21.06.2016

III - UNTILL I FALL ASLEEP


- Sasuke. Uchiha Sasuke.
To co się działo przez kolejne dziesięć minut spowodowało, że stałam teraz pod filarem z sercem bijącym w takim tempie, o jakie go nie podejrzewałam. Wszystko działo się tak szybko, że w którymś momencie po prostu zaczęłam wydawać polecenia, a reszta zrobiła się praktycznie sama.
Patrzyłam jak różne znakomitości po kolei wchodziły do wielkiej i wysokiej sali. Tak naprawdę miejsce na ten bankiet było większe niż dane było mi na raz ujrzeć, ponieważ obejmowało trzy piętra, co znaczyło trzy takie wielkie sale. Karin i Ino specjalnie umiejscowiłam na tej, gdzie sama spędzę najwięcej czasu - czyli na tej najwyżej, na której bogactwo wylewało się już dosłownie zewsząd. Patrząc na te sukienki, garnitury, perłowe kolie i zapinki do mankietów za każdym razem kalkulowałam ile razy dałabym radę uratować za nie mamę.
Wyszło, że jakieś osiemset dwadzieścia cztery tysiące razy.
Facet, który wtargnął wcześniej do pokoju uspokoił się, gdy nagle przypomniałam sobie, że ludzie zostali stworzeni do tego, aby między innymi mówić. Wyjątkowo fachowym tonem streściłam mu cały stek bzdur o tym, jak wszystko było przygotowane i zaplanowane, a ja doskonale nad wszystkim panowałam. Co najśmieszniejsze uwierzył. Serio.
Obecnie przyglądałam się jak domek z kart, który ustawiłam w ostatnim momencie jakimś cudem stał. Dziewczyny zachowywały się jakby Sheeiren tu była i żadna wpadka w ogóle nie miała miejsca. Aby nie popaść w samouwielbienie, jak to fantastycznie sobie poradziłam, ruszyłam na obchód, który powinnam robić co jakiś czas.
Nacisnęłam przycisk na małej słuchawce, którą miałam w uchu i od razu dotarł do mnie irytujący głos Tanji, która nawijała jak najęta.
- I on wtedy powiedział, że ta laska była wtedy nago i wtedy ja już…
- Halo, słyszę was - mruknęłam, przechodząc się dyskretnie po sali, patrząc, czy nie trzeba kogoś odstrzelić… bądź zwyczajnie poprawić. - Mówiłam, że te mikrofony to nie darmowe komórki. - Miała je każda z mniejszych kierowniczek, aby łatwiej było nam koordynować pracę.
- Ale Sakura, dziewczyna go zostawiła dla innej dziewczyny. - Tanja nie skłaniała się ku byciu cicho, na co tylko westchnęłam.
- Są gorsze problemy. - I zanim zdążyła coś dodać powiedziałam jeszcze. - Ani słowa. - Shaila? - spytałam.
Prawie od razu usłyszałam ciche chrobotanie.
- Tak?
- Dziewczyna od ciebie na trójce zaraz uśnie. Blondynka o kręconych włosach przy owocach. Albo załatwisz to szybko, albo ja to zrobię - powiedziałam, nie do końca świadomie, że wyszło trochę groźnie.
- Okej, dzięki - odpowiedziała, a ja po chwili ujrzałam jak wychodzi z windy i przypomina pracownicy, że przyszła tu jednak pracować, nie spać.
Poł godziny po otwarciu drzwi zrobił się tu naprawdę wielki kocioł. Nie mogłam się napatrzeć na piękne kobiety, które wyglądały wręcz fenomenalnie, przy czym większość z nich była ubrana w długie suknie zakrywające większość ciała. Nie odbierało im to oczywiście seksapilu, bo wiadomo, że mężczyzn pociąga to, czego nie mogą zobaczyć. A jak już nie mogą tego dotknąć, nie mogą przestać o tym myśleć. Tak mówiła Tay, jednak ona preferuje bojówki moro, czarne bokserki i schodzoną skórę, więc nie wiem ile w tym było prawdy.
Kobiety kobietami, jednak mężczyźni w garniturach przyciągali moją uwagę zdecydowanie bardziej. Widziałam pary w różnym wieku, jedne lepiej wyglądające inne gorzej. Średnia wieku wynosiła plus minus czterdzieści, ponieważ zauważyłam i ludzi z mojego rocznika, może kilka lat starszych, jak i ludzi po sześćdziesiątce. To nie pierwsza impreza, jaką tutaj obsługiwałam, jednak ta była zdecydowanie największa i najbardziej wystawna. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się jak zawsze fontanny z czekoladą, w której ludzie zamaczali owoce, w oczekiwaniu na uroczyste przemówienie, które otworzyłoby sam bankiet.
Podeszłam do okna, za którym zapadł już zmrok, widząc w oddali w dole sylwetki długich limuzyn. Oświetlony czerwony dywan witał już jednych z ostatnich gości, choć flesze aparatów nadal pracowały w pocie czoła. Orkiestra właśnie zaczynała kolejny kawałek, a ja ruszyłam ku Ino, która gadała jak najęta, kiedy powinna zająć się pracą. Musiałam przejść przez całą salę za stolikami. W między czasie kazałam też uzupełnić soki i złapałam jedną z nowych, jak popalała za zasłoną.
Jak jej powiedziałam co o tym sądzę szybko przygasiła fajkę.
W końcu dotarłam do Ino.
- Czy mogłabyś się przymknąć? - mruknęłam jej do ucha, podchodząc ją od tyłu. Meduzki się kończyły, więc powinna je już wymienić.
- Ale słuch…
- Nie słucham, jesteś w pracy. - Chyba wyczuła, że była zirytowana, bo szybko się zamknęła. - Idź je wymień do kuchni.
Spojrzałam na towarzyszkę jej rozmowy, która wyglądała na bardzo znudzoną.
- Zajmijcie się robotą.
Dokładnie w tym momencie orkiestra ucichła, a wszyscy zwrócili się ku podestowi, który znajdował się obok niej. Było tam miejsce do przemawiania, a na ścianie pojawiło się wielkie logo Rotza Motors wyświetlane przez projektor. Przygasły światła, a mównica została oświetlona specjalnymi reflektorami, dla efektu. Rozmowy zostały ucięte w połowie, gdy stanął na niej niski mężczyzna z jakimś drażniącym błyskiem w oku, a zaraz obok niego wysoki i postawny - inny - mężczyzna w garniturze, o ciemnych włosach i bardzo jasnej karnacji. Zauważyłam, że część osób patrzyła na tego drugiego z podziwem, lecz inni z wyraźną zawiścią.
Odeszłam od Ino, którą ponownie spiorunowałam wzrokiem ku przestrodze. Wyszeptała: przepraszam - po czym ruszyła po cichu do kuchni z prawie pustą tacą w ręce.
Wyświetlane logo zmieniło się w krótkie wideo, gdzie sportowe samochody grały główną rolę. Krótkie ujęcia, szybka zmiana akcji, różne plany. Wyglądało to na zwyczajny, choć dobrze zrobiony spot reklamowy firmy motoryzacyjnej. Gdy się zakończył, tłum nagrodził go brawami, a mężczyzna na mównicy zbliżył wbudowany w nią mikrofon do ust. Wyglądał znajomo, jednak nie potrafiłam sobie skojarzyć kogo mi przypominał.
Nacisnęłam przycisk na swojej słuchawce.
- Jak to wygląda niżej? - spytałam bardzo cicho.
- Jest wyświetlana transmisja z najwyższego piętra - odparła jedna z dziewczyn. Odetchnęłam w duchu, wyłączając słuchawkę.
- Witam państwa serdecznie na bankiecie uwieńczającym ukończenie prac nad nową sportową kolekcją samochodów firmy Rotza Motors! - Kolejna fala braw przetoczyła się przez pomieszczenie.
