- Myślałem, że mnie kochasz.
Po tych słowach zamilkła zupełnie. Przestała protestować, przyjmując całkowicie bierną postawę. Potulnie siedziała po stronie pasażera i patrzyła za okno, choć nietrudno było zauważyć, że wlepiła wzrok w jeden punkt, zupełnie nie zwracając uwagi na mijane budynki.
Szczerze mówiąc, gdyby nie fakt, że prowadziłem samochód, to chyba zrobiłbym to samo. Nie wiem, ile bym dał, aby teraz poznać jej myśli. Wszystko co miałem i tak pewnie było niewystarczające, ale nie mogłem jej dziś odpuścić. Wystarczająco długo czekałem aby ją zobaczyć, dotknąć. Sam jej widok zadziałał na mnie piorunująco, nie wspominając o tym, że teraz siedziała w odległości kilkunastu centymetrów ode mnie - tak blisko, że wystarczyło, żebym wyciągnął rękę i…
- Gdzie ty mnie w ogóle wieziesz? - spytała cicho, przerywając moje rozmyślania.
- Gdzieś, gdzie będziemy mogli swobodnie porozmawiać - odparłem chłodno, akcentując słowo “swobodnie”. Obawiałem się, że ten rodzaj konwersacji był po prostu niemożliwy.
- Jest jeszcze coś o czym chcesz ze mną rozmawiać?
Zacisnęła usta, kładąc ręce na kolanach. Czerwona sukienka, która tak mnie zachwyciła jeszcze niedawno, była pognieciona i już nie robiła takiego wrażenia. Sama dziewczyna wyglądała tak, jakby spotkanie ze mną i późniejsza kłótnia z Kirito wyzuła z niej wszystko, co dobre. Sprawiała wrażenie może i bardziej zrezygnowanej niż ja. Nie bardzo wiedziałem, jak się do tego odnieść, bo sądziłem, że to niemożliwe.
- O tym, co najbardziej szokujące, to może o tym, co planujesz teraz w związku z Saradą, bo wyobraź sobie, ale jestem nią zainteresowany - warknąłem, próbując ostudzić resztę emocji. Krzyk teraz na nic by się nie zdał, mógł ją jedynie bardziej wystraszyć.
Sakura zaczęła miarowo wystukiwać palcem rytm na drzwiach. Tak, jakby nie zastanawiała się nad tym wcześniej, co wcale nie pomagało mi się uspokoić.
- Jak już się domyśliłeś, jesteś jej ojcem.
Prychnąłem w niedowierzaniu.
- Podeszła do mnie i powiedziała tato. Nie wiem, czy jest tu coś do domyślania się.
Uniosła głowę i zaczęła nerwowo rozglądać się po tym, co zobaczyła za oknem. Na szczęście nie miałem zamiaru zupełnie zwracać uwagi na jej protesty. Teraz to ona miała mnie słuchać, czy jej się to podobało, czy nie, więc gdy spojrzała na mnie przestraszona, przyspieszyłem, z dobrą prędkością przejeżdżając przez starą i zdewastowaną bramę opuszczonego stadionu.
- Masz mnie stąd natychmiast zabrać - szepnęła, zaciskając dłonie na udach.
- Dopiero co cię tu przywiozłem - odparłem, parkując przy trybunach.
Nie tracąc czasu wysiadłem i spojrzałem na bieżnię, która przez ostatnie pięć lat zarosła jeszcze mocniej, coraz bardziej przypominając scenerię z jakiegoś thrillera. Słońce już całkowicie zaszło, co mnie osobiście uspokoiło, czego nie można było powiedzieć o Sakurze, która ciągle siedziała w aucie i wyglądała, jakby nie miała zamiaru tego zmieniać.
Dobrze, że ja miałem.
Podszedłem do jej drzwi i otworzyłem je jednym szybkim ruchem. Spojrzała na mnie kontrolnie i odetchnęła, gdy zrobiłem tylko tyle. Oparłem się uchylone drzwi, patrząc na nią wyczekująco.
- Wiesz, ja mam dużo czasu. To na ciebie czeka córka i - udałem zamyślonego - mąż? Kim on właściwie dla ciebie jest?
Znowu przestała się odzywać. Po prostu siedziała sztywno, bez ruchu. Nawet na mnie nie patrzyła, czego nie mogłem znieść. W końcu jednak upewniła się, że nie odpuszczę i powoli wyszła z auta. Oparty łokciami o drzwi byłem lekko pochylony, więc gdy ona się wyprostowała, a była też na szpilkach, nasze oczy wreszcie spotkały się na jednym poziomie. To spojrzenie trwało może z pół sekundy, ale dla mnie było tym wyczekiwanym od lat.
Ku mojemu zdziwieniu na niej też się to jakoś odbiło. Jej klatka piersiowa zaczęła poruszać się szybciej, ona sama zachwiała się, ale w ostatnim momencie odzyskała równowagę. Całą swoją silną wolą powstrzymywałem się od dotknięcia jej. W jakikolwiek sposób. Gdyby to się stało, nie mógłbym do końca za siebie odpowiadać i co gorsza, ona chyba miała tego świadomość.
Zabrałem ją tutaj z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że mogliśmy tu porozmawiać bez świadków. Poddawałem w wątpliwość istnienie kolejnej kryjówki jakiegoś popaprańca, który zrobił sobie w podziemiach centrum dowodzenia, dzięki czemu względnie zrelaksowany czekałem jedynie, aż Sakura zacznie mówić. Po drugie dlatego, że może przypomi jej, jak potrafiła mnie bronić, ile potrafiła dla mnie wycierpieć. W końcu to tutaj powiedziała, że mnie kocha. Jednak może tylko ja w jakiś sposób wyróżniałem tę ruderę. Z sekundy na sekundę stawało się to coraz bardziej prawdopodobne.
- Nie patrz tak na mnie - szepnęła, zaciskając usta.
- Jak mam na ciebie nie patrzeć?
- Tak, jakbym była… - urwała i spojrzała w bok.
- Jakbyś co? - powiedziałem powoli. Głos wciąż miałem zachrypnięty po zimnym prysznicu, więc przypominało to raczej gardłowy pomruk.
- Jakbym ciągle coś dla ciebie znaczyła. - W końcu wyrzuciła to z siebie, jakby z odrazą.
- Skąd pomysł, że tak nie jest?
Patrzyłem na nią z góry, siląc się na spokój. Nie mogłem jej już bardziej przestraszyć. Sama aura tego miejsca działała na nią wystarczająco mocno, a ja przecież chciałem odpowiedzi na moje pytania. Chciałem ich wręcz desperacko, więc zastraszanie jej mijało się z celem.
- Proszę, nie rób mi tego znowu.
- Czego?
- Znowu pojawiasz się i wszystko mi się wali - jęknęła i wzięła głęboki oddech. - Przez cały ten czas wmawiałam sobie, że dla mnie nie istniejesz, a teraz wracasz, stawiasz jakieś warunki i…
- Ja za to ciągle, każdego dnia wmawiałem sobie, że czekasz na mnie. Nie wiem, kto się bardziej zawiódł. Czy ty dlatego, że wróciłem, czy ja dlatego, że ciebie nie było.
- Przestań - szepnęła, drżąc na całym ciele. Ten widok i mnie przyprawił o dreszcze.
- Co mam przestać? Mówić prawdę?
- Wystarczy! - krzyknęła, jakby na krawędzi rozpaczy.
- Właśnie, że nie wystarczy!
Znieruchomiała.
- Postaw się w mojej sytuacji! Nie mam do czego wrócić, wszystko mi odebrałaś! Moje dziecko, o którym nie raczyłaś mi wspomnieć, wychowuje inny mężczyzna. Ciebie ma inny mężczyzna! - Uderzyłem otwartą dłonią w karoserię. - Naprawdę chcesz się licytować?!
Podskoczyła lekko na dźwięk uderzenia. Teraz już nie wstrzymywała łez, a szloch. Teraz to z nim walczyła. Ja natomiast próbowałem się uspokoić.
- Mówisz o tym wszystkim tak pięknie, jakbyś nadal mnie kochał - powiedziała bez wyrazu, zapatrzona w coś za mną. - Jakbyś nie zniknął, zostawiając mnie z całą masą problemów.
- Do końca życia będziesz mnie za to winić?
- Może i dłużej.
Zacisnąłem zęby, szukając odpowiednich słów.
- Co chcesz usłyszeć? Co mam ci powiedzieć, Sakura?
- Nic nie mów, po prostu zniknij - powiedziała cicho, wyraźnie roztrzęsiona. We mnie za to zagotowała się resztka uczuć, które chroniłem przez te lata i zacząłem poddawać w wątpliwość sens ich istnienia.
- Tego chcesz? - Zmrużyłem oczy. - Dla mnie? Dla swojego dziecka?
- Przestań mieć ją jako kartę przetargową! To dziecko, do cholery! Nie kolejna rzecz, którą możesz mieć lub nie!
- Co sugerujesz?
- Sprzedałeś swojego brata, jego żonę, nawet mnie! - wykrzyczała na skraju załamania. Miałem wrażenie, jakby właśnie rozsypywała się na kawałki, które przelatywały mi przez ręce. - Może kiedyś zrobisz to i swojej córce?!
- Sakura…
- Nie mogę ci ufać, jesteś chyba najmniej wartą zaufania osobą, jaką znam, więc przestań mi tu pieprzyć o tym, że zniszczyłam ci życie, ty cholerny egoisto!
- Sak…
- Ani słowa!
