Ech - westchnęłam. - Więc siedź, sam.
Wstałam i ruszyłam w stronę baru, gdzie wydawało mi się, zniknął Kirito. Już wolałam jego głupie żarty, niż tę napiętą ciszę. Ach, przepraszam. Była wypełniona przez nadęte ego Uchihy.
Przebijając się przez tłum, dwa razy dostałam w głowę łokciem, raz ktoś mnie nadepnął i raz zakosił łokciem w żebra. Względnie żywa dobrnęłam jednak do lady, gdzie zobaczyłam tylko jakiegoś gościa, który stawiał kolejkę po kolejce, a ludzie dookoła byli już równie pijani jak on, więc pogłos był niemały. Tayuyi jednak nie było widać. Kirito za to właśnie obracał na parkiecie jakąś blondynkę.
Za nic nie mogłam zrozumieć tego gościa. Miał na koncie miliony, a bawił się w podrzędnym klubie na przedmieściach. Widać było, że tu nie pasował, a jednak wyglądał jakby czerpał z tego wszystkiego dużo przyjemności, czego nie można powiedzieć o Sasuke, który sprawiał wrażenie wciągniętego żywcem na krzyż. Prawie zupełnie go nie znam, ale skoro on tak wygląda większość czasu, to jego żywot musi być strasznie przykry.  Wiecznie cierpiący… Zalatywało dekadentyzmem.
Patrzyłam tak na Kirito, będąc pewną, że on nie widzi mnie. Ech, w jakim ja byłam błędzie…
Nie wiedziałam, że tak szybko można spławić jakąś laskę i jednym uśmiechem sprawić, że nawet nie będzie zła. Ta blondynka zniknęła tak szybko jak się pojawiła, za to on urósł przede mną, a chwilę później byliśmy już na parkiecie.
- Więc co takie prezesiki robią w tak podrzędnym lokalu? - zagaiłam, gdy mogliśmy chwilę odetchnąć.
- Od razu podrzędnym… - mruknął. - Chcę podpisać kontrakt z jednym zespolikiem stąd. Dla nich szansa, dla mnie nowe hobby. - Uśmiechnął się do mnie szczerze, a ja zaczęłam się zastanawiać, czego ten facet w życiu jeszcze nie robił, skoro okazuje się, że teraz ma zamiar być producentem muzycznym.
- I dlatego musiałeś zabrać ze sobą tego gbura? - prychnęłam, krzywiąc się.
- Uchiha coś ci powiedział? - odparł i obrócił mnie.
Zaczął się szybszy kawałek.
- Skąd ten pomysł?
- Bo wyglądasz na taką… no na przykład - udał zamyślonego - wkurwioną. - Kolejny obrót. - Trafiłem?
- Trafiłeś to ty dzisiaj, z nim, do złego lokalu - warknęłam, bo działał mi na nerwy.
Do tego Sasuke kątem oka nas obserwował, co zauważyłam niestety dopiero po czasie. Kirito - ta szuja - poprowadził nas tak, żeby z loży ktoś mógł na nas swobodnie patrzeć.
Miałam nadzieję, że Uchiha nie odebrał tego jako tandetnego: nie chcesz mnie, to ci pokażę, jak tańczę z innym, na pewno będziesz zazdrosny. Otóż problem polegał na tym, że ja nie chciałam, żeby był zazdrosny, żeby był nie wiem, w jakikolwiek sposób ze mną powiązany. Był przystojny, wykształcony i tak dalej i tak dalej, ale był gburem, chamem. Jak widać tematy nam się szybko skończyły, a nie mogę na niego przez całe życie tylko patrzeć. Kusząca propozycja, ale nie.
- To ile się znacie? - zagaił Kirito, gdy zaczynała się kolejna piosenka, a ja już miałam lekką zadyszkę.
- Krótko.
- Jak krótko?
- Krótko - ucięłam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że całkiem wpadłam. Przecież nie spytał z kim się ile znam. Odruchowo pomyślałam o Sasuke. Co za wtopa.