- Cały ten bankiet jest przesadzony - powiedziała blondynka stojąca obok mnie do chłopaka, którego trzymała za ramię. Obstawiałam, że lat miała ponad czterdzieści, choć robiła się na dwadzieścia. Nie miała długiej dystyngowanej sukni, lecz jakąś wyuzdaną miniówkę i zdecydowanie za dużo makijażu. - Zaprosili nas tu tylko po to, żeby nas poniżyć.
- Skoro tak mówisz, mamo. - Uniosłam brwi, lecz nic skomentowałam tego w żaden sposób.
- To wspaniała okazja, aby uczcić kolejne osiągnięcie konstruktorów Rotzy, ponieważ tym razem przeszli samych siebie, wkraczając na nowy stopień w rozwoju motoryzacji! - kontynuował niski mężczyzna, który budził we mnie jakąś niechęć. - Zechciejcie powitać dyrektora generalnego spółki Uchiha Company, której własnością od kilku lat jest Rotza Motors. Powitajmy gromkimi brawami pana Fugaku Uchihę!
Ach. Więc stąd to podobieństwo.
Było mi trochę duszno i miałam ogromną ochotę odetchnąć świeżym powietrzem, a i średnio chciało mi się słuchać o osiągnięciach firmy, o której wcześniej nawet nie słyszałam, bo ostatnio byłam trochę poza wszystkim, czym powinnam się interesować, więc gdy Sheeiren mówiła na czyim bankiecie będę pracować, po prostu mogło mi to… umknąć.
Chciałam wyjść na jeden z balkonów, podczas gdy pan dyrektor generalny mówił o wyjątkowo niskim spalaniu paliwa jak na takie parametry silnika. Tayuya z pewnością byłaby wniebowzięta, jednak ja, nie mając pojęcia o samochodach prócz tego, że jeżdżą z reguły po ulicach i trzeba lać do nich czasami trochę benzyny, nie byłam za bardzo zainteresowana. Widziałam jak dziewczyny po cichu przemieszczają się między klientami rozdając szampana oraz wymieniając delikatne przystawki na kolejne dania. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że w sumie, to trochę mało dzisiaj jadłam, więc podkradłam z półmiska kawałek jakiegoś ciasta z truskawkami.
Projektor wyświetlał teraz krótkie widea o każdym modelu, a mi robiło się coraz bardziej słabo. Wiedziałam, że impreza się nie zawali, jeśli na chwilę wyjdę na balkon, więc podeszłam do najbliższego, na który wejście wyglądało tak, jak wejście dla personelu na dole. Dotknęłam okna w lekko rozjaśnionym miejscu, lecz drzwi nie chciały się otworzyć, wyświetlając na szkle komunikat, że balkon jest wyłączony w użytku z powodu uszkodzenia barierek. Westchnęłam, przykładając kartę Sheeiren - kierowniczki - w miejsce czytnika, a ukazało mi się wyjście na taras.
Znajdowały się tam słomiane siedzenia, stoły do kompletu, duże parasole, oraz osobna winda na dach, gdzie znajdował się bar działający tylko na określonych imprezach. Było tu niezwykle cicho, bo wieczór był prawie bezwietrzny, a dźwięki miasta nie docierały tak wysoko. Zmrużyłam oczy, ponieważ wydawało mi się, że widziałam kogoś przy barierce przy końcu.
- Odsuń się od tej barierki - powiedziałam do nieznajomego. - Tu jest zakaz wstępu, a one same są uszkodzone.
- Są uszkodzone, bo tak powiedziałem personelowi hotelu, żeby nikt tu nie wchodził - odparł mężczyzna, nadal stojąc do mnie tyłem. - Nie wiem, jak tu weszłaś, bo wejście było zablokowane, ale powinnaś już wyjść. - Przystanęłam na moment, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
- Nie jestem z personelu hotelu, więc mogę tu zostać ile chcę. Mi nic nie mówiłeś. - Usiadłam na fotelu, pocierając ramiona rękoma. Na takiej wysokości było dość zimno mimo tego, że mieliśmy obecnie środek lata. Odchyliłam jednak głowę, mając ochotę nabrać świeżego powietrza na tyle, aby przetrwać do końca bankietu.
- Kim ty w ogóle jesteś?
Westchnęłam, jakby rozpoznając ten głos.
- Zastępuję szefową z Elevart.
- Sheeiren nie ma? - Odwrócił się, a ja rozpoznałam w nim chłopaka, który wcześniej prawie wyważył drzwi z zawiasów pomieszczenia dla personelu. Spojrzał na mnie wreszcie i skojarzył, że byłam tą, na którą nawrzeszczał, bo lekko skinął głową jakby do własnych myśli.
- A widzisz ją tu gdzieś? - Rozejrzałam się, co on odebrał trochę inaczej niż się spodziewałam.
- A przeszliśmy na ty, że tak się do mnie zwracasz? - Uniósł podbródek, jakby podkreślając swoją pozycję. Już połączyłam fakty i wiedziałam, że był albo synem albo bratem całego tego dyrektora generalnego i najprawdopodobniej nawet srał pieniędzmi, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Potrzebowałam dla mamy tyle, ile on wydawał pewnie w kilka dni. Ta świadomość trochę mnie zdenerwowała.
- Za kogo się uważasz, że powinnam zwracać się do ciebie na per pan? - Wstałam, i w tym momencie w słuchawce odezwała się Shaila.
- Sakura, nie mogę cię znaleźć, ale jakbyś się pytała, to u mnie wszystko w porządku.
Reszta kierowniczek poszła jej śladem, oznajmiając, że świat się nie zawali, jeśli chwilę tu jeszcze zostanę, skoro już zniknęłam z ich pola widzenia.
- Nie słyszysz mnie czy ignorujesz?
Usłyszałam i uniosłam na niego wzrok, bo zbliżył się i zatrzymał może metr ode mnie. Ręce miał w kieszeniach rozpiętej marynarki. Ostatni guzik koszuli też był rozpięty, nadając mu luźniejszego wyglądu. Jego fryzura wyglądała, jakby wiał tu mocny wiatr, którego przecież nie było. Może to ten “nowoczesny look”, który mnie przerasta, a mam go codziennie rano dopóki się nie uczeszę.
- Nie słyszę.
- To powtórzę. - Przeczesał owe włosy nad którymi się właśnie zastanawiałam, jednak ten ruch nie zmienił w nich nic. Nadal znajdowały się w stanie permanentnego chaosu. - Sheeiren nie ma, tak?
- No nie ma.
Wyciągnął komórkę z kieszeni i zaczął coś na niej klikać. Był strasznie przystojny i dziwiłam się, czemu przyznałam to tak późno. Zachowałam jednak swój szczątkowy profesjonalizm i utrzymałam nerwy na wodzy, choć pociły mi się dłonie.
- Cholera - mruknął do siebie, a ja podeszłam do barierki i wychyliłam się lekko. Trochę zakręciło mi się w głowie, więc szybko się wyprostowałam, ale on zdążył mnie już złapać za rękę. - Zwariowałaś? Nie wychylaj się, głupia.
- Podobno nic tu nie jestem zepsute, a ja sama nie jestem głupia - rzuciłam niemiło, na co jedynie spojrzał na mnie jeszcze bardziej nieprzychylnie niż ja na niego.
- Ale się wychylasz, więc jesteś.
- Będę się wychylała za każdym razem, kiedy będę miała na to ochotę.
Nie wiem dlaczego, ale atmosfera między nami była napięta, choć bez konkretnego powodu. Po prostu nie miałam ochoty być dla niego przyjemna, a on dla mnie najwyraźniej też.
Znów spojrzał w komórkę.
- Cholera - powtórzył, na co uniosłam brew.
- Mówisz to drugi raz. Mam się czymś przejąć, czy co?
Jedyne co zrobił to podsunął mi swój telefon pod nos.
- Czytaj.
Przed oczami miałam sms’a.