Desperacko uniosła podbródek wiedziona emocjami zamkniętymi w sobie od pięciu lat. Z jednej strony nie mogłem jej winić, a z drugiej tak bardzo chciałem mieć do tego prawo. Mimo to pozwoliłem jej mówić, lecz patrząc na jej łzy, które wyraźnie wbrew jej woli skapywały po policzkach coraz bardziej traciłem samokontrolę.
- Zniszczyłeś mnie, Uchiha - powiedziała po przerwie, starając się patrzeć na mnie z góry. - Zniszczyłeś mnie jak nikt w całym moim życiu, a teraz, gdy wszystko poukładałam, wracasz. - Mówiła coraz słabiej, bolało mnie to coraz mocniej. Zastygłem w jednej pozie i byłem wdzięczny, że nie patrzyła na moją twarz. - A zawsze, nawet jeśli niosłeś ze sobą coś dobrego, to nieodłącznym tego elementem było zniszczenie, jak nie śmierć.
Zrobiła to, czego się obawiałem. Uniosła wzrok, zatrzymując go na moich oczach. Jej zielone, zaszklone spojrzenie kiedyś nie przyprawiało mnie o tyle emocji. Sam zrozumiałem, że nigdy nie kochałem jej bardziej niż teraz, że może potrzebowałem aż pięciu lat, żeby do tego dojrzeć. Wiedziałem, że nie traktowałem jej tak, jak powinienem, że zasługiwała na więcej niż jej dałem, ale przecież nigdy jej tego nie powiem.
- Teraz prawie porywasz mnie spod domu, zawozisz tutaj i patrzysz… patrzysz na mnie tak, jakbyś wciąż mnie kochał. - Już raz dziś to powiedziała. Brzmiało to tak, jak oczekiwała, że zaprzeczę, że dam jej kolejny powód, aby samego siebie skreślić. Wciąż patrząc jej prosto w oczy, nie mogłem. Już nie umiałem jej okłamywać.
- A skąd pomysł, że przestałem cię kochać?
Wręcz widziałem, jak coś w niej pęka, jakby jej limit został osiągnięty, a ona straciła wszystkie siły.
- Przestań - szepnęła, łapiąc się za głowę i wbijając wzrok w ziemię. - Po prostu przestań.
Nie wiele myśląc otworzyłem szerzej drzwi i podszedłem bliżej. Uniosłem dłoń. Delikatnie musnąłem jej policzek. Chyba chciała odskoczyć, ale z racji, że nie miała gdzie, wyprostowała się szybko, patrząc na mnie ze strachem. Ja jednak nie zaprzestałem. Zrobiłem to jeszcze raz.
- Przestań - powtórzyła któryś raz już dzisiaj, nie liczyłem. Byłem skupiony na jej rozbieganych oczach, na tym, co się w nich czaiło. Chciałem wiedzieć, czy pozostało tam cokolwiek prócz strachu.
Powoli, bardzo powoli przesuwałem dłoń z jej policzka, na brodę, usta. W końcu utkwiła we mnie spojrzenie tak mocno, że zabrakło mi tchu. Jej chyba też. Zamarłem z palcami dotykającymi jej szyi. Staliśmy tak, wpatrując się w siebie nawzajem. W końcu w pełni mogłem się jej przyjrzeć. W końcu miałem ją przed sobą, a nie tylko w pamięci, która z słabła z dnia na dzień. Teraz jej widok był rzeczywisty, prawdziwy. Nikt nie mógł mi go już zabrać.
Zacisnęła usta i pokręciła przecząco głową, wciąż patrząc mi prosto w oczy. Łzy kapały na jej sukienkę, zostawiając małe plamki. Usta drżały, jakby chciała coś powiedzieć, ale do końca nie wiedziała co.
Nie odrywając dłoni od jej skóry zjechałem na jej obojczyk, potem dekolt. Oddychała szybko i niemiarowo. Nie śledziła moich ruchów wzrokiem. Wciąż spoglądała mi w oczy, przez co na chwilę pomyślałem, że może moja tęsknota nie była jednostronna. Uniosłem drugą rękę, którą położyłem na biodrze, czując pod palcami czerwony materiał. Jej powieki rozchyliły się gwałtownie, jakby nie była na to przygotowana.
- Nie. Proszę, nie.
Jej szept był tak cichy, że aż ledwo słyszalny. Przez chwilę miałem nawet zamiar jej posłuchać, ale gdy zacisnąłem dłoń na jej talii, drugą unosząc do jej ust, przymknęła oczy. Westchnęła równie cicho, jak protestowała. Ten widok popchnął mnie na krawędź.
Nachyliłem się nad nią, a ona płakała. Już nawet nic nie mówiła. Pocałowałem ją delikatnie, inaczej niż to miałem w zwyczaju, jakby na próbę, jakbym upewniał się, że to naprawdę ona. Nie widząc jej reakcji zrobiłem to jeszcze raz. Zwiotczała i tym razem wpadła w moje ramiona. Upadłaby, gdybym jej nie przytrzymał.
- Tylko raz - szepnęła, nie otwierając oczu. - Tylko ten ostatni raz.
Ostatni?
Nakierowałem jej twarz do góry, każąc na siebie spojrzeć. Tym razem nie dopatrzyłem się tam jedynie strachu, ale znalazłem też ból, bliźniaczo podobny do mojego własnego. To przeważyło szalę resztek mojego opanowania.
Przyparłem ją do samochodu i wpiłem się w jej wargi, tak, jak marzyłem od dłuższego czasu. Błądziłem dłonią po jej talii, a gdy jęknęła mi prosto w usta wiedziałem już, że nigdy nie pozwolę jej odejść. Zarzuciła mi ręce na szyję, przyciągając do siebie jeszcze mocniej. Wplotła dłoń w moje włosy i pocałowała z żarliwością godną mojej, tym samym budząc we mnie resztki nadziei, której potrzebowałem jak powietrza, a ona chyba dopiero teraz to zrozumiała.
Złapałem ją pod kolanami i uniosłem do góry. Oplotła moje biodra nogami, nie mając kontaktu z podłożem. Oparta plecami o auto znów przyciągnęła mnie do siebie. Włożyłem rękę pod jej sukienkę i wyczuwając pod palcami koronkową bieliznę, zacisnąłem dłoń na jej pośladku. Oboje dyszeliśmy przepełnieni uczuciami, które tak dawno nam odebrano. Uczuciami, o które miałem zamiar walczyć.
Postawiłem ją na ziemi i odwróciłem do siebie tyłem, przyszpilając do samochodu. Ona jakby wróciła na chwilę do rzeczywistości, ponieważ spojrzała na mnie z przestrachem przez ramię. Chcąc ją uspokoić, zbliżyłem usta do jej szyi, całując ją powoli. Czułem, jak się rozluźnia, jak znów mi się oddaje. Ta myśl przysłoniła wszystkie inne.
Jednym szybkim ruchem rozpiąłem spodnie i zadarłem jej sukienkę do góry. Pisnęła, na co tylko mocniej docisnąłem ją do samochodu. Po głowie wciąż kołatały mi się słowa ostatni raz. Miałem zamiar sprawić, że będzie błagać o kolejny, a nie modlić się, aby ten był ostatni, więc nawet nie zdejmowałem jej majtek, a tylko odsunąłem w bok.
Gdy wykonałem pierwszy ruch, wygięła się do tyłu, przylegając plecami do mojej klatki piersiowej. Wyciągnęła rękę do tyłu i oplotła mnie nią za szyję. Nie wiedziałem, że aż tak stęskniłem się za jej dotykiem, dopóki łapczywie nie przylgnęła do mnie, chłonąc moją bliskość. Zamroczyło mnie. Nieświadomie poruszałem się coraz szybciej. Nie było czasu na ckliwe sceny. Teraz już wiedziałem, że nie tylko ja jej pragnąłem, ale ona mnie również, więc wyuzdany seks był jak najbardziej na miejscu. Tym bardziej, że doszła bardzo szybko przez co i ja nie musiałem czekać długo.
Opadłem na nią, znów opierając ją o samochód. Wtuliłem twarz w jej włosy, próbując uspokoić oddech. Ona również próbowała się opanować, ale całkiem długo staliśmy w tej pozycji.
Wreszcie wyprostowałem się i wyszedłem z niej, na co westchnęła cicho. Zaczęło robić się niezręcznie. Zapiąłem spodnie, ona poprawiła sukienkę, ciągle stojąc do mnie tyłem. Gdy się nie odwracała, dotknąłem jej ramienia. Wzdrygnęła się i zaczęła powoli zwracać się w moją stronę.
Bojąc się, że zobaczę zawód w jej oczach nachyliłem się i pocałowałem ją, jednak zupełnie inaczej niż do tej pory. Całowałem ją powoli, chcąc aby zrozumiała, że wciąż była dla mnie tak ważna, że nie umiałem ubrać tego w słowa. Ona za to nie odsunęła się. Położyła dłonie na mojej klatce piersiowej i zacisnęła je w pięści, oddając każdy pocałunek, bez wyjątku. Wreszcie czułem, że żyłem.
Gdy oderwałem się od jej ust, pochyliłem się do przodu tak, że stykaliśmy się czołami. Myślałem, że teraz wszystko będzie już dobrze, ale ona znów płakała. Nie wiedziałem, co z tym zrobić. Spuściła głowę. Wypuściła z dłoni materiał mojej bluzy i po prostu zaczęła lekko uderzać mnie w pierś, coraz mocniej płacząc.