- On nie zawsze taki jest - mruknął, gdy przyciągnął mnie do siebie i pozostawił w tej pozycji o sekundę za długo.
- I co w związku z tym? - rzuciłam niedbale, patrząc mu w oczy. Nachylił się do mnie i odparł:
- Nic, piękna, nic. - Uśmiechnął się jakoś dziwnie, a mi odeszła ochota na dalszy taniec. W sumie na wszystko mi odeszła ochota. Chciałam już tylko do domu i zaczęłam żałować, że nie wróciłam od razu, gdy dowiedziałam się, że z Tay i Hinatą wszystko w porządku.
- Wiesz co, mi już starczy. Będę się zb… Kurwa!
O jak się we mnie zagotowało.
Brawo Sakura, ale to wymyśliłaś. Jest środek nocy, ty po drinku, a przyjechałaś… autem, którym rano musisz jechać na cholerny pogrzeb!
Boże. Dlaczego.
- Muszę już iść. Widziałeś Tayuyę? - Z boku pewnie wyglądało to dziwnie, bo nagle przestaliśmy tańczyć, a ja miałam na twarzy wymalowany wyraz istnego mordu, jakbym naprawdę miała kogoś zabić. W sumie, może to  chciałam...
- Tak. Była przy barze, z tego co pamiętam. - Podrapał się po karku. - Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. Poradzę sobie.
I odeszłam w stronę lady, gdzie faktycznie stała Tay, a na niej wisiał jakiś wysoki, kompletnie pijany w trupa chłopak. Powoli zaczęłam łączyć fakty i miałam nadzieję, że nie był to Aiden.
- Pomóc ci?! - krzyknęłam, bo tutaj ludzie darli się maksymalnie.
- Spoko, zaraz go ktoś zabierze! - odkrzyknęła od razu. Wyglądała na zmęczoną i bardzo zrezygnowaną. Czułam, że miała mi dużo do opowiedzenia.
- Chciałabym się już zbierać.
- A ja bym chciała się upić. - Tay wzruszyła ramionami, co było dość ciężkie do zrobienia z tym balastem na sobie.
- To zamawiać coś? - spytałam, mówiąc prosto do jej ucha. Skoro i tak już ugrzęzłam po kolana w bagnie, a Tay miała problem...
- A zamów, gorzej nie będzie.
I tym sposobem dotarłam do momentu, w którym wyjście stąd przestało być mi po drodze. Kijowa sprawa.
Znalazłam dwa wolne miejsca przy ścianie, ktoś je właśnie zwolnił. Czy to przypadek? Czy może idealna okazja, aby porozmawiać o życiu? Hę?
Miałam ochotę na martini, więc i je zamówiłam. Tak dokładnie to dwa razy. Gdy czekałam na Tayuyę już z dwoma szklankami, kulturalnie zabijając wzrokiem każdego, kto choćby spojrzał na to wolne miejsce koło mnie, ona przekazała - chyba - Aidena jakiemuś łysemu chłopakowi. Wyglądało na to, jakby ją przepraszał, ale ona tylko machnęła ręką i ruszyła w moją stronę.
- Ten dzień jest do bani. Jest po prostu najgorszy.
Za dużo to nie pogadałyśmy. Było głośno i gwarno. Zresztą to, że Tay chciała się upić nie oznaczało, że chciała się wygadać. Ona praktycznie nigdy nie miała takiej potrzeby, a jak już miała to było naprawdę źle. Miałam jednak wrażenie, iż teraz było, tylko przerosło ją to za bardzo. Siedziałyśmy sobie więc, dopijając martini. Ja tylko coraz bardziej chciałam iść do domu, nie wiem, jak Tay. Uchiha mnie zdenerwował, ale dzięki temu utwierdziłam się w przekonaniu, że szukam czegoś pomiędzy nim, a Ichiro, bo oboje byli skrajni i nie umieli się wypośrodkować. Ani nadmiar ani brak czegoś nie jest dobry, czy czułości, czy… ech. Gadam od rzeczy.