Nadawca: Sheeiren
Treść: Nie mogę dodzwonić się do Dyary, a musiałam pilnie wyjść z bankietu. Znajdź Sakurę Haruno, jest moim zastępcą. Do niej też nie mogę się dodzwonić. Zaprowadź ją do Riv i dopilnuj, żeby zawiozła ją do domu. Wiem, że sam nie możesz wyjść, a nianię odwołałam, bo sama miałam się nią zająć. Nie mam nikogo, kto zajmie się małą, to ostateczność. Dom otworzy jej Toshiko. Niech Sakura czeka tam do mojego powrotu.  Tylko dopilnuj, żeby trzymała gębę na kłódkę. Niech powie Shaili, że ona ma przejąć jej obowiązki. Bankiet był dobrze przygotowany, więc nic się nie stanie, ręczę za to. Shaila zna przydział obowiązków, więc Fugaku nawet się nie zorientuje, że mnie nie ma.
Odezwę się, kiedy będę mogła.


Otworzyłam szerzej oczy, nie bardzo rozumiejąc co się właśnie stało.
- Kim jest Riv? Gdzie mam ją zawieźć? O co chodzi? C…
- Powoli. - Wyciągnął ręce przed siebie, na co przestałam mówić.
- I kim ty jesteś, że ona do ciebie pisze w takiej sprawie i c…
- Jestem jej szwagrem.
Musiałam zrobić bardzo ciekawą minę, bo uśmiechnął się lekko, a wyglądało to doprawdy uroczo. I pociągająco, nawiasem mówiąc.
- Zbieraj się, nie mamy całego dnia. - Minął mnie, ale ja tylko potrząsnęłam głową.
- A-ale gdzie ja mam z tobą iść? Co to w ogóle za pomysł? Nie mogę zostawić bankietu samopas!
To wszystko zaczynało wyglądać niedorzecznie.
- A co robisz od dziesięciu minut? - Spojrzał na mnie przez ramię, na co tylko się rozzłościłam.
- Rozmawiam z jakimś palantem, który sądzi, że może mi rozkazywać.
- Słuchaj, dziewczynko. - Znów się zbliżył, a jego urok chyba bezpowrotnie minął. Wyglądał… groźnie. - Też nie mam ochoty tu siedzieć, nie bez powodu jestem na pieprzonym balkonie - wycedził. - Także rusz się jeśli łaska, bo zaraz wsadzisz swój kształtny tyłek  w samochód i zrobisz to, czego chciała Sheeiren.
- Miło mi, lubię swój tyłek - odpaliłam, chcąc go wytrącić z równowagi.
- Wymsknęło mi się. - Uśmiech nie dosięgnął jego oczu, co tylko spowodowało, że lubiłam go coraz mniej. Wziął głęboki oddech. - Przekaż tej Shili...
- Shaili.
- Wszystko jedno. Przekaż co masz przekazać i czekaj na mnie przy windzie.
- To rozkaz? - zakpiłam, na co on tylko przewrócił oczami i włożył ręce w kieszenie marynarki.
- Tak.
Wyminął mnie i wrócił na salę. Nie bardzo wiedziałam co robić, bo nie dość, że Sheeiren w ostatnim momencie wyszła, to teraz niby napisała do syna/brata właściciela ogromnej firmy motoryzacyjnej - de facto pomysłodawcy bankietu - żebym zajęła się jakąś Riv, zawiozła do jej domu i pilnowała aż Imai wróci. Shaila da sobie radę, o to bym się nie martwiła, tylko…
Westchnęłam.
Dotknęłam drzwi, a te otworzyły się. Patrząc w ziemię ruszyłam przed siebie i wszystko byłoby w porządku, gdybym na kogoś nie wpadła.
- Znowu ty? - spytał ten cały Sasuke, w najlepsze rozkoszując się szampanem wśród tłumu, który właśnie zaczął klaskać, ponieważ pan dyrektor generalny schodził z mównicy.
- Stoisz w przejściu jak pień i jeszcze się głupio pytasz?
Rozejrzałam się po sali, która z powrotem została normalnie oświetlona, dzięki czemu mogłam patrzeć swobodnie.
- Nie ma głupich pytań. Są tylko głupie odpowiedzi - chrząknął. - Zreszt…
- Nie ruszaj się - powiedziałam lekko piskliwym głosem, chowając się za jego plecami.
- A tobie co? - Próbował się odwrócić, ale trzymałam go za marynarkę.
- Nie ruszaj się - syknęłam.
- Nie mów mi co mam robić - odparł niby to urażony, gwałtownie przesuwając się w bok, tym samym zostawiając mnie na widoku.
Jasne oczy wyśledziły mnie od razu, a blond czupryna zaczęła się mu nam niebezpiecznie szybko zbliżać.
- Możemy już iść? - spytałam, ale Sasuke tylko spojrzał na mnie z góry.
- A rozmawiałaś z tą Shailą?
- Nie…
- No to o co ci chodzi?
Zmięłam w ustach ciche przekleństwo, mimowolnie poprawiając włosy.
- Siema, stary. - Kirito podał Sasuke rękę, którą ten bez wahania uścisnął.
- No witam - odparł, a ja mając nadzieję, że pozostanę niezauważona przygarbiłam się nieznacznie
- Czy my się przypadkiem…
- Tak, poznaliśmy się - odparłam zrezygnowana, wychylając się zza pleców Sasuke. - Cześć - powiedziałam w stronę Kirito, który niezmiernie ucieszył się na mój widok. Ubrany w pełny garnitur wyglądał fenomenalnie. Nie mogłam znaleźć innego słowa będącego w stanie go określić.
- Co tu robisz? - spytał, jakby dopiero po tym pytaniu zwracając uwagę na mój uniform.
- Pracuję.
Czułam się wręcz niewymownie niezręcznie, gdy patrzył na mnie, tak otwarcie oceniając mój wygląd. Na domiar tego Sasuke leniwie sączył szampana jakby rozkosznie ubawiony całą tą beznadziejną sytuacją.
- Wyglądasz tak samo pięknie jak ostatnio, Sakuro. - Ciągle na mnie patrzył, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
Żeby się czymś zająć próbowałam użyć słuchawki, ale ta się zbuntowała i nie chciała działać.
- To dobrze się znacie? - Sasuke wytwornie odjął kieliszek od swych zbyt bogatych ust i oddał go na tacę jednej z dziewczyn z grupy Shaili.
- Powiedz Shaili, żeby tu natychmiast przyszła i całkiem przypadkiem podała mi moją torebkę. Będzie wiedziała, którą - rzuciłam do niej cicho, na co ona pokiwała głową i zniknęła w tłumie.
- Zaledwie się poznaliśmy- powiedział Kirito, a ja zaczęłam szukać wzrokiem Ino bądź Karin, żeby im przekazać, że muszę niespodziewanie wyjść. - Cóż za przypadek, że znowu się spotykamy, nie sądzisz?
- Tak, faktycznie przypadek - odparłam, zająknąwszy się przy słowie “faktycznie”.
Kącik ust Sasuke uniósł się z tej okazji, a ja miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Najpierw jednak musiałam się uspokoić, bo wyglądałam bardzo nieprofesjonalnie.
- Więc jesteś kelnerką? - spytał, choć nie wyczułam w jego głosie ironii.
- Chwilowo t…
- Nie bądź taka skromna - parsknął Sasuke, ubawiony po pachy. - Jest szefową.
- Szefowej nie ma, ale ją zastępuję - sprostowałam, czując, że muszę się stąd ulotnić, zanim jeszcze bardziej się skompromituję.
- To może teraz dasz zaprosić się na kawę? Na przykład jutro?  
Kirito był rozluźniony, ja natomiast przypomniałam kłębek nerwów. Nie wiem, dlaczego przy nim tak bardzo się spinałam, ale robiłam to, a zdecydowanie nie powinnam.
- Halo, Sakura. - Odwróciłam się bok i widząc Ino zamiast mojej kierowniczki już byłam pewna, ze ten bankiet będzie katastrofą.
- Gdzie jest Shaila? - warknęłam, ale ona posyłając Sasuke firmowy uśmiech numer pięć westchnęła tylko cicho.
- Wysłała mnie i już - ucięła, podając mi torebkę.
- Może nas przedstawisz?
Kirito spoglądał to na mnie to na blondynkę wyjątkowo zadowolony przy okazji.
- Ino, Kirito. - Kiwnęłam głową. Zwróciłam się do Yamanaki. - Powiesz Shaili, że przejmie moje ob…
- A ja? Też tu jestem - przerwał mi znów Sasuke.
Wybuchłam.
- Zamknij się i przestań mi przerywać! - Spojrzał na mnie jakby zaskoczony faktem, że jakaś kobieta miała czelność na niego nakrzyczeć. - Ino. Shaila musi przejąć moje obowiązki. Sheeiren dała mi nową robotę poza bankietem. Pójdziesz do niej i natychmiast jej to powiesz, rozumiesz?
- Sakura, twoja chakra jest niespokojna - powiedziała poważnie oraz ze stoickim spokojem, którego mi brakowało.
- Ugh! - Wzięłam głęboki oddech. - Jak ja cię… - Kątem oka zobaczyłam minę Kirito, więc wzięłam kolejny głęboki wdech, powtarzając sobie w myślach, że to się wcale nie działo.
- Obowiązki wzywają. Żegnam - mruknęłam i odwróciłam się na pięcie, czekając, aż Sasuke pójdzie za mną, bo miał mi przekazać tą całą Riv, czy jakoś tak, jednak on tylko patrzył na mnie kpiąco. Kirito uśmiechał się jak dziecko na widok paczki chipsów, a Ino nie spuszczała spojrzenia z Uchihy, z pewnością w myślach piejąc poematy na temat tego jak bardzo był przystojny. Bo przecież był.
- Nie gorączkuj się tak - powiedział Sasuke i wreszcie ruszył w moja stronę.
- Do zobaczenia - rzucił do Kirito. - Miło było poznać. - Te słowa skierował do Ino, która zaczerwieniła się jak piętnastolatka zabrana przez starszego chłopaka na przejażdżkę powypadkowym seicento.
- Pamiętaj, że jesteś w pracy. - Spojrzałam wymownie na Ino, z nadzieją, że uda mi się już stąd wyjść bez dalszych przeszkód, lecz...
- Ty też jesteś w pracy.
No musiał się odgryźć, musiał się odezwać. Nie mógł się zamknąć, prawda? To było zbyt trudne, żeby dać drugiemu  człowiekowi spokój. Ughhh, miałam ochotę go ubić! Lecz prowizorycznie ostatni raz tego wieczoru - miałam nadzieję - wzięłam ten pieprzony głęboki oddech.