Nie puszczając jej, usiadłem na siedzeniu pasażera, do którego drzwi przez cały czas były otwarte. Pociągnąłem ją za sobą, przez co wylądowała, siedząc bokiem na moich kolanach. Oparłem się wygodnie i przyciągnąłem ją bliżej, a ona wtuliła twarz między moją szyję a obojczyk, znów kurczowo zaciskając dłoń na materiale mojej bluzy.
Leżała na mnie, oddychając nierówno z zamkniętymi oczami. Wolną dłonią delikatnie gładziłem jej włosy, bojąc się, że po tym wszystkim ode mnie ucieknie. Ona jednak chyba nie miała tego w zamiarze, bo uspokajała się coraz bardziej, ciągle się we mnie wtulając. W końcu objąłem ją i z westchnieniem pocałowałem we włosy.
Odchyliłem głowę do tyłu, wpatrując się w sufit. Sam też musiałem sobie to wszystko ułożyć. Nie planowałem tego. Przysięgam, że nie planowałem. Samo tak wyszło.
- Ostatni - szepnęła, a ja oprzytomniałem.
- Co ostatni? - spytałem cicho, ale nie odpowiedziała.
Usnęła.
Serio, usnęła.
Wziąłem głęboki oddech.
Nie mogłem jej teraz odwieźć do Kirito. Jak by to wyglądało? Cześć, przeleciałem naszą wspólną laskę. Kocham ją, ale chyba ty też. W każdym razie oddaję, jest lekko używana. Teraz twoja kolej, mi skończyły się żetony.
Miałem ochotę w coś uderzyć. Byłem pewien, że jeśli zabiorę ją do Raydera, to rano będzie wściekła. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał trochę po dwudziestej pierwszej. Nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy, więc nie mogłem zabrać jej nawet do motelu, przez co prezentowałem się dość żałośnie, lecz cóż. Najwyraźniej tak miało być.
Uważając, aby jej nie obudzić wyszedłem z auta z nią na rękach, po czym powoli ułożyłem ją na siedzeniu pasażera. Zamruczała coś przez sen, gdy zapinałem jej pasy. Już miałem się prostować, ale złapała mnie za rękę. Znów powiedziała coś, czego nie zrozumiałem, lecz w miarę szybko rozluźniła uścisk. Korzystając z okazji zamknąłem drzwi i poszedłem na swoje siedzenie.
Jechałem powoli, nie chcąc tak szybko psuć tej chwili. Gdyby tylko nie było tej sytuacji w parku, gdyby tylko, od razu kiedy zniknąłem, nie pobiegła do mojego przyjaciela, gdyby powiedziała mi, że mam córkę, gdyby mnie nie oszukała.
Byłoby tak pięknie. Tak w chuj pięknie.
Z jednej strony uważałem, że nie mogłem jej za wszystko winić. Sam spieprzyłem ogrom rzeczy, zostawiając na jej głowie cały ten bajzel, ale tym razem ona też miała wiele na sumieniu, więc nie przewidziałem dla niej taryfy ulgowej. W szczególności pod względem Sarady.
Do końca to do mnie jeszcze nie dotarło. Nigdy za bardzo nie widziałem się w roli ojca, ale gdy moja - bądź co bądź - córka wzięła mnie za dłoń i wyciągnęła ręce, abym ją przytulił, coś we mnie pękło. Coś, co spowodowało, że zrozumiałem, iż czas na podejmowanie błędnych decyzji się skończył, że bez względu na to, co postanowiła Sakura przestałem odpowiadać tylko za siebie. I ona musiała zrozumieć, że wróciłem i ponieść wszystkie związane z tym konsekwencje.
Udało mi się bez przeszkód wrócić pod dom Raydera z pamięci. Obawiałem się, że zabłądzę, ale chociaż ta czynność wyszła mi bez problemów. Widziałem przez okno światło bijące z telewizora, więc nie musiałem za bardzo się martwić, że obudzę tego kretyna bądź on zrobi na mnie nalot i obudzi Sakurę.
Wziąłem ją na ręce i kopniakiem zamknąłem drzwi, a z pilota samochód. Poprawiłem Haruno, która spała w moich ramionach i ruszyłem w stronę ganku. Gdy wszedłem po trzech skrzypiących schodach powitała mnie morda Raydera stojącego w przejściu, który już chciał coś powiedzieć, ale go ubiegłem.
- Ani słowa - syknąłem, a on udał, że się kłania i przepuścił mnie w drzwiach.
- Takie dobre dziewięć na dziesięć - powiedział cicho, zaczynając się śmiać. Na ślepo kopnąłem go w łydkę, ale nie przestał. - Wiedziałem, że będzie ciekawie, ale nie, że przyniesiesz ją nieprzytomną.
- Tylko zasnęła, idioto - burknąłem, wchodząc do pokoju, który wcześniej sobie wybrałem. Było tu jedno z dwóch łóżek w całym domu, więc położyłem ją na nim i cicho zamknąłem za sobą drzwi.
- No? Opowiadaj, kocurze. Jak to zrobiłeś? - Rayder opierał się biodrem o ścianę z rękoma założonymi na piersi.
- Spierdalaj. Nic ci nie powiem. - Minąłem go w drodze do kuchni, choć uśmiechnąłem się pod nosem.
- No powiedz mi. Jestem złakniony miłosnych przygód - jęknął, idąc za mną.
- Moich nie usłyszysz.
- A dlaczego to? Ona tak kiepsko całuje czy ty?
- Chciałbyś, aby którakolwiek z twoich tak się całowała - mruknąłem. Odkręciłem butelkę, która jeszcze przed chwilą stała na blacie i upiłem kilka łyków.
- Więc to ty jesteś w tym kiepski. Ha! Wiedziałem!
Hatake podszedł do lodówki i zadowolony wyjął stamtąd piwo.
- Ale coś ci powiem. Tylko lepiej usiądź. - Wskazałem krzesełko przy małym stoliku.
- Muszę?
- Zalecam.
Posłuchał, choć i tak burczał coś pod nosem. Łokieć oparł o stół, a głowę o zaciśniętą pięść, ciągle przyglądając mi się badawczo.
- Ona ma hiv, sprzedała ci to pięć lat temu i teraz wyjeżdżasz do Indii znaleźć swoje prawdziwe ja.
Spojrzałem na niego, mrużąc oczy.
- Jak ci się udawało szmuglować to paliwo przez granicę, skoro sam jesteś tak ograniczony?
- Uuu, aktywował nam się tryb “Prezes”. - Złożył dłonie w tubę i zmodulował głos, jakby miał pochodzić z głośnika. - Proszę państwa, czerwony alarm. Uchihowska esencja zajebistości postanowiła się ukazać. Jej działanie jest nieuniknione. Proszę spierdalać jak najszyb…
Trzasnąłem go w kark otwartą dłonią aż się zakrztusił.
- Jeśli ją obudzisz, to nie ręczę za siebie - syknąłem, ale on tylko próbował powstrzymać śmiech.
- To dobra. W końcu tyle czasu czekałem na te ploteczki - powiedział zadowolony, siadając wygodniej. - Wyśpiewaj mi wszystko. Przewidziałem każdą opcję, nic mnie nie zaskoczy.
- Na przykład jaką?
- No tą z hivem i Indiami, choć myślałem też o Tybecie. To jest bardziej wiesz, mysterious. - Wzniósł oczy do góry, zataczając dłonią koło nad swoją głową. - Mnisi, te sprawy. Nie musiałbyś już nigdy układać włosów albo martwić się o możliwą impotencję. - Puścił mi oczko, a ja miałem ochotę sprawić, aby zamilkł, lecz nigdy nie potrafiłem tego zrobić. Był na mnie uodporniony. - No nie patrz tak na mnie, jakbyś chciał zrobić mi krzywdę. - Udał urażonego, ale jego ciemne oczy wciąż patrzyły na mnie z ciekawością. - Wiesz. Brałem też pod uwagę, że oddałeś się na organy, bo doszedłeś do wniosku, że twoje życie nie ma sensu.
- Sądzę, że to ostatnie przyniosłoby najwięcej korzyści. - Skinąłem głową całkiem poważny.
- Też tak uważam, ale wiesz. Nie chciałem ci mówić, bo…
- Mam córkę.
Przerwał natychmiast. Pierwszy raz mi się to udało. Wpatrywał się we mnie jak w ósmy cud świata, co jakiś czas kontrolnie mrugając, jakby próbował zarejestrować co powiedziałem.
- Wybacz, ale chyba się przesłyszałem.
- Jeśli usłyszałeś, że mam córkę, to nie. Wszystko jest w porządku.
- Stary! - Wstał i podszedł do mnie. Wcisnął mi swoją rękę w swoją, mocno nią potrząsając. - Jak się cieszę. Będziesz ojcem! Kupię jej jakieś zabawki, dobra? Bardzo lubię dzieci, nauczę ją gotować! Przemycać paliwo i szantażować mafiozów dopiero jak będzie starsza, ale na razie poprzestanę na gotowaniu. Który miesiąc?
- Prawie pięć lat.
Przestał ruszać dłonią. Cały przestał się ruszać. Ta informacja dopiero musiała być mysterious.
- Czekaj. Najdłuższa ciąża, to ta słonic i ma dwadzieścia jeden miesięcy, o ile się nie mylę, więc…
- Moja córka żyje, debilu. Ma ponad cztery lata. A, i Sarada na imię.
- To ja sobie jednak usiądę.
I usiadł. Wręcz klapnął na stołek. W końcu spojrzał na mnie i wyprostował się.