- Zbieramy się? - mruknęłam, odstawiając pustą szklankę na blat.
- Jeśli chcesz to leć, ja muszę zostać i przypilnować, żeby Aiden został przetransportowany do domu - odparła gorzko, poprawiając włosy.
- Przecież ktoś go już zabrał.
- Tak, jego równie pijany kolega, z tą różnicą, że jeszcze stał o własnych siłach.
- Chyba nie tak sobie wyobrażałaś dzisiejszy wieczór - powiedziałam, starając się skupić na niej wzrok, bo wszystko zaczęło mi się zamazywać.
- Zdecydowanie nie, ale pogadamy o tym jutro. - Machnęła ręką i wstała. - Wracasz taksówką?
- Tak. - Wydawało mi się to jedyną dobrą opcją.
- Spoko, ja też, gdy będę pewna, że z nim wszystko w porządku. - Skinęła na mnie głową i to tyle, jeśli chodzi o jakieś pożegnanie.
- To do jutra - uśmiechnęłam się smutno. - Tylko miej przy sobie telefon, proszę.
- Jasne. - Puściła mi oczko, ale było tak udawane, że aż uwydatniało całą żałość, którą Tay próbowała schować.
- Trzymaj się.
- Ty też się nie puszczaj.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę kanapy, gdzie zostawiłam wcześniej kurtkę. Miałam nadzieję, że nikt mi jej nie zakosił. Gorzej raczej było z faktem, że coraz mniej mogłam skupić wzrok i kręciło mi się w głowie. Jakby brakowało mi powietrza. Nigdy nie miałam czegoś takiego, więc lekka panika też dołożyła swoje.
Uchiha ciągle siedział w tym samym miejscu. Na mój widok jedynie podniósł wzrok i otaksował mnie spojrzeniem.
- Wszystko w porządku? - spytał.
- Tak - odparłam i wzięłam kurtkę, która grzecznie leżała sobie w rogu.
- No nie wiem - powiedział powoli i chyba przypatrywał mi się krytycznie, ale tego nie widziałam, bo byłam w stanie dostrzec jedynie kształty. Nie wiedziałam, co się ze mną działo.
- To nie twój interes.
Ruszyłam jak najszybciej do wyjścia. Tłum trochę zmalał, jednak wciąż był tłumem. Dojście do wyjścia zajęło mi trochę. Miałam wrażenie, że chyboczę się na boki. Gdy byłam już prawie przy drzwiach ktoś pociągnął mnie za rękę. Odruchowo uniosłam głowę, ale nie był to nikt, kogo bym znała. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo wszystko zaczynało wirować, przez co nie mogłam do końca ustać w pionie.
- Ej, co jest?! - Ten facet który mnie złapał krzyknął, zanim zdążyłam zaprotestować. Coś upadło - nie, to nie byłam ja - usłyszałam jakiś kwik i powiew powietrza na szyi. Już zupełnie nic nie widziałam.
- Ruszaj się.
Ktoś popchnął mnie do wyjścia. Coraz bardziej odpływałam, straciłam poczucie rzeczywistości, a w momencie, gdy tylko wyszłam na świeże powietrze, straciłam przytomność.



Tayuya
Myśląc o tym, że ten dzień teoretycznie zawsze mógł być gorszy, Tayuya próbowała nie wyjść z siebie i stanąć obok, a tak naprawdę to uciec, bo na to właśnie miała największą ochotę. Nie dość, że Kiba wyskoczył z jakimś kabaretem, to jeszcze Aiden był pijany w trzy dupy, za co miała w planach zjechać go jutro. Dziś i tak nic by z tego nie zapamiętał.
Z jednej strony była w stanie go zrozumieć, bo z tego co wywnioskowała z jego paplania, to Kirito chciał sfinansować ich płytę, na którą nie było ich stać. Nie znała Aidena na tyle, by stwierdzić, że było to marzenie jego życia i mógł tak zabalować, czy po prostu znalazł okazję, aby tak zabalować. Opcje były dwie, ale żadne nie wliczała w to Tayuyi, która czuła się jak piąte koło u wozu, mając wrażenie, że gdzie by nie poszła, to jedynie zawadzała.