Zaczęłam zgrabnie mijać gości, którzy bawili się w najlepsze. Rzuciłam okiem na pracujące dziewczyny i na szczęście nie zauważyłam, aby coś odstawało od normy. Odetchnęłam, we względnym spokoju stając koło windy. Sasuke przystanął obok i wcisnął przycisk, a drzwi otworzyły się prawie od razu. Gdy już się za nami zamykały zobaczyłam tę samą blondynkę, która wcześniej żaliła się synowi. Patrzyła na mnie podejrzliwie i wcale się z tym nie kryła.
W windzie zapadło ciężkie milczenie, którego nie miałam ochoty przerywać. W końcu zatrzymaliśmy się na którymś z pięter, i nie był to parter.
Sasuke wyprowadził mnie do części hotelowej, a dokładnie do długiego korytarza pełnego drzwi do luksusowych za pewne pokoi. Wysoki sufit potęgował wrażenie ogromu pomieszczenia, gdy nasze kroki dudniły o panele z jasnego drewna. Tutaj wnętrze wywierało zdecydowanie przyjemniejsze wrażenie, wyglądało nawet przytulnie dzięki nisko wiszącym żyrandolom oraz dużemu oknu na końcu korytarza.
Stanęliśmy przed jednymi drzwiami, dokładnie takimi samymi jak wszystkie inne. Jedyne co je odróżniało to numer: 49.
Spojrzałam na Sasuke, ale ten tylko odwrócił wzrok.
- Więc tak - mruknął i przymknął na chwilę oczy. - To autystyczna dziewczynka, bardzo cicha i bardzo delikatna. Masz się nią zaopiekować tak, jak powiedziała Sheeiren. - Poczułam, jak uginają się pode mną nogi. Nie umiałam opiekować się dziećmi, a to jedno sąsiadów które zamykałam w łazience jak się za bardzo darło, gdy miałam trzynaście lat się nie liczy. Nie miałam nawet rodzeństwa. - To osobista sprawa Shee, więc zostaw to dla siebie, jasne?
- Do dziś nie wiedziałam nawet, że ma dziecko - odparłam, choć nie była to odpowiedź na jego pytanie.
- Jasne? - Zmrużył oczy, na co przytaknęłam.
- Jasne.
Otworzył drzwi jakąś plastikową kartą. Zobaczyłam duży, bogato urządzony pokój z ogromnym łóżkiem po środku. Gdybym nie wiedziała, że mam tu kogoś znaleźć nie zwróciłabym się uwagi na małe zawiniątko w kołdrze.
- Riv? - spytał cicho Sasuke, ale kulka na materacu nie poruszyła się.
Podszedł do łóżka i zabrał odkrycie. Ukazała mi się dziewczynką o długich czarnych włosach, ciemniejszych niż miała sama Imai. Spała beztrosko zakopana dodatkowo w prześcieradle. Sasuke potrząsnął jej ramieniem, a szare oczka od razu zaczęły ślizgać się po mojej sylwetce.
- Cześć, Riv. - Sasuke wyglądał na trochę spiętego, choć jego rozmówcą była jedynie kilkuletnia dziewczynka, bez przerwy wpatrująca się we mnie. - Mamy nie ma, ale ta pani zabierze cię do domu, dobrze?
Dziewczynka nawet nie pokiwała głową. Była jak piękna laleczka w jego rękach, gdy on zdawał się być bezradny. Jeśli cisza w windzie była ciężka, to ta już grobowa. Czułam się bardzo nieswojo pod ostrzałem tych stalowych małych oczu.
Niespodziewanie dziewczynka drgnęła. Złapała Sasuke za dłoń. On na to uśmiechnął się i wziął ją na ręce.
- Pani ma na imię Sakura. - Wskazał na mnie, choć nie musiał, bo Riv nie uwalniała mnie ze swojego spojrzenia nawet na sekundę.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się, nie dostając nic w zamian. Postanowiłam się jednak nie łamać i chociaż próbować grać zadowoloną.
Sasuke postawił ją na ziemię, a sam zaczął się rozglądać.
- Riv, idź załóż buty. Zabiorę torbę, a ty weźmiesz Sakurę za rękę.
Ku mojemu zdziwieniu dziewczynka wykonała polecenia. Podeszła do wycieraczki, usiadła na niej i zaczęła zakładać trampki.
- Ostrzegałem - szepnął Sasuke bez cienia złośliwości.
- Ale czemu ja? - spytałam równie cicho.
Sheeiren naprawdę nie miała nikogo innego do opieki nad dzieckiem tylko jedną ze swoich pracownic?
- Rodzice Sheeiren nie żyją, a z moimi nie utrzymuje kontaktu, prócz spraw biznesowych, natomiast ja i siostra jesteśmy na bankiecie - uciął, odkrywając kolejne sekrety z życia mojej szefowej, a ona pewnie wolałaby żeby pozostały one tajemnicą. Tak sądzę. Wstyd było mi pytać o ojca dziecka. Z tego co mówił wcześniej Sasuke zrozumiałam, że musi być nim jego brat, jednak dowiedziałam się jak na chwilę obecną wystarczająco dużo. Każdy przecież ma swoją prywatność.
- Jak tam, gotowa? - spytał Sasuke dziecka, ale to tylko oparło się o ścianę i patrzyło na swoje tenisówki. - Czyli gotowa - mruknął bardziej do siebie niż do niej.
Zabrał torbę, która leżała przy łóżku i podszedł do wyjścia. Ja natomiast podałam Riv dłoń. Spojrzała na nią, jakby przez moment zastanawiając się czy na pewno ma na to ochotę, po czym ujęła ją i otworzyła drzwi. Miała bardzo zimną skórę, wręcz lodowatą.
- Nie jest ci zimno? - spytałam, gdy wyszłyśmy na korytarz.
Nie odpowiedziała.
- Ma problemy z krążeniem krwi, ale jeśli będzie jej zimno, to sama weźmie sobie bluzę - sprostował Sasuke, kiedy szliśmy do windy.
Zjechaliśmy na sam dół do podziemnego parkingu. Teraz panowała tu cisza, bo wszyscy goście znajdowali się już na bankiecie, a z tego co wiedziałam parking dla gości hotelowych znajdował się na oddzielnym piętrze.
- Cholera - zaklął Sasuke, po czym wyciągnął komórkę.
- Coś się stało?
Szybko stukał palcem w ekran telefonu aż wreszcie przyłożył go do ucha. Zdążył w między czasie pokręcić przecząco głową.
- Halo? - spytał, po czym odszedł od nas o kilka kroków. Spojrzałam na Riv, która kurczowo trzymała rąbek mojej służbowej spódnicy, ciągle gapiąc się w ziemię. - Jak to uległ awarii? - warknął, ledwo powstrzymując się od ciśnięcia telefonem o ziemię. - Nie po to jesteście wynajmowani, żeby mówić mi, że macie niesprawny samochód! - przerwał na chwilę, lecz była to chwila krótka. - Chcesz mi powiedzieć, że nie przyjedziecie? - zapytał śmiertelnie poważnie.
Riv pociągnęła mocniej za moją spódnicę. Spojrzałam na nią, a ona na to wyciągnęła ręce do góry, chcąc chyba, żebym ją podniosła. Nie chcąc jej w jakiś sposób urazić, bezzwłocznie wylądowała w moich ramionach. Ku mojego zdziwieniu wtuliła głowę w moją szyję, jedną ręką nakręcając swoje włosy na palec. Zapatrzyłam się na nią chyba trochę dłużej niż powinnam. Generalnie miałam mało do czynienia z dziećmi, a co dopiero z takimi. Mówiąc “takimi” myślałam o tak specyficznych, bo ostatnie co mogłabym powiedzieć o Riv to to, że była zła czy niegrzeczna. Wręcz przeciwnie, była ideałem spokoju.
Przez moment zapatrzyłam się na to cudo w moich rękach i przestałam rejestrować rozmowę, którą prowadził Sasuke. Spojrzałam na niego dopiero, gdy stanął obok, a w dłoni nie miał już telefonu. Był wyraźnie zły ,co  dało się poznać po spojrzeniu, które wręcz zabijało wszystko, co tylko napotkało.
- Szofer, który zwykle wozi Sheeiren może być tu dopiero za godzinę, bo auto zostało oddane do serwisu, a reszta jest wynajęta - mruknął, jakby wcale nie mówił tego do mnie. - O której weszłaś na balkon?
Spojrzałam na niego zdziwiona, nie mając zielonego pojęcia, która była godzina.
- Nie wiem, ale akurat wtedy skończyła się projekcja filmu i wasz prezes wszedł na mównicę - odparłam, a on zaczął szukać czegoś po kieszeniach.
- Trudno, najwyżej mnie zwolni - powiedział cicho, lecz bez krzty strachu. Raczej wyczułam w jego głosie ironię.
- Słuchaj, gdziekolwiek to jest mogę pojechać z Riv taksówką. - Dziewczynka nawet na dźwięk swojego imienia nie wykonała ruchu. Sasuke za to zmarszczył brwi, jakbym to ja była dzieckiem w tym towarzystwie.
- A kto otworzy ci dom?
- Emmm, dasz mi klucze? - Podrzuciłam dziecko na rękach, bo trochę zaczynały mi drętwieć.
- I co jeszcze? Hasło do sejfu? - zakpił.
- To Sheeiren ma sejf?
I tą minę chciałabym zapamiętać na zawsze. Wyglądał, jakby ktoś właśnie go spoliczkował, choć ja obie rączki miałam przy sobie.
- Jakby co, to nie ja ci to powiedziałem - odparł zły i ruszył w stronę końca parkingu.
- A ty dokąd?
- Ktoś musi was zawieźć i otworzyć dom.
- To mi nie dasz klucza, a ma go jakiś szofer?
Przystanął i spojrzał na mnie przez ramię karcącym wzrokiem.
Ojć.
- Tego szofera znam odkąd miałem pięć lat. Sądzę, że mogę mu zaufać - syknął. Już wolałam nic nie mówić, że dom był podobno Sheeiren, a nie jego, lecz milczałam jak grób.Chyba wystarczająco zalazłam mu już za skórę.
- Dobra, dobra - sarknęłam, ruszając za nim.
Nie powinien dziwić mnie fakt, że na komendę z pilota zareagowało chyba najnowsze, a na pewno jedno z najbardziej odjazdowych aut, jakie widziałam. Jednak jedyne co o nim wiedziałam to to, że było czarne i przecudownie matowe.
- Nie miałeś czasem zostać na tym bankiecie? - spytałam, siadając z Riv na tylnym siedzeniu. Chciałam posadzić ją obok i zapiąć jej pasy, jednak uparcie trzymała się mojego ramienia, więc najwyraźniej musiałam jechać z nią na kolanach.
- Miałem - odparł znużony Sasuke i odpalił silnik.