- Jesteś pod wpływem? Ktoś dał ci lewy kwas?
- Nie - westchnąłem, choć dla mnie to wszystko też było nowe.
- Poczekaj. Upewnię się ostatni raz. - Uniósł ręce przed siebie, jakby chcąc mnie zatrzymać, mimo że w ogóle się nie ruszyłem. - Masz dziecko. Takie żywe, prawdziwe.
- Córkę, w gwoli ścisłości.
- Nie sądzisz, że… mogłeś mi o tym wspomnieć wcześniej? - Podrapał się po karku, wbijając spojrzenie w stół. - Stanąłbym na głowie, żeby załatwić inne lokum. Przecież tu nie można wpuścić dziecka. Te wszystkie bakterie, roztocza. Jak ty to sobie wyobrażasz, Uchiha? Ona potrzeb…
- Wiem o tym od jakiejś godziny. No, trochę więcej.
Spojrzał na mnie coraz bardziej skołowany. Opowiedziałem mu pokrótce o Sakurze, Saradzie. Kirito. O tym, że ktoś powiedział jej podobno o moim braku potrzeby kontaktu z kimkolwiek. Nie doszedłem jeszcze do tego, kto za tym stoi, ale to była tylko kwestia czasu. Dziś przy rozmowie z Haruno miałem dość inne priorytety.
- Powiem ci, że coraz bardziej nie lubię tej twojej laski - powiedział Rayder przerywając milczenie, które zaczęło się, gdy tylko skończyłem opowiadać. - Totalnie zrobiła cię w chuja. No wyruchała cię bez mydła tak, że aż mnie dupsko boli.
- Dzięki. Doceniam twoją empatię - mruknąłem, lecz Hatake wciąż przetrawiał newsy.
- Serio? Z tym Kirito? Wy się czasem nie przyjaźniliście od dziecka?
- Przyjaźniliśmy.
- No… No… Czy coś ci tu czasem nie gra?
- A czy wyglądam ci na takiego, któremu wszystko gra?
Dobitne warknięcie trochę ustawiło go do pionu. Zrozumiał, że moja bierna postawa wcale nie równała się akceptacji.
- Możemy mu naklepać. Pomogę ci. - Przyłożył pięść do serca. - Słowo harcerza.
- Byłeś ty w ogóle kiedyś harcerzem?
- Nie, ale to miało tylko potwierdzić, że naprawdę możemy go sklepać. Znam takiego gośc…
- Żadnego klepania - powiedziałem bez wyrazu. Chyba zrozumiał przekaz, choć widziałem, że na końcu języka miał jakiś protest.
- To może mały szantażyk?
A jednak.
- Nie. Szantażyk też nie.
- Ech. Naprawdę trafiłeś do tego pierdla przez przypadek. Za grosz w tobie jakiejś chęci… - Zrobił minę, jakby szukał słowa.
- Robienia innym krzywdy?
- O tak. Dokładnie.
- Wyrządziłem jej wystarczająco dużo do tej pory. - Westchnąłem cicho, na co Rayder nie zwrócił uwagi, bo bawił się solniczką, skupiając na niej całą swoją uwagę.
- Wiesz. Jak dla mnie, to po tym co mi teraz powiedziałeś, to jej się to wszystko należało. Aż zaczynam żałować, że przepędziłem stąd szczury.
- A przepraszam, co byś z nimi zrobił, jakby tu były?
- Nie wiem. Pod kołdrę jej wpuścił, czy co. - Wzruszył ramionami, a ja podszedłem do niego, mając zamiar wrócić do sypialni.
- Tu masz kluczyki. - Wcisnąłem mu je w rękę. - Już je z Sakurą rozdziewiczyliśmy. Od tej pory możesz szaleć. - Poklepałem go po ramieniu, gdy powoli unosił głowę. - Nie ma za co.
- Cooo? W mojej nowej bryczce? - spytał z niedowierzaniem.
- Na niej, Rayder. Na niej. - Uśmiechnąłem się pod nosem, zostawiając Hatake w kuchni. Na szczęście nie poszedł za mną, a ja wciąż uśmiechałem się do siebie jak głupi. Z przykrością stwierdziłem, że przed odsiadką robiłem to zdecydowanie rzadziej. Jeszcze nie wiedziałem jak się do tego ustosunkować.
Przez chwilę bałem się, że wrócę do sypialni, a jej nie będzie. Na szczęście jednak juz po przekroczeniu progu dostrzegłem różowe włosy rozrzucone na poduszce, dzięki czemu odetchnąłem. Szybko się rozebrałem, w locie łapiąc jakieś gacie do spania i kucnąłem przy niej.
Trochę rozmazał jej się makijaż, ale moim zdaniem dodało to jej jedynie uroku. Leżała na plecach z jedną ręką nad głową. Wyglądała pięknie, spokojnie. Jak teraz się nad tym zastanawiałem, to nie byłem już pewien, czy kiedyś na głos powiedziałem jej, że jest piękna. Obawiałem się, że nie.
Delikatnie przewróciłem ją na bok. Zacząłem powoli rozpinać jej sukienkę, a gdy udało mi się to zrobić bez przeszkód poczułem, jakby pokonał pierwszą przeszkodę i choć czekała przede mną cała reszta, czułem wagę sukcesu.
Z powrotem położyłem ją na plecach. Przeszedłem na drugi koniec łóżka i pociągnąłem ją lekko do góry, żeby usiadła. Zaczęła coś mamrotać, ale wykorzystałem moment i zdjąłem jej sukienkę już całkowicie, od razu zakładając jej mój podkoszulek. Gdyby obudziła się w samej bieliźnie pewnie dostałbym do łbie. Nie miałem innej alternatywy niż swój tshirt, więc obrałem to za mniejsze zło, bo poranek na milion procent zakończy się fiaskiem. Nie chcąc jednak o tym myśleć usiadłem na podłodze i oparty o szafkę patrzyłem jak śpi.
Miałem jej tyle rzeczy do powiedzenia. W tyle miejsc chciałem ją zabrać, tyle pokazać. A ona w jednym krótkim momencie zniszczyła to wszystko, zostawiając mnie z niczym. Ile ja czasu zastanawiałem się co zrobię, gdy ją zobaczę. Ona jednak przeszła wszystkie moje oczekiwania, plany sprowadzając do poziomu podłogi.
Nie wiem ile tak przesiedziałem, ale gdy w końcu wstałem musiałem rozmasować nogi, które zesztywniały od za długiego bezruchu. Uważając, aby jej nie obudzić położyłem się, lekko przesuwając ją w stronę ściany. Gdy udało mi się ułożyć, odwróciła się w moją stronę. Co najśmieszniejsze wciąż spała. I śpiąc wtuliła się we mnie, przylegając całym ciałem.
Dość sporo czasu się nie ruszałem, chcąc upewnić się, że z powrotem zapadła w twardy sen. Kiedy wreszcie rozluźniłem mięśnie i objąłem ją, miałem ochotę powiedzieć jej, że kocham ją nawet teraz, gdy ona nie kocha mnie. Nie miałem ku temu jednak okazji. Usnąłem, trzymając ją w ramionach, pierwszy raz od dawna czując coś na kształt szczęścia.
Obudziło mnie słońce zalewające mały pokój prawie w całości. Znajdował się on od wschodniej strony, czego teraz byłem już pewien, a gdy raz się przebudziłem, nie udało mi się już zasnąć. Leżałem więc pogrążony w półśnie przez jakiś czas, zawieszony między snem, a jawą. Czułem jej obecność obok i nic już więcej nie potrzebowałem do odpoczynku. Jak długo była w moich ramionach, tak długo mogłem spokojnie przysypiać.
W pewnym momencie jednak uchyliłem powieki. Sakura ruszała się niepokojąco, jakby coś złego jej się śniło. Pozostałem biernym obserwatorem jej działań, dopóki nie zaczęła się prawie rzucać. Trochę spanikowałem. Jeszcze przed chwilą leżała wtulona we mnie, a teraz ledwo mogłem utrzymać ją jedną ręką. Skonsternowany przycisnąłem ją do materaca, nie chcąc, żeby zrobiła sobie krzywdę. Wydawało mi się to najlepszą z możliwych opcji.
Powoli zaczęła się uspokajać i kiedy już bez ryzyka mogłem ją przytulić, zrobiłem to. Przynajmniej miałem nadzieję, że nie strzeli mi lewego sierpowego z rana na dzień dobry, bo objąłem ją ramionami w taki sposób, żeby miała prawie zerowe pole manewru. Czułem jej ciepły oddech na szyi. Dłonie przycisnęła do swojej klatki piersiowej, kurczowo je zaciskając.
Tak leżąc z nią w jednym łóżku, mając ją tuż obok, wtuloną, poczułem ciężar straty. Tak, jakby dopiero teraz dotarło to do mnie w całości. Nie wczoraj, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, czy kiedy uprawialiśmy seks - choć wtedy wydawało mi się, że już wiem. Prawda wyglądała zgoła inaczej. Oddałbym wszystko, żeby móc budzić się przy niej codziennie. Już zawsze. Pomimo tego, co mi zrobiła. Nie miałem zamiaru jej tego oczywiście mówić, bo najpierw musiałem zawalczyć o swoje, ale później, gdy to wszystko już się unormuje… naprawdę oddałbym wszystko. I oddam, jeśli będzie trzeba.
Usłyszałem pukanie do drzwi.
- Właź - powiedziałem głośnym szeptem, a po sekundzie Rayder stanął w przejściu.