Sakura miała swoje życie i perypetie z eks facetem vel “ciepłą kluchą”, zmieniała pracę, “łapała wiatr w żagle”, o ironio. Do tego chyba coś łączyło ją z brunetem, który okazał się nosić dość durne imię Sasuke. Ino wracała do branży, więc chodziła cała w skowronkach, też piąc się w górę.
Tay natomiast, okej, miała posadę w jednym z najlepszych warsztatów w mieście, ale prócz tego, to nic więcej nie robiła. Trenowała kiedyś kick-boxing, gdzie na jednym z łączonych treningów poznała Sakurę. Ich znajomość zaczęła się przecież po daniu sobie w twarz na macie. I tak, to ona zlała Haruno. Przestała jednak uprawiać sport kilka lat temu i od tego czasu praktycznie zaniechała wszystkiego, co nie było rutyną.
Gdy zrezygnowana wróciła do loży, Sakury i Sasuke już nie było. Kirito zaginął w akcji, a razem z nim Hinata i ten nowy, Naruto. Tay miała nadzieję, że Hinata nie zniknęła z tym gościem sam na sam. Byłby to szczyt nieodpowiedzialności, a co gorsze była prawie pewna, że tak się stało, mimo,że było to do Hyuugi zupełnie niepodobne. Dzisiejszy dzień już nie mógł jej zaskoczyć.
Zmieszana tym wszystkim i mocno zmęczona zaczęła przepychać się przez tłum, marząc teraz tylko o wyjściu na świeże powietrze, żeby odetchnąć chociaż fizycznie. Ludzie byli już większości bardzo pijani i całkiem możliwe, że brak muzyki nie przeszkadzałby im w dalszym tańcu. Wtedy Tay przez głowę przeszła myśl, że chyba już jej to nie bawi, że chce chyba czegoś innego od życia, że stać ją na coś więcej. Zawsze miała wiele pasji, z łatwością przychodziły jej nowe rzeczy. Miała sporo talentów, ale nikogo, kto by ją w nich wspierał.
I teraz ją to zabolało, właśnie w tym momencie.
- Masz chwilę?
Zatrzymała się. Ledwo co zdążyła wyjść z tego przeklętego klubu, a już ktoś…
- Co ty tu jeszcze robisz, Kiba?
Stał przed nią, wbijając spojrzenie w chodnik. Gdy uniosła głowę, aby spojrzeć na niego twarz, ujrzała tylko ciemną plamę, bo latarnia za jego plecami skutecznie raziła ją w oczy. Dlatego też i ona spuściła wzrok oraz schowała ręce do kieszeni, zupełnie jak on. Nie chciała z znów nim rozmawiać, bo bała się, że mu ulegnie, ale teraz nie miała już wyjścia.
- Wróciłem do domu, nie chciałaś mnie widzieć. - Wypuścił głośno powietrze z ust i spojrzał w niebo. Patrzyła na niego z dystansem, mimo że tak mało widziała. Kiba zacisnął szczęki i przeczesał włosy palcami. On też się bał tej rozmowy, bał się tak samo jak ona. - Ale wróciłem przed chwilą i czekałem na ciebie, bo ciągle czegoś nie wyjaśniliśmy i…
- I nie mieliśmy tego wyjaśnionego przez ostatnie trzy lata - dokończyła z goryczą.
- Chodź.