Z głośników popłynęła jakaś rockowa ballada, której nie znałam. Auto pracowało niemal bezgłośnie, bo wyjechaliśmy z parkingu prawie w zupełnej ciszy. Trochę było mi źle z faktem, że tak szybko musiałam opuścić bankiet. Chciałam choć raz mieć trochę wytchnienia i móc zobaczyć, jak to wygląda od strony gościa, a nie pracownika. Obowiązki Sheeiren jako szefowej tak naprawdę zaliczały się do bycia gościem, ponieważ nie tylko co jakiś czas doglądała naszej pracy, ale i rozmawiała z innymi zaproszonymi, często robiąc przy okazji interesy. Ja natomiast zdążyłam wystać z dwadzieścia minut na sali, kolejne dziesięć na balkonie, po czym mało heroicznie musiałam się z niego ulotnić, aby zostać nianią.
Urzekające.
Nim się zorientowałam Riv usnęła. Jej głowa lekko obsunęła się na moim ramieniu, lecz oprócz tego w ogóle nie zmieniła pozycji. W lusterku wstecznym skrzyżowałam swojego spojrzenie z Sasuke, który jednak szybko powrócił do kierowania autem. Miałam ochotę z nim porozmawiać, ale nie wiedziałam jak zacząć. Z reguły nie przepadałam za ciszą. Tę wypełniała piękna swoją drogą muzyka, lecz cała ta dzisiejsza sytuacja wytrąciła mnie z równowagi.
- Czyli mam położyć Riv do łóżka i czekać aż wróci Sheeiren? - Spróbowałam zacząć, a wyszło to dość niezdarnie.
- Nie zrozumiałaś, gdy mówiłem ci to za pierwszym razem?
Stanęliśmy na światłach, a on sięgnął po telefon. Zdążyłam jedynie zauważyć, że otworzył skrzynkę odbiorczą, bo znów ruszyliśmy.
- Na co dzień też używasz telefonu w czasie jazdy? - rzuciłam, ale on tylko zacisnął usta.
- Nie ingeruj w moje sprawy.
- Ktoś zaingerował w moją, wywracając ten wieczór górą do dołu - odparłam spokojnie, co tylko bardziej go rozjuszyło.
- Naprawdę jesteś tu najmniej pokrzywdzona.
- Mogę stwierdzić, że wręcz wcale - chrząknęłam, poprawiając Riv grzywkę, która wpadła je na oczy. - Tylko chciałabym wiedzieć, gdzie poszła Sheeir...
- Będzie chciała, to ci powie - wszedł mi w słowo, gwałtownie skręcając w prawo. O mało co nie przewróciłam się z Riv na bok.
- Jeździsz jak idiota czy idiota? - warknęłam, sprawdzając, czy dziecko się nie obudziło.
- A co ci do tego? - Uniósł brew, znów patrząc na mnie w lusterku.
- Bo może do cholery jak się rozbijesz o jakiś słup, to ja razem z tobą, co?
- Możesz po prostu siedzieć cicho?
- No mogę… - odmruknęłam i zaczęłam przyglądać się mijanym budynkom.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Ballady zmieniały się, a my wciąż jechaliśmy. Riv usnęła na dobre i gdyby nie to, że ciągle sobie powtarzałam, że de facto jestem w pracy, już dawno spałabym razem z nią. Sasuke od momentu tego ostrego skrętu prowadził już spokojnie. Jeszcze ze dwa razy tylko napisał sms’a i odrzucił kilka połączeń, ale później już nic nie zmąciło jego uwagi.
W końcu zatrzymaliśmy się na podjeździe ładnego, choć nie za dużego domu rodzinnego. Sasuke otworzył z pilota bramę i wjechał na posesję. Zaparkował auto i wysiadł z niego bez słowa. Westchnęłam cicho i zamierzałam otworzyć drzwi, ale chłopak ubiegł mnie. Odpięłam więc Riv, a on wziął ją na ręce.
Wysiadłam od razu i rozejrzałam się. Nawet ogród Sheeiren był minimalistyczny. Zero kwiatków, same równo przycięte krzewy i trawa, wszędzie perfekcja. Wyglądało to wręcz chorobliwie. W domu musiała mieć jak w muzeum, przynajmniej takie miałam wrażenie. Schody do drzwi wejściowych zostały delikatnie oświetlone i chyba tylko dzięki temu nie potknęłam się o własne nogi i nie zmasakrowałam sobie twarzy.
Sasuke na jednej ręce trzymając dziewczynkę, drugą szukał kluczy w kieszeni marynarki. Zaplątały się one jednak o jakąś zagubioną nitkę i nie mógł ich wyciągnąć. Zirytowany rzucił mi tylko krótkie spojrzenie, na co wywróciłam oczami i podeszłam do niego. Powoli wyswobodziłam klucze, żeby po chwili położyć mu je na wyciągniętej dłoni. Niechcący dotknęłam jego palców, choć starałam się zrobić to bez jakiegokolwiek kontaktu. W tym momencie oboje spojrzeliśmy na siebie tylko po to, żeby zaraz śmiesznie odwrócić wzrok.
Dziwna sytuacja.
Drzwi stanęły przed nami otworem, gdy Sasuke przekręcił klucz w zamku. Szybko wszedł do środka i chyba wklepywał jakiś kod, aby uniknąć wycia alarmu, który pewnie zbudziłyby z pół dzielnicy. Zapalił światło, a i ja zawitałam w progach domu Sheeiren.
- Zaniosę ją do łóżka - mruknął Sasuke, przechodząc do korytarza.
Przeszedł po dużych jasnych kaflach i zniknął na schodach prowadzących na piętro. Przystanęłam, chcąc na niego poczekać, żeby powiedział mi gdzie mogę usiąść. Rozejrzałam się troszkę. Ale dyskretnie. Surowo urządzony hol miał w sobie jednak coś z przytulności, choć z początku wydawał się wyjątkowo chłodny. Duże lustro na ścianie optycznie powiększało pomieszczenie złożone z samej czerni, bieli i szarości.
Niewiele myśląc, bo Sasuke wciąż nie było, ruszyłam do salonu, gdzie ujrzałam czarną skórzaną sofę i fotel, przeszklony stolik oraz prawie całkowicie przeszkloną ścianę z widokiem na ogród otoczony tujami, dzięki czemu sąsiedzi nie widzieli, co działo się w salonie. W dzień pokój musiał być bardzo jasny, co przełamywało wszechobecną czerń i szarość. Dopatrzyłam się także kilku czerwonych elementów.
Coś mnie tknęło, żeby zobaczyć ogród. Zatrzymałam się jednak przy zdjęciu wiszącym nad kanapą, na którym rozpoznałam Sheeiren i Riv. Obejmował je przystojny mężczyzna o ciemnych włosach, bardzo podobny do Sasuke.
Więc faktycznie brat, pomyślałam.
Podeszłam do wyjścia na taras i ledwie zdążyłam dotknąć klamki, a usłyszałam chrząknięcie. Przeszły mnie dreszcze, jakbym została przyłapana co najmniej na kradzieży. Powoli zawstydzona odwróciłam się, lecz to nie Sasuke przykuł moje spojrzenie jako pierwszy. Zrobił to napis nad wejściem do salonu namalowany niechlujnie czerwonokrwistą farbą. Zastygłam przestraszona, pojmując jego przekaz.
Sasuke zmarszczył brwi, widząc moją reakcję. Sam napisu jeszcze nie widział, bo pod nim stał. Nim zdążyłam się choćby odezwać jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, a on sam jakby napiął się do skoku.
- Padnij! - krzyknął, a sekundę później przygniatał mnie do ziemi swoim ciałem, wypchnąwszy swoim impetem pod ścianę.
Usłyszałam cichy krzyk Sasuke, a okno rozsypało się na kawałki, gdy przeleciał przez nie pocisk, który utkwił w tynku za nami. Poczułam w ustach krew, a na plecach oddech śmierci, która ominęła mnie o minimetry. Rozcięta warga pulsowała, gdy jeszcze przez kilka długich sekund leżeliśmy w tej pozycji. Czułam przyspieszony oddech Sasuke na szyi oraz swój własny, przełączony na tryb: galop. Usłyszałam też ciche kap, kap, kap.
Już prawie wyszliśmy z pierwszego szoku, gdy przez rozbite okno wleciał kamień, który potoczył się aż pod komodę przy wejściu. Sasuke odruchowo objął mnie mocniej, zasłaniając całkowicie sobą, ale nic więcej już się nie stało. Trwaliśmy tak objęci w ciszy przez jakiś czas. Ja byłam wręcz sparaliżowana, ciągle mając przed oczami, jak pocisk przebija mnie na wylot.
Sasuke nagle rozluźnił się i oparł czoło o moje ramię, a ja wstrzymałam oddech. Był chyba tak samo przerażony jak ja. Jego włosy łaskotały mnie w obojczyk, ale gdy tylko chciałam się odezwać, znów miałam przed oczami wizję przelatującej przeze mnie kuli.
Sasuke uniósł się na łokciach i lekko wyjrzał za przeszklony taras. Pociągnęłam go jednak za marynarkę, kręcąc głową.
- Nie wychodź - szepnęłam, ciągle trzymając go za rękaw. - Nie przydasz się nikomu, jeśli będziesz martwy.
Spojrzał na mnie wściekły i zacisnął zęby. W końcu jednak skinął głową, wstał i usiadł obok.
- Musimy zadzwonić po policję - powiedziałam, odzyskując zdolność racjonalnego myślenia. - Riv. - Przełknęłam ślinę. - Muszę sprawdzić co u Riv.
- Nigdzie nie będziemy dzwonić - warknął, na zmianę rozluźniając i zaciskając pięści.
- Ktoś do nas strzelał - zaprotestowałam, dotykając przeciętej wargi, czując na języku smak krwi.
- I nawet postrzelił. - Kiwnął głową na swoje ramię. Spojrzałam na nie ostrożnie.
- Musi to zobaczyć lekarz - powiedziałam, ale on tylko machnął dłonią.
- Nic mi nie jest, tylko mnie drasnęło.
Krew faktycznie nie lała się strumieniami, lecz równie dobrze mogła wsiąknąć w materiał marynarki.
- Jak chcesz. - Wstałam.
Ciągle znajdowaliśmy się w ciemności, bo wchodząc do salonu nie zapaliłam światła. Napis zauważyłam dzięki światłu księżyca, które gładko świeciłoprzez szyby. Przypomniałam sobie, że Sasuke go jeszcze nie widział.
- Chyba od tego się zaczęło - powiedziałam, wskazując ręką na pomalowaną ścianę.
- Kurwa - przeklął, a ja ponownie przeczytałam wiadomość.