- Huhu, jak słodko. - Patrzył to na mnie, to na Sakurę, mając całkiem niezły ubaw. - Wyglądacie razem uroczo. Jak Piękna i Bestia.
- Daruj sobie. Czego chcesz? - syknąłem, czując delikatny ruch ze strony Haruno.
- Muszę niedługo wyjść do pracy, ale zrobiłem wam śniadanie, gołąbeczki. Tak cholernie stęskniłem się za gotowaniem, że dam ci się zatrudnić jako kucharka.
- Świetnie, przynajmniej na coś się przydasz.
- Ona ma naprawdę świetnie nogi, Uchiha. Wczoraj, jak ją niosłeś jak worek kartofli to tego nie zauważyłem, ale teraz w tym świetle… Całą resztę też ma fajną, ale nie zmienia to faktu, że jej nie lubię.
- I vice versa.
Rayder wyglądał jakby połknął balon, gdy Sakura to powiedziała. Wyswobodziła się w moich objęć i podparła się na łokciu.
- Gdzieś ty mnie zabrał? - spytała, rozglądając się dookoła.
- Do najlepszej restauracji w mieście. - Rayder wrócił do siebie, biorąc na klatę obowiązek rozmowy. - Serwuję fantastyczne omlety. - Klasnął w dłonie, niezrażony miną Sakury. - Skoro już wstaliście, to zapraszam do kuchni. Zdążę je dla was jeszcze usmażyć.
I zniknął.
I zostawił mnie z nią sam na sam.
Jeśli przeżywałem kiedyś krępujący moment, to ten był jednym z tych największych. Leżeliśmy na przeciwko siebie, każde na boku, każde na innym skraju łóżka. Bez słów.
Haruno wlepiała we mnie swoje zielone spojrzenie, tym razem bez krępacji. Była lekko niepewna, ale dziś patrzyła na mnie tak, jak kiedyś miała to w zwyczaju. Z rezerwą, ale otwarcie na tyle, aby nic jej nie umknęło.
Chciałem jej coś powiedzieć, tyle że zupełnie nie wiedziałem co. Jak z reguły nie mówiłem zbyt wiele, to teraz zaniemówiłem kompletnie, kiedy naprawdę chciałem się odezwać. Miałem w końcu tyle pytań, że do wieczora mogłaby na nie odpowiadać. Milczałem jednak jak zaklęty, mając nadzieję, że ona pierwsza wykona ruch.
- Mieszkasz tutaj? - spytała, a ja odetchnąłem w duchu.
Skinąłem twierdząco głową. Sakura usiadła i dłońmi ułożyła włosy. Żaden ruch jej palców wczepionych w długie różowe kosmyki mi nie umknął. Ona sama zorientowała się, że bacznie ją obserwowałem, choć próbowała to zignorować.
- Tu spędziłam całą ostatnią noc?
Kolejne kiwnięcie. Już prawie udało mi się coś powiedzieć.
Nagle mina dziewczyny zrzedła. Sakura oparła się plecami o ścianę i zamknęła oczy, wzdychając cicho. Jakby z wyrzutem, pretensją.
- Co myśmy zrobili, Sasuke?
No co, przespaliśmy się.
- Przecież dobrze wiesz, co - mruknąłem, mając na tyle silnej woli, aby w tym momencie trzymać język za zębami.
- Do tego w ogóle nie powinno dojść - szepnęła i przetarła ręką zaspane oczy.
- Tak?
- Tak.
- Dlaczego?
- Nie powinno i już.
Faktycznie. To jedno krótkie zdanie wyjaśniało wszystkie moje problemy. Nic prostszego.
Z cichym jękiem ponownie opadła na materac. Położyła się na plecach, swoją największą uwagą obdarzając sufit. Ja wciąż leżałem na boku, mając na nią teraz idealny widok.
- To był błąd, Sasuke.
- Skoro tak mówisz - mruknąłem, jakby zupełnie mnie to nie obchodziło.
Pocieszało mnie przeczucie, że to co czuła, a co mówiła, to dwie różne sprawy. Często tak robiła, dlatego też nie byłem jakoś przesadnie zaaferowany jej słowami.
- Tylko tyle masz mi do powiedzienia, po tym… po tym wszystkim?
- Sakura, przespaliśmy się - oświeciłem ją, chcąc ubrać to w ładnie słowa. - Pięć lat czekałem, żeby cię zobaczyć, więc nie powinien dziwić cię taki obrót wydarzeń.
- A jednak dziwi - powiedziała twardo i odwróciła głowę w moją stronę, przez co nasze spojrzenia się zetknęły.
- Gdybyś nie chciała, to nic bym nie zrobił. - Mój ton był opanowany i raczej wyprany ze wszystkiego, co próbowałem trzymać na smyczy. W końcu to taką wersję mnie znała i do takiej przywykła. Zmieniłem się na tyle przez cały ten czas, aby ją to przytłoczyło, a tego wolałem na razie uniknąć.
- Prosiłam. Powiedziałam nie.
- Powiedziałaś? - mruknąłem i uniosłem dłoń, a jej ciało zadrżało.
Zacząłem delikatnie palcami dotykać jej ramienia. Nienachalnie, nie pospiesznie. Powoli. To najbardziej na nią oddziaływało. Ta przestrzeń, która tworzyła się między nami w momencie niepewności, gdy nie zdecydowała jeszcze, czy mnie odrzucić, czy nie. Teraz też się zastanawiała. Widziałem w jej oczach sprzeczność, z którą sobie nie radziła. Czułem jej przyspieszony oddech, gdy moja dłoń zaczęła delikatnie drażnić jej brzuch.
W końcu mi nie zabroniła. Chyba nawet lubiła to uczucie. Z tego co wywnioskowałem, w jej mniemaniu robiliśmy teraz coś złego, coś, co nie powinno się stać, więc może to coś na kształt zakazanego owocu, czy czegoś w tym rodzaju. Wolałem na razie nie zgłębiać jej psychiki. To mogłem zrobić później.
- Przestań - syknęła, odtrącając moją dłoń, która jeszcze przed chwilą znajdowała się na jej żebrach. Nie cofnąłem jednak ręki, co tylko bardziej ją rozeźliło. Uniosła się na kolanach i usiadła na moim brzuchu, dociskając moje ręce do klatki piersiowej. - Przestań, rozumiesz? - Pochyliła się do przodu tak, że jej włosy drażniły moją twarz i wyglądała, jakby mówiła to bardzo na poważnie.
Uniosłem głowę i, wykorzystując element zaskoczenia, cmoknąłem ją w usta, po chwili opadając z powrotem na poduszkę. Z reguły nie byłem skory do takich gestów, ale pomysł narodził się dość szybko, więc za bardzo się nie zastanawiałem. Do tego chciałem wiedzieć, jak zareaguje. Co najśmieszniejsze, była bardziej zdezorientowana niż ja.
- Nie bardzo.
- Ty… - warknęła i uniosła prawą pięść, jakby chciała mnie uderzyć.
- Ja - odpowiedziałem całkiem rozbawiony tą sytuacją.
- Nie rób tak więcej. - Zmrużyła groźnie powieki.
- Jak?
- N-nie całuj mnie - powiedziała wreszcie i rozluźniła uścisk.
Nie wiele myśląc, wykorzystałem chwilę i tym razem ja przycisnąłem ją do materaca. Jej mina? Bezcenna. Moja? Dość nieodgadniona w jej mniemaniu, bo zachowałem totalnie neutralny wyraz twarzy. Sakura za to zaczęła wierzgać nogami, próbując się oswobodzić, ale poległa w zupełności. Gdy trochę się zmęczyła, a ja nie puszczałem, w końcu zrozumiała, że przegrała z kretesem.
Pochyliłem się więc nad nią, racząc się szokiem odmalowanym w jej oczach.
- Uchiha, przestań - warknęła, dysząc.
- Przestań: co - spytałem, muskając nosem jej szyję, ciągle trzymając jej ręce nad głową, przez co była zupełnie bezbronna.
- Wszystko - powiedziała już słabiej i skrzywiła się, jakby była zła za własną reakcję.
- Powiedz co, a przestanę.
Delikatnie przygryzłem jej szyję raz, drugi, trzeci, tak aby nie zostawić śladów, a jednak dać jej coś do zrozumienia. Za każdym rozluźniała się coraz bardziej. Przez głowę zaczęły przebiegać mi myśli na temat, ile rzeczy mógłbym z nią zrobić, mając nad nią taką władzę. Że też nie wykorzystałem tego w pełni wtedy, kiedy mogłem.
- Całować mnie - wydusiła wreszcie, a ja uniosłem kącik ust, wiedząc, że to za mało.
- Coś jeszcze? - spytałem, nie przestając.
- Przytulać mnie.
- Mhm.
- Dotykać.
Oderwałem się od jej szyi i uniosłem się na tyle, aby móc spojrzeć jej w oczy. Tak, jak chciała, choć może nie do końca. Wciąż jej nie puściłem i, szczerze mówiąc, nie zamierzałem.
- Tego właśnie chcesz?
- O mój Boże! Co wy, Grey’a odstawiacie?
Oklapłem. Mentalnie i fizycznie. Miałem ochotę wykastrować Raydera dokładnie w tym momencie. Byłem już tak blisko przekonania jej, że najbardziej na świecie marzy, żeby znów mi się oddać, a on to tak mało spektakularnie po prostu spierdolił. Znów mogła być całkowicie moja. Zamiast tego dostałem jej wściekłe spojrzenie i ubaw Hatake po pachy.