Ruszył przed siebie, a gdy usłyszał jej kroki za sobą odetchnął i zamilkł, bo już nie wiedział jak jej to powiedzieć, jak uzmysłowić, że w momencie, kiedy się z nią rozstawał był pewien, że robi dobrze, że przekonał siebie iż potrzebuje innej kobiety, bardziej czułej, uczuciowej. Takiej, która umiałaby go kochać bezproblemową, czystą miłością, a było to przeciwieństwem Tayuyi. Cały rok tak uważał, ale coraz słabiej. Powoli brakowało mu co do tego zapewnień, argumentów. Fakt, zszedł się z Hanabi szybko, nie mógł się nie zgodzić. Zrobił to jednak, bo szukał tej miłości, której brakowało mu u Tay, a Hanabi była lekko rąbnięta, ale naprawdę czuła, romantyczna. Taka, jakiej sądził, że potrzebował.
Kolejne dwa lata mógłby zamienić na tydzień, tak były nudne i wyprane z emocji, jeśli chodzi o jego związek. Pluł sobie w brodę i wyrzucał, że przecież ma to, co chciał, że nie ma już powrotu do tego, co spieprzył. Dlatego też budził się codziennie obok kobiety, której nie kochał, ale która, jak mu się wydawało, kochała jego, okazując to bardziej niż Tayuya.
Długo zeszło mu na zrozumieniu tego, jak i samego siebie. Nie zapijał smutków, bo wiedział, że przez to skończyłby jeszcze gorzej, choć de facto nie miał przecież aż tak źle. Sam długo tak myślał. Myślał też jednak o tym, co akurat w tym momencie robi dziewczyna o długich, czerwonych włosach i dlaczego nie jest obok niego. Potem z opóźnieniem docierało do niego, że jedyny powód jej braku to jego warunki, jego głupota. Gdy jego rozmyślania stawały się głębsze, zastanawiał się, czy kogoś kocha, czy też robi mu zupki z torebki, bo nie potrafi gotować, czy może właśnie się z kimś pieprzy. To doprowadzało go do furii. Wiedział, że miała wielu facetów, choć nie zrażało go to. Miał świadomość, że kiedyś był tym jedynym, co sam odrzucił i na myśl, że ktoś może ją kochać, że z kimś może być jej lepiej niż z nim, miał ochotę natychmiast do niej pojechać i błagać, aby pozwoliła mu do siebie wrócić.
Odważył się na to dopiero teraz, gdy na własne oczy zobaczył ją z innym facetem. Wtedy przed warsztatem ledwo potrafił się uspokoić, widząc ich razem. Jednak dziś go to przerosło. Wcale nie zniknął z klubu tak szybko, jak sądziła Tayuya. Siedział jakiś czas w cieniu, obserwował ją. Wyglądała świetnie, idealnie dopasowane ciuchy podkreślały jej figurę, faceci odwracali się za nią, mimo, że potrafili obejmować w tym momencie inne kobiety. Ona zdawała się tego nie widzieć, przechodziła obok nich bez żadnej reakcji. Nie interesowało ją to i on czuł, dlaczego. Bał się tego jak cholera, ale czuł, że kogoś już ma, że nikt poza tym kimś nie zdobędzie jej uwagi. Właśnie wtedy, gdy on uświadomił sobie, jak wielki błąd popełnił, ona wymknęła mu się z rąk i to zabolało jak nic innego.
- Kiba? - Ocknął się i uniósł wzrok na dziewczynę o czerwonych włosach, o której nieustannie myślał przez cały dzień i jedyne na czym potrafił się skupić to jej ciemne oczy, które patrzyły na niego zza gęstych rzęs z charakterystyczną dla nich rezerwą. To dla tych oczu właśnie robił z siebie głupka. - Słuchasz mnie w ogóle?
- Przepraszam - wymamrotał i zupełnie zapomniał, co miał jej powiedzieć. Było tego za dużo, żeby opisać to słowami.
Rozejrzał się i spostrzegł, że stoją pod jakimś wielkim drzewem w pobliskim, małym parku.
- Nawet nie wiesz, o czym mówiłam - rzuciła zgryźliwie. Dopatrzył się w jej spojrzeniu urazy. Zaczął myśleć, że to wszystko naprawdę nie miało sensu, że ciągle szedł pod wiatr, który nigdy nie doprowadzi go do niej.