“Wrócisz do pierdla szybciej niż sądzisz”.
Gdyby nie to co stało się przed chwilą, to napis wywołałby we mnie zaledwie lekki dreszcz, jednak teraz była to wręcz swoista fala grozy, która z nerwów ścisnęła mi żołądek.
- Co się tutaj dzieje? - spytałam nie do końca pewna, czy powinnam chcieć znać odpowiedź na to pytanie.
Usiadłam i oparłam się o ścianę. Sasuke odjął dłoń od rany, sycząc cicho. Całe palce miał we krwi.
- Musimy opuścić to miejsce - powiedziałam, gdy on wciąż siedział cicho.
- Gdyby faktycznie chcieli nas zabić, to już by to zrobili - sapnął, wstając. - Teraz chcieli nas tylko przestraszyć.
- Nas?
Co ja do cholery miałam z tym wspólnego?
- Jestem prawie pewien, że napastnik wziął cię za Sheeiren.
Delikatnie wyjrzał za okno, ale szybko ponownie schował się za ścianą. Westchnął.
- Dlaczego ktoś chciałby jej grozić? - spytałam powoli, nadal czegoś nie rozumiejąc.
- To dłuższy temat.
- Przed chwilą prawie oberwałam kulą, a…
- Oberwałem to ja - uciął.
Wstałam, zacisnąwszy pięści.
- Idę sprawdzić co z dzieckiem.
Wyminęłam go, pędem rzucając się w stronę schodów, jakby bojąc się, że jeśli tylko pojawię się w na linii ognia, to tym razem już nie uda mi się uniknąć strzału. Wbiegłam na górę i spróbowałam się uspokoić. Powtórzyłam już sobie, że to była jakaś pomyłka, i że już byłam bezpieczna. Dopiero wtedy mogłam znaleźć pokój Riv, który znajdował się najbliżej schodów, na prawo. Drzwi były otwarte, dzięki czemu mogłam ujrzeć spokojnie śpiącą i niczego nieświadomą dziewczynkę.
Spięłam się jednak, bo ktoś wchodził po schodach. Modliłam się, żeby był to Sasuke. Dziś jednak najadłam się za dużo strachu, aby przeanalizować sytuację racjonalnie. Dlatego też szybko złapałam lampkę, która nie była podpięta do prądu i uniosłam ją na wysokość głowy, stając za drzwiami.
Moja niecna zasadzka skończyła się na tym, że Sasuke oberwał w szczękę. To tyle z mojego cwanego ataku.
- Czyś ty już do reszty zgłupiała? - warknął, dotykając opuchniętej wargi.
- Uznaj to za przezorne środki ostrożności. - Cofnęłam się i oparłam o ścianę.
Westchnęłam i spojrzałam na Riv, której własne łóżko też było ogromne. Jej pościel była granatowa z wyszytym motywem nieba. Nawet nad nią na suficie poprzyklejane były fluorescencyjne gwiazdki, w dzień nabierające światła, aby świecić w ciemności, odganiając mrok. Cały jej pokój był ciemny, trochę pusty. Zauważyłam jedynie kilka zabawek, dokładniej dwie. Misia większego niż ona sama, który z nią spał oraz jakiegoś pluszowego pieska leżącego na szafce nocnej. Oprócz tego na biurku dostrzegłam idealnie ułożone rysunki. Podeszłam, chcąc je zobaczyć. Na żadnym nie dopatrzyłam się innego koloru niż czerń. Riv rysowała tylko ołówkiem, a rysowała pięknie. Nie były to niezgrabne bazgroły jakiegoś bachora.
Przedstawiały śmierć.
Zaczęłam przeglądać wszystkie rysunki. Nie wiedziałam, że sześcio czy siedmioletnie dziecko potrafiło przedstawić ją na tyle sposobów. Nie mogłam wymyślić jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego w umyśle tak małej dziewczynki kryło się tyle bólu i strachu. Ja w jej wieku oglądałam kreskówki ubawiona na widok gadającego psa i jego pana Eustachego. Samo to imię rozśmieszało mnie do łez. A tutaj…
Na każdym obrazku powielał się ten sam element. Był to jakiś chudy i wysoki stwór o sylwetce człowieka. Unosił się jednak nad ziemią i nie miał twarzy. Jedynie czarny płaszcz z kapturem, lecz bez guzików czy suwaka. Po prostu cały odziany był w czerń. Występował wszędzie. Przypominał mi dementora z Harry’ego Pottera. Towarzyszył każdej scenie, bo to właśnie było na obrazkach. Sceny z codziennego życia i on, ten stwór. Wszędzie i zawsze.
- Od ponad dwóch lat nie narysowała nic innego - powiedział Sasuke, i tak długo wytrzymując w ciszy. Wiedziałam, że uważnie mi się przyglądał, ale te obrazki pochłonęły mnie bardziej niż jego uwaga.
- To dość… Upiorne jak na tak małe dziecko - powiedziałam, zdając sobie sprawę z tego, jak drży mi głos.
Ułożyłam wszystkie rysunki z powrotem na równy stosik z mieszanymi uczuciami.
- Choć rysuje naprawdę pięknie - dodałam. I nie skłamałam. Obrazki były mroczne oraz smutne, jednak pięknie wykonane.
- I pięknie gra. - Skinął głową na coś za mną.
Spojrzałam przed ramię na otwarte pianino, na kolejną zadziwiającą rzecz w tym pokoju.
- Jednak ostatnio tylko pięć utworów w kółko - chrząknął, jakby się strofując. Chyba miał wrażenie, jakby powiedział za dużo, lecz ja chciałam wiedzieć więcej.
- Czemu tylko pięć?
- Bo tylko tyle nauczył ją ojciec, a potem już go nie widziała. - Przeczesał włosy zdrową ręką, wzdychając cicho.
Wszędzie czułam napięty nastrój jakiejś tajemnicy, nic nie było wyjaśnione do końca. Wszystko zostawało niedopowiedziane, nieskończone, urwane w złym momencie. Przygnębiło mnie to, ale i cholernie zainteresowało.
Usłyszałam, jak Sasuke odwraca się i wychodzi. Spojrzałam na Riv, i upewniwszy się, że śpi, poszłam za nim. Znalazłam go w łazience, gdzie wyciągał z szafki apteczkę. Miał zranioną prawą rękę, a robienie czegokolwiek lewą szło mu koślawo.
Podeszłam bliżej.
- Daj, pomogę ci.
- Dam sobie radę sam - odmruknął, jakoś otwierając pudełko. Usiadłam więc na dużej wannie i patrzyłam co robi.
- Dlaczego nie wezwaliśmy policji? - spytałam, bo nurtowało mnie to od samego początku.
- Dlatego.
Podał mi jakąś pogiętą kartkę, którą trzymał w tylnej kieszeni spodni.