- Śniadanko gotowe, zapraszam. - Rayder puścił nam oczko i wręcz wyskoczył z pokoju w razie gdyby mój wzrok jednak mógł zabijać.
- Kto to w ogóle jest? - spytała Sakura, wyraźnie chcąc zmienić temat. Wciąż miała zaczerwienione policzki, co bardzo chciała ukryć przerzucając włosy do przodu.
- Znajomy. - Puściłem jej ręce i zszedłem z niej. - Nazywa się Rayder.
- Poznaliście się w… w…
- Więzieniu? - dokończyłem za nią, jakby sama miała problem z tym słowem.
Sakura pokiwała głową.
- Tak. Poznaliśmy się w więzieniu.
Wstałem z łóżka i czekałem, aż ona zrobi to samo. Wskazałem jej ręką drzwi, w których stronę ruszyła dość niechętnie. Najwyraźniej musiała być mocno głodna, bo w przeciwnym przypadku prawdopodobnie już zbierałaby się do wyjścia.
Nie miałem pojęcia, o czym myślała. Czy czuła się bezpiecznie, czy chciała uciec. Czy było jej dobrze. Z jej miny nie mogłem nic wyczytać. Nie mówiła też za wiele, pozostawiając mnie w niewiedzy. Nawet, gdy weszliśmy do kuchni, gdzie Rayder szalał przy kuchence nic po sobie nie pokazała. Usiedliśmy przy małym składanym stoliku.
- Jesteście idealnie. - Wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła, podsunął nam talerze pod nos. - Oto przed wami naleśniki amerykańskie z prawdziwym syropem klonowym. Wczoraj szukałem go aż po pięciu sklepach.
Nie rozdrabniając się za bardzo zacząłem jeść. Sakura natomiast spoglądała lekko nieufnie na podane danie. Rayder wyczuł jej wahanie, i mimo podobno braku sympatii, spróbował jak pierwszy zrobić coś miłego.
- Spoko, siedziałem za przemyt. Nie za trucicielstwo.
Ku mojemu zdziwieniu Haruno parsknęła pod nosem i to nie ironicznie, a ze śmiechu. Powoli ukroiła sobie kawałek i włożyła do ust.
- To jest boskie - mruknęła, od razu zabierając się za kolejny.
- Wiem, wiem. - Rayder pewny siebie pokiwał głową. - Takie boskie naleśniki mógłby zrobić tylko taki boski mężczyzna.
- Z pewnością - odparłem, a Sakura teraz na mnie przekierowała swoją uwagę.
Zauważyłem, że rozmowa z nią sam na sam bez krzyku, pretensji i żalu, tak naprawdę nie miała miejsca. Gdy tylko zostawaliśmy we dwoje, kończyło się to krzywdząco dla którejś ze stron, o ile tak dobry seks mógł być krzywdzący.
- Te Uchiha, coś się tak rozmarzył. - Rayder upił łyk kawy i usiadł na blacie.
- Nie twój interes - burknąłem, kątem oka zauważając na twarzy Haruno lekki uśmiech. Dzięki temu coraz mniej rozumiałem jak się z nią obchodzić i co robić, aby robiła to częściej. Obstawiałem, że metoda prób i błędów była dość kiepska, więc musiałem skupić siły na innym froncie.
- Spoko. Pewnie i tak o tobie. - Kiwnął głową na Sakurę. - Jak zawsze - dodał z udawaną nostalgią, którą jak dla mnie mógł sobie wsadzić teraz w dupę.
- To też nie twój interes - powiedziałem trochę groźniej, ale on standardowo nic sobie z tego nie robił.
- Jak tyś mogła mu serducho łamać przez pięć lat, to ja nie wiem. Gdzie twoje sumienie? Ty wiesz, że on mi tam prawie uschnął? I to wszystko przez ciebie.
Oderwałem się na chwilę od jedzenia i rzuciłem mu w twarz ścierką. Trafiłem wręcz dziesięć na dziesięć.
- Sądzę, że teraz jesteśmy kwita w kwestii ranienia się nawzajem - powiedziała po chwili, coraz bardziej skupiona na jedzeniu.
- Nawzajem? To co on ci niby takiego zrobił?
Zmrużyłem powieki, marząc, aby się przymknął. Sakura natomiast poczuła powołanie opowiedzenia mu wszystkiego.
- Może to, że o mało mnie nie zastrzelono albo nie zginęłam w pożarze albo hm… może tego, że mi grożono, potem przetrzymywano mnie w jakiejś obskurnej piwnicy, bito i głodzono przez jego ześwirowaną eks, którą na końcu zabiłam, aby nas bronić.
Rayder zaniemówił.
- Ach, weźmy jeszcze pod uwagę, że z jego winy, jego bratowa zapadła w śpiączkę, a jej córka o mało nie została porwana. Ominęłam coś?
- W sumie to, że świadomie wsadziłem brata do paki, żeby samemu uniknąć kary.
- Dziękuję za skrupulatność - dorzuciła ironicznie, patrząc na Raydera z wyższością.
- No, Uchiha. Niezły jesteś - powiedział Hatake i podrapał się po karku. - Nie o wszystkim mi wspomniałeś.
- Taki już jest. Uznajmy to za jego specjalną umiejętność. - Zgryźliwy ton Sakury spowodował, że tym razem to Rayder się uśmiechnął.
- Ale to ty go wydymałaś bez mydła, mała. - Wskazał na nią palcem, a jej widelec zatrzymał się w połowie drogi. - Z tego co wiem, toś mu obiecała cudne love story jak wyjdzie, a ty się z jakimś innym facetem prowadzasz, wychowując dziecko, o którym mu nie powiedziałaś. Nieładnie. - Pokiwał na nią palcem, a ja miałem ochotę jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. W trybie natychmiastowym.
- Różne okoliczności, różne decyzje - powiedziała wreszcie ze wzrokiem wbitym w stół.
- Kobiety. - Rayder wzniósł oczy, przesadnie pokazując swoją dezaprobatę. - Jedno mówią, drugie robią.
- W takim razie Sasuke jest kobietą.
Spojrzała na mnie znad talerza, a ja zaniemówiłem na chwilę. Siedzieliśmy sobie w kuchni, przy śniadaniu. Rozmawialiśmy. Tak normalnie. Wszystko działo się tak pięknie normalnie. Ach, prócz tego, że chyba ciągle mnie częściowo nienawidziła, ale to akurat szczegół. Nad tym mogłem popracować, choć w kwestii naprawiania stosunków międzyludzkich byłem raczej mocno kiepski. Nigdy za bardzo nie musiałem się o nie starać.
Przy Mebui byłem jeszcze dzieciakiem, Cynthia z pewnością nie należała do normalnych kobiet - więc się nie liczy - a to, co działo się potem też nie mogłem nazwać relacjami. Najdłużej - czyli chyba na cały tydzień - została pani menager firmy, z którą kiedyś podpisaliśmy kontrakt. Reszta rezydentowała w moim życiu średnio na dwa dni. I naprawdę mało wtedy rozmawialiśmy.
- Czy to, że się tyle nie odzywa, znaczy, że się zgadza? - mruknięcie Raydera wyrwało mnie z zamyślenia.
- Wiesz, w ogóle odzywa się rzadko.
- Tak, zauważyłem.
- A jak już to tylko warczy albo burczy.
- Czasem też coś syknie.
- Fakt. I mruczy. Dużo mruczy. - Zauważyła Sakura, cmokając cicho.
- Skończyliście? - Uniosłem brew i ku mojemu zdziwieniu oboje się uśmiechnęli.
- Miałem właśnie zarzucić jakimś tandetnym tekstem, że rucham ci matkę, czy coś w tym rodzaju, ale jak widać ocknąłeś się i bez tego - zaśmiał się Rayder i dopiero po kilku sekundach zorientował się, że coś poszło nie tak.
- Ej, co jest?
- Zapomniałam wspomnieć, że Sasuke prowadził, gdy doszło do wypadku samochodowego. Najbardziej ucierpiała jego mama, która od jakichś dziewięciu lat, o ile się nie mylę, jest w śpiączce - odpowiedziała spokojnie Haruno i upiła łyk herbaty.
- Boże, Uchiha. Co jest z tobą nie tak - jęknął Hatake, łapiąc się za głowę. - Przyjaciołom się mówi takie rzeczy, żeby uniknąć takich sytuacji, matole. Uch, wyszedłem na dupka.
- Wyszedłeś - potwierdziłem bez wyrazu, a on zacisnął usta.
- Utwierdzam się w przekonaniu, że to twoja wina. Jakbyś mi wcześniej powiedział, nie dałbym ci wczoraj auta.
Prychnąłem pod nosem.
- Inaczej nie mógłbym jej porwać. - Wskazałem na Sakurę widelcem, chcąc ominąć temat mojej matki.
- I robić też innych rzeczy na moim biednym aucie - westchnął przesadnie i minął mnie szybko, zanim zdążyłem go złapać za gardło.
- Widzę, że jednak całkiem sporo sobie mówicie - syknęła Sakura, przekręcając głowę. Zatkało mnie.
- Nic ponad to, co potrzebne - odchrząknąłem i ruszyłem za Rayderem. - Czy urwał ci ktoś kiedyś język i wsadził go w dupę? - warknąłem do niego, gdy zakładał buty.
Hatake wyprostował się i uśmiechnął szeroko.
- Jednak ją trochę lubię. Jest całkiem spoko.