- Bo się zamyśliłem. - Zmarszczyła brwi i zamierzała się odwrócić. On jednak złapał ją za rękę. - Zamyśliłem się, o tobie się zamyśliłem, przepraszam.
Nie ruszała się. Widziała jego zmieszanie, czuła, że coś chce jej powiedzieć, ale brakowało mu słów. Nie mogła odmówić mu braku determinacji. Gdyby mu nie zależało, to naprawdę dawno by już odpuścił. Ani razu nie wyciągnęła do niego ręki, ciągle go odtrącała. Już sama nie wiedziała, czy dobrze robi.
- Kiba, jestem naprawdę zmęczona, jest mi zimno. Mamy środek nocy i stoimy przed jakimś drzewem, nawet nie wiem dokładnie gdzie jestem. Dziewczyny zniknęły, nie wiem też one gdzie są. - Mówiła szybko, mając zaciśnięte pięści. Faktycznie lekko drżała, dopiero teraz to zauważył. - Ten dzień był beznadziejny. Pojawiłeś się ty, Aiden się upił. Nie wiem, co myśleć, też jestem trochę pijana, a do tego głodna i boję się, że zrobię coś głupiego.
- Coś głupiego, to znaczy? - Dyskretnie zbliżył się do niej. Wyczuł jej perfumy i westchnął z bólem. Sam je jej kiedyś sprezentował. Minęło tyle czasu, a ona wciąż używała tego samego zapachu.
- Nie pytaj mnie o to - odpowiedziała szybko. Drżał jej głos.
- Tay, porozmawiaj ze mną - szepnął i miał wrażenie, że zaraz rozpłacze się z bezsilności. Uświadomił sobie swój błąd, naprawdę chciał wszystko naprawić, cały świat złożyłby u jej stóp, gdyby tylko chciała, a świadomość, że mogło być już za późno rozrywała mu serce.
- Kiedyś z tobą rozmawiałam, prawie o wszystkim. Prawie całkiem ci ufałam, a ty co? - Uniosła na niego oczy, w których Kiba zobaczył łzy. Nie, ona nie miała płakać, miała być szczęśliwa - powtarza w myślach. - Co jeśli do siebie wrócimy, a ty znów mnie zostawisz z żałosnym: nie wystarczasz mi?
- Tayuya nie mów tak.
- Wiesz, że to prawda.
- Tay, byłem głupi, wybacz mi.
Nie odpowiedziała mu. Była zbyt roztrzęsiona, zbyt bała się tego, co może zrobić.
- To ja nie wystarczałem tobie, nie potrafiłem sprawić, żeby w pełni mi zaufała. Dlatego z ciebie zrezygnowałem. Nie miałem po prostu świadomości, jak wiele ciebie jeszcze nie odkryłem. - Dotknął jej dłoni, potem drugiej i zamknął obie w swoich. Były lodowato zimne. Uniósł je do ust i delikatnie pocałował. Gdy ich nie zabrała oparł o nie swoje czoło, delektując się tą szczątkową bliskością, którą kiedyś miał na wyciągnięcie ręki. - Przez cały ten czas myślałem o tobie. Zastanawiałem się gdzie jesteś, co robisz, z kim… - Gorycz przebijała się przez jego ton. Oraz żal, żal do samego siebie. - Nie potrafiłem znieść myśli, że możesz kochać kogoś innego, że ktoś może kochać ciebie i nie byłbym to ja, tylko po tym co zrobiłem nie umiałem ci tego powiedzieć.
W końcu to z siebie wyrzucił. Po tych słowach poczuł wielką ulgę. Cholernie długo to w sobie trzymał, ale nie takiej reakcji oczekiwał, bo Tayuya zabrała ręce nagłym ruchem.