To tylko ostrzeżenie. Daj mi to czego chcę, a nikomu nic się nie stanie. Jeśli wmieszasz w to gliny, będzie to cios we własne plecy.


- Nadal nic nie rozumiem - odparłam, gdy on zdążył już zdjąć marynarkę. Dopiero teraz widać było krew, która przesiąknęła przez białą koszulę.
- Kartka była przyczepiona do tego kamienia, który wleciał zaraz po strzale.
Sasuke syknął, odrywając materiał od rany. Przez to pojawiło się jeszcze więcej krwi. W filmach takie myślenie nigdy się nie opłacało. Granie na własną rękę ze złowieszczo złym złoczyńcą zawsze kończyło się marnie. Bałam się, że i teraz skończy się właśnie tak.
- Mogliśmy dzisiaj zginąć. - Upierałam się przy swoim, dopiero teraz zastanawiając się, dlaczego nie zadzwoniłam na policję mimo jego sprzeciwu.
To do mnie niepodobne.
- Tu nie chodzi o nas.
Zaczął czegoś szukać w apteczce. Tylko rzuciłam okiem na ranę, a już wiedziałam, że trzeba było ją zszyć. Byłam jedynie ciekawa, kiedy poprosi o moją pomoc.
- Ale to my byliśmy zagrożeni.
- Zrozum. To do Sheeiren strzelano, nie do ciebie - warknął, gwałtownie odwracając się.
Ja siedziałam, on stał. Nachylał się, górował nade mną przez co poczułam się nieswojo. Dotarł do mnie zapach jego perfum, a jego wściekle spojrzenie parzyło moją skórę. Zmusiłam się, żeby nie okazać przed nim strachu, bo przegrałabym te bitwę, zanim zdążyłaby się zacząć.
- Więc wyjaśnij mi dlaczego, i dlaczego żaden z sąsiadów nie wezwał policji.
- To dzielnica, gdzie każdy pilnuje własnego tyłka.
Przeklął pod nosem, znów odwracając część materiału. Zdjął koszulkę, a mi ukazała się nie tylko zachwycająca męska klatka piersiowa, ale i rana, która niestety zasługiwała teraz na większą dawkę mojego zainteresowania.
Nie pytając się go o pozwolenie podeszłam do apteczki, którą położył w zlewie. Dom był sporych rozmiarów, jednak łazienka w porównaniu z resztą pomieszczeń była mała, przytulna wręcz. Tu zabrakło czerni, a przestrzeń wypełniły biel i kolor ecru oraz kolejne wielkie lustro nad umywalką, na które właśnie spojrzałam i był to mój błąd.
Samo obrzucenie sylwetki Sasuke wzrokiem jeszcze nie robiło ze mnie grzesznicy, lecz zrobiło to skrzyżowanie się naszych spojrzeń na szkle. Oboje wyglądaliśmy na zmęczonych. On miał lekko podkrążone oczy i zgarbioną sylwetkę. Ja natomiast trochę rozmazany makijaż i wygniecioną koszulę. Z pewnością miałby identyczną, gdyby nie stał obok mnie pół nago.
Dopiero teraz schodziła ze mnie adrenalina od której kipiałam jeszcze kilka minut temu na parterze. Dawno nie dostarczono mi takie dawki strachu naraz, przez co średnio umiałam sobie z tym poradzić. Miałam jednak nadzieję, że nie było tego po mnie widać, kiedy kilka sekund wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Zdobyłam się na odwrócenie wzroku. Obyło się jednak bez teatralnego chrząknięcia, jakby stało się coś złego. Ot tak, po prostu, zapatrzyłam się w najciemniejsze i najbardziej tajemnicze oczy, jakie w życiu widziałam.
- Mogę już zobaczyć twoją rękę? - spytałam cicho.
Nagle wszystko wydawało mi się za głośne, słyszałam nawet własny oddech. Głos uwiązł mi w gardle. Miałam wrażenie, jakby dopiero teraz do mnie dotarło to, że znajdowałam się w małym pomieszczeniu z obcym mężczyzną, zajmowałam się cudzym dzieckiem i o mało nie zginęłam, że celowano do mnie z pistoletu, i fakt, że wzięto mnie omyłkowo za kogoś innego nie załatwiało sprawy.
Musiałam na chwilę oprzeć się o ścianę.
- To ja tu krwawię i powinienem mdleć - mruknął Sasuke, bez ogródek wpatrując mi się w dekolt.
- Nie mdleję, po prostu bardzo mało dzisiaj zjadłam.
Potrząsnęłam głową, spoglądając na zawartość apteczki. Sporej apteczki.
- Czy Sheeiren ma tu jeszcze całą resztę karetki czy tylko tę większość? - Wskazałam na pudełko wielkości tych, w których mój tata trzymał narzędzia.
- Ma przeszkolenie ratownicze - burknął, próbując udawać, że rana na ramieniu wcale go nie ruszała.
- Mam takie samo, ale nie mam w domu takiego ekwipunku…
Rozcięcie nie było głębokie. Wystarczyło je oczyścić, potraktować odpowiednim środkiem, zszyć i odpowiednio opatrzyć. Mogłam to zrobić tutaj, tylko nie wiem, czy po prostu nie powinnam zadzwonić na policję i wezwać karetki tak, jak każe mi zdrowy rozsądek. Intuicja jednak nakazywała siedzieć cicho i obserwować.
- Skąd niby je masz? - spytał, zaciskając zęby, gdy dotknęłam zdrowych okolic rozcięcia.
- Każda z kierowniczek, którą awansuje Sheeiren musi je mieć - odparłam, sądząc, że to mądry zabieg ze strony szefowej.
Burknął coś w odpowiedzi niczym zbuntowany szesnastolatek, po czym usiadł na zamkniętej klapie od sedesu i położył rękę na szafce, już wiedząc, że i tak prędzej czy później musiałby to zrobić. Ja natomiast wzięłam potrzebne rzeczy, mając zamiar przystąpić do pracy.
Dziwiłam się, czemu tak szybko pozwolił mi dźgać się igłą, tak naprawdę. Nie wiem jak to działało, ale miałam wrażenie, że z jakiegoś niezidentyfikowanego powodu, gdybym to ja była ranna, i tylko Sasuke wiedział jak mi pomóc, to też bym się zgodziła.
Co najmniej dziwne.
- Przypomnij mi, dlaczego nie pojedziemy z tym na pogotowie? - Ukucnęłam obok, a on spoglądał na mnie odrobinę za długo.
- Zorientują się, że to draśnięcie po kuli - powiedział, jakby dopiero teraz opadło na niego całe zmęczenie. - Zawiadomią policję, reszty chyba już się domyślasz.  - Zmienił ton głosu. Zdjął z siebie tę osłonę chamstwa i arogancji, nawet patrzył inaczej. Mniej podejrzliwie.
- I dlaczego nie miałabym cię wydać tak, jak zrobiłabym każda normalna kobieta? - Zadałam to pytanie nie dlatego, że w zależności co usłyszę złapałabym za telefon, tylko dlatego, że chciałam poznać jego zdanie. Z nieznanej mi przyczyny mnie ono interesowało.
- Bo nie jesteś normalna.
Okej, nie wiem, czego się spodziewałam. Tak czy siak westchnęłam cicho. Milczeliśmy, gdy zajmowałam się jego ramieniem. Było mi wystarczająco słabo, żeby faktycznie zemdleć już teraz, a rozmowa na pewno nie pomogłaby w skupieniu się. Sasuke odezwał się dopiero pod sam koniec mojej małej operacji.
- Doceniam to, jak się zachowałaś. - Zamarłam na moment, lecz miałam nadzieję, że tego nie zauważył. - Zrobiłaś przysługę nie tylko mi, ale Sheeiren i mojemu bratu.
Milczałam przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią, owijając ostatni bandaż wokół jego ramienia.
- Postać twojego brata… - Przymykam na chwilę oczy, zastygając. - Ona jest kluczem do wszystkiego.  Wiesz. - Dokończyłam opatrywanie i wstałam, prostując kręgosłup. Chyba mnie to wszystko przerosło. - Jeszcze niedawno przyszłam z koleżankami do pracy, chciałam tylko odbębnić tę robotę i wrócić do domu, bo dzisiaj wyjątkowo nie znoszę ludzi i ten dzień był katastrofą zanim w ogóle przyszłam do pracy, bo nie stać mnie na terapię dla mamy, i, i potem Sheeiren wyszła, ty na mnie nakrzyczałeś, musiałam wszystko ogarnąć, a gdy tylko udało mi się to zrobić zabierasz mnie z obcym dzieckiem do jakiegoś domu, gdzie do mnie strzelają, a ja od rana zjadłam chyba tylko kawałek ciasta.
Dopiero gdy skończyłam mówić zorientowałam się, że obiema rękami oparłam się o ścianę i spuściłam głowę. Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie.
- Jaką terapię? - spytał i umył dłonie w umywalce, nie patrząc na mnie.
- Na raka, nieważne. - Machnęłam ręką, nie chcąc dodatkowo dołować się problemami związanymi z mamą.
- Ile potrzebujesz?
Po tych słowach wyszedł z łazienki. Bezwiednie poszłam za nim, bo nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Byłam naprawdę u kresu wytrzymałości. Najbardziej jednak doskwierał mi głód. Poszłam z nim do sypialni, najprawdopodobniej Sheeiren. Tam wyciągnął z szafy męski podkoszulek i próbował go na siebie założyć, jednak jedną ręką niewiele zdziałał. Podeszłam do niego i pomogłam mu. Nie mruknął nawet cichego dziękuję. Skinął tylko głową.
- Więc ile?
Powiedziałam mu, a on na moje słowa nawet nie zareagował. Jakby ta suma była jego godzinową stawką, co znów przypomniało mi jedynie, gdzie było moje miejsce.Spojrzał na mnie przez ramię, na co szybko spuściłam wzrok. Czułam się nieswojo, rozmawiając o tym. Nie podobał mi się kierunek, w którym szła ta rozmowa. Zwiastowała jakąś podstępną darowiznę.
- Jak szybko ich potrzebujesz?
- Natychmiast.
- Mogę ci je dać - powiedział, jak gdyby nigdy nic mijając mnie i wychodząc z powrotem na korytarz.
- Nie przyjmę ich.
Od razu poszłam za nim, czując spięcie w mięśniach. Potrzebowałam tych pieniędzy, ale nie w ten sposób. Gryzło się to z moim sumieniem.
- Więc cię zatrudnię, a ty to odpracujesz.
Zeszliśmy po schodach i poszliśmy do przestronnej, jasno umeblowanej kuchni pełnej mlecznego szkła.
- Skąd wiesz, że skończyłam jakieś studia? - Zmarszczyłam brwi i usiadłam na krześle barowym.
Odparłam się o wysoki blat i patrzyłam, jak Sasuke otwiera zamrażarkę. Wyciągnął z niej mrożoną pizzę i włożył do piekarnika. Już nie chciałam mówić, że powinna się w nim znaleźć dopiero, gdy urządzenie się nagrzeje.
- Nie wiem - odparł w końcu, opierając ręce na biodrach. - Skoro jesteś jedną z kierowniczek Shee, to raczej masz większe iq niż przeciętna Grażyna. - Wzruszył ramionami, a ja zdecydowałam się mu nie przerywać. -  Więc skończyłaś jakieś?
- Tak - mruknęłam  i schowałam twarz w dłoniach. - Administrację i ekonomię.
- I robisz u Sheeiren?
- A czemu cię to dziwi?
Zarzucił sobie szmatkę na ramię i spojrzał na mnie wymownie.
- Sheeiren raczej zatrudnia jakieś egzemplarze po socjologii, które innej pracy nie znajdą. - Wyjął z szafki dwa kubki i nalał do nich soku pomarańczowego, który stał obok mikrofalówki.
- Ja też nie znalazłam nic fantastycznego, a praca u Sheeiren dawała mi takie same zarobki za mniejszą ilość godzin.
- Ale większość ilość zarwanych nocy.
- Coś za coś - odparłam, pocierając ramiona dłońmi.
Wybite okno wpuszczało do domu dużo zimnego powietrza. Mój rozsądek nadal próbował mnie przekonać, że powinnam uciekać, zgłosić to. Ktoś do mnie strzelał, halo! Mogłam oberwać, zginąć, nie wiem, do końca życia pozostać warzywem, a to tylko dlatego, że mąż mojej szefowej… Chwila. Zmarszczyłam brwi.