- Też jesteś całkiem spoko. - Spojrzałem za siebie, gdzie stała Sakura, opierając się barkiem o ścianę. Mój podkoszulek był na nią za duży, więc zasłaniał jej majtki, ale cała reszta zgrabnych nóg została wystawiona na widok, czym Rayder wyraźnie nie pogardził.
- I ciągle twierdzę, że masz boskie nogi. - Puścił do niej oczko i wziął w ręce kurtkę.
A nie mówiłem?
- Lecę do roboty, będę po piętnastej. Mam ci sporo do opowiedzenia, bo będziesz ze mną wiesz, firmę zakładał.
- Co będę? - Zmarszczyłem brwi, pierwszy raz słysząc o tym pomyśle.
- Ach, to potem potem. Pieniążki, mamona, dolary.
- Tyle zrozumiałem.
- I tyle starczy.
- Ale żadnego przemycania paliwa przez granicę - mruknąłem, a on przewrócił oczami.
- Tak, tak.
- I żadnych szantaży.
- Dobrze, mamooo. Żadnych szantaży. - Przedrzeźniał mnie, co Haruno skwitowała krótkim śmiechem. - Jakbyś przypadkiem załatwił sobie komórkę, to tu masz mój numer. - Wskazał na małą szafkę, na której leżała kartka i klucze. - No i swój komplet z kluczami, żebyś mi nie myślał o włamywaniu się.
- Hej, nigdy nigdzie się nie włamałem - zaprotestowałem.
- Dzięki Bogu. Byłyby z tego same problemy. - Pokiwał współczująco głową. - Lecę. Jak wrócę, to ten dom ma być w jednym kawałku.
- Idź już - mruknąłem, zaplatając ramiona na klatce piersiowej.
- No. I grzecznie mi tam. - Wskazał najpierw na mnie, a potem na Sakurę.
Już sięgał do klamki, aby otworzyć drzwi, gdy usłyszeliśmy pukanie. Szybko kontrolnie spojrzałem na Raydera, którego spojrzenie jasno dało mi znać, że nie spodziewał się gości. Cofnąłem się kilka kroków i zasłoniłem Sakurą sobą. Złapała tył mojej koszulki, chowając się. Rayder stanął z lewej strony drzwi, żeby ewentualnie obezwładnić intruza.
Pukanie przerodziło się głośne walenie.
- Otwieraj kurwa te drzwi!
Poznałem ten głos o ułamek sekundy za późno, bo Hatake zdążył zdjąć blokadę i otworzyć drzwi, w których stanął wściekły Kirito. Wzrok utkwił we mnie, zupełnie nie zwracając uwagi na Raydera.
- Gdzie ona jest? - warknął i wszedł do środka.
- To chyba nie twoja sprawa - powiedziałem chłodno.
Nie widział Sakury, ponieważ schowała się za rogiem, w części kuchennej. Na szczęście.
- A żebyś kurwa wiedział, że moja.
Nie poznawałem go. Co prawda teraz nie byliśmy już przyjaciółmi, lecz on nigdy się tak nie zachowywał. W jego oczach nie było takiej furii. Takiego chamstwa. Ta część emocji zawsze należała do mnie.
- Nie wydaje mi się.
Podszedł do mnie i spojrzał z góry, z czystą nienawiścią.
- A ty nie chciałbyś wiedzieć, gdzie do kurwy nędzy jest twoja narzeczona?
Rayder się zakrztusił, ja oniemiałem. Próbowałem nic nie dać po sobie poznać, ale tym razem chyba średnio mi to wyszło.
- Co? Nie powiedziała ci? - prychnął, kładąc ręce na biodrach. - Niedziwne. W końcu wcale tak wiele się od siebie nie różnicie.
- Muszę cię poprosić o opuszczenie tego budynku - odezwał się Hatake, wyczuwając napięcie w tym małym pomieszczeniu.
- Nigdzie bez niej nie wychodzę - syknął, nie zdejmując ze mnie wzroku.
- Ja jej nigdzie siłą nie trzymam - odparłem pewny siebie, dochodząc do wniosku, że problemem wyśnionego narzeczeństwa zajmę się później.
- Ale gdzieś tu jest, namierzyłem jej komórkę.
- Wyjdź. - Ton Raydera stał się twardszy. - Grzecznie proszę ostatni raz.
- Sakura! - zaczął wołać i rozglądać się dookoła. - Przecież wiem, że tu jest.
Zrobiłem krok do przodu, zbliżając się do niego.
- No i co z tego?
Pchnął mnie w klatkę piersiową, a ja poleciałem na drzwi do łazienki. Tego się nie spodziewałem. Zamroczyło mnie na moment. Jednak jak najszybciej wyprostowałem się, widząc, że na mnie idzie i uniosłem pięść, aby go uderzyć, ale nim się zorientowałem stanęła między nami Sakura i złapała moje ramię, tym samym zatrzymując cios. Trzymała moją rękę nad swoją głową, mocno zapierając się nogami. Kirito w ostatnim momencie zatrzymał się, aby na nią nie wpaść. Zamarł z pięścią w powietrzu.
Sakura powoli uniosła na mnie wzrok. Jej szklane oczy i upór wymalowany na twarzy gryzły mi się ze sobą. Jakby jedno wykluczało drugie, a jednak istniało jednocześnie.
- Wystarczy - szepnęła, powoli opuszczając moją rękę, aż puściła ją kompletnie.
- Zbieraj się. Wychodzimy - warknął Kirito i pociągnął ją za ramię.
Wyrwałem się do przodu, chcąc to przerwać, ale Haruno powstrzymała mnie ruchem dłoni.
- Daj mi chwilę - powiedziała do Kirito i nie patrząc na mnie zniknęła w sypialni.
- A ty koleś, wypad za drzwi. - Rayder złapał blondyna za tył koszuli i wyszarpnął na ganek. - Tam możesz sobie czekać do woli.
- Za kogo ty się masz, śmieciu? - syknął Kirito wyraźnie wściekły.
Naprawdę go nie poznawałem. W ciągu tych pięciu lat zmienił się chyba bardziej niż ja. Hatake kiwnął do mnie głową, że sytuacja została opanowana. Nie tracąc więc czasu podążyłem za dziewczyną. Bardzo nie podobało mi się to, co zobaczyłem.
Gdy wszedłem do pokoju, Haruno szukała swoich rzeczy ubrana już w sukienkę, w której wczoraj ją tu przyniosłem.
- Chcesz mi coś powiedzieć? - spytałem, ale nie odpowiedziała. Podszedłem do niej i dotknąłem jej pleców. Wzdrygnęła się, ale tylko w ten sposób zareagowała na moją obecność. - Sakura.
Stała do mnie bokiem, więc delikatnie złapałem ją za brodę i powoli zwróciłem w swoją stronę. Dłoń przyłożyłem do jej policzka, a ona zamknęła oczy i nie ruszała się jeszcze przez trochę. Oddychała głęboko, próbując się uspokoić. Sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
- Narzeczona?
Zacisnęła usta, jakby było jej wstyd.
- O czym jeszcze zapomniałaś mi powiedzieć?
- To chyba już wszystko - szepnęła z wyrzutem, bliska płaczu.
- Czy ty jesteś z nim szczęśliwa? - spytałem cicho, choć bałem się, że odpowie twierdząco. Moja twarz na szczęście nie ukazywała choćby rąbka moich myśli, dzięki czemu ona widziała mnie takiego jakiego chciałem, aby widziała. Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, czy na pewno było to dobre posunięcie.
- To nie jest teraz najważniejsze - odparła i odsunęła się, tworząc dystans.
- Masz zamiar tak po prostu wyjść? - Wsunąłem ręce w kieszenie, próbując udawać, że w ogóle mnie to nie rusza.
- Nie mam innego wyjścia - odpowiedziała gorzko i stanęła przede mną ze swoją torebką w ręku.
- Możesz zostać.
Uśmiechnęła się smutno, jakby trochę z nostalgią.
- Noc już się skończyła, Sasuke. Było miło, ale to tyle.
Spróbowała mnie minąć, ale zagrodziłem jej drogę i przyciągnąłem do siebie. Szybko wciągnęła powietrze i uniosła spojrzenie zaskoczona.
- Co t…
Nachyliłem się, drażniąc oddechem jej wargi, gdy przymknęła powieki i przez moment, przez krótki moment było jak wczoraj, jak dziś rano.
- Czemu próbujesz udawać, że zupełnie nic do mnie nie czujesz?
- Tego nie powiedziałam - szepnęła i nim zdążyłem się zorientować przemknęła mi pod ramieniem na korytarz.
Zakląłem cicho i wyszedłem za nią.
- Wreszcie - powiedział Kirito, tym razem zachowując lodowaty spokój.
- Odzyskałeś zabaweczkę, to spierdalaj, koleś - warknął Rayder, bo najwyraźniej blondyn podziałał na niego lekko destrukcyjnie, gdy mnie nie było. - Spóźnię się przez ciebie do pracy.
Sakura podeszła do Hatake i powiedziała mu coś na ucho, na lekko się uśmiechnął, ale wzrok Kirito spowodował, że jego entuzjazm oklapł.
- Spieszy mi się, Sakura - rzucił Kirito, rzucając mi zdegustowane spojrzenie.
Szybko dodał dwa do dwóch, widząc ją tutaj w moim podkoszulku z rozmazanym makijażem, rano. Bardzo byłem rad z tego powodu. Jeśli chciał ze mną walczyć, nie było mowy o taryfie ulgowej.