- A jak myślisz, jak ja się czułam, gdy spotykałam się z Hanabi, która narzekała, że kupiłeś jej tylko trzydzieści róż albo, że na waszą rocznicę spodziewała się ładniejszego pierścionka? Ja dostałam od ciebie kwiaty tylko dwa razy i był to lekko uschnięty kaktus oraz stokrotka, którą zerwałeś chwilę po tym, jak obsikał ją pies mojej sąsiadki, a z biżuterii dałeś mi bransoletkę z cukierków w wieku dwudziestu trzech lat. - Spuścił tylko głowę. Nie potrafił zbić jej argumentów.
- Daj mi szansę, ten ostatni raz - powiedział cicho, kątem oka widząc ściekające po policzkach dziewczyny łzy. Nigdy nie wiedział jej płaczącej. Teraz już dokładnie wiedział, jak wielką przykrość jej sprawił, właśnie patrzył na nią w całej okazałości.
- Boję się to zrobić, Kiba.
Wyciągnął do niej rękę, prawie mógł ją dotknąć. Jednak czekał na jej ruch. Patrzył na nią i czekał. Widział, jak walczyła ze sobą, jak wahała się, co zrobić. Kiba zrozumiał, że przegrał, że już na zawsze ją stracił i w momencie, gdy już miał opuszczać dłoń ona ją chwyciła. Uniósł głowę, by spojrzeć dziewczynie w oczy, lecz ta wbiła spojrzenie w ziemię. W obawie, że się wycofa uniósł jej brodę drugą dłonią, każąc tym samym na siebie spojrzeć.
- Zaufaj mi, proszę.
I przyciągnął ją do siebie prawie pewien, że go odtrąci, zwyzywa, jeszcze bardziej znienawidzi. Jednak gdy objęła go ramionami, wciskając policzek w jego pierś, coś w nim pękło. Nie czekając ani chwili dłużej przytulił ją mocniej, jedną dłoń kładąc na jej biodrze, a drugą na szyi wplecioną w jej włosy. Delikatnie pocałował jej skroń i oparł o nią swoją głowę. Jedyna kobieta, którą kiedykolwiek kochał wciąż się trzęsła, ciągle wstrząsał nią płacz, którego łzy moczyły mu koszulę. Na myśl o ogromie jej chowanego przez lata bólu objął ją tylko mocniej i obiecał sobie, że ostatni raz patrzy na jej łzy, że nigdy więcej nie pozwoli jej płakać.


***
Witajcie! Znowu wracam po długiej przerwie!
Przyznaję się bez bicia. W tym rozdziale pojawiło się mało ss, jednak uwierzcie, że to było silniejsze ode mnie. Historia jest o Sasuke i Sakurze, jednak w założeniach miałam też wprowadzenie wątków postaci drugoplanowych. Dlatego też ten rozdział bardziej skupia się na Tayuyi i Kibie, których wyjątkowo sobie upodobałam jakoś ostatnio. Jeżeli wam to nie przypadło do gustu, to przepraszam. Postaram się poprawić!
Zapraszam na drugiego bloga, który prowadzę z Chusteczką Aha. Ostatnio pojawił się tam bardzo interesujący wywiad ;) - Gdzie Wydać?
Święta się kończą, ale nadchodzi Nowy Rok, który niech będzie dla was najlepszym z dotychczasowych :)
Bywajcie!

8 komentarzy:

  1. Czytalam odpierwszego rrozdziału do teraz... wybacz ze pisze dop teraz ale naprawde braklo mi czasu.... przeczytalam i jestem zachwycona... moja wyobraznia nie ogarnia kunsztu twojej tworczosci czego ci zazdroszcze... dobor wypowiedzi slow oraz prowadzenia dialogow jest teoche inny niz w innej opowiesci jaka czytalam.... ciesze sie ze moglam znow cieszyc sie twoja tworczoscia... czekam na nastepne z niecierpliwoscia... zaskoczyl mnie fakt ze piszesz o sasuke i. Sakurze teraz jako gl bohaterach ale z drugiej strony inne osoby wystepujace takze sa dosc mocno podkreslone co mnie naprawde raduje.... kocham czekam i zycze duuuuzo zdrowia weny i cierpliwosci.... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż za piękne słowa, aż się zawstydziłam XD
      Dziękuję :)

      Usuń
  2. Jeeeeejku, to jest na prawdę cudowne :D
    Bez bicia przyznam się, że przeczytałam to wczoraj, godzine przed wyjściem na impreze, kompletnie niewyszykowana. Cóż! Spóźniłam się, ale było warto.