Wrócisz do pierdla”
“Od ponad dwóch lat nie narysowała nic innego”
“Bo tylko tyle nauczył ją ojciec, a potem już go nie widziała.”


Więc dlatego Sheeiren zawsze pokazywała się bez osoby towarzyszącej. Dlatego nikt nie wiedział, że ma dziecko. Jej mąż po prostu siedział w pace.
Ale akcja.
- Interesuje mnie, czemu nadal tu siedzisz - mruknął Sasuke, a ja cofnęłam się odruchowo, bo opierał się o tę samą ladę co ja, tylko po drugiej stronie. Zamyśliłam się i nie zauważyłam, jak się zbliżył. Uniosłam wzrok, aby patrzeć mu w oczy, ponieważ znowu to on górował nade mną, a nie ja nad nim, jak na przykład wtedy, gdy zakładałam mu opatrunek.
Podał mi bluzę zapinaną na suwak. Nie miałam pojęcia skąd ją wziął, ale przyjęłam ją od razu. Bałam się patrzeć za siebie w stronę salonu, gdzie ostatnio celowano do mnie z broni palnej - Boże, to nadal brzmi jak z jakiegoś taniego kryminalnego szmatławca - ale cykałam się równie mocno za każdym razem, kiedy tylko o tym pomyślałam.
- Po prostu wolę zostać, dopóki Sheeiren nie wróci - powiedziałam i upiłam łyk soku, który również mi podał. - Powiedz, dlaczego ktoś chciał do niej strzelać.
Sasuke zacisnął chwyt na swojej szklance i wbił wzrok gdzieś po skosie w podłogę. Czułam wręcz gęstniejące napięcie, które szybko mi się udzieliło. Zapatrzyłam się na niego przez chwilę.
Był typem mężczyzny, który podobał się praktycznie każdej kobiecie. Wysoki, umięśniony, o oczach ciemniejszych niż smoła i dokładnie takich samych włosach. O jasnej karnacji, cudownie zarysowanych kościach policzkowych i śladach jednodniowego zarostu. Dobrze ustawiony, samotny biznesman, potrafiący wykazać się czułością wobec dziecka, ze słabością do drogich samochodów i, z pewnością, pięknych kobiet. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to nie ze mną siedział teraz na jakiejś wytwornej kolacji. Zamiast mnie widziałam z nim jakąś piękną, długonogą blondynkę, której włosy lśniły bardziej niż ona sama. Nie wiem dlaczego, ale na myśl przyszła mi Ino. W momencie, w którym o tym pomyślałam, od razu z jakiegoś powodu zrobiłam się zła. Ta wizja mnie zdenerwowała i bałam się powodu tego zdenerwowania.
Patrzyłam, jak Sasuke przeczesuje włosy zdrową ręką, a jego klatka piersiowa unosi się w westchnieniu. Musiałam szybko zejść na ziemię. Tacy mężczyźnie nie spotykali się z kobietami o niespełnionych sportowych ambicjach, ze słabą pracą, z wynajmowanym na spółę z przyjaciółkami mieszkaniem. Wszystko obróciło się górą do dołu.
- Dlaczego ktoś chciał do niej strzelać? - powtórzyłam pytanie, aby wyjść z marazmu. Spojrzałam na niego ponownie i przyrzekłam sobie, że będę unikać go jak ognia.
Nie był mężczyzną dla mnie.
- Strzelano do niej tylko dlatego, że z męża ma na nazwisko Uchiha.
Już miałam coś powiedzieć, ale kątem oka zauważyłam samochód Sheeiren, który zatrzymał się na podjeździe.
- Wróciła - powiedziałam i wstałam, ruszając w stronę drzwi wejściowych. Sasuke nie zdążył mnie powstrzymać, a chyba chciał. Stanęłam w korytarzu, na którym zapaliłam światło.
Drzwi otworzyły się. Spojrzałam jednak w lewo, gdzie na schodach stała Riv trzymająca w ręce pluszowego pieska. Jej smutne oczy wypełnione były jakąś nadzieją, jakąś spodziewaną radością, taką wyczekaną, którą pielęgnuje się latami, a jednocześnie dziecinnie niewinną.
- Tatuś - powiedziała cicho, jakby do końca nie dowierzając.
Wszyscy na chwilę zamarliśmy. Kilka sekund później widziałam tylko jak dziewczynka wtula się w mężczyznę, który klęczał obejmując ją, a którego twarzy nie widziałam. Schował ją w jej włosach, tuląc do siebie tak bardzo, jakby widział ją po raz pierwszy od naprawdę bardzo dawna. Ten obrazek sprawił, że zaniemówiłam. Dopiero teraz spostrzegłam, że Sasuke położył dłoń na moim ramieniu, i na widok tego co się stało, ścisnął je.
W tej ciszy słychać było nawet mój oddech.
Minęła długa chwila, lecz nadal nikt się nie poruszył. Riv wciąż ciągle powtarzała tylko: tatuś, tatuś, tatuś - a ja widząc łzy w oczach Sheeiren poczułam jak bardzo moje własne chciałyby znaleźć ujście. Nie znałam tragedii tej rodziny, jednak odczułam ją bardzo mocno. Ktoś tu wyraźnie bał się mówić i tym milczeniem ranił całą resztę.
Ton głosu Sasuke, gdy w końcu się odezwał, tylko potwierdził moje domysły.
- Witaj w domu, Itachi.

***
Dum dum dummm.
Nie zniknęłam, spoko spoko, ciągle jestem na posterunku i staram się trzymać fason.
W III jakby zaczęło się coś dziać co prowadzi do głównego wątku Ferris. Także ten, sensacja jakaś, czy coś. Mogę zdradzić, że IV rozpocznie się dziejami Tayuyi, która jeszcze nie wie, jak bardzo jeden chihuahua może popsuć dzień :>
Dziękuję za osamotnione - niestety - komentarze pod II, aczkolwiek bardzo się cieszę z ich powodu!
Bywajcie!

9 komentarzy:

  1. Aaaaa to było super. Przy tej wzmiance o rysunkach Riv poczułam się trochę jak w horrorze, i ten napis na ścianie - sztos.
    Kocham te przekomarzania Sakury i Sasuke, który po samych opisach tworzy mi w głowie obraz superowego ciacha, co strasznie nakręca taką nakręconą singielkę jak ja:D
    Buziole i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halo, halo, odbiór :D
      Tych rysunków byłam trochę niepewna. Nie wiedziałam, czy z nimi nie przesadziłam, wprowadzając je do tej - jakby nie było - komedii, aczkolwiek najwyraźniej spisały się śpiewająco :D
      Do następnego, nakręcona singielko!

      Usuń
  2. Oh mój boże najdroższy cudowny!
    Jakie to jest wciągające! No i Sheeiren!
    Jakie by to było opowiadanie Sheeiren Imai bez Sheeiren!
    Zakochałam się w fabule. W twoim niebanalnym stylu. W ciekawym przedstawianiu informacji. W równowadze pomiędzy dialogami a opisami.
    W ciekawych dialogach, co również jest bardzo ważne!
    Akcja trzyma w napięciu a jednocześnie jest wyłożona tak prosto i profesjonalnie, że czyta się z prawdziwą rozkoszą!
    Czekam na IV i na tą cholerną przygodę z chuchuachą! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry :D
      W sprawie postaci Sheeiren trochę się wahałam. Bałam się, że ktoś mnie posądzi o jakiś narcyzm (XD), ale potrzebna była mi dziewczyna brata Sasuke, a nie ukrywajmy: nikomu Itacza nie oddam xD
      Aż się normalnie zarumieniłam. Dziękuję bardzo za miłe słowa :D
      Ten pies... To kilo czystego zła... Mam nadzieję, że nie zawiodę XD
      Do następnego!

      Usuń
  3. wow i jeszcze raz wow. to był świetny rozdział. kocham relację sakury i sasuke w każdym opowiadaniu, ale tutaj przeszłaś samą siebie. czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojacie :o teraz się zastanawiam, czemu zrezygnowałam z czytania tego ff'a po połowie pierwszego rozdziału :/ (tak wiem haniebny czyn, wstyd mi oj wstyd :() ale już jestem i go nie porzuce :o Oczywiście dużo ironicznego humoru, akcja operacja, a przy tym styl tekstu bardziej dobitny i idealny niż riposty Sheeiren. Nie wiem, czemu, ale mam wrażenie, że fabuła pędzi, ale łudzę się tym, że masz zamiar wrzucić czytalnika tak jakby w środek akcji XDD nie wyprowadzaj mnie z błędu jeżeli się mylę, proszę XDD Co ja się tu będę rozwodzić skoro to dopiero trzeci rozdział, poczekam na spokojnie, jak to wszystko rozwiniesz :3 W każdym razie bardzo mi się podoba i czekam na następny rozdział hyhy oczywiście życzę weny XD
    A, i mam nadzieję, że na spokojnie utrzymasz poziom tego opowiadania i przebijesz nim karuzele (͡° ͜ʖ ͡°)(to takie ciche wyzwanie? XD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję to ciche wyzwanie mocno XD
      Środek akcji dopiero przed nami kochana, choć końcówka faktycznie troszkę... przyspieszyła XD
      Cieszę się bardzo, że się podoba i i bardzo mi miło i i super dziękuję <3

      (Karuzela... To moja najbardziej sławna porażka XD)

      Do następnego! :)

      Usuń
  5. O mój boże...
    Więcej nie napiszę.
    Twoje pomysły sa genialne...

    OdpowiedzUsuń