Haruno stanęła w drzwiach i spojrzała na mnie krótko. Zdążyła jedynie skinąć głową, a Kirito już pociągnął ją za rękę w stronę samochodu. Nie wiem, co chciałem zrobić, ale ruszyłem w ich kierunku. Spotkałem jednak w przejściu ramię Hatake, który ani myślał mnie przepuścić. I bardzo dobrze zresztą, mimo że wtedy nie byłem tego taki pewien.
- Powiedziała mi, że o osiemnastej możesz się z nią spotkać, jeśli chcesz.
- Gdzie?
Patrzyłem, jak wsiadają do samochodu, który po chwili znika za zakrętem i zacisnąłem pięści.
- W parku. Tyle powiedziała.
Jedyny park, który przychodził mi na myśl to ten, w którym widziałem ją wczoraj.
- Nie wiem, jak szybko będę musiał jechać, żeby się wyrobić, ale nie żałuję, stary.
- Dzięki, Rayder. Za wszystko.
- Jeszcze wciśniemy tego blondyna w ziemię.
Hatake poklepał mnie po ramieniu i również ruszył do wyjścia.
- My?
- No. Koledzy z paki muszą trzymać się razem. - Uniósł rękę i zniknął na chodniku, po chwili również odjeżdżając.
I w ten sposób zostałem sam w pustym, małym rozlatującym się domku. Cały mój dorobek to sportowa torba. To chyba już to sławne dno, o którym tyle się mówi. Nie miałem jednak zamiaru trwać w tym stanie w nieskończoność. Miałem trochę zamrożonej kasy, a do tego musiałem zobaczyć się z rodzeństwem. Wybadać, kto znów zrobił mi szambo z życia, zanim jeszcze zdążyłem do niego wrócić.
***
Ale was wkręciłam.
Powiedzcie, że kochacie Raydera, plox. Mam taką szczerą nadzieję.
Co do SS, to... jak widzicie. Nie ma nudno XD Nie bez powodu seria nazywa się "are you mine?". Cały pic polega na tym, że Sasek nie wie, czy Sakura kiedykolwiek była, jest czy będzie jego, więc chodzi o to, żeby się tego wreszcie kiedyś dowiedział, mimo że na razie się na to nie zapowiada XD
Peace!
PS Cudny szablon, nie? :3
Dobra! Ja mam teorię. Po tych całych seksach twierdzę, że SAKURA WCALE NIE SPAŁA Z KIRITO! Może się tam czasami pocałowali czy coś. Ale jej odpowiedź na pytanie czy jest z nim szczęśliwa, jak dla mnie jest jednoznaczna. Wiesz, 5 lat zajmowania się dzieckiem, nie ma czasu na seksy. No i kurde, poddała się Sasuke. Mimo wszystko, ale zrobiła to! Dzyń, dzyń!
OdpowiedzUsuńKirito jest tylko złudnym poczuciem bezpieczeństwa. Nie kocha go, toć to gołym okiem widać, więc zbytnio dotknąć by mu się nie dała. POWIEDZMY, ŻE SARADA NOCAMI PŁACZE!
Ej serio, ja mam jakiś ból dupy o to czy ona z nim spała, ale to tylko dlatego, że dla mnie Sakura zawsze należy tylko i wyłącznie do Saska, a widząc ją z innym skręca mnie w żołądku.
Dobra, koniec pierdolenia.
Podobało mi się! Sceny SS lofiam ♥ ZARZUCIŁABYM GIFEM BO ONE WYRAŻAJĄ WIĘCEJ NIŻ 1000 SŁÓW. Ale jestem za leniwa, żeby jakiś teraz znaleźć. Dobra, nie leniwa. ROZEMOCJONOWANA.
Buźka!
P.S. Tak, szablonik śliczny ♥
Hmhmhmhm, obalić teroię czy nie? XD
UsuńKochana, która by się Saskowi nie poddała! To jest dobre pytanie!
"Sarada nocami płacze" XDD <3
Kurcze, ale wszystkie znaki na niebie wskazują, że będzie cię jednak skręcać :C
Dziękuję za komentarz! <3
.......Uwielbiam już Raydera matko bosko, no kocham <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest wręcz cudowny tak samo jak ten nowy szablonik a piosenka sprawia, że mam łzy w oczach ! <3
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3
♥
UsuńRayder złoto usty ! Kuuurna rozpierdol. Aktualnie ledwo widzę ale na jedno oko przeczytalam (oczy mam jak dwa minusy chore) Red się melduje i obiecuje napisać coś konkretnego jak wróci jej w pełni wzrok .
OdpowiedzUsuńPs
Rayder jest swietny, Kirito to chuj, a Sasuke Kocham. Tyle w temacie na te chwilę.😍
Marek zameldowany B|
Usuń"Rayder jest swietny, Kirito to chuj, a Sasuke Kocham." KC <3
Kocham, kocham, kocham !
OdpowiedzUsuńRayder to cudo..😍
Kirito jest okropny, ktoś musiał nieźle namieszać Sakurci w głowie po wsadzeniu Sasuke do pierdla...
Czekam na wyjaśnienia ale wszystko w swoim czasie 😁
Rozdział cudo, jak zawsze z resztą, a te romantyczne sceny ahhhh ❤️
Witam!
UsuńZnow ktoś kocha Raydera. Jak mi dobrze XD <3
Oj Sakura nie jest taka złota, zobaczysz XD
❤️
Wkoncu doczytalam calos i jestem zachwycona tym co twozysz . Ja jednak uwazam ze Sakura zle zrobila wkoncu to Kirito wspieral ja przez wszystkie najtrudniejsze chwile . wychowuje z nia dziecko i zapewne utrzymuje. A ona jak pierwsza leprza daje sie dymac na aucie. Jak tania zdzira. Cos w stylu on byl spoko ale skoro wrociles to moge. Dac i tobie.
OdpowiedzUsuńWitam!
UsuńTo bardzo konstruktywny komentarz i bardzo dziękuję za szczerą opinię xD
Może to zabrzmieć jak chamska reklama, ale kompletnie mi nie o to chodzi, właściwie to zwracam się do autorki bezpośrednio z prośbą.
OdpowiedzUsuńSheeiren moja droga, z tego powodu, że czytuję Twoją twórczość już od dłuższego czasu i uważam Cię za świetną autorkę to mam prośbę. Ostatnio w końcu wzięłam się za siebie i zaczęłam tworzyć, coś w końcu wyszło spod moich łapek, jeszcze nie skończone, ale opowiadanie mam w większości zaplanowane więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że szczęśliwie dobiegnie końca. Chciałam po prostu, usłyszeć Twoją opinię, bardzo mi na tym zależy. Dalej się uczę, jak teraz patrzę na pierwsze rozdziały to jestem załamana, a nie były one pisane tak dawno. Więc jeśli dotarłaś na koniec tego wywodu i zainteresowałam Cię choć trochę to zapraszam:
https://life-might-be-confusing.blogspot.com/
Witam.
UsuńCo prawda nie kojarzę twojego nicku, a można to zrzucić spokojnie na moją sklerozę, ale i tak miło mi, że o mnie pomyślałaś. W kwestii bloga nic nie obiecuję, ale też nie zaprzeczam.
Spoko, kwestia załamania pierwszymi rozdziałami zawsze nas dopada. Wszystkie, bez wyjątku XD
Pozdrawiam!
Wiem, że to nie do wybaczenia, ale wcześniej nie bardzo komentowałam, wcześniej byłam pod nickiem UnderTaker xD
UsuńByłam i jestem wielką fanką karuzeli xD chyba trzeci raz już ją czytam, a na ferris trafiłam przy okazji i już zostałam c:
Halo, no! Ktoś mi tu Sasuke wrabia i jak nienawidzę Kirito, tak czuję, że t obyłoby za proste, aby za tym się krył. Ponadto... rozdział cudowny, chociaż ten szybki numerek przy samochodzie niesmaczny XD Znaczy, że dla mnie. Za mało pasji... a, dobra, romantyczna dusza ze mnie, co poradzę. Btw, kocham Hulka, ale Rayder to mój crush number one <3 Nobie wants more, for herself even! *-* W ogóle uwielbiam Twój sposób kreowania postaci, chociaż gdy piszesz z perspektywy Sasuke, mam wrażenie, że Sakura zrobiła się taka mdła... Dobra, pieprzę głupoty, to ze zmęczenia, okej? xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się szablon, muzyka, wszystko. Wybacz, że leniwe dupsko tak ciężko podnoszę do komentowania, ale serio — nie mam czasu x.x
Pozdrawiam, czekam na kolejny rozdział, kocham to opowiadanie i nienawidzę Kirito, zdania nie zmienię. Jestem jego hejterem XD
See ya! <3
Hejo!
UsuńNiesmaczny? Łamiesz mi serduszko, tak się starałam :c Mówisz, że za mało pasji, hmmm. Czy to wyzwanie? XD BO JEŚLI TAK, TO JE PRZYJMUJĘ NA KLATĘ XD
No Raydera też bardzo lubię, choć może źle to brzmi, lekko narcystycznie w sumie. W każdym razie!
Sakura się zrobiła lekko mdła. No życie ją przemieliło mocno przez to pięć lat i straciła ten swój czar, który miała, a przynajmniej chciałam, żeby miała.
To nie głupoty! To konstruktywna opinia. Chcę więcejjj!
Znam brak czasu, dlatego w ogóle nie hejtuje i bardzo dziękuję, że jednak chwilę dla mnie znalazłaś. Miło mi niezmiernie! <3
Obawiam się, że nie sprawię już iż pokochasz Kirito. ALE PRZYNAJMNIEJ PRÓBOWAŁAM! XD
Cya!