    NO po prostu nie mogłam przestać czytać w połowie, bo chyba cały sylwester nie dawałoby mi to spokoju.. :D
    Jestem ciekawa co stanie się z Sakurą. To znaczy generalnie: mam nadzieje że Sasuke po raz drugi ją tam gdzieś przy okazji uratuje! :D
    Czeeeekam na następnego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło!
      Mam nadzieję, że impreza się udała :)
      Albo uratuje albo tylko pogrąży... :>
      Do następnego!

      Usuń
  3. Rozdział jak zwykle cudowny :) . Ja jak czytam to opowiadanie to zapominam o wszystkim żyje w świecie bohaterów , przeżywam razem z nim . Długo po zakończeniu czytania nie wiem co zrobić że swoim życiem . Mam nadzieję że rozdział będzie jak najszybciej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra, Imai, z buta wjeżdżam!
    Nie wiem od jakiej strony się zabrać, a nie chciałabym od dupy strony, ale no, kurde, zmiotłaś mnie. Totalnie mnie zmiotłaś tym blogiem. Nie wiem, co ze mną nie tak, że ja dopiero teraz się za niego wzięłam na poważnie i nadrobiłam wszystko, co do nadrobienia miałam. Już ci pisałam, co o tej historii myślę i zdanie to podtrzymuję, ale że już użyłam jednego nieładnego słowa w tej wypowiedzi, to nie będę tej kolekcji poszerzać. Dlatego użyję określenia "genialna", Shee, ta historia jest genialna. Już z miejsca przypadła mi do gustu bardziej niż "Karuzela", a i tamto bardzo lubiłam.
    Podoba mi się wątek Tay i Kiby, nie powiem, że nie. Bo uwielbiam Kibę, jedna z moich ulubionych postaci z "Naruto". A charakter Tayuyi. O mamo. Ty wiesz, że ją kocham, ja to wiem i teraz nawet świat się dowie. No ta dziewczyna jest genialna! Mam nadzieję, że będziesz rozwijała ich wątek jeszcze bardziej.
    ALE! Tak, "ale". Nie zapomnij mi tu o głównej parze! Bo wątek Sakury i Sasuke — to jest właśnie ten wątek, który usidlił mnie tutaj na dobre i nigdy nie puści. Mało kto jest w stanie sprawić, abym pokochała historię o SS w prawdziwym świecie, a ty tego dokonałaś. Co pojawia się jakaś scena z nimi, mnie zaczyna brakować oddechu i pochłaniam treść z wypiekami na twarzy, chcąc wiedzieć, co dalej. No właśnie, Sheeiren, co dalej? Bo to, co stało się z Sakurą w tym rozdziale, pozostawia wiele pytań. Zastanawiam się, czy mężczyzną na końcu był jakiś nieprzychylny pan czy może Sasuke, którego Sakura już nie była w stanie rozpoznać. Kurde, kurde, kurde, no! Obyś się pospieszyła z kolejnym rozdziałem!
    No i oczywiście równie ważny wątek, bo budujący fabułę: Itachi. No żeś mnie zaintrygowała tą sprawą, sama Sheeiren w twojej historii nie ma łatwo, a w całej tej otoczce jest biedna Riv, utalentowana dziewczynka, skrzywdzona, widząca śmierć.
    Dziewczyno, zakasuj rękawy, bierz się do roboty i pisz, bo ja ci tego bloga nie odpuszczę!
    Dobra, tyle ode mnie. Pamiętaj, z następnymi rozdziałami masz nie zwlekać, bo chyba cię uduszę. :P

    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, STARA DUPO IMAI. <3
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń